Strony

08 lutego, 2023

Kamil Dworaczek - W cieniu radioaktywnej chmury

Publikacja ta, wydana w 2022 r przez IPN, wypełnia poważną lukę, jaka do tej pory istniała wśród pozycji dotyczących katastrofy w Czarnobylu. Otóż większość prac na ten temat została napisana przez autorów zagranicznych i skupiała się na:

  • technicznym aspekcie katastrofy, 
  • działaniach Likwidatorów, 
  • osobistych tragediach mieszkańców Prypeci i okolic, 
  • skutkach zdrowotnych, 
  • reperkusjach międzynarodowych. 

W Polsce, nie licząc pierwszej dekady po katastrofie, ukazało się mało wydawnictw na temat krajowych skutków Czarnobyla. Do tej pory też nikt nie ujął w sposób całościowy działań władz PRL i oddźwięku katastrofy czarnobylskiej w Polsce. Przyczynkiem do badań, ale tylko jednego aspektu, była moja praca magisterska, poświęcona propagandowym technikom ukrywania katastrofy przez władze polskie (skrót opublikowany w "Dziejach Najnowszych" R. 43, nr 2 (2011), s. 115-132, pełna wersja w serwisie Akademia.edu - LINK). Teraz Czytelnik dostaje do rąk przeglądową publikację, która prowadzi  od momentu wykrycia skażeń nad Polską aż do końca czerwca 1986 r., kiedy zainteresowanie sprawą Czarnobyla wyraźnie zmalało.

Praca powstała w oparciu o solidną kwerendę źródłową, obejmującą zarówno materiały archiwalne, jak również wywiady z głównymi uczestnikami, w tym ówczesnym rzecznikiem rządu, Jerzym Urbanem. Autor omawia dostępne źródła, jak również te, do których nie udało się dotrzeć lub zostały utracone. 

Nie będę tu streszczał całej publikacji, która zdecydowanie jest warta lektury, tylko skupię się na ścisłości kwestii dotyczących fizyki jądrowej, dozymetrii i ochrony radiologicznej. Na wstępie zaznaczę, że nie zauważyłem rażących nieścisłości, mogących wprowadzić Czytelnika w błąd. Występują jednak pewne niezręczności dotyczące opisu zjawisk z dziedziny fizyki jądrowej:

  • s. 7-8 - "Oprócz tego [prętów sterujących - przyp. mój] w każdym reaktorze znajduje się moderator, którego zadaniem jest odpowiednie spowolnienie reakcji, do których dochodzi w reaktorze" - moderator spowalnia neutrony, aby były w ogóle w stanie rozszczepiać jądra uranu-235, bez niego reaktor by nie działał. Moderator nie jest potrzebny przy reaktorach, które pracują na neutronach prędkich, gdzie paliwem jest głównie uran-238. Trudno więc mówić, że moderator "spowalnia" reakcje w reaktorze - opis Autora sugeruje, jakby moderator był dodatkowym układem regulującym, obok prętów kontrolnych. 
  • s. 26 - Nie wspomniano, że test, który doprowadził do katastrofy, pierwotnie miał być przeprowadzony przed oddaniem IV reaktora do użytku, jednak spieszono się z wykonaniem planu i test odłożono na później. W tekście jest mowa tylko o przełożeniu testu ze zmiany dziennej na nocną z powodu nieprzewidzianego deficytu mocy w sieci energetycznej, wywołanego awarią reaktora w innej elektrowni.
  • s. 27
    • "Była ona [woda - przyp. mój] jednym z absorberów uwalnianych neutronów, kiedy jej zabrakło, zachodziła większa liczba reakcji atomowych, co spowodowało, że moc reaktora zaczęła gwałtownie rosnąć" - mowa oczywiście o reakcjach jądrowych
    • "Ilość uwolnionego promieniowania szacowano na 200 mln kiurów" - bardzo potoczne stwierdzenie, powinno być "aktywność uwolnionych izotopów...".
  • s. 38 - "Była to bardzo ryzykowna misja ze względu na konieczność przejścia przez mocno napromieniowaną wodę" - częsty błąd, mylenie napromieniowania ze skażeniem. Woda w basenie rozbryzgowym pod reaktorem była przede wszystkim skażona radioizotopami wypłukanymi z paliwa jądrowego i to one stwarzały największe zagrożenie. 
  • s. 48 - "Co prawda znajdują się w niej obszary mocnej skażone, które należy omijać, ale jednodniowa wycieczka powoduje pochłonięcie  dawki promieniowania takiej, jaką przyjęlibyśmy w czasie godzinnego lotu samolotem narażonego na ekspozycję promieniowania kosmicznego" - plus za termin "skażone" zamiast "napromieniowane", sama dawka też dość obrazowa, warto jednak uściślić, o jaką wysokość przelotową samolotu chodzi, gdyż od niej zależy moc dawki promieniowania kosmicznego. Przy locie na wysokości 10 tys. m będzie to 4-5 µSv/h, zatem godzina lotu da nam od 4-5 µSv. Teraz podzielmy tą dawkę przez czas zwiedzania Strefy w ciągu jednego dnia (ok. 10 h) i wyjdzie nam średnia moc dawki 0,4-0,5 µSv/h. Warto też wspomnieć, że w wielu miejscach Strefy moc dawki jest taka sama, jak w Warszawie - odsyłam do mojej relacji [LINK]
  • s. 82 - wartości mocy dawki w Polsce podawane są, zgodnie z zachowaną dokumentacją, w milirentgenach na godzinę (mR/h). Można się spierać, czy trzeba podawać też przelicznik na współczesne jednostki (µGy/h lub µSv/h).
  • s. 107 - "[Wicepremier Szałajda] dodał, że mleko było skierowane do przerobu, ponieważ po ośmiu dniach następuje rozpad radioaktywnego jodu, w związku z tym przetwory będą bezpieczne" - to parafraza wypowiedzi ministra, zawartej w materiale źródłowym, przydałby się jednak przypis z informacją, że po ośmiu dniach rozpadnie się zaledwie połowa pierwotnej aktywności jodu-131. Całość ulegnie rozpadowi dopiero po 10 okresach połowicznego rozpadu, czyli po 80 dniach. Sama zasada przetwarzania produktów spożywczych, skażonych izotopami krótkożyciowymi, jest słuszna - przetwory można dłużej przechowywać niż świeży produkt, a przez ten czas izotopy ulegną rozpadowi. 
  • s. 209 - "Oprócz tego czytelnik mógł zaznajomić się z samą zasadą działania siłowni jądrowych, m.in. omówiono charakterystykę reaktora typu RBMK, gdzie wskazano jego słabości konstrukcyjne oraz brak kopuły ochronnej" - fachową nazwą jest "obudowa bezpieczeństwa".
  • s. 223 - "(...) szturm na dyżurujące apteki w nadziei na kupno jodu, choćby w postaci roztworu jodyny, mimo że przeznaczony był do użytku zewnętrznego" - określenie "roztwór jodyny" jest niefortunne, jodyna (nalewka jodowa, Iodi solutio spirituosa, Tinctura Jodi) jest alkoholowym roztworem jodu z dodatkiem jodku potasu dla stabilizacji. Warto byłoby tutaj umieścić w przypisie informacje, czym się różni jodyna od płynu Lugola (rozpuszczalnikiem, ten drugi ma wodę zamiast alkoholu) i jakie konsekwencje może mieć picie jodyny (poparzenia, zatrucia jodem). Takie informacje miałyby nie tylko walor historyczny - nawet obecnie, ilekroć pojawiają się wiadomości o awarii w obiekcie jądrowym, ludzie wykupują preparaty jodowe z aptek i niekiedy biorą je na własną rękę, poważnie szkodząc swojemu zdrowiu [LINK]. 
  • s. 231 - "Obawiano się też o skażenie Narwi, której źródła znajdowały się na terenach uważanych za najbardziej napromieniowane" - znowu, napromieniowanie zamiast skażenia, choć możliwe, że autor/redaktor chciał uniknąć powtarzania słowa "skażenie/skażone".

Tekst zamyka słowniczek podstawowych pojęć z zakresu fizyki jądrowej i dozymetrii, które można lepiej zdefiniować:

  • s. 317 
    • Bekerel (Bq) - jednostka aktywności ciała promieniotwórczego w układzie SI; wyrażane w niej jest stężenie radionuklidu w jednostce masy lub objętości. Jednostkami stężenia są bekerele na kilogram, litr lub metr sześcienny. - zabrakło podstawowej informacji, że 1 bekerel oznacza 1 rozpad promieniotwórczy na sekundę, zaś sama jednostka nie jest związania z masą czy objętością. Co do stężenia, zabrakło metra kwadratowego - w tej jednostce mierzono np. skażenie gleby.
    • Promieniowanie jonizujące - promieniowanie elektromagnetyczne lub korpuskularne (składające się z cząstek) powodujące jonizację (wybijanie elektronów z ich orbit atomowych) ośrodka, przez który przechodzi. Powoduje m.in. rozbicie atomów, z których zbudowane są tkanki żywych organizmów. - myślę, że nie chodziło tu o rozbicie atomów, a cząsteczek, np. radiolizę wody pod wpływem promieniowania jonizującego. "Rozbicie atomu" jest jak najbardziej możliwe z fizycznego punktu widzenia, choć prawidłowym terminem jest rozszczepienie, które zachodzi w specyficznych warunkach i nie w organizmach żywych.

  • s. 318
    • Rem (R) - jednostka równoważnika pochłoniętej dawki promieniowania jonizującego 
      • po pierwsze, litera litera R oznacza rentgena, jednostkę dawki ekspozycyjnej, jednostkę rem, która jest skrótowcem (roentgen equivalent man) zawsze zapisujemy po prostu "rem", ewentualnie z przedrostkami "mrem", µrem", po drugie warto wspomnieć, że rem jest jednostką pozaukładową i już niestosowaną, zastąpił ją siwert.
    • Sivert (Sv) - prawidłowy zapis jednostki to siwert, użycie litery v to kalka z angielskiego "sievert"
Słowniczek pozostawia pewien niedosyt - liczy dwie strony i zaledwie 13 najbardziej podstawowych haseł występujących w tekście (bekerel, dawka, efektywny równoważnik dawki, moc dawki, okres połowicznego rozpadu, opad całkowity, promieniowanie jonizujące,  promieniowanie tła, radioaktywność, radionuklidy, rem, równoważnik dawki, siwert). Rozumiem, że mamy do czynienia z książką historyczną i ten aspekt jest najważniejszy, jednak przydałoby się dodać jeszcze kilkanaście haseł, szczególnie dla mniej zorientowanego czytelnika.  

Książkę kończy wkładka barwna z kilkudziesięcioma fotografiami. Tutaj mam zastrzeżenia co do treści podpisów:

  • s. 347 - zniszczony reaktor sfotografowany z pokładu śmigłowca 26 kwietnia, podpisane "Fot. Wojtek Łaski / East News" - faktycznym autorem jest Igor Kostin, 26 kwietnia żaden polski fotoreporter nie byłby w stanie dotrzeć w rejon katastrofy i wykonać zdjęcia reaktora. Zdjęcie różni się jedynie zwiększonym kontrastem w stosunku do oryginału oraz odbiciem lustrzanym:

  • s. 364:
    • górne - "badanie poziomu skażenia wykonywane przez pracownika laboratorium" - raczej jest to analiza składu izotopowego skażeń, pracowniczka obsługuje zestaw ze wskaźnikiem oscyloskopowym
    • dolne - "badanie skażeń przez Wojewódzką Stację Sanitarno-Epidemiologiczną w Rzeszowie" -  na zdjęciu jest wyjmowanie tygielka kwarcowego z pieca elektrycznego, służącego do spopielania filtrów wyłapujących aerozole z powietrza przed badaniem aktywności skażeń. W tym wypadku jest to prawdopodobnie piec muflowy PEM-1 o mocy 2,5 kW i temperaturze maksymalnej 950 st. C.

  • s. 365 
    • górne - "badanie poziomu skażenia wykonywane przez pracownika laboratorium" - opis bardzo ogólny, na zdjęciu widzimy wyjmowanie filtra wyłapującego skażenia powietrza, który następnie, po spopieleniu, będzie poddany pomiarom aktywności całkowitej oraz badaniom spektrometrycznym


Jak widać, nie jest tego dużo i nie są to kwestie fundamentalne. Co zaś zasługuje na pochwałę? Przede wszystkim szeroka kwerenda źródłowa i krytyczna analiza źródeł. Podkreślone są błędy, przemilczenia i zafałszowania w oficjalnych raportach, a także chwyty manipulacyjne stosowane w ówczesnych mediach, zwłaszcza w debatach telewizyjnych. Jednym z głównych aktorów jest nieżyjący już "Goebbels stanu wojennego", czyli rzecznik rządu Jerzy Urban. Sporo miejsca poświęcono jego chwytom erystycznym, błyskotliwym, choć nieetycznym. Z drugiej strony trudno nie przyznać racji niektórym jego obrazowym wypowiedziom, dotyczącym znacznego, lecz nadal niegroźnego i krótkotrwałego wzrostu poziomu promieniowania: jak z 1 kropli wody poziom wzrośnie do 15 tys., będzie to dużo, ale i tak się nie utopimy (s. 192). Zwraca też uwagę mocno protekcjonalne traktowanie społeczeństwa, które nie zrozumie naukowych zawiłości i wpadnie w panikę, a czasu na przyspieszony wykład fizyki i dozymetrii nie było. Jednocześnie ocena działań informacyjnych i organizacyjnych, podjętych przez władze PRL, nie jest tak negatywna, jakby się mogło wydawać. Szczególnie w porównaniu z ZSRR, czy nawet niektórymi państwami Zachodu (s. 214). Podkreślono też panikarstwo mediów zachodnich (s. 202) oraz wietrzenie sensacji - jeden z dziennikarzy bez żenady stwierdził, że za artykuł inny niż sensacyjny (choćby i nieprawdziwy) nikt by mu nie zapłacił (!).

Autor przywiązuje dużą wagę do definicji i spory passus poświęca kwestii lokalizacji elektrowni czarnobylskiej, która jak wiemy, znajdowała się w Prypeci i taki miała adres, jednak nazwa brzmiała Czarnobylska Elektrownia Atomowa (CzAES) im. W.I. Lenina (s. 11). To samo dotyczy niektórych terminów, w mowie potocznej i części literatury stosowanych zamiennie (awaria i katastrofa, elektrownia jądrowa i atomowa, plotka i pogłoska, aborcja i przerwanie ciąży itp.) - Autor opowiada się za którąś z opcji albo dopuszcza obie, zwracając uwagę na synonimiczność. 

Na co zwróciłem szczególną uwagę spośród licznych merytorycznych informacji zawartych w książce:

  • uściślenie daty pierwszego wykrycia skażeń promieniotwórczych przez stację w Mikołajkach
  • chaos organizacyjny przez pierwsze 35 godzin po w/w informacji
  • brak procedur na wypadek masowego wystąpienia skażeń na terenie całego kraju
  • schemat polityki informacyjnej w ZSRR i PRL
  • wartości skażeń powietrza i wybranych produktów spożywczych w poszczególnych województwach
  • dane procentowe dotyczące źródeł informacji o Czarnobylu oraz zaufania do każdego z nich (media krajowe, znajomi, rozgłośnie zagraniczne)
  • zmiany w strukturze zakupów wywołane obawą przed promieniowaniem (w liczbach względnych i bezwzględnych)
  • błędy i sprzeczności w oficjalnych komunikatach
  • dane liczbowe dotyczące telefonów obywateli do mediów i placówek służby zdrowia
  • skutki ekonomiczne wywołane embargiem EWG na produkty z krajów socjalistycznych
  • faktyczne skutki zdrowotne, główne pod względem chorób tarczycy, badane zarówno w pierwszych latach po katastrofie, jak i w 2002 r.
  • kwestia przerywania ciąży z obawy przed wadami płodu wywołanymi promieniowaniem

Nie będę tutaj przytaczał szczegółowych danych, by nie psuć przyjemności z lektury. Chciałem tylko zasygnalizować, które informacje były dla mnie sporym zaskoczeniem, choć jestem osobą dość dobrze rozeznaną w temacie.

Na koniec, last but not least, mój artykuł. Przywołany jest w trzech miejscach. Najpierw przy omówieniu literatury, jako wytłumaczenie faktu, że Autor zrezygnował z kwerendy w aktach Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk (s. 18). Następnie pod koniec rozdziału "Reglamentowanie informacji" na blisko dwóch stronach streszczono jego najważniejsze tezy, dotyczące ingerencji cenzorskich w artykułach prasowych dotyczących Czarnobyla (s. 204-205).


Trzecim miejscem jest fragment poświęcony problemom środowiska wiejskiego, m.in. nieprzyjmowaniem nowalijek przez punkty skupu (s. 253) oraz kwestii odszkodowań ze strony ZSRR.

Podsumowując, książka zdecydowanie warta polecenia. Napisana jest przystępnym językiem, choć niestety oznacza to również pewne uproszczenia czy nieścisłości w kwestiach fizycznych, ale zwróci na to uwagę tylko taki nerd jak ja. Szczególnie cenne jest przytoczenie wielu faktów i danych, nieznanych wcześniej, zwłaszcza szerszemu ogółowi. 

Jeśli czytaliście już książkę "W cieniu radioaktywnej chmury - konsekwencje katastrofy czarnobylskiej w Polsce", znaleźliście inne nieścisłości lub macie uwagi do powyższej recenzji - dajcie znać w komentarzach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora - treści reklamowe i SPAM nie będą publikowane!]