Strony

18 października, 2017

Indykator promieniowania DP-62



Ten bardzo prosty indykator promieniowania znajdował się na wyposażeniu Armii Czerwonej w latach 50. i 60. Urządzenie zasilane jest prądem zmiennym o napięciu 6 V, generowanym z ręcznej prądnicy, napędzanej przez ściskanie w dłoni. Analogiczny patent stosowano od lat przedwojennych w kieszonkowych latarkach. W prezentowanym sprzęcie korpus takiej latarki wykorzystano jako generator prądu dla układu pomiarowego. 


 

Obwód elektryczny jest bardzo prosty i składa się z prądnicy, transformatora, prostownika selenowego, neonówki, pojedynczego licznika G-M typu STS-5, czterech oporników i dwóch kondensatorów. Transformator ma dwa uzwojenia wtórne - jedno zasila neonówkę, która przy odpowiednio wysokim napięciu świeci światłem ciągłym - dzięki temu wiemy, że naciskamy dźwignię generatora w odpowiednim tempie. Drugie uzwojenie poprzez prostownik i opór zasila licznik G-M napięciem 390-430 V. Cząstki rejestrowane przez licznik wywołują błyski drugiej neonówki, umieszczonej w metalowym tunelu dla ułatwienia obserwacji. 


Podane wartości napięć różnią się w zależności od schematu.
 

Obudowa miernika ma odsuwane masywne osłony okienka pomiarowego, pozwalające na indykację skażeń emiterami beta-aktywnymi. Ponieważ licznik STS-5 ma dużą czułość, zatem z otwartymi przesłonami miernik wykrywa promieniowanie tła w postaci pojedynczych błysków neonówki:

 
DP-62 jest wspominany w radzieckich podręcznikach, np. "Rażące działanie wybuchu jądrowego" i przez krótko czas był stosowany w Siłach Zbrojnych PRL. Wspominają o nim slajdy Wojskowej Agencji Fotograficznej, wydane między 1956 a 1960 r. i omawiane w osobnym wpisie [LINK]:

Slajd sklejony z dwóch, gdyż oryginalnie obok zdjęcia DP-62 był schemat DP-1


DP-62 obsługiwany przez żołnierza w odzieży ochronnej.


Na rosyjskich stronach DP-62 nazywają "masturbator" i podejrzewam, że taką nazwę miał w sowieckiej armii.

Zaletą sprzętu jest niezależność od baterii i bardzo prosty układ elektryczny. Pamiętajmy, że większość ówczesnych mierników promieniowania wymagała ciężkich i objętościowych baterii, osobnych do obwodów żarzenia i anodowych (np. radiometr DP-11B). Oczywiście były też sprzęty na ogniwa "paluszkopodobne" (DP-63). Tutaj mamy ważącą 1 kg metalową kostkę, którą można zawiesić na pasie przez ramię i która po kilku ruchach dźwigni pokaże nam, czy jesteśmy w terenie skażonym. Oczywiście dokładność pozostawia wiele do życzenia, ale sprzęt jest INDYKATOREM, a nie miernikiem, więc ma ma jedynie zasygnalizować obecność promieniowania przekraczającego tło.

PS. Myślę, że zmontowanie od podstaw takiego miernika nie byłoby trudne, latarki na dynamo można tanio nabyć na targach staroci, choć starsze modele z okrągłym reflektorem zdarzają się rzadziej niż nowsze z prostokątnym. Pozostałe elementy są powszechnie dostępne, z licznikiem STS-5 lub zamiennikiem (SBM-20, BOI-33) włącznie.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora - treści reklamowe i SPAM nie będą publikowane!]