Strony

11 marca, 2020

Katastrofa w elektrowni jądrowej Fukushima Dai-Ichi

Do 11 marca 2011 r. najpoważniejszą awarią w energetyce jądrowej była bez wątpienia katastrofa w Czarnobylu z 26 kwietnia 1986 r. Przyczyniła się do rozpadu ZSRR, spowodowała szeroką debatę na temat bezpieczeństwa jądrowego, stworzyła wiele ruchów ekologicznych i poważnie zastopowała rozwój przemysłu nuklearnego. Była to jednak awaria w obrębie zmilitaryzowanego obozu komunistycznego, skrytego za żelazną kurtyną, wywołana przez przestarzałą technologię i karygodne błędy w zarządzaniu, możliwe tylko w biurokratycznym, zideologizowanym systemie z paranoją tajności. Wydawało się, że w nowoczesnych krajach rozwiniętych, o wysokiej kulturze technologicznej, kapitalistycznej gospodarce i demokratycznym społeczeństwie informacyjnym, awaria o takim zasięgu nie może mieć miejsca. Oczywiście, i na Zachodzie zdarzały się wypadki, takie jak w Windscale (1957) czy Three Mile Island (1979), jednak ich skala była nieporównywalnie mniejsza i skażenie miało jedynie wymiar lokalny. Poza tym Zachód też uczestniczył w zimnowojennym wyścigu zbrojeń, co skutkowało wyciszaniem informacji o awariach i niejako usprawiedliwianiu ich koniecznością rozwoju arsenałów nuklearnych na wypadek konfrontacji z blokiem wschodnim. Jednak czasy się w końcu zmieniły: opadła "żelazna kurtyna" i nastąpiło odprężenie w stosunkach międzynarodowych. Technologia poszła naprzód, reaktory stawały się coraz bezpieczniejsze, np. wyłączają się w razie utraty chłodziwa, a nad wszystkim czuwają organizacje ekologiczne i wolne media. Tak mogłoby się wydawać - doszliśmy, jak postulował Fukuyama, do "końca historii", mając demokrację i kapitalizm, zatem trudno w tych warunkach o poważną awarię z międzynarodowymi skutkami.
Nagle 11 marca 2011 r. potężne tsunami, wywołane trzęsieniem ziemi u wybrzeży Honsiu, zaatakowało elektrownię Fukushima Nr 1. Pracujące reaktory (3 z 6 zainstalowanych) wyłączyły się automatycznie już wcześniej, gdy tylko zarejestrowano wstrząsy sejsmiczne. Jednak nawet wyłączony reaktor ma tzw. ciepło powyłączeniowe, które trzeba odprowadzać. Energię potrzebną do chłodzenia w takim przypadku czerpie się z trzech niezależnych źródeł: sieci zewnętrznych, generatorów spalinowych i akumulatorów, co stanowi przykład tzw. redundancji (nadmiarowości). Niestety w tym przypadku doszło do wyjątkowo niekorzystnego zbiegu okoliczności. Zewnętrzna sieć została przerwana przez tsunami, a dodatkowo jego fala zniszczyła zbiorniki paliwa dla generatorów. Obiekt co prawda był przygotowany na uderzenie fali tsunami, lecz nikt nie spodziewał się, że będzie miała ona wysokość 14 metrów. Dane historyczne, użyte podczas budowy muru oporowego osłaniającego elektrownię, wykazywały, że wysokość 6,1 m będzie wystarczająca. 
Widok z lotu ptaka w 1975 r. - źródło - Wikimedia Commons.

W skutek odcięcia sieci zewnętrznej i braku paliwa dla agregatów, jedynym źródłem zasilania pomp chłodzących były akumulatory, starczające na 8 godzin. Niestety pomimo wysiłków nie udało się podłączyć nowych źródeł zasilania przed upływem tego czasu i temperatura w rdzeniach reaktorów zaczęła niebezpiecznie rosnąć. Przyłączenie nowych akumulatorów było dodatkowo utrudnione przez zalanie instalacji elektrycznych. W efekcie doszło do wzrostu ciśnienia pary w reaktorze nr 1. Pomimo kontrolowanego uwolnienia nadmiaru pary do atmosfery 12 marca nastąpiła eksplozja wodoru, odsłonięcie rdzenia i jego stopienie.
http://sitn.hms.harvard.edu/flash/2011/nuclear-chemistry-lessons-from-the-fukushima-daiichi-disaster/

Następnie 14 marca eksplozji uległ również reaktor nr 3. Reaktor nr 2, choć wzrosła jego temperatura, udało się ochronić przed wybuchem. Moc dawki zaczęła gwałtownie rosnąć: z 5 µSv/h (11 marca) do 0,75 mSv/h (14 marca) przez 11,9 do 400 mSv/h (15 marca), by wkrótce spaść do 100 i 50 mSv/h.
Uszkodzone reaktory 16 marca - źródło - Wikimedia Commons

Reaktory schładzano wtłaczaniem wody morskiej oraz zrzucaniem wody z helikopterów i polewaniem z policyjnych armatek wodnych. Pojawiła się emisja neutronów, co mogło oznaczać reakcję łańcuchową w materiale jądrowym. Do prac ratowniczych zgłosiło się 300 ochotników, pracujących w zmianach po 50 osób, którymi często byli ludzie w wieku poprodukcyjnym, chcący oszczędzić młodym narażenia na promieniowanie. Wystąpił mechanizm podobny do tego z Czarnobyla, kiedy ludzie dobrowolnie zgłaszali się do niebezpiecznych prac, za wszelką cenę chcąc zapobiec poważniejszej awarii. Tych "50 ochotników" szybko nazwano samurajami lub kamikadze, chcąc podkreślić, że ich misja jest samobójcza - tu jeden z alarmistycznych artykułów, jakie pojawiały się wówczas w internecie
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103086,9362687,_Piecdziesiatka_z_Fukushimy__szykuje_sie_na_smierc.html,  
Już na początku awarii ewakuowano mieszkańców w promieniu 2 km od elektrowni (11 marca wieczorem),  a następnie promień ewakuacji rozszerzono do 20 km (12 marca), zalecając pozostanie w domach osobom zamieszkałym w promieniu 30 km i ustanawiając tam strefę zakazu lotów:

Zasięg stref ewakuacji i ograniczeń przebywania [źródło]


17 marca poziom promieniowania zaczął spadać. Kontynuowano prace nad schładzaniem reaktorów, z których nadal wydobywał się dym. Wodę o niewielkim stopniu skażenia wypuszczano do morza, by zrobić miejsce dla wody bardziej skażonej. O poziomie skażenia może świadczyć fakt, że w zalanym wodą tunelu technicznym przy reaktorze nr 2 zmierzono moc dawki 1 Sv/h, zaś 1 cm3 tej wody zawierał 2,9 GBq jodu-134, 13 MBq jodu-131 i 2,3 MBq cezu-134 i cezu-137 (więcej o jednostkach aktywności - LINK).
Zasięg stref o poszczególnych mocach dawki między  30 marca a 1 kwietnia - źródło - Wikimedia Commons

Stopniowo uruchamiano kolejne systemy uszkodzonych reaktorów, przywracając zasilanie i prowadząc prace naprawcze. Do budynków z reaktorami można było wejść dopiero 5 maja. Przy wielu pracach wykorzystywano roboty, gdyż między reaktorami 1 i 2 można było zmierzyć aż 2 Sv/h (1 sierpnia), zaś przy reaktorze nr 1 - aż 5 Sv/h (rekord). Przypomnijmy, że dawka śmiertelna LD50/30 wynosi ok. 4 Sv [LINK]. Łączna ilość radionuklidów uwolnionych do wody wyniosła między 3 a 30 PBq, do atmosfery zaś 10-30 PBq. Porównajmy to z Czarnobylem i licznymi testami nuklearnymi na świecie w latach 50. i 60. XX w.:


Nie będę tu streszczał punkt po punkcie szczegółowego przebiegu awarii i akcji likwidacyjnej, gdyż poświecono jej już sporo artykułów, w tym notkę na Wikipedii. Koniec końców dopiero 16 grudnia reaktory zostały schłodzone do poziomu, który pozwala uznać je za wyłączone. Na tym jednak się nie skończyło. 
Na skutek trzęsienia ziemi i następującej po nim katastrofy w elektrowni w Fukushimie Japonia wyłączyła wszystkie swoje 54 reaktory energetyczne i w całości przestawiła się na paliwa kopalne, powodując kryzys energetyczny, gospodarczy i ekologiczny. Państwo, które było inicjatorem protokołu z Kioto, zaczęło samo niweczyć jego postanowienia, emitując do atmosfery ogromne ilości CO2. Decyzję o odejściu od energetyki jądrowej podjęto również w Niemczech, do czego jeszcze wrócę. Dodatkowo pojawiły się oskarżenia o ukrywanie faktycznego poziomu promieniowania czy zaniżania pomiarów przez obkładanie detektorów ołowiem. Oczywiście natura nie znosi próżni, a w obecnym społeczeństwie informacyjnym niczego nie da się całkowicie ukryć. Firma Safecast zorganizowała niezależny monitoring promieniowania, sprzedając dozymetry wyposażone w GPS. Mapę pomiarów można zobaczyć TUTAJ, oprócz promieniowania rejestrowane jest też stężenie smogu i inne parametry środowiskowe. Poniżej screen wykonany 5 marca 2020 r.:
Brak rzetelnych danych i milczenie japońskich władz tylko pogłębiały panikę i sprzyjały powstawaniu różnego rodzaju teorii spiskowych, tak samo jak w 1986 r., tylko na znacznie większą skalę. Każdy post, obrazek czy filmik dotyczący tematu, niezależnie od tego, jaką bzdurę głosił, momentalnie wędrował w świat i docierał do milionów ludzi.
***
Katastrofa odbiła się szerokim echem również w Polsce. Ludzie zaczęli masowo wykupywać płyn Lugola, którego szybko zabrakło w aptekach. Rzucili się zatem na jodek potasu, jego główny składnik, kupując go m.in. na Allegro w różnorakich postaciach, nawet odważki analityczne, tzw. fiksanale*. Wzrosła też cena sprzętu dozymetrycznego, co szczególnie widać na przykładzie radiometrów Pripyat', które podrożały z ok. 200 zł na prawie 400 i więcej - i ta wartość utrzymywała się przez dłuższy czas, by jeszcze wzrosnąć rok temu pod wpływem serialu HBO "Czarnobyl". Oczywiście tak wielka awaria o światowym zasięgu musiała spowodować wysyp różnego rodzaju szurów (uwielbiam to słowo) i panikarskich komentarzy, w których pogłoski mieszały się z niedomówieniami i powielanymi, wyświechtanymi mitami. Jak wiadomo, Polak siedzący przed telewizorem czy komputerem zna się na wszystkim, od gospodarki, przez medycynę, politykę, na energetyce jądrowej kończąc. Wróciły więc mity Czarnobyla, nuklearnej zagłady, światowego spisku, depopulacji i "jedynego ratunku przed atomem" w odnawialnych źródłach energii. Rok później w miejscowości Gąski pojawiła się nawet kapliczka z napisem "Boże broń od atomu" (!):
https://polska-org.pl/7464537,foto.html?idEntity=7464536

Faktyczne skutki Fukushimy dla Polski były nieznaczne. Według Atlasu Radiologicznego Polski z 2011 r., który zdążył zarejestrować to zjawisko, masy skażonego powietrza przesuwały się nad Polską od marca do maja. Jednak główna chmura radioaktywna operowała nad naszym krajem niecałe 3 tygodnie, powodując niewielki i przemijający wzrost aktywności w przyziemnej warstwie powietrza, choć wpłynął on na średnią roczną [link]


Stężenie było na tyle niewielkie, że nie przełożyło się nawet na łączny pomiar promieniowania gamma w powietrzu, co sprawdzić można w raporcie Generalnego Inspektoratu Ochrony Środowiska [LINK].  Pomiary dla marca i kwietnia nie różnią się znacząco od tych z lutego:

Porównajmy to z sytuacją podczas awarii w Czarnobylu, która miała miejsce znacznie bliżej granic Polski i przy wyjątkowo niekorzystnym układzie wiatrów - rekord zmierzonej mocy dawki to 0,45 mR/h (4,5 µSv/h, a w jednostkach z powyższej tabeli - 4500 nSv/h), zaś skutki skażenia cezem-137, choć coraz słabsze, utrzymują się do dziś [LINK]. W tym samy raporcie GIOŚ możemy stwierdzić podniesienie się poziomu aktywności jodu-131, cezu-137, cezu-134 i strontu-90, które po 2-3 miesiącach całkowicie wróciło do normy. 

Niedługo po awarii, na przełomie marca i kwietnia rozpoczęto dodatkowe pomiary aerozoli atmosferycznych z zastosowaniem specjalnych filtrów i analizy spektrometrycznej, które powtórzono następnie w grudniu. Liczby mogą wydawać się duże, ale pamiętajmy, że wynik podany jest w mikrobekerelach na metr sześcienny (µBq/m3).  Zatem 2254 µBq/m3 oznacza 2,254 mB/m3, czyli 0,002254 Bq/m3 -  a pamiętajmy, że 1 Bq/m3 to jeden rozpad promieniotwórczy na sekundę w jednym metrze sześciennym powietrza. Czyli dopiero w 500 m3 powietrza będzie co sekundę zachodził pojedynczy rozpad radioaktywny jodu-131.

Miejmy to na uwadze, czytając podobne raporty. Człowiek zużywa do oddychania 30 m3 powietrza na godzinę, zatem musiałby oddychać prawie 17 godzin polskim powietrzem najbardziej skażonym przez fukuszimski jod-131, aby wchłonąć tą dodatkową, ale nadal nieistotną dla zdrowa ilość radionuklidu. Czas połowicznego rozpadu jodu-131 to 8 dni, zatem po tym okresie jego aktywność spadnie o połowę, a po 80 dniach przyjmuje się, że izotop w całości uległ rozpadowi. Możliwość wykrycia tak niewielkiego stężenia jodu i innych izotopów wynika z dużej czułości obecnie stosowanej aparatury pomiarowej. Zatem nawet jeżeli liczbowo stężenie wydaje się duże, pamiętajmy o użytych jednostkach i poziomie odniesienia. Skażenia nie rozkładają się też równomiernie na terenie kraju, duży wpływ ma nie tylko kierunek wiatru, ale też obfitość opadów na danym terenie. Przykładowo, aktywność sztucznych nuklidów alfa i beta była wyraźnie większa w 2011 r. na stacji w Mikołajkach: 

Stacje w Gorzowie, Lesku, Zakopanem i Świnoujściu nie zarejestrowały takiego skoku, który miałby wpływ na łączny roczny wynik pomiaru. Zerknijmy jeszcze na aktywność wody opadowej, aby przekonać się, że opad z Fukushimy nieraz bywa trudny do zidentyfikowania - we wspomnianych Mikołajkach deszcz w marcu i kwietniu nie wykazał zwiększonej aktywności w stosunku do innych miesięcy, raczej można stwierdzić, że tam generalnie padają dość aktywne deszcze. Wspomniana aktywność może pochodzić z bizmutu-214, który jest produktem rozpadu naturalnego radonu i opady wymywają go z atmosfery, szczególnie jeśli są intensywne po pewnym okresie suszy [LINK].
Jak widać powyżej, trudno mówić o wyraźnym trendzie wywołanym przez awarię w Japonii, a dane bywają niejednoznaczne. Zagrożenie dla zdrowia, wobec tak znikomego i krótkotrwałego wzrostu stężenia radionuklidów w powietrzu i wodach opadowych można uznać za pomijalne.
Więcej raportów GIOŚ można znaleźć TUTAJ, polecam te prace z racji szczegółowych danych przedstawionych w przejrzystej postaci. Sytuacja radiologiczna w Polsce jest na bieżąco monitorowana przez Państwową Agencję Atomistyki, wyniki można w każdej chwili sprawdzić TUTAJ. Jeżeli wolicie weryfikować państwowe dane, cały czas funkcjonuje sieć prywatnych detektorów promieniowania podłączonych do sieci Radioactive@home. Na mapie można wybrać sensor i sprawdzić zarówno bieżącą moc dawki, jak również jej wahania w ciągu ostatnich tygodni:
http://radioactiveathome.org/map/
W samej Japonii póki co nie ma czujników, ale są za to w Korei Południowej, na Ukrainie, jak również w Polsce. Mój detektor niestety zakończył żywot w zeszłym roku, po 5 latach pracy [*].

***
Awaria była wodą na młyn antyatomowego lobby, które podnosiło argument, że skoro katastrofa nastąpiła w kraju o tak wysokiej kulturze technicznej i tak zdyscyplinowanym** społeczeństwie, to może przydarzyć się wszędzie, bo winna jest technologia jako taka. Pod wpływem tych wydarzeń kanclerz Angela Merkel zadecydowała o odejściu Niemiec od energetyki jądrowej, choć zarzewie tej decyzji tliło się już wcześniej. Stopniowo wyłączane są kolejne bloki energetyczne, pomimo faktu, że ich resurs jeszcze nie upłynął i mogłyby nadal pracować, amortyzując koszty. Odejście od atomu, planowane ostatecznie na 2022 r., oznacza zwiększone spalanie paliw kopalnych, głównie gazu i węgla. Przeciwko tej decyzji ostatnio protestowali polscy naukowcy, mając na względzie podwyższoną emisję CO2 [LINK]. Na szczęście antyatomowy szał nie trwał długo i już w 2015 r. Japonia uruchomiła pierwszy z 46 reaktorów energetycznych [LINK], oddający do sieci 846 MW. Trudno się dziwić, skoro rezygnując z atomu Japonia musiała importować 85 tys. ton ciekłego gazu ziemnego (LNG) rocznie, płacąc astronomiczne sumy i powodując wzrost rachunków za prąd o 30%.
***
Niestety, czy się to nam podoba, czy nie, przy obecnym stanie techniki odnawialne źródła energii (OZE)  mogą pełnić jedynie funkcję pomocniczą i nie zastąpią energetyki jądrowej, szczególnie jeśli chodzi o dostarczanie dużych mocy. Jeden blok energetyczny z reaktorem o mocy 1000 MW odpowiada farmie wiatrowej 1000 wiatraków po 1 MW, a uwzględniając przerwy technologiczne i zmienną prędkość wiatru, nawet i 3000 takich wiatraków [LINK]. Do tego wymaga występowania wiatrów o odpowiednim natężeniu, generuje szkodliwe infradźwięki, stanowi zagrożenie dla ptaków i szpeci krajobraz, a budowa takiej farmy ma bardzo duży tzw. ślad węglowy. W końcu komponenty trzeba przewieźć, zamontować, a gotową farmę regularnie konserwować. Z kolei elektrownie słoneczne potrzebują silnego nasłonecznienia, którego w brak w pochmurnej zwykle Europie, a ich budowa zajmuje znaczną przestrzeń. Elektrownie wodne osiągają dużą moc jedynie na wielkich rzekach, w rodzaju Dniepru - słynna ukraińska Dnieproges generuje 1500 MW, dla porównania, elektrownia na Wiśle we Włocławku 150 MW. Moce innych polskich siłowni wodnych sprawdźcie sami, poniżej oszacowany potencjał energetyczny polskich rzek, cyt. za  - https://www.cire.pl/pliki/2/energetykawodna2.pdf.

Odnawialne źródła energii póki co mogą jedynie nieco odciążyć główny system energetyczny kraju, zapewniając ograniczone zróżnicowanie dostawców prądu. Przykładem mogą być panele słoneczne, zasilające obecnie np. stacje wypożyczania rowerów miejskich albo fotoradary. Fotoogniwa mogą również zasilać domy jednorodzinne, ale przydałyby się do tego bardziej przyjazne obywatelowi regulacje prawne [LINK]. Jednak duże moce, wymagane głównie przez przemysł (np. huty aluminium), póki co dostarczyć może jedynie atom, jeżeli mamy zrezygnować z węgla. Trwanie przy węglu wcale zresztą nie chroni przed promieniowaniem, gdyż spalanie węgla, oprócz CO2 emituje też skażenia promieniotwórcze w popiołach i dymie. Skąd one? Z węgla - każda tona węgla zawiera 0,5-1 kg uranu. A teraz obliczcie sami ilość wydzielonego uranu, jeśli jeden blok energetyczny o mocy 1000 MW przez rok pracy zużywa 3 mln ton węgla. Rozmiary hałd popiołów z ciepłowni Siekierki można zobaczyć przy ul. Włóki w Warszawie [LINK]



Wracając do samej Fukushimy, obudziła wszystkie możliwe antyatomowe demony, które jeszcze nie do końca zostały uśpione po Czarnobylu, a dodatkowo stworzyła nowe - poczucie, że atom jest nie do ujarzmnienia nawet przez najbardziej zaawansowaną technologię, gdyż czynnik katastrof naturalnych pokona wszelkie założenia naukowców. W tej kwestii Polska akurat jest wyjątkowo bezpiecznym krajem, gdzie trzęsienia ziemi zdarzają się rzadko i zawsze mają niewielką siłę (najwyżej 4-5 stopni w skali Richtera, czyli odczuwalne przez wszystkich, ale powodujące najwyżej bardzo niewielkie zniszczenia). Większe prawdopodobieństwo wstrząsów występuje na terenach górniczych, gdzie mogą pojawiać się tąpnięcia w kopalniach. Nie mamy jednak aktywnych wulkanów, Bałtyk jest spokojnym morzem, gdzie trudno o tsunami, a trąby powietrzne zdarzają się rzadko i nie mają takiej siły jak np. w USA. Jedyne, czego mógłbym się obawiać w kwestii polskiej energetyki jądrowej jest tzw. Polnische Wirtschaft, czyli ogólny bałagan, niechlujstwo, niegospodarność i brak planowania. Świetnym przykładem jest budowa elektrociepłowni Pruszków II, rozpoczęta w 1980 r. Najpierw wysiedlono ludność, zburzono domy, wybudowano większość elektrociepłowni wraz z 256-metrowym kominem, po czym... okazało się, że grunt jest podmokły, a tak w ogóle to sam zakład w tym miejscu nie ma ekonomicznego uzasadnienia. Większość budynków rozebrano, ostał się tylko komin, służący za podporę do anten telefonii komórkowej i stacji radiowych oraz zalane wodą podziemia, raj dla płetwonurków [LINK].



Jeśli w ten sposób miałaby być budowana polska elektrownia atomowa, to lepiej zostańmy przy węglu. Zwłaszcza jak dojdzie cięcie kosztów, ustawiane przetargi i zlecanie wykonawstwa "firmie szwagra".
Przypomnijmy też, że już podczas budowy ostatecznie nieukończonej elektrowni jądrowej w Żarnowcu podnosiły się zaniepokojone głosy, że plac budowy wygląda "jak inne place budowy w Polsce" - czyli beznadziejnie. Była to jedyna słuszna obawa w kwestii żarnowieckiej siłowni - lęk przed partackim wykonaniem. Cała reszta argumentów była natury emocjonalnej i nienaukowej, o czym pisałem wcześniej [LINK].
***
Niestety nie śledziłem całej dyskusji dotyczącej Fukushimy i ogólnie planów rozwoju energetyki jądrowej w Polsce, gdyż zaprzątały mnie wówczas inne, dość poważne problemy. Katastrofa zresztą wydarzyła się prawie 3 lata przed powstaniem bloga, zatem nawet gdybym bardziej śledził całą aferę, to raczej nie nadałbym moim przemyśleniom formy pisemnej. Polemika ta trwa zresztą do tej pory, a nawet pobieżne jej streszczenie przekroczyłoby znacznie objętość przystępnej notki na blogu.

Po katastrofie oczywiście internet zaraz zalały stosowne memy. W przeciwieństwie do Czarnobyla Fukushima rozgrywała się praktycznie online, na oczach świata, stąd sytuacja była komentowana na bieżąco. Memy te w części są dość wtórne w stosunku do tych o Czarnobylu, które powielają typowe klisze o mutacjach popromiennych:

Ale pojawiły się zupełnie nowe, np. krytykujące wyciszanie informacji o katastrofie, prorokujące nuklearną zagładę świata, spiski "lobby atomowego", a także swoiste novum, czyli memy proatomowe,które punktują np. nieefektywność odnawialnych źródeł energii. Poniżej porównanie powierzchni paneli słonecznych, niezbędnych do zapewnienia podobnej mocy co elektrownia w Fukushimie, z terenami o podwyższonym poziomie promieniowania po awarii:

Memom dotyczącym Fukushimy poświęcę osobny post, by nie pompować nadmiernie niniejszej notki, która i tak jest dłuższa niż typowe wpisy na blogu. Skoro jednak już jesteśmy przy memach, to  katastrofa pokazała też, jak w obecnym, scyfryzowanym świecie łatwo robić ludziom wodę z mózgu i jak bezkrytycznie przyjmują wszelkie, nawet grubymi nićmi szyte "szokujące" rewelacje.  Wystarczy wrzucić zdjęcie na portal społecznościowy, opatrzyć odpowiednim podpisem i już mamy fake news. Przykładem mogą być te stokrotki (bądź też złocienie) "z Fukushimy", które uległy tzw. staśmieniu (fascjacji). Spośród badanych 40 % uwierzyło bezkrytycznie w związek tej anomalii z katastrofą, 20 % zaś uznało informację jedynie za nieco wątpliwą. Kwiaty pochodziły z miejsca odległego o 110 km od elektrowni, zdjęcie zrobiono 4 lata po awarii, zaś ten typ wady u stokrotek (i złocieni) pojawia się dosyć często, niezależnie od narażenia na radiację [LINK]:

https://www.crazynauka.pl/prawda-czy-falsz-czy-zdolasz-odroznic-te-wiadomosci/
Przypomnijcie sobie zresztą, jak często widywaliście "zmutowane" owoce, warzywa, liście czy drzewa? Dwudzielne marchewki, gigantyczne rzodkiewki, pomidory z wyrostkami czy różnego rodzaju narośle na pniach? Więcej o mutacjach - nie tylko popromiennych - można przeczytać w poprzedniej notce - [LINK]

Źródło - Fresh Market [LINK]
W dużym skrócie można powiedzieć, że mutacje występowały od początku istnienia życia na ziemi, a ich przyczyny są niezwykle zróżnicowane, od losowych uszkodzeń DNA przez czynniki chemiczne czy biologiczne aż po fizyczne, w tym promieniowanie jonizujące. Większość mutacji jednak jest albo od razu naprawiana przez specjalne mechanizmy, albo powoduje śmierć komórki.

***

Od katastrofy mija właśnie 9 lat. Obecnie do Fukushimy organizowane są wycieczki, a poziom promieniowania w okolicy nie przekracza tła naturalnego w Warszawie, podnosi się dopiero w bezpośrednim sąsiedztwie bloków energetycznych. Rejon jeszcze nie jest tak popularny jak czarnobylska Strefa, która została dodatkowo spopularyzowana przez serial HBO. Na szybko znalazłem tylko dwie oferty, jeżeli chodzi o krajowych organizatorów:
Oraz tą prywatną wycieczkę, niestety częściowo udaremnioną przez japońską policję, ograniczającą dostęp do bezpośredniego otoczenia siłowni.
 - https://www.vice.com/pl/article/yvybgg/porsche-strefa-zamknieta-fukushima

Ogólnie patrząc na okolice elektrowni można zobaczyć, jak musiała wyglądać opuszczona Prypeć w pierwszych miesiącach po katastrofie w Czarnobylu, zanim nie dobrali się do niej szabrownicy i warunki atmosferyczne:

https://www.bobthissen.com/abandoned-fukushima/
Jak widać, nieporównanie większy dobrobyt w Japonii w porównaniu z ZSRR, świadomość zagrożeń związanych z radiacją oraz ściślejsza kontrola skażonej strefy przyczyniają się do zminimalizowania rabunku i wandalizmu.
https://www.bobthissen.com/abandoned-fukushima/
Ten salon gier wygląda, jakby gracze przed chwilą z niego wyszli...
https://www.bobthissen.com/abandoned-fukushima/

Jeżeli nie wybieracie się do Japonii osobiście, zapraszam na wirtualny spacer, udostępniony przez firmę TEPCO, do której należy elektrownia - http://www.tepco.co.jp/insidefukushimadaiichi/index-j.html#/route1

Można wybrać, którą strefę chcemy zwiedzać, a u dołu ekranu z lewej widzimy bieżącą moc dawki w mikrosiwertach na godzinę. W strefie czerwonej można podejść praktycznie pod sam uszkodzony blok, obecnie osłonięty nową obudową. Aplikacja nanosi zdjęcie z momentu awarii na widok współczesny, możemy zobaczyć też schematyczny przekrój reaktora:

Można też wejść do wnętrza niektórych budynków. Przy zwiedzaniu towarzyszy nam lektor, do wyboru: japoński lub angielski:


Jaki będzie dalszy los energetyki jądrowej w Japonii? Państwo stawia na edukację w kwestii faktycznych skutków katastrofy, które okazały się znacznie mniej groźne niż faktycznie sądzono. W prowadzonych referendach liczba głosów popierających energetykę jądrową była większa w miejscowościach... gdzie znajdowały się elektrownie (np. Takahama - 65,5 % za, 24,8 % przeciw). Trudno się dziwić, elektrownie te są świetnym miejscem pracy, przyczyniają się do rozwoju miejscowości choćby przez rozbudowę infrastruktury (drogi itp.) oraz zapewniają wpływy do budżetu. Więcej przeciwników mają w miejscowościach leżących z dala od elektrowni (Osaka - 57,2 % przeciw, 37,7 % za), czyli najgłośniej krzyczą ci, których to bezpośrednio nie dotyczy [LINK]. Japoński rząd ma przed sobą dużo do zrobienia, gdyż awaria i cały medialny szum wokół niej spowodował, że dwukrotnie wzrosła liczba osób zdezorientowanych, które nie mają własnego zdania w tej kwestii (35,9%). Zresztą zerknijcie sami na komentarze pod linkowanym artykułem z portalu Energetyka24 [LINK] - akurat w tym przypadku jest parę sensownych i jeden "od czapy" wspominający o "40 tys. zmarłych pracowników japońskich elektrowni jądrowych" - to trochę jak te "tysiące chowane w przydrożnych rowach" w Czarnobylu...



***

I na zakończenie zapytam o Wasze doświadczenia z tego czasu? Kupowaliście jod? Śledziliście newsy? Szykowaliście zapasy żywności, wody i lekarstw? A może tworzyliście memy? Wybieracie się na wycieczkę w rejon katastrofy? Dajcie znać w komentarzach lub przez formularz kontaktowy. 

----------------------------------------------
* - o negatywnych skutkach przedawkowania jodu wspominałem podczas awarii w Belgii w 2017 r. - http://promieniowanie.blogspot.com/2017/09/czy-brac-jod-na-wypadek-awarii-jadrowej.html

** - nie przeceniałbym zdyscyplinowania społeczeństwa Japonii - w każdym znajdują się mniej i bardziej sumienne jednostki, czego dobrym przykładem jest wypadek w Tokaimura [LINK], gdzie pominięto kilka stadiów procesu obróbki paliwa jądrowego i sypano je bezpośrednio wiadrem do zbiornika (!). Tak, to nie ZSRR, tylko owa mityczna, zdyscyplinowana, technokratyczna Japonia.



5 komentarzy:

  1. Czy dobrze zrozumialem, czy to literowka. - w jednej tonie wegla jest ok 1kg uranu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy od złoża, zwykle wartości są niższe, liczone w gramach na tonę, ale w Polsce zdarzają się pokłady, gdzie zawartość uranu wynosi nawet 1,5 kg/t - http://www.if.pw.edu.pl/~pluta/pl/dyd/mtj/zal1/pzMS/students/2001-2002/Slodkowski/pn-odpady.htm

      Polecam też ten artykuł:
      https://se.min-pan.krakow.pl/publikacje/22-Olkuski.pdf

      Usuń
  2. W nawiązaniu do "zmutowanej" stokrotki znalazłem ciekawy okaz mlecza:
    https://i.imgur.com/1YdbCza.jpg

    Wcale nie byłem w Japonii, ani na Ukrainie. Polska wieś, daleko od przemysłu, daleko od jakiegokolwiek skażenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny! Czy mogę użyć na blogu? oczywiście z podaniem Autora :)

      Usuń
    2. Oczywiście :). Mailem przesłałem pełną rozdzielczość.

      Usuń

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora - treści reklamowe i SPAM nie będą publikowane!]