18 marca, 2020

Przygotowania na wypadek kryzysu

Preppersi, czyli osoby szykujące się na różnego rodzaju kryzysy, uważani byli zwykle za niegroźnych wariatów, czekających na apokalipsę zombie lub inne mało prawdopodobne wydarzenie. Żyjąc w czasach względnego dobrobytu mało kto spodziewał się, że "apo" nadejdzie w niezbyt spektakularnej postaci epidemii koronawirusa. Szturm na sklepy pokazał, jak mało osób przewiduje takie zagrożenia zawczasu i ma w domu niezbędne zapasy. I nie chodzi tu o ilości jak dla pułku wojska, ale nieco większą ilość produktów nadających się do długiego przechowywania, pozwalającą przetrwać 2-3 tygodnie bez uzupełniania z zewnątrz.  Nie jest to trudne przy przeciętnym mieszkaniu wyposażonym w piwnicę, balkon, pawlacz i różnego rodzaju schowki. Szczególnie warto wykorzystać różnego rodzaju martwe przestrzenie, np. za książkami na półce, pod szafą, na szafie, pod łóżkiem itp.


W swoich zaleceniach przyjmuję, że mieszkamy w bloku w mieście, kryzys nie będzie rodem z "Fallouta" czy "Mad Maxa" i nie potrwa wyjątkowo długo, a my nie zamierzamy opuścić miejsca zamieszkania. Większość zaleceń można też zastosować mieszkając w domu jednorodzinnym w mieście czy na wsi.

Zapasy polecam podzielić na dwie części


  1. Normalne, składowane głównie w miejscach użytkowania (kuchni, łazience), tylko w mniej dostępnych miejscach, a także we wspomnianych schowkach. Zapasy takie trzeba regularnie wymieniać, zużywając najstarsze i w ich miejsce uzupełniając świeże.
  2. Żelazny zapas, spakowany w walizce lub skrzyni, którego nie można ruszyć do momentu poważnego kryzysu. Jest on mniejszy i zawiera środki o przeznaczeniu wybitnie kryzysowym, np. latarki zasilane ręczną prądnicą, filtry do wody.

Pierwszą grupę stanowią środki używane codziennie, z których możemy korzystać także zanim kryzys nastąpi, pod warunkiem uzupełniania ubytków:

  1. żywność - kasza, ryż, makaron, mąka, cukier, sól, olej, puszki z fasolą, groszkiem, kukurydzą, konserwy mięsne i rybne, woda mineralna, żywność dla niemowląt, karma dla zwierząt, jeśli takowe mamy, domowe przetwory warzywne, owocowe i mięsne (ogórki, kompoty, dżemy, wekowane pulpety) 
  2. środki czystości - mydło, płyn do mycia naczyń, papier toaletowy, pasta do zębów, pieluchy, podpaski, woda w kanistrach do mycia i spłukiwania toalety
  3. środki oświetleniowe i grzewcze - latarki, najlepiej LED, świece, zapałki, zapalniczki, ogrzewacze do rąk różnego typu
  4. skrzynka narzędziowa - śrubokręty, klucze, piły do drewna i metalu ,wiertarka ręczna, pilniki, kleje do drewna, metalu i gumy, drut, guma z dętek, taśma klejąca, izolacyjna i power tape, sznurek, żyłka, gazety, szmaty
  5. zestaw do szycia - igły, nici, guziki, gumki, taśmy, materiał, cerata, skóra
  6. zapas gotówki w bilonie - wystarczy otwierana skarbonka, do której wrzucamy drobne pozostałe po zakupach, najlepiej nominały 1, 2, 5 i 10 zł, do tego pewna ilość grubszych nominałów w jakimś schowku i nieco złotej biżuterii w głębszym ukryciu.
  7. rower z wyposażeniem (sakwy, koszyk, pompka, oświetlenie), zapasem części zamiennych (dętki, opony, linki) i narzędziami (łyżki, skuwacz łańcucha, ściągacz korb) - zapewnia znaczną mobilność w promieniu kilkunastu kilometrów przy minimalnej obsłudze, polecam solidniejszy miejski lub trekingowy 
  8. plecaki typu turystycznego, w zależności od naszego udźwigu - "kostka", harcerska "gruszka", "komin" czy wojskowy systemu ALICE
  9. wódka i papierosy na handel - samemu lepiej się nie osłabiać używkami, ale mając kilka "małpek" i "wagonów" będziemy mogli wiele załatwić, do tego tematu jeszcze wrócę
  10. lekarstwa i materiały opatrunkowe:
  • środki przeciwbólowe i przeciwzapalne o różnej mocy (paracetamol, ibuprom, efferalgan, pyralgina, ketonal, tramal), 
  • krople żołądkowe, węgiel lekarski, parafina ciekła
  • środki dezynfekcyjne (spirytus salicylowy, jodyna, nadmanganian potasu, rivanol, dermatol, maść ichtiolowa, kwas borny), Altacet w tabletkach, sól fizjologiczna w ampułkach
  • witaminy - głównie C, ale przyda się też A+E i mix witamin z gruby B (tzw. B-complex)
  • Tribiotic (mieszanka 3 antybiotyków o szerokim spektrum działania) w saszetkach do stosowania powierzchniowego na rany
  • bandaże, kompresy gazowe, opaski elastyczne, plaster z opatrunkiem w rolce, plaster-przylepiec, komplet plastrów w różnych rozmiarach, wojskowe opatrunki osobiste, chusty trójkątne, opatrunki na oparzenia
  • nożyczki z cienkimi końcami, nożyczki z tępym końcem do opatrunków, igły do strzykawek, jałowe ostrza do skalpela, kleszczyki chirurgiczne (Kochera lub Peana), pęsety różnych kształtów i rozmiarów, zwłaszcza igiełkowe i kosmetyczne, 
  • kieliszek do płukania oczu
  • termometry rtęciowe (do nabycia na bazarach) o sprawdzonych wskazaniach
  • soda oczyszczona (min. 500 g, ma wiele zastosowań, nie tylko medycznych)
  • środki do dezynfekcji rąk (Manusan), ran (Octenisept) i powierzchni
  • rękawiczki nitrylowe i maseczki chirurgiczne
  • leki, które przyjmujemy stale na nasze schorzenia
  • a także okulary, jeśli je nosimy, na czas kryzysu nie polecam soczewek kontaktowych, lepiej wyrobić sobie 2-3 zapasowe pary albo zatrzymać starsze, jeśli nie są dużo słabsze.
Wymieniony wyżej zestaw leków można trzymać w domowej apteczce albo w brezentowej torbie sanitarnej typu F, która ma wiele wygodnych przegródek: 


Pamiętajmy o regularnym sprawdzaniu terminu przydatności zgromadzonych medykamentów i oddawaniu przeterminowanych do utylizacji (pojemniki są udostępniane w aptekach). Dlatego też jeśli jakiś lek jest rzadziej używany, a ma krótki termin ważności, nie róbmy dużego zapasu. Co innego w przypadku wyjątkowo trwałych substancji, jak np. dermatol czy węgiel aktywny. Warto też wybierać środki w postaci suchej zamiast roztworu (np. Altacet w tabletkach zamiast płynu Burowa, rivanol do rozpuszczania zamiast roztworu).

Druga grupa to sprzęt, który wyjmiemy, jak kryzys się pogłębi:


  1. skondensowana żywność, np. wojskowe suchary SU-2 ("panzerwafle"), suszona wołowina ("beef jerky"), czekolada, racje żywnościowe z tratw ratunkowych (np. Seven Oceans), wojskowe racje MRE lub SRG (racje MRE są bardziej przetworzone i mniej kaloryczne, ale mogą dłużej leżeć, MRE to swojskie polskie jadło, bardziej się nim nasycimy, jednak mają krótszą trwałość - choć jadłem przeterminowane o 3 lata i żyję).
  2. filtr do wody, może być "długopis" przez który pijemy wodę z naczynia lub dzbanek z wkładem węglowym, np. firmy "Brita" albo lejek z filtrem, zakładany na kran.
  3. kuchenki turystyczne (spirytusowe, benzynowe, na kostki "esbit") wraz z paliwem - benzyna ma największą kaloryczność, gotuje się na niej tak szybko jak na gazie ziemnym, jednak grozi wybuchem, pożarem i zatruciem, denaturat jest znacznie mniej kaloryczny, jednak nie oferuje takich "atrakcji", z kolei kostki "esbit" to ostateczność z racji małej gęstości energii (potrzeba 8 małych kostek do zagotowania litra wody)
  4. małe radio na baterie, dobrze gdyby oprócz popularnego zakresu fal ultrakrótkich (UKF/FM) odbierało też inne fale (AM: krótkie - SW, średnie - MW, długie - LW), wystarczy tani "World receiver" z bazaru, starsze radia mają co prawda lepszą selektywność na falach krótkich i średnich, ale wymagają przestrojenia UKF na współczesny zakres i pobierają większy prąd
  5. latarka zasilana z ręcznej prądnicy - może być starszego typu, którą trzeba stale ściskać w dłoni, aby świeciła (radzieckie i niemieckie), albo nowsza, ściskana lub na korbkę, w której wytwarzany prąd również ładuje akumulator (zwykle chińskie). W tym drugim typie niestety akumulator szybko traci pojemność, z drugiej strony oszczędzamy wysiłek i nie hałasujemy, zaś światło generowane przez LED jest silniejsze niż żarowe.
  6. słoneczny powerbank wystarczający do naładowania telefonu lub latarki, można też kupić większy, odpowiedni dla laptopa (zakładam, że kryzys nie dosięgnie internetu, a nawet jeśli, komputer dostarczy trochę rozrywki)
  7. solidny dozymetr mierzący promieniowanie beta i gamma - z tego co jest dostępne na rynku to albo Polaron Pripyat', albo ANRI Sosna, ten drugi ma mocniejszą obudowę, ale mierzy w trybie 18 s, zatem posłuży nam jedynie do pomiaru mocy dawki w danym miejscu, Pripyat' przyda się przy poruszaniu się w terenie skażonym. Zakładam jednak, że skażenie promieniotwórcze będzie ostatnim naszym problemem w razie kryzysu, chyba że nastąpi wojna jądrowa. Jeśli chcecie być zabezpieczeni i na ten wypadek, wówczas zostają krajowe DP-66/DP-66M lub radzieckie z serii DP-5(A,B,W), oferujące zarówno pomiar tła naturalnego, jak i moc dawki do 200 R/h, czyli 2 Sv/h (nie polecam DP-75 pomimo większego zakresu i nowszej elektroniki, łatwo pada wskaźnik wychyłowy). Od biedy - nasz RK-67 lub RK-67-3
  8. narzędzia do prac ziemnych i burzących - saperki, szpadle, łomy, siekiery, kilofy, maczety, młoty, nożyce dźwigniowe, nożyce do drutu kolczastego - po natłuszczeniu olejem lub naftą dla ochrony przed wilgocią mogą leżeć na samym dnie piwnicy i czekać na swój czas
  9. sprzęt turystyczny, jeśli jednak musimy opuścić dom - mały namiot, karimata, pałatka, śpiwór, menażki, niezbędniki, noże typu finka lub myśliwskie, resztę wyposażenia bierzemy z tego co wymieniłem powyżej.
  10. Zestawy przetrwania - po jednym dla każdego członka rodziny -  do płaskiej blaszanej puszki np. po cukierkach wkładamy:
  • lusterko sygnałowe (heliograf)
  • kompas guzikowy
  • miniaturowy gwizdek
  • krzesiwo z magnezem
  • zapałki sztormowe i zwykłe
  • małą świeczkę (urodzinowa lub podgrzewacz)
  • koc termiczny (folia NRC)
  • żyłkę, haczyki wędkarskie, ciężarki, małe błystki
  • piłę drutową
  • mały zestaw do szycia
  • agrafki różnych rozmiarów
  • tabletki do odkażania wody
  • ostrza do skalpela
  • drut miedziany
  • małą fiolkę nadmanganianu potasu
  • pudełko oklejamy taśmą albo wkładamy w woreczek strunowy.
  • Całość może wyglądać tak jak na poniższym zdjęciu - puszka od wody toaletowej STR8, heliograf improwizowany z talerza od dysku twardego, można też użyć małej płyty CD albo wyciąć otwór w wypolerowanej blasze metalowej, jeśli nie mamy fabrycznego:

