Strony

23 sierpnia, 2022

Kopalnia uranu Liczyrzepa - zwiedzanie

Po zwiedzeniu kopalni Podgórze [LINK] przyszedł czas na sąsiednią Liczyrzepę. Położona jest ona przy drodze do Podgórza i mocno konkuruje z tamtą placówką. Na drodze czeka "naganiacz", zapraszający na parking przy Liczyrzepie, czy wręcz (relata refero) zatrzymujący samochody i mówiący, że... Podgórze jest akurat zamknięte albo w ogóle nie istnieje (sic!).

Dojazd jest taki sam, jak do Podgórza, tylko skręcamy w lewo na przestronny parking. Przy kasie czekamy chwilę na otwarcie (jesteśmy przed czasem, na I godzinę) i kupujemy bilety. 

Do kopalni musimy podejść jeszcze 500 m pod górkę. Droga, którą idziemy, jest dojazdem do hotelu Jelenia Struga i działającego przy nim inhalatorium radonowego. 

W kasie poinformowano nas, że na tej drodze jest zakaz wjazdu, zaś parking przeznaczony jest tylko dla gości hotelu. Idziemy, po czym mijają nas samochody osób, które przyjechały chwilę później. Po dojściu na miejsce okazało się, że żadnego zakazu nie ma, zaś jedna połowa parkingu nie ma znaku "tylko dla gości hotelu". Można było więc podjechać,  co zresztą niektórzy uczynili.


Dochodząc do hotelu skręcamy w lewo i trafiamy na placyk przed wejściem do sztolni. Mamy tu kiosk z pamiątkami i punkt gastronomiczny.


Czekamy na przewodnika, nastawiając jednocześnie dozymetry. Powoli zbiera się nasza grupa.


Osób jest sporo (ok. 40, w tym 10 dzieci), przeciskamy się więc na początek. Przewodnik nas wita pytaniem, czy chcemy się napromieniować i czy nas to nie zniechęca, mówi też coś o naszym potencjalnym świeceniu w nocy na skutek napromieniowania. Żona skomentowała głośno, że nas to nie zniechęca, bo wiemy, że to nieprawda, grupa jednak była bardzo liczna i trudno było się przebić z komentarzem. Pojawił się jeszcze żart "zamiast wycieczki będą świeczki" (czy jakoś tak) i wchodzimy do sztolni. Taka narracja, oparta na lęku przed promieniowaniem i powielająca mity związane z radioaktywnością od razu nas zniechęciła, jednak postanowiliśmy się nie ujawniać, tylko notować "smaczki". 
Dowiedzieliśmy się więc, że - cytuję:
  • promieniowanie jest "wzbudzane" dopiero podczas wysadzania skał zawierających rudę uranu (a faktycznie rozpad radioaktywny trwa cały czas i jest niezależny od czynników zewnętrznych)
  • radon (radioaktywny gaz będący produktem rozpadu radu - LINK) leczy praktycznie wszystkie dolegliwości, łącznie z bezpłodnością (!) a także daje kilkuletnią odporność na raka, zmieniając komórki macierzyste (wcale nie jest to reklamą sąsiedniego inhalatorium radonowego, skądże znowu)
  • szkło uranowe jest szkodliwe, wystarczy położyć jedzenie w naczyniu z takiego szkła przez 2 godziny, by je napromieniować i umrzeć, a ludzie mimo to się cieszą, że mają szkło uranowe, bo jest drogie (tymczasem poziom promieniowania od szkła uranowego jest minimalny, tak samo jak ryzyko przenikania radionuklidów do przechowywanych w nim produktów - większe zagrożenie stwarzają napoje przechowywane w szkle... kryształowym, z którego jest wypłukiwany ołów i to niekiedy w dużych ilościach - LINK).
  • ruda uranu jest nazywana "najczystszym złem", generalnie ten termin w odniesieniu do promieniowania pada bardzo często (jak skała może być złem, szczególnie że izotopy są stosowane w wielu gałęziach medycyny, nauki i przemysłu?)
  • wody mineralne wydobywane w tym miejscu zawierają 3 izotopy: rad, radon i "radoczyn" (nie ma takiego pierwiastka w układzie okresowym, wody mogą być "radoczynne", czyli zawierające radon i produkty rozpadu - cytuję za Słownikiem Języka Polskiego: radoczynny «zawierający ślady radonu, radu lub pierwiastków radioaktywnych, pochodzących z naturalnego rozpadu radu» [LINK])
  • promieniowanie jonizujące zmniejsza płodność u mężczyzn, a zwiększa u kobiet (!)
Oprócz tych rewelacji przedstawiono rys historyczny górnictwa w tym rejonie, a także genezę amerykańskiego i radzieckiego programu nuklearnego. Tu znowu wychwyciłem nieścisłość: pierwsza bomba jądrowa ("Gadget") została określona mianem "lotniczej", choć de facto była to po prostu kula umieszczona na stalowej wieży.

Przejdźmy teraz do ekspozycji. Jako "sprzęt dozymetryczny" mamy takie oto przyrządy:


Obejrzyjmy je po kolei. Z lewej mamy metanomierz do pomiaru stężenia metanu (CH4) w powietrzu - wyraźnie widać skalę w % CH4:


Obok straszliwie skorodowana sonda pomiarowa od w/w metanomierza - na pierwszy rzut oka może przypominać sondę scyntylacyjną od SRP-68, jednak jest połączona kablem z leżącym obok metanomierzem.


Następny w kolejce jest przyrząd kombinowany - omomierz i miliamperomierz Barbara 2. Jako omomierz mierzył opór poszczególnych zapalników lub całego obwodu strzałowego bez ryzyka odpalenia ładunków, z kolei funkcji miliamperomierza używano do pomiaru prądów błądzących [LINK]:


Rentgenometr D-08, jedyny przyrząd dozymetryczny w tym zestawie, przewidziany był na wojnę jądrową, do pomiaru wysokich poziomów promieniowania [LINK]. Zaczęto go produkować w 1960 r., czyli po głównym okresie wydobycia uranu w kowarskich sztolniach. Miernik ten z uwagi na swoją konstrukcję i zakres pomiarowy mógł wykryć jedynie większe i bardziej aktywne kawałki rudy uranu. 


Większości pomiarów w górnictwie uranu dokonywano albo radiometrami licznikowymi DP-11B i ich cywilnymi wersjami ML-56, albo radiometrami scyntylacyjnymi SRP-2 lub też starszymi przyrządami produkcji radzieckiej (polska produkcja sprzętu dozymetrycznego dopiero raczkowała). 

Ostatni w zestawie jest radziecki miliwoltomierz typu P-coś, służący do pomiaru małych napięć, rzędu ułamków wolta:


Pozostała część zbiorów to głównie sprzęt górniczy podzielony na poszczególne aspekty pracy. Widzimy więc makiety ładunków wybuchowych stosowanych w robotach strzałowych:


Jak również ekspozycję lontów i zapalników stosowanych do detonacji:


Przedstawiono też aparaty oddechowe, głównie aparaty regeneracyjne ucieczkowe AU-9 (czerwone):


Licznie reprezentowane są minerały, głównie występujące w Sudetach, choć widzimy również duży kryształ karborundu (węglik krzemu), który jest wytwarzany syntetycznie i ma zastosowanie jako materiał ścierny oraz odporny na wysokie temperatury (z lewej).


Geody ametystu, zarówno przecięte i oszlifowane, jak również w stanie surowym. 


I inne odmiany kwarcu (różowy, dymny, morion, kryształ górski)


Zobaczyliśmy też pomiar promieniowania kawałka uraninitu (wielkości pięści) przy pomocy dozymetru GMC-320


Wynik został opisany jako 2,2 "miliona mikrosiwertów na godzinę" - jeśli byłoby to prawdą, mielibyśmy moc dawki rzędu 2,2 Sv/h, stanowczo za wysoką, by narażać na nią ludzi [LINK]. Z tego co zobaczyłem na wyświetlaczu, wynik raczej wynosił 2,12 µSv/h. Stałem w odległości ok. 1,5 m i mój RadiaCode 101 zarejestrował wyraźny wzrost mocy dawki - najwyższy pik na tym wykresie:


Generalnie podczas zwiedzania moc dawki oscylowała wokół 0,3 µSv/h (środek wykresu). Jest to poziom tylko nieznacznie wyższy niż typowe tło dla rejonu Kowar, wynoszące ok. 0,2 µSv/h ( por. lewa strona wykresu, obejmująca moc dawki podczas marszu z parkingu na placyk przed sztolnią). Łączn dawka, przyjęta podczas 1 godziny w sztolni wyniosła 0,2 µSv/h wg Radex RD1008 - można ją porównać z dwiema godzinami w Warszawie, godziną w Kowarach lub pół godziny nad Morskim Okiem.

Wróćmy do zwiedzania. Po pokazie promieniowania uraninitu obejrzeliśmy kolekcję szkła uranowego. Jest ona dość skromna - tak z 1/5 moich zbiorów - i obejmuje tylko wyroby w kolorze zielonym: 


Jak wspominałem w podsumowującym wpisie o szkle uranowym, może mieć ono różne odcienie - czyste jest żółte, związki żelaza barwią na zielono, inne dodatki dają kolor morski czy miodowy, możet też być mleczne [LINK].

Oglądając tą kolekcję dowiedzieliśmy się, że w okresie największej popularności szkła uranowego praktycznie każda huta szkła kryształowego miała w swej ofercie również szkło uranowe (!). W Polsce szkło uranowe produkowała huta szkła kryształowego "Julia" w Piechowicach [LINK] i jej produkcji jest ta oto karafka:


Tutaj miały miejsce wspomniane wyżej twierdzenia, że szkło uranowe jest "najczystszym złem", a ludzie trzymają to w domach i cieszą się "jak diabeł blaszką" z uwagi na wysoką cenę szkła uranowego.

Ustalmy więc fakty:
  • zawartość uranu w szkle uranowym jest mała, zwykle ok. 2 %, jedynie w niektórych wyrobach z XIX w. do 25 %
  • uran (i jego produkty rozpadu) emituje promieniowanie o niskiej energii, które ma mały zasięg i jest łatwo osłabiane przez odległość (zasada odwrotnych kwadratów - LINK), jest też silnie pochłaniane przez wszelkie przeszkody
  • działanie promieniowania na materię (napromieniowanie) nie sprawia, że staje się ona radioaktywna, wbrew mitom rozpowszechnionym w społeczeństwie [LINK
  • uran w szkle uranowym jest związany z masą szklaną i nie przenika do produktów przechowywanych w naczyniach z tego szkła, nie ma więc ryzyka skażenia - o różnicach między skażeniem a napromieniowaniem pisałem osobno [LINK
Zatem, podsumowując, żywność przechowywana w naczyniach ze szkła uranowego oczywiście zostanie napromieniowana, ale: niewielką dawką promieniowania o niskiej energii, zbyt małej, by spowodować jakiekolwiek zmiany w tej żywności, a już na pewno nie wywoła radioaktywności wzbudzonej. Ryzyko skażenia, czyli przeniknięcia izotopów ze szkła do produktów przechowywanych w naczyniu również jest pomijalne. Nie bójmy się więc wznieść toastu z pięknych uranowych kieliszków:


Wracając do zwiedzania, niektóre ekspozycje są dość chaotyczne, jak choćby ta - manekin w czarnej koszuli i czapce radzieckiego oficera pilnuje ciężarówki z beczkami, oznaczonymi niemiecką nazwą Kowar (Schmiedeberg) oraz polskimi tabliczkami i znakiem "koniczynki", wprowadzonym dużo później [LINK].


Niestety nie udało mi się sfotografować manekina "górniczki" w pełnym, dość krzykliwym makijażu, w sam raz do pracy w kopalni. Generalnie robienie zdjęć było utrudnione z uwagi na liczną grupę: miałem do wyboru być blisko przewodnika i notować "smaczki" lub zostawać z tyłu i robić zdjęcia. Stąd też fotorelacja jest mniej obfita niż z Podgórza [LINK].

Oprócz eksponatów prezentowanych w niszach chodnika mamy też 4 słuchowiska dźwiękowe, z których 2 robią duże wrażenie: 
  • trzeszcząca drewniana obudowa stropu, sygnalizująca ruchy górotworu i dająca czas na ucieczkę z zagrożonego miejsca, co stanowi jej przewagę nad innymi typami obudów, które pękają bez ostrzeżenia (stalowe, betonowe)
  • detonacja ładunków przy ekspozycji przedstawiającej pracę górników strzałowych wraz z wyjaśnieniem, że eksplozja ma za zadanie jedynie skruszyć skałę, bez jej rozrzucenia na dużą odległość

Pozostałe dwa to modlitwa do św. Barbary, patronki górników oraz nagranie dotyczące majątku mieszkańców Wrocławia, który pod koniec II wojny światowej został zdeponowany w tych okolicach. Depozyt ten do dzisiaj nie został odnaleziony, pomimo prowadzonych po wojnie poszukiwań. 


Zwiedzanie kończy się pokazem świetlno-dźwiękowym, poświęconym atakowi nuklearnemu na Hiroszimę. Nie jest to film dokumentalny ani fabularyzowany, tylko widowisko laserowe, ukazujące jedynie kontury ludzi i obiektów. Możemy też obejrzeć makietę Little Boy'a (15 kt TNT) oraz dowiedzieć się, że była to bardziej zabójcza bomba niż Fat Man. 


Warto byłoby jednak wspomnieć, że skuteczność tej bomby nie wynikała z siły ładunku, a również miejsca zrzucenia - dużo silniejszy ładunek nuklearny miał Fat Man (21 kt TNT), jednak został zrzucony niecelnie, w terenie w którym jego niszcząca moc nie została całkowicie wykorzystana. 

Na pożegnanie słyszymy apel, by się opamiętać i dbać o przyrodę, bo inaczej Ziemia pozbędzie się gatunku ludzkiego plus nawiązanie do stwierdzenia Einsteina o przyszłej zagładzie ludzkości, jednak całość wygłoszona w specyficznym, kaznodziejskim stylu. Na pożegnanie przewodnik stwierdził, że ma nadzieję, że nam się podobało, a jak się komuś nie podobało, to jego problem (!), po czym szybko się oddalił, nie mieliśmy więc możliwości sprostowania spornych kwestii.

***

Wychodzimy mocno zniesmaczeni, komentując co bardziej rażące nieścisłości. Trudno się dziwić, że po takim "szkoleniu" ludzie obawiają się elektrowni atomowych czy badania metodą pozytonowej tomografii emisyjnej. Nie lubię pisać negatywnych recenzji, tutaj jednak fakty mówią same za siebie. Generalnie jeśli nie macie dużej wiedzy z zakresu fizyki jądrowej, dozymetrii i ochrony radiologicznej by samodzielnie zweryfikować podawane informacje, lepiej wybierzcie kopalnię Podgórze [LINK] lub, bardziej oddaloną, kopalnię w Kletnie. 
Swoją drogą dziwi mnie aż tak wysoka (4,5) średnia ocen z 3002 opinii na mapach Google:

Wszystkie opinie można przejrzeć TUTAJ



Jeśli byliście w Liczyrzepie i słyszeliście podobne opowieści, dajcie znać w komentarzach. Również jak trafiliście na innych przewodników i bardziej merytoryczną narrację. Tymczasem niedługo zostanie tu omówiona ostatnia z odwiedzonych przez nas kopalni - Kletno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora - treści reklamowe i SPAM nie będą publikowane!]