Strony

31 sierpnia, 2022

Kopalnia uranu w Kletnie - zwiedzanie

Kopalnia w Kletnie (https://www.kletno.pl/) jest ostatnią z trzech kopalni uranu zwiedzonych przez nas w tym roku.


Dojazd do niej jest najtrudniejszy spośród wspomnianych kopalni. Jedzie się górską drogą, która jest udostępnionym traktem leśnym, więc nie zawsze nawigacja ja wskazuje. W razie potrzeby możemy kierować się na któryś z pobliskich zajazdów lub parking przy Jaskini Niedźwiedziej:


Na drodze wiodącej bezpośrednio do kopalni jest wąsko i brak barier ochronnych. Dwa auta się nie miną, na szczęście w paru punktach są zatoki gdzie można zjechać na bok. Przy samej kopalni jest parking który trudno nazwać parkingiem: mały, nieogrodzony, bez wyraźnego oznaczenia i wytyczonych miejsc do parkowania, za to nachylony i nad zboczem. Jesteśmy pierwsi, możemy więc wybrać dogodne miejsce, parking wkrótce zapełni się "pod korek" i to w dość nieuporządkowany sposób. Oprócz widocznego w centrum kadru cypla, na którym znajduje się parking, do dyspozycji jest jeszcze drugi, nieco dalej, tam gdzie biała tablica na dalszym planie.


Z parkingu udajemy się na małą polanę ze stołami i ławkami, gdzie czekamy na przewodnika.


Tu znajduje się wejście do sztolni, zaś do kasy biletowej trzeba podejść jeszcze kawałek pod górę (schody widoczne z prawej strony zdjęcia). 


Bilety kupiliśmy online (https://bilety.kletno.pl/sklep/), zatem oszczędzamy sobie wspinaczki. Jesteśmy jak zwykle przed czasem, więc czekamy dłuższą chwilę. Powoli schodzą się pozostali zwiedzający. Grupa rośnie aż do maksymalnego limitu 25 osób, w tym dzieci. Przeczuwamy kłopoty, widząc jedno dziecko w wieku trudnym do ustalenia (już chodzi, ale jeszcze ma pieluchę i smoczek), które od początku jest bardzo marudne.

Pojawia się przewodnik i idziemy do sztolni. Przed wejściem otrzymujemy kaski - jeden rozmiar z regulacją paskiem z tyłu. Chodnik jest oświetlony i suchy, temperatura podobna do pozostałych kopalni uranu, jednak jest mniej odczuwalna z uwagi na liczną grupę. Na wstępie informacja o bezpieczeństwie radiologicznym: nie ma promieniowania, promieniować może tylko wasz uśmiech. Jest to pewien skrót myślowy: brak promieniowania przekraczającego tło naturalne, gdyż radiacja jako taka występuje w każdym zakątku Ziemi. Takie ujęcie tematu jest jednak zrozumiałe z uwagi na powszechną w społeczeństwie radiofobię i o niebo lepsze niż straszenie promieniowaniem jak w Liczyrzepie. Oczywiście mam ze sobą dozymetry: AT6130, Radex RD1008, Radiacode 101 i Radex Obsidian, który wreszcie zaczął prawidłowo działać. 

Zaczynamy od historii górnictwa w tym rejonie, od średniowiecza po wydobycie uranu. Przewodnik mówi ciekawie i merytorycznie, nie będę tu streszczał całej opowieści, skupię się tylko na wybranych aspektach - podobnie jak w przypadku kopalni Podgórze, to trzeba po prostu zobaczyć.

Miłym akcentem jest zachęta do robienia zdjęć i umieszczania ich w mediach społecznościowych, zwłaszcza że niektóre placówki albo zakazują fotografowania, albo pobierają za to opłatę (!). Niestety często liczebność grupy utrudnia uchwycenie odpowiedniego kadru, czego przykładem może być to ujęcie w górę szybu, nad którym znajduje się kasa biletowa - deski widoczne w oddali w centrum zdjęcia to jej podłoga, niestety nie udało mi się tego lepiej ująć:


Początek zwiedzania został niestety zakłócony przez wspomniane dziecko, które zaczęło głośno płakać i ostatecznie wraz z rodzicami wyszło z kopalni. Nie wiem, jaki jest sens zabierać tak małe dzieci w tego typu miejsca: nie zrozumie nic z ekspozycji, a tylko zmęczy siebie, rodziców i innych uczestników wycieczki. 

