Blog o promieniowaniu jonizującym, dozymetrii i ochronie radiologicznej. Zwalcza mity związane ze zjawiskiem radioaktywności i przybliża wiedzę z zakresu fizyki jądrowej oraz źródeł promieniowania w naszym otoczeniu.
Ten prosty przyrząd dozymetryczny rzucił mi się w oczy na eBay'u już kilka lat temu, gdzie wiele egzemplarzy było wystawionych za równowartość 250 zł. Jednak pomimo relatywnie niskiej ceny zwykle przegrywał z bardziej profesjonalnymi miernikami i od dłuższego czasu odkładałem zakup. Ostatecznie nabyłem go w zestawie z kilkoma innymi dozymetrami i mogę wreszcie przedstawić na blogu.
O mierniku tym praktycznie nie ma informacji w całym internecie, nawet rosyjskojęzycznym, za wyjątkiem paru ogłoszeń sprzedaży, które przytoczę w dalszej części wpisu. Na szczęście dzięki Sprzedawcy udało mi się ustalić orientacyjne lata produkcji: 2010-2015.
IRA-01-20 to indykator (sygnalizator) promieniowania, czyli przyrząd, który służy jedynie do szacunkowego określania mocy dawki lub aktywności. Ten model należy do najprostszych indykatorów, które nie mają żadnej skali, a poziom promieniowania ocenia się na podstawie częstości impulsów dźwiękowych i świetlnych. Podobną konstrukcją był polski radioindykator RIK-59 czy radziecki UDRBG-B, choć ten drugi miał już przełączane zakresy.
Detektorem promieniowania jest popularny licznik G-M typu STS-5 lub SBM-20 - w tym egzemplarzu akurat STS-5, choć instrukcja wspomina o SBM-20.
Detektory te są praktycznie identyczne pod względem parametrów, a zewnętrznie różnią się długością i liczbą żeberek wzmacniających.
W indykatorze IRA-01-20 licznik nie ma dodatkowego ekranu odcinającego promieniowanie beta i wyrównującego charakterystykę energetyczną. Mamy więc tu do czynienia z II szkołą budowy dozymetrów według mojej autorskiej systematyki, którą przedstawiłem na łamach Postępów Techniki Jądrowej [LINK]
Obsługa sprowadza się do włączenia zasilania przełącznikiem na szczycie obudowy. Impulsy są sygnalizowane dźwiękiem z głośniczka oraz błyskami czerwonej diody. Według instrukcji tło naturalne powinno zawierać się między 15 a 25 impulsów na minutę - w liczniku SBM-20 liczba impulsów zliczonych przez 40 sekund odpowiada mocy dawki w µR/h, a po podzieleniu wyniku przez 100 uzyskamy µSv/h.
Indykator reaguje na większość "domowych" źródeł promieniowania gamma i beta za wyjątkiem najsłabszych, w tym szkła uranowego o średnich i niskich aktywnościach. Jego czułość można porównać do dozymetrów Radiatex MDR-1 i MRD-2, w którym zastosowano podobną kombinację licznika i obudowy, co skutkuje odcięciem najsłabszego promieniowania, które byłoby wykrywane jedynie przez odsłonięty licznik.
Rekcja na wzrost poziomu promieniowania jest natychmiastowa, tak samo i na spadek, nawet po przeciążeniu dozymetr momentalnie wraca do normalnej pracy. Na obudowie niestety nie zaznaczono położenia detektora, musimy więc pamiętać, że znajduje się na lewym boku,, powyżej naklejki:
Zasilanie odbywa się z typowej baterii 6F22 9 V. Pobierany prąd, według instrukcji, wynosi 1 mA podczas oczekiwania na impuls i 3 mA w momencie rejestrowania impulsu. Przyjmując wyższą wartość poboru będziemy mieć 183 godziny pracy przy baterii alkalicznej 550 mAh, zaś prawie 67 godzin przy akumulatorku 200 mAh. Faktyczny czas pracy będzie nieco wyższy, gdyż jeśli tło naturalne wynosi 20 impulsów na minutę, to 1/3 czasu pracy będzie przypadać na rejestrację impulsu (z poborem 3 mA) i 2/3 na oczekiwanie, z poborem 1 mA.
Wymiana baterii wymaga rozkręcenia obudowy, skręconej na jedną śrubę z łbem krzyżakowym.
