20 maja, 2019

Latarka taktyczna Bailong 801-2 LED UV


Latarka ze światłem ultrafioletowym jest bardzo przydatnym narzędziem do identyfikacji szkła uranowego i większości minerałów uranu. Pozwoli np. odróżnić uraninit od autunitu (ten pierwszy nie wykazuje luminescencji) czy wyszukiwać interesujące nas okazy na hałdach, w sztolniach itp. Oprócz poszukiwań latarka UV znajdzie zastosowanie również w domu, gdy chcemy sfotografować luminescencję swoich zbiorów albo podświetlić określony detal. Osobiście stosuję latarkę Bailong BL-801-2, bardzo udany prezent gwiazdkowy od Żony :)



Zanim zacznę tą mini-recenzję chciałbym zaznaczyć, że nie jestem sprzętowym onanistą i nie przewiduję robienia testów porównawczych, jedynie przedstawię, jak ten konkretny model sprawdza się w moich okołodozymetrycznych zastosowaniach.

Latarka wykorzystuje dwie mocne diody LED - jedną dla światła widzialnego, drugą dla ultrafioletu, umocnowane pod silną soczewką skupiającą w wysuwanym tubusie. Latarka zowie się "taktyczną", aczkolwiek obecnie wszystko jest "taktyczne", nawet kalesony. Ja przyznaję się jedynie do taktycznego kałduna i polecam klub jego posiadaczy - https://kaldun.pl/.


Wracając do naszej latarki, oferuje ona dwa tryby świecenia, zmieniane po prostu włącznikiem - pierwsze wciśnięcie to światło widzialne, drugie to ultrafiolet. Regulowana soczewka pozwala uzyskać światło rozproszone bądź skupione, w zależności od tego, czy szukamy minerałów lub fotografujemy całą kolekcję, bądź też chcemy uwiecznić pojedynczy detal na ceramicznym naczyniu. Maksymalnie rozproszony strumień ultrafioletu potrafi oświetlić skutecznie całkiem sporą kolekcję - z odległości 1 m daje koło o średnicy ok. 70 cm, w którym zmieściło się moje 19 artefaktów (zdjęcie robione w słoneczny dzień przy zasuniętych lekko przepuszczalnych zasłonach).

Odsuwając się na 2,8 metra otrzymamy okrąg dwumetrowy, aczkolwiek wtedy warto już postarać się o lepsze zaciemnienie, a zdjęcia robić na dłuższym czasie naświetlania, z użyciem statywu.

Nawet z takiego oddalenia każde, również mało aktywne szkło uranowe wykazuje luminescencję, widać też różnice w intensywności świecenia, wynikające z zawartości uranu, grubości szkła i obecności innych domieszek. Zwężając snop światła możemy wyodrębnić interesujący nas artefakt lub grupę:


Z kolei przy największym skupieniu snop światła ma kształt prostokątnej diody LED, pozwala jednak na podkreślenie interesującego nas detalu i widzimy od razu, które elementy wykonano ze szkła uranowego, a które ze zwykłego, jak w tej filiżance:

Najbardziej skupiony strumień wygląda tak i ma zasięg ok. 200 m w obu rodzajach światła, zatem w nocy możemy prowadzić poszukiwania na odległość:



Z kolei tryb światła widzialnego może służyć za improwizowany oświetlacz przy fotografowaniu detali, choć musimy pamiętać o korygowaniu balansu bieli, gdyż dioda LED w tej latarce ma zimne, niebieskawe światło. Tutaj plik bez obróbki, ceramiczna popielnica z uranowymi detalami w rzeczywistości ma ciepłą beżową barwę:
Tym niemniej jest to wygodne, gdy chcemy zrobić szybko zdjęcie w świetle widzialnym i w ultrafiolecie by potem stworzyć animowany GIF:

Oczywiście pomijam typowe zastosowania jako zwykłej lekkiej i wydajnej latarki, niezbędnej w domu, na wyjeździe, jako przednia lampka w rowerze itp. Również ultrafiolet może służyć do wykrywania plam krwi, moczu, testowania banknotów i znaczków pocztowych, odczytywania niektórych atramentów sympatycznych, eksperymentów z luminescencją, utrwalania lakierów etc. 
***
Latarka z akumulatorem waży tylko 120 g dzięki zastosowaniu w obudowie lekkich stopów aluminium. Natężenie oświetlenia wynosi 37000 luksów, jak nie więcej, podejrzewam, że stary selenowy luksomierz raczej zaniża, niż zawyża pomiar:
Pomiar na zakresie x10 z dodatkowym filtrem x100.

Zasilanie odbywa się z litowo-jonowego akumulatora 3,7 V typu 18650 bądź też koszyczka na 3 typowe paluszki AAA. Akumulator powinien starczyć na 6 godzin ciągłej pracy po 8 h ładowania. Można go ładować bez wyjmowania z latarki za pomocą zasilacza sieciowego lub samochodowego - oba otrzymujemy w zestawie. Ładowarka informuje nas zmianą barwy diody na korpusie o zakończeniu ładowania, nie ma ryzyka przeładowania akumulatora. 

Akumulatory litowo-jonowe nie mają efektu pamięci, zatem można je doładowywać nie czekając na całkowite rozładowanie i nie spowoduje to negatywnych następstw.


Przy pracy dorywczej - do testów i fotografowania - latarki możemy nie ładować miesiącami. Nawet jak napięcie spadnie z 4,2 do 3,2 V intensywność świecenia nadal będzie wystarczająca do wszystkich zastosowań.
***

Obudowa latarki wykonana jest z mocnego aluminium malowanego na czarno. Dobrze leży w dłoni i umożliwia pewny chwyt - nie jest ani za mała, ani za duża. Przesuwny pierścień regulujący snop światła chodzi z właściwym oporem. Można go przesunąć kciukiem i palcem wskazującym, ale trzeba się przyłożyć, co ułatwiają głębokie nacięcia w obudowie reflektora. Włącznik znajduje się w zasięgu kciuka, latarkę bez problemu włączymy zarówno lewą, jak i prawą ręką bez niepotrzebnych kombinacji. Również regulacja snopa światła nie stwarza problemów osobom leworęcznym, zresztą pierścień jest obrotowy, więc można ustawić wycięcia na nim w takim położeniu, by znajdowały się pod odpowiednimi palcami:


Jedynym mankamentem, jaki można znaleźć, jest zatyczka gniazda ładowarki, umocowana na korpusie latarki przez cienki pierścień z gumy. Jest on dość luźny i sprawia wrażenie, jakby miał zaraz spaść lub pęknąć, ale to detal przy całej bardzo pozytywnej ocenie latarki. Nie testowałem jedynie wodoszczelności, ale latarka na pewno jest kroploszczelna, a pływać z nią nie zamierzam.


Największą zaletą jest silne światło o strumieniu regulowanym w szerokim zakresie i możliwość pracy jako również zwykła mocna latarka, czego nie oferują tanie latarki wyposażone jedynie w diody UV. Funkcja ładowania akumulatora bezpośrednio w latarce oszczędza nam jej rozkręcania i przyspiesza cały proces, szczególnie przy intensywnym użytkowaniu. W razie potrzeby możemy też zastąpić akumulator bateriami z kiosku. W zestawie może zabrakło jakiegoś małego futerału, pozwalającego nosić latarkę przy pasie, ale to już czepialstwo z mojej strony, kaburę można sobie uszyć albo dostosować jakąś od noża czy starego telefonu.

I na sam koniec - nie jestem sprzętowym ortodoksem,  który musi mieć latarkę za miliony monet, bo poniżej zyliarda cebulionów to "wyrób latarkopodobny". Sprzęt wyprodukowany w Państwie Środka też potrafi być trwały i funkcjonalny, szczególnie gdy nie zamierzamy go katować na wyprawie w Himalaje. Wiertarka no-name, sygnowana "Pegasus" z supermarketu wytrzymała u mnie 8 lat intensywnej pracy, zanim w końcu padła. Oczywiście jeśli macie jakieś uwagi co do tego modelu albo alternatywne propozycje - piszcie!

1 komentarz:

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora]