24 kwietnia, 2025

Książka "Stawić czoła wojnie"

Zagrożenie pełnoskalową wojną stało się zabójczo realne od momentu rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2023 r., choć już wcześniejsza aneksja Krymu pokazała, że w Europie przestaje być bezpiecznie. Do tego czasu wydawać by się mogło, że żyjemy w takim rejonie i takich czasach, gdzie tradycyjny konflikt zbrojny jest bardzo mało prawdopodobny. Spory międzynarodowe wydawały się ograniczać do dyplomatycznych przepychanek, sankcji gospodarczych i cyberataków. Rzeczywistość okazała się inna, a do arsenału "zwykłej" wojny doszły metody wojny hybrydowej, która na naszej granicy z Białorusią praktycznie już trwa.

Na domiar złego brakowało praktycznego i przeznaczonego dla cywilów podręcznika przetrwania w warunkach nowoczesnego konfliktu zbrojnego. Szeroko rozumiany survival czy modny ostatnio prepping ma bardzo bogatą literaturę, jednak jest ona skierowana głównie do pasjonatów, a zawarte w nich porady nie zawsze są możliwe do zastosowania. Pewnym substytutem była książka Survival w mieście - realne sekrety przetrwania, którą napisał Selko Begovic na podstawie własnych doświadczeń z wojny w byłej Jugosławii. Nie był to typowy podręcznik, a raczej zbiór opowieści o tym, co dzieje się w mieście otoczonym przez obce wojska, gdzie nie ma zaopatrzenia ani służb. Lektura porażająca, sugerująca bezwzględną ewakuację, zanim państwo ulegnie rozkładowi, a władzę przejmą gangi złożone z najgorszych szumowin. Książka ta daje pewne pojęcie o tym, czego możemy się spodziewać w przyszłej wojnie, ale nadal nie jest to podręcznik. Na szczęście wydawnictwo PWN wydało w tym roku napisaną przez Mateusza Buczkowskiego pozycję "Stawić czoła wojnie", którą chciałbym Wam pokrótce przedstawić. 

Prezentowana książka nie jest zbiorem skomplikowanych przepisów na przyrządzanie korzonków i zszywanie rany szczękami mrówek. Ma jedynie nam uzmysłowić, na co będziemy narażeni i wskazać możliwe scenariusze, z których najważniejsze to pozostanie na miejscu albo ewakuacja, choćby czasowa.  

Nie zabrakło tego, co nas najbardziej interesuje, czyli kwestii dozymetrycznych, choć nie jest tego dużo. Kieszonkowy dozymetr pojawia się przy omawianiu ekwipunku oraz jego pożądanej niskiej awaryjności i uniwersalności zasilania. Krytykowana jest latarka zasilana akumulatorkiem typu 18650, wymagającym osobnej ładowarki, zaś chwalony dozymetr, ładowany przez USB i mogący być zasilany tylko z tego źródła, nawet bez włożonych akumulatorków. Niestety jako przykład wybrano Bosean FS-600, czyli dosyć toporny przyrząd o małej czułości i powolnym czasie reakcji nawet na silne źródła. Z chińskich mierników naprawdę można było lepiej wybrać. Z drugiej strony taki "ociężały" dozymetr nie będzie co chwila wywoływał paniki przez minimalne skoki tła, wynikające ze statystycznego charakteru promieniowania, zaś jeśli już wskaże stabilny wzrost, będzie to wskazywać na zagrożenie radiacyjne (nie tylko atak jądrowy, ale też akt terroryzmu czy obecność skradzionego źródła izotopowego). Obok tego dozymetru przedstawiona jest karta RADTriage, stanowiąca jednorazowy dawkomierz, sygnalizujący zaciemnieniem kolejnych pól przyjmowanie coraz wyższych dawek promieniowania. Zaletą karty jest mały rozmiar, porównywalny z kartą kredytową, jednak rejestrowane dawki są bardzo wysokie, na warunki wojny jądrowej lub awarii radiacyjnej, zaś rozdzielczość niska, rzędu setek i tysięcy mSv.

W dalszej części książki temat promieniowania znika, autor nie omawia dozymetrii jako takiej ani nie przytacza przykładów kieszonkowych przyrządów dozymetrycznych, choćby skrótowo. Ja osobiście odczuwałem tu niedosyt, jednak podręcznik ten ma służyć bardzo szerokim rzeszom czytelników, dla których będzie to jeden z ostatnich problemów do zajmowania się w sytuacji kryzysowej. 

Zagadnienie ochrony przed promieniowaniem pojawia się znowu dopiero przy potencjalnym zagrożeniu bronią jądrową. Autor słusznie rozróżnia ładunki taktyczne i strategiczne oraz rozprawia się z mitami, związanymi z atakiem nuklearnym. Skrótowo ale merytorycznie omówiono najgroźniejszy czynnik rażenia broni jądrowej, czyli falę uderzeniową. Ostrzega też przed skażeniami, które są znacznie bardziej niebezpieczne niż napromieniowanie, a mogą utrzymywać się dość długo w niektórych miejscach. Podano także, wzięty z podręcznika Nuclear War Survival Skills, wykres słabnięcia promieniowania w pierwszych 48 h po wybuchu.

M. Buczkowski, Stawić czoła wojnie, s. 140, il. 30.

Wartości niestety, za oryginałem, podano w rentgenach na godzinę, choć w następnych akapitach dawki są już w siwertach - a nie każdy sam to przeliczy (100 R = 1 Sv, 1 R = 10 mSv = 10.000 µSv). Przydałoby się też rozszerzyć ten wykres o następne godziny czy nawet dni. W obecnej postaci jest on ucięty po dwóch pierwszych dobach, kiedy moc dawki spadła do 10 R/h (100 mSv/h). Jest to nadal sporo, w takich warunkach przez 1 godzinę otrzymamy ok. 30-krotność rocznego promieniowania tła albo najwyższą dawkę dla pracowników zatrudnionych przy promieniowaniu, dopuszczalną jedynie w warunkach ratowania życia ludzkiego (normalna dla pracowników to 20, wyjątkowo 50 mSv - LINK).

Celem poszerzenia wiedzy przytoczę tu tabelkę obejmującą czas do 4 tygodni po wybuchu, z instrukcji od RS-70, po więcej informacji odsyłam do tego wpisu:

https://promieniowanie.blogspot.com/2018/10/sygnalizator-promieniowania-rs-70.html


Wracając do omawianej książki, w kolejnym akapicie pojawia się poważna nieścisłość. Dawkę śmiertelną LD50/30 przyjęto na 1000 mSv (1 Sv)! Faktycznie jest to, w zależności od szacunków, 3 - 5 Sv [LINK], mówimy oczywiście o przyjęciu tej dawki w krótkim czasie na całe ciało. Dawka 1 Sv może być śmiertelna w 10 % przypadków, jednak zwykle powoduje jedynie chorobę popromienną i to w lekkiej postaci [LINK]. Oczywiście pamiętajmy, że odporność na promieniowanie zależy od wielu czynników, zarówno predyspozycji genetycznych, jak i stanu zdrowia, wieku, płci itp. Autor przy wzmiance o w/w dawce jako źródło podaje umieszczony w "The Guardian" z 15 marca 2011 r.  artykuł o dawkach promieniowania w kontekście katastrofy w Fukushimie [LINK]. Co ciekawe, podano w nim właściwe wartości - dawka 1000 mSv nie jest śmiertelna, może najwyżej grozić nowotworem w przyszłości, a jako LD50/30 podano 5000 mSv:

https://www.theguardian.com/news/datablog/2011/mar/15/radiation-exposure-levels-guide

Pozostaje mieć nadzieję, że błąd w książce to pomyłka edytorska.

Pozostałe zalecenia podawane w książce są spójne z powszechną wiedzą i np. tło naturalne określono na ok. 0,1-0,2 µSv/h. Autor wstrzymuje się z podaniem poziomu promieniowania, przy którym już można wyjść z ukrycia, ponieważ nie wiadomo, jakie dawki przyjmiemy w następnych dniach. Jako orientacyjną wartość została podana dawka 350 mSv, którą przyjęły osoby ewakuowane z okolic Czarnobyla. Tyle w kwestii dozymetrii. Temat pojawia się jeszcze tylko pod sam koniec książki, przy wyszczególnieniu niezbędnego sprzętu - dozymetry są wymienione dopiero w grupie wyposażenia nabywanego przez społeczności mające na celu wspólną samoobronę, np. wspólnoty mieszkaniowe. Do tej samej kategorii zaliczono agregaty prądotwórcze, pompy odwadniające i panele fotowoltaiczne.

Na co jeszcze zwróciłem uwagę? Autor stoi na gruncie bezwzględnego legalizmu, choć oczywiście dopuszcza stan wyższej konieczności, zwłaszcza w momencie upadku państwa i prawa. Generalnie jednak odradza nielegalne posiadanie broni, wykonywanie zabiegów medycznych bez uprawnień i sugeruje, że przestępstwa popełnione podczas kryzysu zostaną ukarane po jego zakończeniu. Wyjątkiem jest "pożyczenie" wózka z supermarketu na potrzeby ewakuacji. Pamiętajmy, że książka wydana jest w czasach pokoju, a podżeganie i pomocnictwo w popełnianiu czynów zabronionych jest karalne, stąd trudno się dziwić autorowi. W warunkach realnego chaosu, rozkładu państwa i brutalnej walki o byt niektóre zalecenia mogą się zdezaktualizować.

Nie będę tu streszczał całej książki, natomiast na zakończenie mogę stwierdzić, że po jej lekturze człowiek staje się trochę spokojniejszy. Publikacja jest oparta w dużej mierze na ostatnich doświadczeniach wojny w Ukrainie i związanej z nią fali uchodźców, którzy znaleźli schronienie w Polsce, często jest też cytowany w/w Selko Begovic. W książce nie zabrakło takich aspektów jak opieka nad zwierzętami, dziećmi i osobami starszymi, a także praktycznych warunków życia na zagrożonym obszarze. Spora część zaleceń (np. dbanie o zdrowie, w tym psychiczne, zapas produktów żywnościowych i naprawczych nie tylko dla siebie, ale i na wymianę) pokrywa się z moimi zaleceniami spisanymi w marcu 2020 r. podczas pandemii Covid [LINK]. 

Książka jest krótka, przeczytanie zajęło mi dwa poranki i jeden wieczór. Pozostał pewien niedosyt, ale dlatego, że jestem osobą bardziej zainteresowaną tematem - dla takich osób Autor zaprezentował bardzo obszerną bibliografię na końcu książki, zaś w tekście często powołuje się na blogi, vlogi i inne źródła, zarówno pisane, jak i internetowe.

"Stawić czoła wojnie" najtaniej nabędziecie bezpośrednio od wydawnictwa [LINK], z możliwością odbioru w księgarni stacjonarnej albo wysyłki do paczkomatu lub do punktu, ta ostatnia metoda w chwili mojego zakupu była darmowa. Portal napromieniowani.pl oferował kod promocyjny, dający 28 % zniżki, ale nie wiem, czy jest jeszcze aktywny.

Źródło - LINK

Jeśli czytaliście już tą książkę, macie inne wrażenia, co do jej treści albo uwagi co do mojego wpisu, dajcie znać w komentarzach!

***

Zachęcam też do wspierania bloga, zarówno pośrednio, poprzez zakup dozymetrów [LINK], jak i bezpośrednio, przez Patronite lub BuyCoffeeTo 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora - treści reklamowe i SPAM nie będą publikowane!]