Układ elektroniczny jest bardzo prosty, a jakość wykonania dość chałupnicza.
Obudowa stanowi uniwersalne rozwiązanie, stosowane m.in. w polskim EKO-S/p, jak również różnego rodzaju próbnikach ciągłości obwodu i wykrywaczach przewodów, np. Satnet SNT-1
W komplecie znajduje się pudełko z błyszczącego kartonu oraz króciutka instrukcja obsługi.
Na pudełku mamy dość łopatologicznie napisane, czym jest i do czego służy ten przyrząd - na jednej stronie: indykator IRA-01-20 umieszczony jest w plastikowym korpusie. Posada włącznik zasilania, czerwony wskaźnik świetlny i promiennik dźwiękowy. Zasilanie urządzenia odbywa się z baterii 9 V typu "Korona".
Na drugiej stronie: indykator radioaktywności przeznaczony jest dla wykrywania miejsc i obiektów z podwyższonym promieniowaniem radioaktywnym. W indykatorze jest sygnalizacja świetlna i dźwiękowa. Po częstości świetlnych i dźwiękowych sygnałów można sądzić o wielkości promieniowania jonizującego.
W zestawie jest jeszcze instrukcja, która we wstępie powiela informacje z opakowania, a w dalszej części bardzo ogólnie traktuje o pomiarach, podaje też sposób wymiany baterii.
Cytowany wyżej opis z pudełka pojawia się w nielicznych ogłoszeniach sprzedaży, jakie udało mi się znaleźć, zwykle z dodanym dramatycznym zapytaniem "czy wiesz, skąd pochodzi choinka, którą chcesz kupić?". Poniższe ogłoszenie z 30 maja 2017 r. dodatkowo zastrzega, że przyrząd nie jest dozymetrem (tylko wskaźnikiem):
Więcej nie udało mi się znaleźć, odnoszę wrażenie, że była to jedna kampania reklamowa na kilku portalach, po czym sprzęt przestał być produkowany lub wyczerpano zapasy. Cena 450 hrywien odpowiada obecnie 41 złotym, oczywiście pamiętajmy o zmianach kursu walut oraz inflacji.
Czas na podsumowanie. Indykator IRA-01-20 to jeden z najprostszych przyrządów dozymetrycznych, jakie miałem okazję testować na blogu. Przeznaczony jest do szybkiej oceny tła naturalnego oraz wykrywania skażeń promieniotwórczych i rolę tę spełnia dobrze. Niestety część czułości jest tracona w plastiku obudowy i indykator nie wykrywa najsłabszego promieniowania, choć znany z czułości licznik STS-5/SBM-20 byłby w stanie je rejestrować. Uciążliwością, wspólną dla tych najprostszych przyrządów, jest konieczność ręcznego liczenia impulsów przy niskich poziomach promieniowania. Do zalet należy zaliczyć bardzo prostą obsługę, szybką reakcję na wzrost i spadek odczytu, a także długi czas pracy na baterii.
Plusy:
dobra czułość na większość "domowych" źródeł
szybka reakcja na zmiany poziomu promieniowania
małe wymiary i masa
prosta obsługa
mały pobór prądu
Minusy:
niska jakość wykonania
mała czułość na najsłabsze źródła
Jeśli spotkaliście się z tym indykatorem lub dysponujecie dodatkowymi informacjami co do producenta, dajcie znać w komentarzach!
***
Zachęcam też do wspierania bloga, zarówno pośrednio, poprzez zakup dozymetrów [LINK], jak i bezpośrednio, przez Patronite lub BuyCoffeeTo
Niemiecka firma Automess jest znanym producentem aparatury dozymetrycznej do użytku profesjonalnego. Została założona przez doktora nauk naturalnych Wilhelma Buttlera, który w latach 50. zajmował się sprzętem dozymetrycznym w firmie zaopatrującej straż pożarną. Opracował wówczas znany i stosowany do dziś miernik Teletector, pozwalający na pomiar promieniowania z odległości. W roku 1968 zaczął zmierzać w kierunku własnej firmy, co urzeczywistnił w 1970 r., zakładając Automation und Messtechnik GmbH w Dossenheim koło Heidelbergu. Z połączenia wyrazów Automation i Messtechnik powstała nazwa Automess. Firma szybko się rozrastała i w 1978 r. zakupiła własny biurowiec w Ladenburgu przy Daimlerstrasse, gdzie ma swoją siedzibę do dziś. Doktor Buttler zmarł w 1995 r., jednak firma prosperuje do chwili obecnej. Zrezygnowano tylko z produkcji systemów automatyki przemysłowej dla przemysłu petrochemicznego, poświęcając się w całości sprzętowi dozymetrycznemu [LINK].