A przykładowa "walizka na wypadek apo" widoczna jest poniżej. Radio to bazarowy "World receiver" firmy Sonashi, mający zakres fal krótkich rozbity na 6 podzakresów dla dokładniejszego strojenia. Co prawda nie sądzę, aby nastąpił taki kryzys, że wiadomości trzeba czerpać z zagranicznych rozgłośni, ale warto mieć więcej źródeł informacji. W walizce znalazły się też świece, zarówno zwykłe stołowe, jak i grubsze, mogące w razie potrzeby służyć jako improwizowana kuchenka. Opatrunki osobiste, mydło i termometry lekarskie stanowią dodatkowy zapas, uzupełniający zapasy główne.


Oczywiście do powyższych zapasów warto dobrać sprzęt i materiały adekwatne do zagrożeń i niedoborów występujących najczęściej w Waszym miejscu zamieszkania. Jeśli często następują przerwy w zasilaniu, może to być agregat, UPS-y lub dodatkowa instalacja oświetleniowa zasilana z akumulatorów. Gdy często dochodzi do awarii ciepłej wody - mocna grzałka elektryczna (>1000 W) lub duży garnek do grzania wody na kuchence. Na terenach powodziowych - łódź lub ponton, wodery, kamizelki ratunkowe, motopompa. W pobliżu zakładów stosujących toksyczne środki przemysłowe (TŚP) - maski przeciwgazowe i wykrywacze skażeń. To oczywiście tylko przykłady.
**
Dom jednorodzinny pod pewnymi względami jest łatwiej przygotować na kryzys z racji większej powierzchni do przechowywania zapasów czy umieszczenia dodatkowego wyposażenia, np. agregatu prądotwórczego. Możemy też gromadzić deszczówkę w beczkach i wannach, wszelkiego rodzaju opał oraz żywność w osobnych spiżarniach, np. wolno stojących piwnicach. Piwnica taka utrzymuje niską temperaturę przez cały rok, zatem może zastąpić lodówkę. Kawałek uprawnej ziemi - choćby ogródek - i drzewa owocowe pozwolą choć trochę uniezależnić się od zewnętrznych źródeł żywności. Jeśli jednak chcemy większej niezależności, pozostaje np. hodowla królików lub gołębi, co było często praktykowane podczas okupacji. Do tego tematu jeszcze wrócę.
Kompletując zapasy warto pamiętać, gdzie co jest przechowywane. Przydatna jest rozpiska, co i w jakiej ilości trzymamy za którą szafą czy tapczanem. Szczególnie w ciasnych mieszkaniach łatwo zwyczajnie zapomnieć, że coś schowaliśmy "na trudne czasy" i odnaleźć to, gdy kryzys już minie.
***
Tyle jeśli chodzi o sprzęt. Zdolność przetrwania zależy jednak łącznie od 3 kwestii: sprzętu, woli przetrwania i umiejętności. Wola przetrwania zależy od indywidualnych predyspozycji psychicznych, ale należy ją też ćwiczyć. Pamiętacie, co mówi Guillaumet z książki "Ziemia, planeta ludzi"? Tego, co zrobiłem, możecie mi wierzyć, nie zrobiłoby nigdy żadne zwierzę. Po katastrofie swojego samolotu w Andach szedł przez 4 dni i 3 noce pomimo śniegu i mrozu, aż dotarł do cywilizacji. Pomimo śmiertelnego zmęczenia wiedział, że nie może się zatrzymać, jedynie każdego dnia bardziej rozcinał sznurówki w butach. Swoje ocalenie zawdzięczał głównie woli przetrwania, która mobilizowała jego organizm do maksymalnego wysiłku i korzystania z rezerw, które każdy z nas posiada, a jedynie w codziennym życiu nie ma potrzeby ich uruchamiać. Stąd też, szykując się na potencjalny kryzys dbajmy o swoje zdrowie, nie tylko fizyczne, ale również psychiczne. Wówczas znacznie łatwiej będzie przetrwać trudny czas, szczególnie jeśli mamy inne osoby pod opieką. Dobrą szkołą charakteru jest wszelkiego rodzaju sport i turystyka, gdzie widzimy, ile zależy od naszego wysiłku i motywacji, a przy okazji ćwiczymy kondycję fizyczną, co równie istotne.
Jeśli zaś chodzi o zdrowie fizyczne, nie zaniedbujmy leczenia różnych schorzeń, nie odkładajmy ich na ostatnią chwilę czy "na święty nigdy". Dotyczy to chociażby zębów, które jeśli kontrolujemy regularnie, nie sprawiają poważniejszych problemów i dłużej wytrzymają w gorszych czasach. Jeśli zaś mamy niezaleczone ubytki, w czasach kryzysu rozwiną się do tego stopnia, że pozostanie leczenie metodą "kowalską". Im mniej mamy tego typu zaniedbanych schorzeń, tym mniej osłabieni wyjdziemy z kryzysu. Sytuacja kryzysowa zawsze osłabia. choćby z uwagi na uboższą i mniej zróżnicowaną dietę, większy stres i często również wysiłek fizyczny. Możemy jednak te skutki minimalizować. 
***
Kolejna rzecz to umiejętności - oprócz podręczników survivalu, szczególnie miejskiego, warto czytać literaturę partyzancką i okupacyjną oraz podróżniczą. Jedną z cenniejszych pozycji jest "Okupacja od kuchni" Aleksandry Zaprutko-Janickiej, opisująca, jak radzono sobie ze zdobywaniem żywności i gotowaniem w czasach powszechnego niedoboru. Polecam też "Polish wartime cookery book" opracowaną przez polską gospodynię dla jej brytyjskich koleżanek podczas II wojny światowej i inne publikacje z epoki. Warto również zasięgnąć rady osób starszych, pamiętających czasy okupacji oraz powojennej biedy. Dowiemy się wówczas, że wszystko da się czymś zastąpić, a człowiek może znieść znacznie więcej, niż mu się początkowo wydaje.