Po tym przerywniku omawiamy budowę geologiczną górotworu. Na poniższej mapie zaznaczono czarnym kolorem sztolnie udostępnione do zwiedzania - jak widać, jest to jedynie drobny ułamek wszystkich korytarzy wydrążonych w tym rejonie.


Spośród bogatej ekspozycji zwróciłem szczególną uwagę na trzy. Pierwszą był sprzęt dozymetryczny, głównie wojskowe mierniki produkcji polskiej i radzieckiej, choć załapał się też cywilny Palesse 26K-86:


Zwraca uwagę zestaw dozymetrów indywidualnych FH-39, działających na zasadzie elektrooptycznej, wraz z przeznaczoną do nich ładowarką FH-390 firmy Frieseke und Hoepfner. Stosowany był przez Bundeswehrę, a podobne zestawy znajdowały się na wyposażeniu wielu innych armii: LWP (komplet dozymetrów KD-65 + pulpit załadowczy PZ-65, zestaw dozymetrów DP-23p) oraz Armii Radzieckiej (DP-22, DP-24).


Tutaj zauważyłem małą nieścisłość w narracji - otóż ten dozymetr nie zmieniał koloru po przekroczeniu określonej dawki dawki, tylko miał nić kwarcową, która przesuwała się po skali wraz ze wzrostem przyjętej dawki, kolor zmieniał dozymetr chemiczny DP-70

Niektóre z urządzeń prezentowanych na tej ekspozycji nie są dozymetrami, choć też stosowano je w górnictwie. Poniżej widzimy zapalarkę kondensatorową TZK-100G służącą do odpalania ładunków strzałowych (z prawej) oraz wykrywacz gazów WG-2 firmy "Faser".


Inna zapalarka (TZK-250), choć mocno skorodowana, ma jeszcze zachowany klucz do odpalania ładunków oraz resztki przewodów strzałowych:


Tutaj z kolei widzimy od lewej: metanomierz VM-1, aparat tlenowy ucieczkowy AU-9L oraz przyrząd kombinowany: tlenomierz i eksplozymetr Combiwarn C firmy Draeger (pod dozymetrem Palesse 26K-86)


Z dala od tej ekspozycji mamy jeszcze rentgenoradiometr DP-66, za pomocą którego przewodnik demonstruje, w jaki sposób sprawdzano obecność rudy uranu w wierconych otworach. 


DP-66 jest jednak późniejszy niż czasy wydobycia uranu w Kletnie, kiedy korzystano głównie z przyrządów produkcji radzieckiej, ponieważ polska produkcja sprzętu dozymetrycznego dopiero się rozwijała. Więcej na temat dozymetrii w górnictwie uranu pisałem przy okazji recenzji "Atomowej tajemnicy Sudetów" [LINK].

Drugą ekspozycją, na którą koniecznie trzeba zwrócić uwagę, to kolekcja szkła uranowego. Jest bardzo obfita, największa spośród odwiedzonych przez nas kopalni uranu. Na tym zdjęciu naliczyłem ok. 190 szt. choć pewnie niektóre ukrywają się w ciemności.


Tutaj z kolei padło twierdzenie, że szkło uranowe przestało być popularne, gdyż ludzie boją się promieniowania, choć jednocześnie noszą telefony w kieszeni spodni, a telefon też promieniuje. Oczywiście, tylko to jest zupełnie inne promieniowanie, znajdujące się po przeciwnej stronie widma elektromagnetycznego, pisałem o tym osobno - LINK). Tym niemniej, rozumiem ideę, choć można byłoby użyć innego przykładu - jesteśmy otoczeni przez promieniowanie jonizujące z ziemi, powietrza, kosmosu, materiałów budowlanych, a nawet mamy je w sobie, zatem ta niewielka ilość ze szkła uranowego nie będzie mieć wpływu na zdrowie. 

Po obejrzeniu tej kolekcji mamy pokaz promieniowania kawałka rudy uranu, umieszczonego w ochronnym słoju. Pomiar prowadzony był przy pomocy dozymetru BlackWings:


Miernik początkowo został przyłożony od boku, gdzie od razu pokazał 1,86 µSv/h, jednak po chwili został umieszczony na szczycie słoja, był zatem bardziej oddalony od minerału i wynik ustabilizował się na 3,12 µSv/h. Ponieważ w tym miejscu byliśmy nieco dłużej, mogłem więc wyjąć swój AT6130 i wykonać własny pomiar:


Szkoda, że nie miałem ze sobą Sosny, która stanowi miernik referencyjny przy pomiarach promieniowania gamma z uwagi na solidny filtr, odcinający niskoenergetyczną emisję. 
Na wykresie mocy dawki, generowanym w aplikacji do dozymetru RadiaCode 101 widać moment pomiaru rudy uranowej - najwyższy pik z prawej:


Jeżeli chodzi o ogólny poziom promieniowania, to jest on najniższy spośród zwiedzonych kopalni - przez połowę trasy oscyluje wokół 0,12 µSv/h, czyli tak jak w Warszawie, zaś w innych miejscach zbliża się do 0,2 µSv/h, czyli tak jak w znacznej części Sudetów. Łączna dawka, zarejestrowana przez Radex RD1008 wynosiła zaledwie 0,1 µSv podczas trwającego 45 minut zwiedzania - porównać ją można z godziną przebywania w Warszawie, pół godziny w Kowarach lub 15 minut nad Morskim Okiem. 

Zwiedzając kopalnię w Kletnie warto też zwrócić też uwagę na tzw. florę lampową, rozwijającą się w pobliżu sztucznego oświetlenia kopalni:


Podsumowując, zwiedzanie było bardzo interesujące zarówno dzięki merytorycznej narracji przewodnika, jak również bogatej ekspozycji. Gdyby nie pewne niedogodności, można byłoby uznać Kletno za najlepszą spośród kopalni uranu udostępnionych do zwiedzania. 
Niestety zwiedzanie utrudniała liczebność grupy: przejście wszystkich osób z miejsca na miejsce trwało długo, trudno też było zrobić dobre zdjęcie, gdyż w tym celu należałoby iść na końcu, a wtedy nie słyszy się przewodnika. Wycieczka trwała 45 minut, co daje lekki niedosyt, gdyż chciałoby się posłuchać jeszcze więcej ciekawostek związanych z górnictwem uranu w tym rejonie albo zwiedzić dalsze korytarze. 

Niestety dodatkowe atrakcje: trasa ekstremalna (3-4 godziny) i warsztaty geologiczne są dostępne tylko w kilku terminach w miesiącu i nie udało się nam załapać. Gdy zwróciliśmy na to uwagę w opinii Google, firma poinformowała, że jest możliwość indywidualnego dobrania terminu, cytuję:

Do takiej wyprawy musimy przygotować przewodnika z uprawnieniami więc oprócz terminów, które udostępniamy, przyjmujemy także zamówienia mailowe, warto przed przyjazdem wysłać maila z liczbą osób i interesującym terminem na: kontakt@kletno.pl, grupa może liczyć maksymalnie 6-8 osób więc nawet przy mniejszej liczbie osób jesteśmy w stanie taką wyprawę zorganizować. Podobnie jak z warsztatami.

Niestety nie było takiej informacji na stronie Kopalni, kiedy planowaliśmy nasz wyjazd, przyjęliśmy więc, że skoro dostępne terminy są już zajęte, to nic się nie da zrobić. Pod kątem dostępności "trasy ekstremalnej" wygrywa jednak Podgórze. Rzućmy jeszcze okiem na parking w chwili naszego wyjścia z kopalni o godzinie 11 - jak widać, jest praktycznie pełny, zatem polecam wczesny przyjazd.


Na sam koniec tej serii recenzji zamieszczam tabelaryczne porównanie kluczowych aspektów wszystkich trzech kopalni - Podgórza, Liczyrzepy i Kletna:
Kletno ma najbogatszą ekspozycję, dojazd jest jednak bardzo trudny, natomiast Podgórze pozwala bardzo namacalnie poczuć klimat kopalni, szczególnie na trasie ekstremalnej. Najlepiej zresztą zwiedzić obie i samemu porównać, oczywiście biorąc ze sobą kilka dozymetrów. Jeśli zwiedzaliście trasę ekstremalną w Kletnie i chcecie podzielić się relacją lub zdjęciami, dajcie znać w komentarzach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora - treści reklamowe i SPAM nie będą publikowane!]