Szintomat 6134 jest przenośnym radiometrem scyntylacyjnym, produkowanym od 1978 r. Prezentowany egzemplarz pochodzi z 1985 r. i wyskalowany jest w jednostkach mocy dawki ekspozycyjnej (mR/h). Po wprowadzeniu w Niemczech w 1986 r. jako legalnej miary równoważnika dawki pochłoniętej (Hx), mierzonego w Sv, produkowano radiometry wyskalowane w tych jednostkach.
Szintomat 6134 miał też nowszą wersję 6134H, wyskalowaną dla przestrzennego równoważnika mocy dawki H*10 zamiast dawki ekspozycyjnej czy równoważnika dawki. Różnica polega na zmianie kompensacji energetycznej scyntylatora oraz wyskalowaniu podziałki, zatem jest możliwy upgrade z wersji 6134 do 6134H. Nowe jednostki pomiaru zostały wprowadzone na podstawie dyrektywy europejskiej 96/29/EURATOM, która miała zostać zaimplementowana do niemieckiego prawa w 2000 r., ostatecznie jednak wprowadzono okres przejściowy do 2011 r., zaś przyrządy można było kalibrować dopiero od 2006 r. Wprowadzone wówczas wielkości to:
dawka równoważna środowisku H*(10) dla tzw. dozymetrii lokalnej, czyli mierników nienoszonych na ciele, np. radiometrów przenośnych i kieszonkowych,
głęboka dawka osobista Hp(10) dla dozymetrii osobistej, czyli dozymetrów noszonych na ciele, do oceny indywidualnego narażenia (np. Siemens EPD-1).
Obie dawki są mierzone w siwertach. Główną różnicą w stosunku do poprzednio stosowanych dawek jest to, że nowe wielkości pomiarowe są definiowane w fantomach symulujących wpływ ciała człowieka na pole promieniowania [LINK].
Tyle tytułem wersji i nomenklatury, przejdźmy do omawiania naszego przyrządu Szintomat 6134.
Radiometr mierzy moc dawki ekspozycyjnej promieniowania gamma w mR/h, a także może indykować obecność emisji beta. Detektorem promieniowania jest scyntylator plastikowy o wymiarach 44 x 15 mm.
Jest on osłonięty światłoszczelną czarną folią o grubości 0,25 mm oraz zdejmowaną plastikową nakładką o gęstości powierzchniowej ok. 280 mg/cm2.
Nakładka wyrównuje charakterystykę energetyczną promieniowania gamma oraz odcina część emisji beta. Po jej zdjęciu możliwy jest również pomiar niskoenergetycznej emisji gamma (20-40 keV).
Charakterystyka energetyczna z nakładką i bez niej przedstawia się następująco (dane dla wersji 6134H, zatem mogą być drobne rozbieżności względem omawianej tu wersji 6134)
Jak widać, radiometr nie ma kompensacji energetycznej, takiej jak nowoczesne przyrządy, które na podstawie amplitudy impulsów z detektora dokonują odpowiedniej korekcji wskazań, eliminując zawyżenie odczytu od niskich energii. W tym przypadku wyrównania charakterystyki dokonuje się nakładką odcinającą dużą część "miękkiej" emisji, tak samo jak w dozymetrach z licznikiem G-M. O ile jednak licznik G-M generuje taką samą wysokość impulsu, niezależnie od energii mierzonego promieniowania, o tyle w liczniku scyntylacyjnym istnieje zależność między tymi parametrami, co stosowane jest m.in. w spektrometrii. Konstruktorzy z firmy Automess poszli jednak prostszą drogą, choć nie wykorzystuje ona możliwości oferowanych przez licznik scyntylacyjny.
Wynik prezentowany jest na mikroamperomierzu z okrągłą skalą, obejmującą 270 stopni.
Ma ona dwie podziałki, obie liniowe:
0,2 - 10 co 0,2 (czarna)
0,1 - 3 co 0,1 (czerwona)
Współpracują one z mnożnikami poszczególnych zakresów, oznaczonymi kolorami odpowiadających im podziałek (czarne - wielokrotności 1, czerwone - 3):
0,1 (0,002 - 0,1 mR/h = 0,02 - 1 µSv/h)
0,3 (0,01 - 0,3 mR/h = 0,1 - 3 µSv/h)
1 (0,02 - 1 mR/h = 0,2 - 10 µSv/h)
3 (0,1 - 3 mR/h = 1 - 30 µSv/h)
10 (0,2 - 10 mR/h = 2 - 100 µSv/h)
30 (1 - 30 mR/h = 10 - 300 µSv/h)
100 (2 - 100 mR/h = 20 - 1000 µSv/h)
300 (10 - 300 mR/h = 0,1 - 3 mSv/h)
1000 (20 - 1000 mR/h = 0,2 - 10 mSv/h)
3000 (100 - 3000 mR/h = 1 - 30 mSv/h)
Mamy więc dość szeroki zakres pomiarowy, od 0,02 µSv/h do 30 mSv/h. Radiometr będzie zatem mierzył tło naturalne, choć z małą rozdzielczością, a jednocześnie w zapasie mamy zakres, którego nie przekroczymy w warunkach "domowych".
Szintomat 6134 obsługujemy zaledwie dwoma pokrętłami: jednym wybieramy zakres, drugie jest włącznikiem zasilania i testu baterii oraz przełącznikiem stałej czasu.
Aby włączyć miernik, przekręcamy pokrętło z pozycji Aus na pozycję Batt., wówczas wskazówka powinna znaleźć się na zielonym łuku skali.
Następnie wybieramy jedną z trzech stałych czasu (1, 4, 16 s). Krótsza stała czasu, tak jak w innych miernikach, pozwala na szybsze reagowanie na zmiany poziomu promieniowania, ale kosztem dużych wahań. Dłuższa zaś umożliwia bardziej precyzyjny pomiar, zwłaszcza przy niższych poziomach promieniowania, jednak na ustalony wynik będziemy musieli dłużej poczekać. Zależność między faktycznym wynikiem a upływaniem kolejnych okresów uśredniania ilustruje wykres z instrukcji obsługi:
Czułość radiometru jest bardzo duża, choć tło naturalne mierzone z nakładką obejmuje pierwsze trzy podziałki skali (0,02-0,06 µSv/h). Trudno zatem zauważyć niewielkie wahania tła naturalnego np. po wejściu z podwórka do bloku czy po zbliżeniu się do niektórych mostów wykonanych z domieszkami popiołów paleniskowych. Nie jest to więc SRP-68, który jednak służył do innych celów i miał przy tym zakres tylko do 3 mR/h (30 µSv/h).
Po zdjęciu nakładki wyrównującej charakterystykę energetyczną radiometr reaguje też na niskoenergetyczne promieniowanie gamma, np. ameryku-241 (59 keV), choć wówczas wynik jest zawyżony:
0,024/0,13 mR/h
0,018/0,055 mR/h
0,014/0,052 mR/h
Bez nakładki uzyskamy silniejszą reakcję na emisję beta oraz mieszaną (beta + niskoenergetyczna gamma) np. z glazury uranowej.
Jak widać, nakładka nie odcina całkiem emisji beta - kontrolka od DP-66M pokazuje 0,8 mR/h z nakładką (zakres 3 mR/h) i 4,1 mR/h bez niej (zakres 10 mR/h), w obu przypadkach przyłożenie centralnie w osi podłużnej scyntylatora.
Przeprowadziłem też pomiary odległości, z jakiej radiometr wykrywa silniejsze źródła, jako wykrycie rozumiejąc dwukrotny wzrost pomiar względem tła naturalnego:
skala DP-63A (50 µSv/h): 100 cm (z nakładką 65 cm)
minerał (12 µSv/h): 90 cm (z nakładką 60 cm)
soczewka Th-232 (3-4 µSv/h): 25 cm (z nakładką 12 cm)
medalion Quantum Pendant (0,8 µSv/h): 16 cm
Można powiedzieć, że odległości wykrywania przy pomiarze bez nakładki są dwa razy mniejsze niż w przypadku SRP-68 [LINK], za wyjątkiem soczewki, przy której dystans ten jest tylko niewiele mniejszy.
Szintomat 6134 niestety nie ma dźwięku impulsów, choć podejrzewam, że w razie potrzeby można dorobić gniazdo słuchawek lub wewnętrzny głośnik.
***
Zasilanie odbywa się z czterech baterii R-20 (D), umieszczanych w koszyczku w komorze z tyłu obudowy.
Komora baterii zamykana jest na zatrzask, który najpierw przekręcamy śrubokrętem, a potem odciągamy.
Wymiana baterii wymaga pewnej wprawy, gdyż wyskakują z koszyczka, a jednocześnie musimy nasadzić klapkę na brzeg komory baterii.
Pobór prądu jest znaczny - ok. 150 mA według amperomierza w zasilaczu tranzystorowym ZT 1500 S. Przyjmując, że bateria R-20 ma pojemność 17000 mAh, przy tym prądzie otrzymamy 113 h pracy. Według folderu reklamowego baterie cynkowo-węglowe powinny starczyć na 50 godzin pracy, zaś alkaliczne na 100 godzin, z kolei instrukcja od wersji 6134H podaje minimum 100, a średnio 140 godzin pracy. Jeśli zamiast baterii R-20 stosujemy adaptery na paluszki AA, czas pracy ulegnie znacznemu skróceniu: 17 godzin przy typowych bateriach 2500 mAh.
Istotny jest tu również zakres tolerancji napięcia zasilającego, który zależy od serii produkcyjnej. Nowsze egzemplarze, od numeru seryjnego 58382, pracują przy 3,2 - 7 V, co oznacza, że zadowolą się nawet mocno rozładowanymi bateriami (0,8 V z każdej). Z kolei starsze, w tym mój (nr 41863, rok 1985) mają ten zakres mniejszy: 5 - 7 V, pojedyncza bateria musi więc dawać min. 1,25 V.
***
Mój egzemplarz niestety miał wylane baterie, które skorodowały styki z jednej strony koszyczka i zapoczątkowały korozję wnętrza obudowy miernika, na szczęście bez szkody dla płytek drukowanych. Wymontowałem więc koszyczek, odrdzewiłem dokładnie w Fosolu, a następnie przylutowałem bezpośrednio do kabli, gdyż oryginalny konektor był zbyt zniszczony rdzą. Następnie zabrałem się za odrdzewienie obudowy. W tym celu dokonałem całkowitego demontażu miernika, który zaraz przedstawię krok po kroku.
Aby rozkręcić radiometr, musimy najpierw wykręcić cztery śrubki w rogach górnego panelu, wówczas wysuniemy go wraz z płytkami drukowanymi.
Nie ciągniemy mocno, by nie zerwać kabli, które łączą elektronikę z tubą, mieszczącą fotopowielacz ze scyntylatorem, mocowaną do spodu obudowy. Teraz odkręcamy dwie symetryczne śrubki na dolnej ściance obudowy.
Zdejmujemy ze scyntylatora nakładkę wyrównującą charakterystykę energetyczną i ostrożnie wsuwamy całą tą tubę (scyntylator z fotopowielaczem) do wnętrza obudowy. Teraz możemy wyjąć go tą samą drogą, co górny panel z płytkami drukowanymi. Mamy już całą elektronikę dozymetru na zewnątrz.
Poszczególne elementy ułożone są w obudowie mniej więcej w ten sposób, jak na zdjęciu. Jak widać, płytka drukowana, do której przykręcony jest koszyk baterii, nie jest niczym podparta i wygina się pod naciskiem klapki komory baterii
Sugeruję wstawić kawałek plastiku na dno obudowy, dzięki któremu płytka z koszyczkiem będzie się opierać o mocowanie fotopowielacza:
Tak jak wspomniałem, w moim egzemplarzu stalowa obudowa uległa korozji z powodu wylanych baterii. Ogniska korozji znajdowały się głównie pod koszyczkiem baterii, ale też wzdłuż spojeń, a nawet na bocznych ściankach.
Aby całkowicie usunąć rdzę i na nowo pomalować ubytki, musiałem wyjąć gumowe elementy: nóżki i uszczelkę otworu na fotopowielacz. Nóżki są złożone z dwóch części, zatem można użyć obcęgów lub cienkiego noża, by je rozdzielić (ostrożnie, by nie przeciąć!).
Następnie zeskrobałem rdzę i odchodzącą farbę. Potem ogniska korozji oczyściłem szczotką drucianą i ściernicą trzpieniową do gołego metalu.
Można użyć odrdzewiacza (Fosol), tylko należy pamiętać o jego późniejszym zneutralizowaniu roztworem sody, dokładnym wypłukaniu w czystej wodzie, a następnie wygrzaniu w temperaturze ok. 80 stopni. Oczyszczoną powierzchnię odtłuszczamy (izopropanol, aceton) i malujemy farbą Hammerite:
Nakładamy dwie warstwy w odstępnie 6 - 12 godzin, a po ich całkowitym wyschnięciu z powrotem montujemy gumowe elementy.
Montażu dokonujemy w odwrotnej kolejności, najlepiej w tym celu ułożyć dozymetr na boku. Wkładamy tubę fotopowielacza ze scyntylatorem i przykręcamy do spodu obudowy (trudno trafić w śrubki). Następnie montujemy górny panel z płytkami drukowanymi uważając, by nie przyciąć kabli.
Remont obudowy miernika zajął mi tydzień, gdyż ogniska korozji były liczne, a chciałem je ostatecznie usunąć. Niestety obudowa z blachy stalowej łatwo rdzewieje w razie wylania baterii i pozostawienia ich w przyrządzie na dłuższy czas.
***
Do radiometru dołączony jest pas nośny z grubej gumy, którego długość możemy regulować w zakresie 1,1-1,4 m.
Mocujemy go na zatrzaskowe bączki do kołków na krańcach obudowy:
Aby założyć pas, wystarczy je wcisnąć na te kołki, zaś celem zdjęcia musimy odciągnąć górną część bączka.
Pas bardzo się przydaje, gdyż miernik waży aż 3,6 kg. Na krótki czas można go przenosić trzymając za rączkę transportową, jest ona jednak wąska i kanciasta, jedna z mniej wygodnych spośród sprzętów, jakie testowałem.
Porównajmy ją z tymi w dużo lżejszych radiometrach firmy Aloka czy nawet z naszymi "żelazkami" RKP, w stosunku do nich jest wręcz toporna. Jest to jednak detal przy ogólnie wysokich parametrach użytkowych tego radiometru.
Opcjonalnym wyposażeniem jest źródło kontrolne typu 6706, zawierające 333 kBq cezu-137.
Umieszcza się je w pomalowanym na biało wyżłobieniu nakładki scyntylatora, a następnie dokonuje pomiaru na zakresie 100 µSv/h przez ok. 30 s. Odczyt powinien wynosić ok. 70 µSv/h z dopuszczalną niewielką odchyłką. Ponieważ cez-137 ma czas połowicznego rozpadu 30 lat, zatem instrukcja podaje odpowiednie współczynniki korekcji wskazań z powodu spadku aktywności, wyznaczone co pół roku przez 30 lat od wyprodukowania źródła.
Mój egzemplarz nie posiadał źródła, załączam jednak tabelkę dla celów informacyjnych.
***
Czas na podsumowanie. Szintomat 6134 to bardzo udana konstrukcja, jeden z lepszych mierników omawianych na blogu. Przyrząd wyróżnia się czułością i dobrze dobranym zestawem stałych czasu pozwalających zarówno na szybki, jak i dokładny pomiar. Plusem jest też skuteczna kompensacja energetyczną i możliwość jej wyłączenia poprzez zdjęcie nakładki na scyntylator. Dzięki temu radiometr może podawać nam wynik ograniczony do twardej samej emisji gamma lub mierzyć łączną emisję gamma+beta, co przydatne jest np. przy poszukiwaniu źródeł. Zaletą jest też prostota obsługi, choć okupiona brakiem dodatkowych funkcji. Do wad należy duży pobór prądu i kłopotliwa wymiana baterii, jak również ergonomia - miernik jest ciężki i ma wąską, kanciastą rączkę, na szczęście w zestawie znajduje się pas nośny.
Plusy:
czułość
wyraźna, dokładna podziałka
sprawna kompensacja energetyczna z możliwością wyłączenia
dobry zestaw stałych czasu
prostota obsługi
jakość wykonania
Minusy:
duży pobór prądu
ciężar
niewygodna rączka
Jeśli spotkaliście się z tym przyrządem lub innymi miernikami firmy Automess, albo macie uwagi co do powyższego wpisu, dajcie znać w komentarzach!
***
Zachęcam też do wspierania bloga, zarówno pośrednio, poprzez zakup dozymetrów [LINK], jak i bezpośrednio, przez Patronite lub BuyCoffeeTo