Oprócz umiejętności stricte survivalowych równie ważne są umiejętności społeczne. Szanse przetrwania w grupie są znacznie większe z uwagi na możliwość dzielenia się sprzętem czy wiedzą, jak również możliwość wykonania niektórych prac zespołowo. Oczywiście można zastosować wariant aspołeczny, czyli zamknąć się na cztery spusty i jeść swoje konserwy, na dłuższą metę jednak to nie popłaca. Szczególnie, że trudno mieć wszystkie umiejętności, jakie mogą być wówczas potrzebne. Zwłaszcza dotyczy to wiedzy medycznej. Wówczas znając odpowiednie osoby i mogąc się odwzajemnić, czy to umiejętnościami, czy zapasami, mamy większe szanse na przetrwanie. Dlatego warto też mieć jakiś fach przydatny w kryzysie, jak choćby szeroko pojęte rzemiosło, naprawianie lub wyrabianie różnych przedmiotów. Obecność grupy ma swoje wady i zalety - z jednej strony nie zdziczejemy, przebywając w izolacji i możemy liczyć na wsparcie, jeśli dopadnie nas "dołek", z drugiej istnieje ryzyko tzw. choroby polarnej, występującej w małych grupach skazanych na przebywanie ze sobą na małej przestrzeni. Doświadczali tego głównie polarnicy, choć dotknąć może różne zbiorowości (rozbitków, zakładników, więźniów). Dlatego też warto zadbać o jakieś rozrywki, w końcu nie cały czas będziemy walczyć o przetrwanie i coś trzeba robić z wolnym czasem. Szczególnie, jeśli kryzys zmusi nas do przebywania w naszej siedzibie, jak podczas obecnej pandemii. Brak możliwości wyjścia nawet na krótki spacer po dłuższym czasie może odbić się negatywnie na psychice, a trwonienie energii na konflikty nie ma sensu. Ogromne znaczenie ma... poczucie humoru, choćby był to nawet czarny humor, znany nam z obozów koncentracyjnych, powstania warszawskiego czy, sięgając do bliższych czasów, katastrofy czarnobylskiej albo zagrożenia terrorystycznego po 11 września 2001 r.
https://varsisava.pl/okupacyjna-satyra-warszawska/

Żarty są jednym ze skuteczniejszych sposobów na oswojenie wyjątkowo stresowej sytuacji, tworząc dystans wobec wydarzeń i choć na chwilę czyniąc ją niegroźną. Przypomnijcie sobie "Wszyscy święci, hej do stołu, dzisiaj w niebie polskie flaczki" po eksplozji Bogwarda na Podwalu, "Arbeit macht frei... durch Krematorium Nummer drei!" z Auschwitz, "jabłka dla teściowej" z Czarnobyla czy bin Ladena załatwiającego wszystko "za jednym zamachem". Warto również analizować bieżącą sytuację w szerszym kontekście i skali - czyli  pamiętajmy, że koronawirus nie jest tak śmiertelny jak wirus Ebola, a pandemia nie zbierze tylu ofiar, co grypa "hiszpanka" w 1919 r.
https://www.salon24.pl/u/ludwiq/465532,hiszpanka

***
Oczywiście, przed wszystkimi zagrożeniami się nie uchronimy, ale często możemy choć trochę zminimalizować ich skutki. W 1939 r. podśmiewano się z osób, które kupowały więcej opału, mydła, świec i cukru, a niektórzy wręcz ostentacyjnie nie robili zapasów, by podkreślić swą niewiarę w  zagrożenie wojną. 1 września okazało się, kto miał rację. I owszem, zgromadzone zapasy nie starczył na długo, ale pozwoliły przetrwać najtrudniejszy czas przestawienia się na okupacyjne realia, dawał również kapitał do handlu wymiennego, który czasem stawał się początkiem małej fortuny.
***
Powyższy tekst jest jedynie zarysem działań, które powinniśmy podjąć, aby przygotować się na różnego rodzaju sytuacje kryzysowe. Mam na myśli umiarkowaną klęskę żywiołową, np. huragan niszczący infrastrukturę komunalną, epidemię zakaźnej, ale niezbyt zjadliwej choroby, przejściowe niepokoje społeczne, zamachy terrorystyczne, kryzys energetyczny, katastrofę przemysłową, w tym nuklearną itp. Skoro już jesteśmy przy wypadkach radiacyjnych, to są one jednymi z mniej prawdopodobnych wydarzeń. Awarie na wielką skalę zdarzają się ekstremalnie rzadko: katastrofa kysztymska i pożar  w Windscale miały miejsce w 1957 r., awaria w Three Mile Island w 1979 r., potem tylko Czarnobyl (1986) i Fukushima (2011). Tak samo zresztą z innymi katastrofami przemysłowymi - najpoważniejsze to Seveso (1976) i Bhopal (1984). Z naszego podwórka to głównie rozległe pożary, np. zakładów "Akwawit" w Poznaniu (1937), gdzie dosłownie popłynęły rzeki płonącego spirytusu oraz rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach (1971), gdzie olbrzymie straty spowodowały masy palącej się ropy. Generalnie katastrofę może spowodować prawie każdy zakład przemysłowy - do silnej eksplozji zbiornika z melasą nastąpiło w cukrowni w Głogoweie w 1991 r. [LINK]. Tak więc lepiej zawczasu dowiedzieć się, jakie fabryki mamy w pobliżu i co nam grozi z ich strony. Incydenty radiacyjne to margines, i są to głównie kradzieże źródeł promieniotwórczych, które zwykle odnajdują się po jakimś czasie. Jedyny zakład, który teoretycznie mógłby spowodować wypadek radiacyjny to Narodowe Centrum Badań Jądrowych w Świerku, jak jakoś od 1958 r. nie nastąpiła tam żadna awaria. Z kolei elektrownie jądrowe za granicą nie grożą tak silnym skażeniem, jak by się mogło wydawać - opad z Fukushimy na naszym terytorium był praktycznie śladowy [LINK], nawet Czarnobyl nie "liznął" nas tak mocno, jak by się mogło wydawać [ LINK]
***
Po bardziej szczegółowe wskazówki zachowania się podczas sytuacji kryzysowej zapraszam na te dwie zaprzyjaźnione strony:

Domowy survival: https://domowy-survival.pl/

Kryzysowo.pl http://kryzysowo.pl/

Jeżeli przygotowujecie się na "apo" bądź uważacie, że "będzie co ma być", dajcie znać w komentarzach.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora]