11 grudnia, 2013

Zwalczamy mity - Dlaczego boimy się promieniowania?



Jak już wspomniałem, większość ludzi boi się promieniowania jonizującego. Obawy te mogą wynikać z:

  1. Niewidzialności promieniowania - żywioły zagrażające człowiekowi są albo doskonale widoczne (ogień, woda), albo towarzyszą im objawy (wiatr, grzmot), pozwalające szybko podjąć przeciwdziałania, poza tym towarzyszą ludzkości od zarania dziejów i wypracowano środki pozwalające na zmniejszenie zagrożenia (piorunochrony, regulacja rzek). Promieniowania nie widać (co najwyżej towarzyszące mu światło w niektórych przypadkach), nie wydaje żadnego dźwięku, nie ma smaku (znowu wyjątek - metaliczny posmak od dużego stężenia radioizotopów w powietrzu). Porównać je można do bakterii chorobotwórczych, które jednak trochę „oswoiliśmy” dzięki postępom współczesnej medycyny, choć jest wiele szczepów lekoopornych, a jeszcze więcej powstaje w tajnych laboratoriach, o których nie mamy pojęcia. Promieniowanie zaś - oczywiście mowa o promieniowaniu źródeł sztucznych - towarzyszy człowiekowi od ledwie 100 lat i narosło wokół niego bardzo wiele szkodliwych mitów i uprzedzeń.
  2. Możliwości jego wojskowego lub terrorystycznego użycia - oprócz bomb atomowych i wodorowych, których użycie wraz z końcem zimnej wojny stało się mało realne, istnieją również inne sposoby zbrodniczego użycia substancji promieniotwórczych. Niewielkie ilości radioizotopów dostarczone do organizmu mogą spowodować szybki zgon, spowodowany nawet nie tyle aktywnością promieniotwórczą, tylko chemiczną toksycznością tych pierwiastków (zwykle są to metale ciężkie, i np. pluton jest bardziej toksyczny niż ołów). Aleksandra Litwinienkę otruto za pomocą związków polonu, Jasira Arafata prawdopodobnie też. Z drugiej strony, jest wiele innych toksyn, równie skutecznych jako narzędzie skrytobójstwa. Georgi Markow został zabity śladową ilością rycyny, dostarczoną w metalowej kulce wystrzelonej z tzw. bułgarskiego parasola. Aleksandra Juszczenkę otruto dioksynami. Żyjemy w świecie, który ma bardzo pokaźny arsenał trucizn, a izotopy promieniotwórcze są tylko jednymi z nich, w dodatku łatwiej je wykryć poprzez analizę widma emitowanego promieniowania.  Bardzo wiele substancji chemicznych może stać się bronią masowej zagłady i to w najmniej przewidzianym momencie. Przemysł dysponuje ogromnymi ilościami środków chemicznych, które mogą w krótkim czasie zabić tysiące osób.

    W Bhopalu w Indiach eksplozja zbiornika z izocyjanianem metylu spowodowała śmierć lub kalectwo co najmniej 20 tysięcy osób, była to jedna z poważniejszych katastrof przemysłowych XX wieku.
    By nie wydawało się, że są to problemy III świata, warto zauważyć, że w samej Warszawie do niedawna działało kilkanaście zakładów, posiadających po kilka ton gazów technicznych niezwykle szkodliwych dla człowieka (amoniak, chlor). Uwolnienie zawartości choćby jednego zbiornika (np. w „Fotonie”, „Torwarze” czy na Stacji Filtrów) stanowiłoby poważne zagrożenie dla zdrowia i życia mieszkańców całej dzielnicy miasta. Gazy te co prawda posiadają bardzo charakterystyczny zapach, jednakże wiedza dotycząca chemii oraz obrony przeciwgazowej nie jest w społeczeństwie powszechna i straty w ludziach byłyby ogromne.
  3. Fałszywego obrazu kreowanego przez popkulturę - filmy, z „Godzillą”  na czele, ukazują mutacje popromienne jako zjawisko prowadzące do powstawania gigantycznych, wynaturzonych potworów. Jak do tej pory, liczne próby jądrowe (atol Bikini, poligon Semipałatyńsk, zakłady "Majak" k. Czelabińska etc.)  nie spowodowały powstania armii krwiożerczych dżdżownic. Nawet na terenie Strefy wokół Czarnobyla nie pojawiły się hordy zombie, wbrew temu, co nam sugerują kolejne serie gier S.T.A.L.K.E.R.
     
    Po pierwsze, większość mutacji jest śmiertelna - uszkodzenie genomu uniemożliwia rozwój i przetrwanie zarodka, w ten sposób natura zabezpieczyła się przed inwazją mutantów. Po drugie, mutacje występują i bez udziału promieniowania jonizującego, wiele ma charakter losowy, inne występują dzięki mutagenom niezwiązanym z promieniowaniem, np. substancjami chemicznymi. Drobne uszkodzenia genomu nasz organizm potrafi samodzielnie naprawić, do czego, wg teorii hormezy radiacyjnej, niezbędne są małe dawki promieniowania. Poza tym istotna jest moc pochłoniętej dawki, jej rozłożenie w czasie oraz tkanki, które zostały napromieniowane. Przyjęcie dawki 4,5 Sv w krótkim czasie, np. w ciągu godziny oznacza śmierć 50% napromieniowanych w przeciągu miesiąca. Taka sama dawka przyjęta w ciągu czterech lat nie spowoduje nawet choroby popromiennej, skoro ludzie żyją od wieków w rejonach, gdzie tło naturalne wynosi 1 Sv/rok (1000 mSv/rok, norma w Polsce 3,2 mSv/rok).
    Oczywiście, w Strefie wokół reaktora w Czarnobylu występują pewne anomalie - np. osy wijące gniazda na źdźbłach traw - natomiast nie mają one wiele wspólnego z filmowymi kreaturami :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora]