15 marca, 2021

DP-66 czy DP-75 - który wybrać?

DP-66 i DP-75 to wojskowe mierniki promieniowania, należące do grupy rentgenoradiometrów. Rentgenoradiometr to przyrząd łączący w sobie cechy rentgenometru (wysokie moce dawki) i radiometru (niskie moce dawki i skażenia). Przez wiele lat stanowiły podstawowy sprzęt dozymetryczny Sił Zbrojnych PRL, a następnie Wojska Polskiego, po czym masowo trafiały do demobilu. Jeszcze kilka lat temu można było je nabyć za 50-100 zł na Allegro i w sklepach militarnych. W handlu dostępne były również części z zestawów naprawczych. Od dłuższego czasu jednak podaż maleje, co zgodnie z prawami rynku powoduje wzrost cen. Rośnie też popyt na te zasłużone konstrukcje, które pomimo upływu lat nadal są bardzo przydatne w amatorskiej dozymetrii. Postanowiłem więc napisać krótkie kompendium wad i zalet poszczególnych modeli.

 


Najstarszy z nich to DP-66, opracowany w 1966 r. Najwcześniejsze egzemplarze, jakie widziałem, pochodzą z 1968 r. Zakres pomiarowy od tła naturalnego do 200 R/h, uzyskany dzięki zastosowaniu 3 liczników G-M: STS-5, DOB-80, DOB-50. Za najniższe dwa zakresy odpowiada STS-5, znana ze swej czułości, która niestety jest trochę tracona przez konstrukcję sondy. Otóż nawet w pozycji do pomiaru emisji beta okienko pomiarowe zasłonięte jest cienką folią aluminiową oraz metalową osłoną, w której wykonano nacięcia, mające przepuszczać cząstki beta. 


Z drugiej jednak strony przyrząd wyskalowany jest nie tylko w jednostkach mocy dawki (mR/h, R/h), ale też aktywności cząstek beta (rozp/min*cm2). Nie mamy więc bardzo irytującego zjawiska, jakim jest pomiar aktywności beta w jednostkach mocy dawki. Oczywiście pamiętajmy, że wynik ten jest "surowy", bez uwzględniania współczynnika kalibracyjnego dla poszczególnych izotopów. Zjawisko szerzej opisałem przy notce o kalibracji [LINK].

Do zalet DP-66 należy bardzo solidne wykonanie - głowica sondy jest wyjątkowo masywna. Nawet przypadkowe upuszczenie na ziemię nie powinno jej zaszkodzić, przynajmniej licznikowi STS-5, z którego zwykle najczęściej korzystamy.  Szklane DOB-50 i DOB-80 są  kruche, ale rzadziej używane. Zasilanie odbywa się z 2 baterii R-20, a do ich wymiany nie trzeba wyjmować miernika z futerału, gdyż ma on wycięcie na zakrętkę pojemnika baterii. 


W wersji DP-66M wprowadzono inną konstrukcję sondy, zwiększającą dostęp cząstek beta do okienka pomiarowego. Zamiast obracać metalowy pierścień nad okienkiem pomiarowym, osłona sondy po odkręceniu odskakuje na sprężynie. Ukazuje się nam licznik STS-5 osłonięty tylko cienką folią z tworzywa sztucznego. Okienko niestety nie obejmuje całego licznika, ale nawet tak mały fragment wystarcza do pomiaru większości źródeł, również słabych. 

http://forum.rhbz.org/topic.php?forum=65&topic=34

Czułość licznika STS-5 jest wykorzystana w znacznie większym stopniu. Niestety równocześnie nie ma skali w rozpadach na minutę, choć instrukcja obsługi podaje przelicznik dla pomiaru aktywności beta



Warto wspomnieć jeszcze o wersji DP-66M1. Od poprzednika różni się przede wszystkim zastosowaniem tranzystorów krzemowych zamiast germanowych i to npn, a nie pnp. Zastosowano też  gniazdo zasilania zewnętrznego, które umożliwia podłączenie dowolnego źródła prądu stałego o napięciu między 10 a 30 V. Trzeba tylko pamiętać o właściwej polaryzacji, na szczęście zaznaczono, który wtyk to "plus". Jest to bardzo wygodne przy pracy stacjonarnej, jeśli przewidujemy dłuższe pomiary. Nie ogranicza nas to też do napięć 3, 6 lub 12 V, akceptowanych przez wkręcaną  w gniazdo baterii przystawkę zasilania zewnętrznego, znanej z dwóch starszych modeli. Możemy użyć dowolnego zasilacza, np. od drukarki lub laptopa, albo instalacji samochodowej 24 V.

Wersja ta ma jednak dość poważną wadę, a mianowicie przełącznik zakresów jest dużo gorszej jakości niż ten stosowany w DP-66 i DP-66M - w wielu starych egzemplarzach DP-66M1 dosłownie się rozpada.


Ostatni z całej tej serii to DP-75. Najnowszy z wojskowych rentgenoradiometrów, najbardziej zaawansowany technologicznie i jednocześnie najmniej użyteczny. W przyrządzie tym wprowadzono daleko idące modyfikacje. Przede wszystkim zastosowano miniaturowe liczniki G-M typu DOI-80 i DOI-30. Pierwszy odpowiada za niższe zakresy, montowano go też w radiometrach RK-20, RK-21, EKO-D. Drugi jest używany na wyższych zakresach, które rozszerzono aż do 500 R/h. W takich warunkach po godzinie przyjmiemy dawkę śmiertelną LD50/30. Dodano też sygnalizację przekroczenia jednego z 5 progów - wówczas miernik włącza podświetlenie skali, a w słuchawce rozlega się sygnał alarmowy. Właśnie - słuchawka. W przeciwieństwie do wszystkich DP-66, w DP-75 nie ma dźwiękowej sygnalizacji impulsów. Słuchawka służy tylko do informowania o przekroczeniu progów. Jest to chyba największa wada tego przyrządu - dźwięk jest bardzo przydatny zarówno przy poszukiwaniu źródeł, jak i na różnego rodzaju pokazach. Drugą wadą jest wyraźnie niższa czułość na promieniowanie beta i niskoenergetyczne gamma, ponieważ licznik DOI-80 ma mniejszą objętość czynną i grubszą ściankę. Jest za to bardziej odporny na przeciążenie i bardzo trwały.


Ostatnią kwestią jest zasilanie - przyrząd wymaga 3 baterii R-20 zamiast 2, i to w dodatku bardzo świeżych (1,6 V bez obciążenia). Baterie dające bez obciążenia 1,5 V podczas testu zasilania nie wychylają wskazówki do zakresu kontrolnego, choć w DP-66 przy tych samych bateriach wskazówka osiąga 2/3 czerwonego łuku skali. Spotkałem się też z opinią o zastosowanym mikroamperomierzu MEA-32 200 µA, który jest bardziej podatny na przepalenie niż MEA-33 100 µA znany z DP-66, RK-67, RKP-1-2 itp.

 *** 

Podsumowując, najlepszym wyborem byłby DP-66M na równi z wersją DP-66M1, która jest dość rzadka. Ma on największą czułość na niskoenergetyczne promieniowanie spośród omawianych modeli, a zastosowane w nim elementy elektroniczne umożliwiają naprawę we własnym zakresie. Drugi w kolejności byłby DP-66, choć konstrukcja sondy nieco tłumi słabe promieniowanie, ale skala umożliwia bezpośredni odczyt liczby rozpadów z cm2. Porównanie konstrukcji sond mówi samo za siebie:

http://forum.rhbz.org/topic.php?forum=65&topic=34

Z uwagi na starszą konstrukcję jest niestety większa szansa na uszkodzenia wywołane zużyciem materiałów. Ostatni, paradoksalnie, to DP-75. Czułość na słabe źródła jest najniższa, a awaryjność najwyższa, przy trudności z dostępem do części. Brak dźwięku impulsów na deser. Jedyna przewaga to sygnalizacja progowa, jeśli potrzebujemy monitora promieniowania, który nas zaalarmuje o nagłym skoku mocy dawki.

***

Oczywiście pamiętajmy o wspólnych wadach tej serii, jakimi są gabaryty i masa. Jeśli jednak decydujemy się na któryś z nich, polecam DP-66M. Jeśli chcemy nieco mniejszy i lżejszy przyrząd o podobnych parametrach, możemy wybierać spośród bogatej oferty radzieckich rentgenoradiometrów serii DP-5. Od omawianych DP-66 i DP-75 różnią się przede wszystkim brakiem możliwości ładowania dozymetrów optycznych - zainteresowanych odsyłam do osobnych recenzji.


Jeżeli używacie któregoś z przyrządów serii DP, zarówno polskiej, jak i radzieckiej, albo macie uwagi do powyższego zestawienia, dajcie znać w komentarzach.


PS. Podobał Ci się wpis i chcesz widzieć więcej ciekawych materiałów na moim blogu? Wesprzyj Twórcę na Patronite.pl - https://patronite.pl/anonymousdosimetrist

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora]