25 czerwca, 2019

Autoradiogramy cz. II

Wreszcie znalazłem chwilę, aby wywołać autoradiogramy nastawione przy okazji wywoływania poprzednich pod koniec zeszłego roku [LINK]. Dłuższy dzień latem nie ułatwia pracy, szczególnie gdy wywołujemy w improwizowanej ciemni, w której trzeba zaciemnić okno, a słońce uparcie nie chce zajść za horyzont.

Tym razem użyłem mojego ulubionego uniwersalnego wywoływacza W-41 ze starej produkcji Fotonu, produkowanego również do niedawna przez czeską firmę FOMA. Do wywoływania papierów stosujemy rozcieńczenie 1+7, do błon 1+30. Roztwór roboczy nie nadaje się do przechowywania, więc przygotowujemy, ile trzeba i po pracy wylewamy, nic się nam nie zestarzeje, nie ma problemów z rozpuszczaniem proszków itp.

Pracę zacząłem od testu bezpieczeństwa lampy ciemniowej, będącego jednocześnie sprawdzianem działania chemii, która jest przeterminowana o jakieś 30 lat. Z odległości roboczej papier nie wykazywał zadymienia, zatem zbliżyłem go bezpośrednio do lampy i potrzymałem kilkadziesiąt sekund. Na odbitce wyraźnie zaznaczyły się miniaturowe neonówki radzieckiej płaskiej lampy ciemniowej. Lampa ta jest wygodniejsza w manipulowaniu i nie nagrzewa się tak bardzo jak ta z klasyczną żarówką.


Jeszcze tylko test utrwalacza i mogłem wyciągać zestaw doświadczalny - podwójne pudełko kryjące blaszankę, jeszcze dodatkowo zawinięte w koc i spoczywające na pawlaczu. Wykonując autoradiogramy pamiętajmy zarówno o dobrym zaciemnieniu całego układu, jak i ekranowaniu, choć ceramika uranowa emituje dość "miękkie" promieniowanie.
***
Po pierwszych minutach wywołania już mogłem stwierdzić, że papier chlorowy nie zdał egzaminu. Ceramiczny talerz z uranowym zygzakiem pośrodku wywołał jedynie nieznaczne zaciemnienie papieru, widoczne dopiero po dłuższej kąpieli w wywoływaczu. Odbitka jeszcze podczas suszenia:

Dla porównania, na papierze bromowym belgijska popielniczka o tej samej mocy dawki już po 3 miesiącach dała wyraźną, kontrastową odbitkę. Plus dla wywoływacza W-41, że trudniej w nim przewołać, nie pojawiają się brunatne plamy, a jedynie nieznaczne zażółcenia. Po wykonaniu skanu i podkręceniu kontrastu ukazał się bardzo ciekawy rysunek - widać nawet różnice w stopniu zaciemnienia przez pomarańczowy detal i jego żółtą lamówkę:

"Matryca" wygląda tak - oczywiście jej autoradiogram jest odbiciem lustrzanym, ale na potrzeby porównania przerzuciłem zdjęcie ceramiki w programie graficznym. Dobrze widać pojedyncze małe grudki z większą koncentracją związków uranu


Medalion Quantum Pendant nie pozostawił żadnego śladu na papierze, pomimo płaskiej, równej powierzchni, dobrze przylegającej do emulsji, oraz zawartości alfa-aktywnego Th-232 (lewa górna i prawa dolna odbitka).



Minerał z okolic Miedzianki zaznaczył się bardzo słabo, w dodatku jego nieregularna powierzchnia uszkodziła jeden z papierów, którymi był obłożony. Podobny eksperyment, tylko z użyciem szklanej płyty światłoczułej, doprowadził Henriego Becquerela do odkrycia radioaktywności, badanej następnie przez Marię Skłodowską-Curie i Piotra Curie.


Porównanie obu stron z "matrycą" - nieregularna powierzchnia utrudniała uzyskanie wyraźnej odbitki, najsilniejsze zaciemnienia są w miejscu bezpośredniego styku:

Po wywołaniu całości od razu nastawiłem kolejne, tym razem na standardowym papierze bromowym. Wywołać planuję po trzech miesiącach, zatem stay tuned!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora]