Blog o promieniowaniu jonizującym, dozymetrii i ochronie radiologicznej. Zwalcza mity związane ze zjawiskiem radioaktywności i przybliża wiedzę z zakresu fizyki jądrowej oraz źródeł promieniowania w naszym otoczeniu.
Ceramiczny słój do nasycania wody radonem, znany pod nazwą handlową "Radium Ore Revigator", był jednym z najbardziej charakterystycznych przykładów "radowego szaleństwa", jakie ogarnęło świat po odkryciu pierwszych pierwiastków promieniotwórczych.
Historię tego wynalazku przedstawię w formie skrótu z artykułu Paula W. Frame'a umieszczonego na stronie Oak Ridge Associated Universities (ORAU) Museum of Radiation and Radioactivity [LINK]. W tekście przede wszystkim uporządkowałem chronologię faktów, ponieważ niektóre z nich są rekonstruowane wstecz, na podstawie artykułów prasowych i ulotek reklamowych. Pominąłem też niektóre wątki poboczne, zacierające główny przekaz. Gotowi? Zaczynamy!
Ralph W. Thomas (1873-1932) urodził się w USA w stanie Kansas, zaś w 1917 r. pracował w Arizonie jako sprzedawca bydła. Był inwalidą i szukał remedium na dokuczające mu bóle. Wiadomo, że swoje eksperymenty zaczął w 1914 roku. Znał wówczas prace Niemca Curta Schmidta, który dodawał oczyszczonego radu do glinianych bloczków, które następnie umieszczał w wodzie, aby nasycać ją radonem, radioaktywnym gazem będącym produktem rozpadu radu. Uzyskał nawet 16 lipca 1912 roku patent (U.S. Patent 1,032,951) na dzbanek do nasycania wody radonem. Urządzenia te były jednak bardzo drogie z uwagi na cenę radu, zatem niezamożnego Thomasa nie było na nie stać. Wpadł jednak na inny pomysł wytwarzania wody nasyconej radonem. Za inspirację posłużyła mu natura - skoro naturalne źródła tzw. wód radoczynnych zyskują nasycenie radonem przez omywanie wodą podziemnych złóż "rudy radu", zatem można umieścić kawałek takiej rudy w dzbanku z wodą. Oczywiście tą "rudą radu" jest de facto ruda uranu, w której na skutek rozpadu promieniotwórczego uranu-238 powstaje rad-226, a z niego radon-222. Thomas uzyskał wówczas trochę rudy uranowej od górnika z Gór Kolorado i przez kilka miesięcy eksperymentował. Wyniki były pomyślne, zatem dodał rudę uranową do glazury, którą pokrył dzbanek, a następnie wypalał go przez kilka dni. Po napełnieniu wodą i pozostawieniu jej na pewien czas, ciecz nasycała się radonem. Po kilku dniach picia tej wody poczuł się lepiej, wykonał więc kilka innych dzbanków i wypożyczał je osobom dotkniętym cierpieniem. Wieść się szybko rozniosła i wkrótce Thomas założył firmę produkującą słoje do nasycania wody radonem, nazwane "Thomas Radium CR" (CR = Charging Receptacle, "pojemnik ładujący") W ofercie miał słoje o pojemności 2, 4 i 10 galonów (1 galon amerykański to 3,87 litra, zatem słój 10-galonowy byłby wielki jak gąsior do wina).
Poniżej wczesne słoje, produkowane przez firmę Thomasa. oprócz oznaczenia "Thomas Radium CR" widzimy również zastrzeżenie patentowe Patented 7, 16, 12 other pat's pdg. Wyrażenie other patents pending oznacza, że inne wnioski patentowe zostały już złożone, ale jeszcze nie wydano patentu.
Biznes Thomasa szybko się rozrastał, od produkowania 2 dzbanków miesięcznie w 1922 r. do aż 5000 miesięcznie w 1924 r. Tak duży popyt przerósł przedsiębiorcę, postanowił więc sprzedać firmę, co zrobił pod koniec 1924 r.
Około października/listopada 1924 roku firma Thomasa została zakupiona przez Dow-Herriman Pump & Machinery Company z San Francisco. Nowy oddział firmy, znany jako Radium Ore Revigator Company, miał siedzibę w San Francisco przy 260 California Street. Wykupiono wówczas patent Schmidta, przynajmniej jeśli wierzyć firmowym reklamom. Wkrótce oddział ten tak się rozrósł, że niejako wchłonął pierwotną firmę, która wycofała się z branży pomp i maszyn, wszystkie siły poświęcając nowemu produktowi: dzbankowi, nazwanemu "Radium Ore Revigator".
W 1925 roku Radium Ore Revigator Company przeniosła się z 260 California Street do „Revigator Building” na rogu Sutter i Taylor Street. Adres tej drugiej to 693 Sutter. Dział sprzedaży mieścił się pod adresem 697 Sutter.
Rok 1925 był bardzo dobrym rokiem dla Radium Ore Revigator Company. Produkowali tysiące słoików miesięcznie i mieli nową siedzibę w swoim własnym budynku.
W 1928 roku firma wydała trzecią i ostateczną wersję broszury dla Revigatora. Była to aktualizacja wcześniejszej broszury „The Revigator Water Jar for Every Home”. Tym razem na okładce broszury widniał biały ceramiczny Revigator, w którym nogi były integralnym elementem korpusu dzbana.
W broszurze nie ma ani jednej wzmianki o R.W. Thomasie, do czego jeszcze wrócę. Ta nowa broszura zawiera zmienioną nazwę firmy: „Revigator Water Jar Co.” Być może słowo „radium” stawało się czymś w rodzaju "gorącego kartofla" i postanowili usunąć je z nazwy firmy. Chociaż San Francisco City Directory z 1929 r. nadal identyfikował firmę jako "Radium Ore Revigator Company", w katalogach z 1930 i 1931 r. występuje jako Revigator Water Jar Company.
***
Ciekawą kwestią są wzajemne stosunki Thomasa i Radium Ore Revigator Company. Początkowo układały się pomyślnie, o czym świadczą obszerne i pochlebne opinie, jakie Thomas otrzymał w pierwszej znanej broszurze Revigatora .O tym, że relacja miała również charakter finansowy, świadczy fakt, że Thomas występuje w Long Beach City Directory z 1925 r. jako kierownik Radium Ore Revigator Co. mieszczącej się przy 420 American Avenue.
Jest prawdopodobne, że Thomas odegrał nawet pewną rolę, choć malejącą, w rzeczywistej produkcji słoików Revigator. Dowodem jest fakt, że wyprodukowano szereg słoików Revigator, które były identyczne z cylindrycznymi słoikami Thomas Radium Ore Jars.
Prawdopodobnie wyprodukowano je pod koniec 1924 r. w zakładzie produkcyjnym Thomasa. Prawdopodobnie firma Revigator nie była jeszcze w stanie produkować własnych słoików o nowym projekcie, w kształcie chłodni kominowych.
Ta relacja między Revigator Company a R.W. Thomasem wydaje się ulegać znaczącej zmianie pod koniec 1925 lub na początku 1926 roku. Spis miasta Long Beach z 1926 roku wymienia R.W. Thomasa jako blacharza w Thomas and Gunn (2525 east Fifth Street) — nie ma wzmianki o Revigator Company. A druga broszura Revigatora, opublikowana prawodpodobnie pod koniec 1925 roku lub w 1926 roku, daje tylko następujące krótkie nawiązanie do naszego bohatera: „R.W. Thomas, student (!) radu i propagator Revigatora”. Trzecia broszura, ta z prawami autorskimi z 1928 roku, w ogóle o nim nie wspomina.
Szczegóły rozstania z firmą, która sprzedawała produkt JEGO pomysłu, pozostają nieznane, nie wiadomo, czy uzyskał odszkodowanie za swój ogromny wkład, czy też po prostu został zwolniony.
***
Prawdopodobnie w 1929 r., firma Revigator stała się oddziałem Water Appliances Corporation of America. Ta ostatnia firma została założona przez Elmera Hasletta, który pełnił również funkcję jej prezesa. Wydaje się, że ta korporacja była zaangażowana w wykupywanie licznych, prawdopodobnie upadających, mniejszych firm. Reklama w wydaniu Fairbanks Alaska Daily News Miner z 7 maja 1930 r. brzmi następująco:
„Water Appliances Corporation of America obejmuje Standard Health Cup Co., Drink-O-Meter Co., Soft Water Stone Co., Wolf Patent Drip Co., Dow-Herriman Pump and Machinery Co., Black Charcoal Filter Co., Fastidious Company, Mineralator Co., Revig-a-Chick Co., The Revigorette Co., The Radium Therapy Corporation.”
Jak wiemy, Dow-Herriman Pump and Machinery Co. była firmą, która kupiła Thomas Radium Ore Jar Company w 1924 r. Z kolei Revigorette Company, mieszcząca się w budynku Revigator, wyprodukowała Revigorette, bardzo małą wersję Revigatora, która była używana do dodawania radioaktywności do kremu do twarzy. Wniosek patentowy z 1927 r. dotyczący Revigorette wymienia Elmera Hasletta jako wynalazcę.
Jedynym dowodem na sprzedaż Revigatora w 1930 r., była seria reklam „Revigator Water Jar Company” w różnych wydaniach Fairbanks, Alaska Daily News Miner. Reklamy zostały umieszczone przez zupełnie nowy „oddział” Water Appliances Corp. of America. Kierownik biura, C.T. Spencer, wcześniej pracował w San Diego jako sprzedawca Revigator Company. Niestety dla Spencera, rok 1930 był złym rokiem na sprzedaż Revigatorów. Nadszedł Wielki Kryzys (1929-1933), który wstrząsnął gospodarkami całego świata. Śmierć kobiet malujących tarcze zegarków (Radium Girls) była od roku szeroko komentowana w mediach. Federalna Komisja Handlu (Federal Trade Commision, FTC) właśnie rozpoczęła szeroko zakrojone represje wobec firm sprzedających produkty, które zawierały lub twierdziły, że zawierają rad, ze względu na ich wprowadzające w błąd oświadczenia zdrowotne.
Ostatnia reklama Revigatora, jaką Spencer zamieścił, ukazała się w wydaniu Fairbanks Daily News Miner z 18 lipca 1930 r. Już następnego dnia gazeta odnotowała, że opuścił miasto w „podróż służbową”. Niedługo potem Spencer wyjechał na kilka miesięcy na wycieczkę rzeczną, głównie wzdłuż rzeki Jukon. Czy było jakieś konkretne wydarzenie, które doprowadziło do zniknięcia Spencera w dziczy Alaski? Być może do Fairbanks dotarła wiadomość, że Federalna Komisja Handlu złożyła skargę przeciwko Revigator Company w lutym tego roku (1930). Zarzut: „Fałszywa reklama lub błędne oznakowanie co do rządowego poparcia dla produktu oraz jego cech i charakterystyki; w związku z produkcją i sprzedażą glinianych dzbanów na wodę”. Nawet w Fairbanks na Alasce w latach 30. XX wieku mógł istnieć dobry powód, aby „od tego wszystkiego odejść”.
W różnych momentach swojego „zaginięcia” Spencer (nadal identyfikowany jako agent Revigator Water Jar Company) pisał artykuły dla News Miner. W tym, który ukazał się w numerze z 29 września, skarżył się, jak długo musiał czekać w Nulato na transport kolejowy trzech Revigatorów z Fairbanks. Zasugerował, aby kolej „zakupiła kilka Revigatorów Water Jars i dała pracownikom Alaska Railroad kilka sprysków radową wodą, aby uczynić ich radioaktywnymi. Bez wątpienia poprawiłoby to obsługę pociągów”.
Ostatecznie C.T. Spencer, ostatni sprzedawca Revigatora, finalnie zajął się innymi rzeczami, m.in. pracował jako zastępca szeryfa Stanów Zjednoczonych, tropiąc przestępców na pustkowiu Alaski.
***
Wróćmy jeszcze do Thomasa, który, jak wspomniano wcześniej, po odejściu z Radium Ore Revigator Company w 1926 r., prowadził zakład blacharski w Long Beach w Kalifornii. Niestety, interes nie przetrwał dłużej niż kilka lat. Ostatnia wzmianka o zakładzie blacharskim Thomasa i Gunna znajduje się w Long Beach City Directory z 1927 r. W 1928 roku Thomas zajął się naprawą znaków elektrycznych, przynajmniej według miejskiego spisu. Nowy biznes mieścił się pod adresem 138 American Avenue, a jego miejsce zamieszkania to 411 East Fourth Street. Co ciekawe, w spisie z 1928 roku znajduje się imię jego żony Charlotte, która do tej pory nie pojawiała się w żadnych dokumentach.
Nie był to jednak koniec pracy Thomasa nad urządzeniami do nasycania wody radonem. Pod koniec 1928 roku rozpoczął produkcję Radium Cone, stożków wykonanych z gliny zmieszanej z rudą uranu. Pierwsza wzmianka o nim występuje w reklamie zamieszczonej w numerze Pecos Enterprise and Gusher z 28 grudnia 1928 roku.
W następnym roku, 1929, nastąpił krach na giełdzie, tzw. czarny czwartek, zaczynający Wielki Kryzys, a Thomas został wymieniony w miejskim spisie jako „wynalazca” (wciąż pracujący pod adresem 138 American Avenue). Biznes związany z naprawą znaków elektrycznych wydawał się być jeszcze mniej dochodowy niż praca z blachą. Z drugiej strony, być może Thomas postanowił skupić swoje wysiłki na swojej nowej firmie Radium Cone Company. W 1930 r. sytuacja Thomasa mogła się pogorszyć, gdyż wraz z żoną musieli przyjąć sublokatora dla podreperowania budżetu.
Godną uwagi rzeczą w spisie miasta Long Beach z 1931 r. jest to, że zawierał on osobny wpis dotyczący Radium Cone Company:
„RADIUM CONE CO (RW Thomas), żywa, słodka woda naładowana emanacją radu, obecnie nazywaną promieniami ultrafioletowymi lub witaminą D (!). 138 American Av, tel. 624-61.”
W 1932 roku do listy dodano kilka kolejnych produktów:
„RADIUM CONE CO (RW Thomas), producent radioaktywnych stożków wodnych, radioaktywnych urządzeń do kosmetyków, Skinglo Lotion. 138 American Av, tel. 624-61.”
Niestety Ralph Thomas zmarł 31 sierpnia 1932 r., pozostawiając Charlotte zarządzanie firmą. Z jakiegoś powodu ona i Radium Cone Company nie były już wymienione w City Directory (chociaż sądzę, że nadal mieszkała w Long Beach). „Zniknięcie” z katalogu mogło być związane z przejęciem przez władze federalne 19 paczek Radium Cones, które Charlotte wysłała 30 stycznia 1933 r. do dystrybutora w Phoenix w Arizonie.
Pomimo tego przejęcia Charlotte kontynuowała sprzedaż stożków radowych w latach 30. XX wieku. Jednak w 1936 roku musiała zgodzić się na postanowienie Federalnej Komisji Handlu, że zaprzestanie składania jakichkolwiek oświadczeń medycznych dotyczących stożków (FTC Decisions Volume 23, sprawa 1786, 7 sierpnia 1936). Innymi słowy, mogła sprzedawać stożki, ale w żaden sposób nie sugerować, że pomogą one złagodzić zaburzenia zdrowotne.
Radium Cone Company zmieniła nazwę na Thomas Radioactive Cone Company około 1935 roku. Być może w ten sposób Charlotte uczciła zmarłego męża.
Znak towarowy Thomas Cone został zarejestrowany 22 października 1935 roku (nr 329287). W tym samym czasie firma przeniosła się z Long Beach do Inglewood.
W marcu 1940 r. władze federalne znowu zajęły transport stożków, tym razem przeznaczony do Shreveport w Luizjanie. Powodem był brak istotnych informacji o produkcie: instrukcji, składników i producenta (por. Federal Drug Administration Notices of Judgement. Case 331, March 1942).
Na początku lat 40. Charlotte sprzedała Thomas Radioactive Cone Company Earlowi T. Pribble'owi, wieloletniemu dystrybutorowi w Lubbock w Teksasie. Pribble kontynuował produkcję stożków do lat 50., a prawdopodobnie także do początku lat 60. Kiedy zmarł w 1963 r., stożki były w ciągłej produkcji przez blisko 30 lat. Tu zdaje się kończyć historia akcesoriów do napromieniowania wody, która zyska nową odsłonę u progu XXI w. w postaci różdżek Nano Wand, zawierających tor-232, które opisywałem w zeszłym roku [LINK].
***
Na sam koniec przedstawię zdjęcia dwóch egzemplarzy Revigatora, które uzyskałem od p. Johna Kubicka (pozdrowienia!). Jest to ostatnia wersja, z 1928 r., mająca nóżki będące integralnym elementem ceramicznego korpusu.
Porowata powierzchnia gliny wewnątrz, nasycona rudą uranową:
Luminescencja - ultrafiolet o długości fali 365 nm (z lewej), wnętrze nie reaguje na UV:
Odczyt na RadiaCode 103:
na zewnątrz: oba 3,000cpm o
wewnątrz:
egzemplarz z lewej 45,000 cpm
egzemplarz z prawej 75,000 cpm
Z kolei prezentowany we wcześniejszej części wpisu przejściowy model (kształt z pierwszej wytwórni Thomasa, ale logo już Radium Ore Revigator) daje następujące odczyty na radiometrze Ludlum model 3 z wysokoczułą sondą 44-9 na liczniku "pancake":
Miernik jest ustawiony na podzakres x10, zaś wskazówka sięga 3-3,5 k na skali, odczyt wynosi więc 30-35 tys. cpm.
Pomiar dozymetrem Radex 1503 daje 0,23 µSv/h na zewnątrz, co pokazuje, jak ceramika skutecznie pochłania emisję z rudy uranu, pokrywającej wnętrze. Z kolei w środku mamy 1,24 µSv/h, pamiętajmy jednak, że ten miernik mierzy mieszankę promieniowania gamma i beta, a udział twardego promieniowania gamma w tej emisji jest niewielki:
Z kolei skompensowany energetycznie RadEye PRD pokazuje 138-151 µR/h (1,38-1,51 µSv/h), w cps 473 przy pomiarze na zewnętrznej powierzchni Revigatora.
Określenie "extremely", mające niepotrzebnie wzbudzić sensację, budzi jedynie uśmiech politowania na twarzy dozymetrysty. Skoro taki odczyt jest ekstremalny, jakimże słowem określić naprawdę "gorące" zegary lotnicze?
Zielona wersja mierzona Mazurem PRM-9000: z zewnątrz 1700 cpm, w środku 77000 cpm
Moc dawki (3,99 µsv/h, 223 cps) i spektrum zebrane przy pomocy RadiaCode:
Pomiar przy pomocy GMC-500+ daje 860-950 cpm na zewnętrznej powierzchni w zależności od miejsca:
Ten pomiar przy pomocy Victoreen CDV-700 jest niestety trudny do odczytania z filmiku. Radiometr ten ma sondę beta-gamma z okienkiem na jednej stronie, jak RK-67 i na filmiku dokonuje pomiaru łącznej aktywności w cpm. Z zewnątrz pomiar sięga 200 cpm (pokrętło na mnożniku x1), w środku przekracza zakres x10 (3000 cpm), a po przełączeniu na zakres x100 sięga ok. 3300 cpm.
Skala radiometru jest nieliniowa - do 100 zgrubne podziałki są co 33, między 100 a 200 co 25 i potem między 200 a 300 znowu co 33.
Z kolei poniższy film pokazuje jedynie umiarkowany odczyt z zewnątrz oraz przekroczenie zakresu wewnątrz, jednak autor nie przełączył radiometru na wyższy zakres, aby ustalić dokładną wartość:
Powyższe pomiary mogą oczywiście wykazywać wahania pomiędzy poszczególnymi egzemplarzami, tak jak pokazują to dwie sztuki z kolekcji p. Kubicka. Niestety nie dysponuję egzemplarzem do własnych pomiarów i raczej takowych nie przeprowadzę z uwagi na rzadkość występowania, wysoką cenę i możliwe problemy przy przesyłce z zagranicy.
Prezentowane wyżej dzbanki Thomas Radium CR i Radium Ore Revigator nie były jedynymi, używanymi do nasycania wody radonem w epoce "radowego szaleństwa". W kolekcji Orau.org znajduje się znacznie więcej modeli, w tym jeden sygnowany marką "Radiumchema", znaną z omawianych na blogu okładów radowych [LINK]:
Nie będę ich tu wszystkich opisywał, a chętnych zapraszam do odwiedzenia w/w strony.
Na sam koniec kwestia bezpieczeństwa. Promieniowanie, jak wiadomo, maleje wraz z kwadratem odległości. Jeden z przedstawianych egzemplarzy dawał "100 x przekroczenie tła" z odległości 6 cali (15,24 cm), zaś z 12 cali (30,48 cm) promieniowanie spadało do poziomu tła naturalnego. Przy tym pomiarze za tło uznano łączną emisję beta+gamma, prawdopodobnie mierzoną w częstości zliczania - przy pomiarze w jednostkach mocy dawki mielibyśmy raczej ok. 10-krotne przekroczenie i to nie z 6 cali, tylko z bezpośredniej bliskości.
Inną kwestią jest narażenie na radon - w końcu nasycanie wody radonem było głównym zadaniem tych urządzeń. Niestety nie dotarłem na razie do konkretnych wartości ekshalacji tego gazu. Revigator warto więc trzymać w dobrze wentylowanym pomieszczeniu, ewentualnie umieścić we wnętrzu węgiel aktywny, absorbujący produkty rozpadu radonu.
Na sam koniec akcent polski - podczas zwiedzania Krajowego Składowiska Odpadów Promieniotwórczych w Różanie zadałem pytanie, czy do Składowiska trafiają obiekty kolekcjonerskie np. z czasów radowego szaleństwa. Dowiedziałem się wówczas, że pewien kolekcjoner trafił na Revigator i spanikował z powodu obecności substancji radioaktywnych, przekazał więc go do Składowiska. Etyczny aspekt utylizacji takich obiektów, stanowiący zabytek techniki i cenne świadectwo przeszłości, przedstawiłem w osobnym wpisie [LINK].
***
Jeżeli jakimś cudem spotkaliście się Revigatorem lub innym tego typu urządzeniem albo chcecie uzupełnić powyższy wpis, dajcie znać w komentarzach!
***
Zachęcam też do wspierania bloga, zarówno pośrednio, poprzez zakup dozymetrów [LINK], jak i bezpośrednio, przez Patronite lub BuyCoffeeTo
Rentgenoradiometr DP-5W, w Polsce potocznie zwany "zieleniakiem", jest przedostatnim modelem z serii DP-5 i jedynym, w którym zastosowano tak daleko posunięte modyfikacje względem wcześniejszych wersji:
obudowa z zielonego tworzywa zamiast brązowego w charakterystyczne wzorki
mikroamperomierz o węższej i bardziej zakrzywionej skali
źródło kontrolne w obrotowej osłonie okienka pomiarowego zamiast pod klapą futerału
przycisk resetu wskazań i oświetlenia skali zamienione miejscami
brak śrubki do ręcznego ustawiania wskazówki na zero
całkowicie tranzystorowy układ elektroniczny, niewymagający regulacji napięcia przed każdym uruchomieniem.
Przyrząd ten występował w co najmniej trzech wersjach, a różnice między nimi przedstawię w niniejszym wpisie.
Jako przesłankę do ustalenia lat produkcji poszczególnych egzemplarzy przyjąłem rok umieszczony na skali mikroamperomierza. Jeżeli wskaźnik nie był wymieniany, jest to wystarczająco pewna przesłanka, a cyfrę tą łatwo odczytać na większości zdjęć z aukcji czy forów.
Najstarsza wersja, produkowana od ok. 1978 r., miała pokrętło zakresów z czarnego tworzywa, przykręcane śrubką przechodzącą przez tylną część.
Podobne stosowano w poprzednich wersjach DP-5, ale mocowano je centralnie śrubką przechodzącą przez oś przełącznika. W tej najstarszej wersji DP-5W szyld wokół pokrętła miał wartości otoczone linią łamaną, tak jak DP-5B
W późniejszych seriach tej wersji zastosowano już szyld bez linii wokół wartości.
W najstarszej wersji DP-5W klapka baterii była wykonana z plastiku o jednolitej grubości, nowsze mają obniżony brzeg.
Futerał miał okienko w pokrywie, pozwalające na odczyt przy zamkniętym futerale.
Wykonano go z jasnobrązowej dermy ze skórzaną klapką przedziału sondy, w której wycięcie na kabel sondy było na dolnej krawędzi.
Co charakterystyczne, miernik był przykręcany do futerału za pomocą dwóch śrubek, przechodzących przez listwę zawiasu, trzymającego dolną część futerału.
Numery seryjne tych mierników składały się z kilku elementów: N jak numer, litera oznaczająca serię, cyfra 16, numer o 5 cyfrach:
Wersja ta ma jeszcze sporo cech charakterystycznych dla DP-5B. W Polsce ta wersja jest dosyć rzadka - prezentowany wyżej egzemplarz jest jednym z dwóch, jakie trafiłem dopiero teraz na portalach aukcyjnych od początku prowadzenia bloga w 2013 r. Z drugiej strony dwa egzemplarze, nie licząc mojego, znajdują się w rękach zaprzyjaźnionych kolekcjonerów.
***
Druga wersja, produkowana od ok. 1981-1982 r., i najbardziej rozpowszechniona w Polsce, miała pokrętło zakresów z tego samego tworzywa, co reszta obudowy.
W futerale zaś zrezygnowano z okienka, a wykonany był z błyszczącej ciemnobrązowej dermy.
Stosowano jednak niekiedy jasnobrązową dermę (taka mleczna czekolada), jak w perwszej wersji DP-5W i wcześniejszych modelach DP-5 (A, B).
Mocowano go za pomocą dwóch haków wchodzących w wycięcia na spodzie obudowy miernika
Aby wyjąć miernik z futerału, należało nieco popchnąć korpus od spodu, aż haki wyjdą z wycięć, a następnie odciągnąć tylną ściankę i przytrzymując ją odchyloną, opuścić korpus przyrządu
Tą wersję produkowano do ok. 1986 r., gdyż z tego rocznika spotykamy też egzemplarze najnowszej, ostatniej wersji. Był to też mój pierwszy egzemplarz DP-5W, pierwszy dozymetr którym udało się coś mierzyć (zegarek i kompas) oraz zapowiedź szerszego zainteresowania dozymetrią.
Przykładowe numery:
E16 00411 - 1981 r.
K16 76802 - 1983 r.
T16 488xx - koniec 1985 r.
Kwestia numeracji wymaga dalszego zbadania.
***
Trzecia wersja, od ok. 1985 do 1994 [a może i 1996?], miała przełącznik kanciasty, mocowany śrubką przechodzącą przez oś i umieszczoną w zagłębieniu.
Główną różnicą była jednak zmodyfikowana głowicę sondy, wykonana w większości z plastiku i skręcana na cztery śruby osadzone w kwadratowym kołnierzu.
Okienko pomiarowe, tego samego rozmiaru co w poprzednich wersjach, tym razem stanowiło jedną całość z zielonym plastikiem obudowy sondy.
Zmniejszało to czułość na najsłabsze promieniowanie względem starszych sond, które miały okienko wycięte w metalu i osłonięto tylko przezroczystym cienkim tworzywem tulejki zapewniającej szczelność.
Sonda jest jednocześnie łatwiejsza w demontażu, wystarczy wykręcić śruby kołnierza oraz centralną śrubkę na końcu sondy, bez konieczności używania klucza 32 mm, imadła i WD-40.
Tą sondę z charakterystycznym kołnierzem przejęły DP-5WB i IMD-5, w obu jednak poszerzono okienko, choć nadal zakryte plastikiem, w DP-5WB dodatkowo usuwając kontrolkę z racji cywilnego przeznaczenia sprzętu.
Z lewej sonda DP-5W ostatniej serii, z prawej DP-5WB
Sonda DP-5WB
Sonda IMD-5
Sondy nie są wymienne w 100%, różnią się kondensatorem w układzie elektronicznym.
Klapka baterii pozostaje taka sama, jak w środkowej wersji - z obniżoną krawędzią:
Przykładowe numery:
Je16 08073 (1984) - przypominam że w cyrylicy E odpowiada głosce "je", zaś nasze "e" to Э
R16 161817 - egzemplarz o tyle ciekawy, że większość elementów, z mikroamperomierzem, jest z lutego i marca 1990, niektóre tylko części z listopada 1989, jednak na forum datowanie ustalono na lata 1992-1993, kiedy już ZSRR się rozpadł, ale stosowano radziecki system oznaczeń, lecz dozymetry składano z przypadkowych części, a jakość obróbki plastiku była gorsza. Miernik jest więc już produkcji ukraińskiej.
Spotkałem się z informacją, że w późniejszych wersjach numer seryjny wybity był w plastiku a nie w aluminiowej tablice, aczkolwiek mój z 1986 r. ma jeszcze aluminium. Być może tą modyfikację wprowadzono pod koniec lat 80.
Wersja ta ostatnio stała się bardziej popularna dzięki sprowadzaniu z Ukrainy. Podczas akcji ratowniczej po katastrofie w Czarnobylu w użyciu były egzemplarze wszystkich serii, co widać na archiwalnych zdjęciach i filmach.
***
Od powyższej systematyki zdarzały się oczywiście odstępstwa i konstrukcje przejściowe - poniższy egzemplarz ma pokrętło najstarszego typu, ale szyld pokrętła, klapkę baterii i futerał już nowszy:
Oczywiście część tych niekonsekwencji można uznać za późniejsze "składaki", zwłaszcza w kwestii futerału, który występował w różnych wersjach. Futerały różniły się głównie obecnością tabliczki z normami skażeń, wartościami tychże norm oraz położeniem tej tabliczki.
Jeżeli chodzi o własności użytkowe, to najnowsza wersja, z racji osłoniętego plastikiem okienka sondy, ma nieco niższą czułość na najsłabsze promieniowanie, podobnie jak DP-5WB. Jej kanciaste pokrętło jest też trochę niewygodne, szczególnie że pracuje z dużym oporem. Poza tym, pozostałe dwie wersje są praktycznie identyczne pod względem czułości i obsługi. Jedynie przy serwisowaniu może okazać się, że mamy schemat od innej wersji, choć różnice się są radykalne (na pewno jest dodatkowy kondensator w sondzie). Najstarsza wersja stanowi z kolei cenny zabytek kolekcjonerski
Jeśli spotkaliście się z ciekawymi wersjami DP-5W, chcecie uzupełnić powyższy wpis albo chociaż podać numery swoich egzemplarzy, dajcie znać w komentarzach!
***
Zachęcam też do wspierania bloga, zarówno pośrednio, poprzez zakup dozymetrów [LINK], jak i bezpośrednio, przez Patronite lub BuyCoffeeTo