31 grudnia, 2015

Drugi rok na blogu - podsumowanie


Nie ukrywam, że w tym roku byłem mniej aktywny na moim blogu, ale co rusz odrywały mnie inne zajęcia, tak zawodowe, jak i prywatne. Nie chcąc nabijać licznika marnymi notkami postawiłem na jakość, stąd rzadsza publikacja tekstów. Mam nadzieję, że w przyszłym roku sytuacja ulegnie zmianie.

Tytułem podsumowań:
  • nabyłem sygnalizator PM-1401, przydatny przy dyskretnym poszukiwaniu artefaktów, wyjątkowo czuły na promieniowanie toru-232
  • i odkryłem ciekawe zakłócenia tegoż miernika podczas jazdy windą (jak do tej pory tylko jedną konkretną)
  • mogłem obejrzeć i obfotografować dozymetr neutronowy, niestety ze zrozumiałych względów trudno go przetestować w codziennym życiu:

  • kupiłem też bardzo prosty szkolny indykator promieniowania, wykonany przez fabrykę pomocy naukowych "Biofiz" w latach 60., wykorzystujący licznik G-M typu BOB-33:

  • a także treningową wersję DP-66M pod nazwą DP-66MS, choć użyteczność tego przyrządu w codziennej dozymetrii jest praktycznie zerowa:

  • odbyłem dwa patrole dozymetryczne, w czasie jednego pobrałem próbkę popiołu na Siekierkach, na drugim szukałem gorących plam na Jelonkach z połowicznym sukcesem (parę plam do dalszego zbadania)

  • zbadałem eksponaty w Muzeum Techniki Wojskowej na Sadybie, kolejne placówki - Muzeum Wojska Polskiego i Muzeum Techniki zostawiając na następny raz


  • znalazłem pod śmietnikiem wazon niemieckiej firmy Jasba Keramik zdobiony glazurą z dodatkiem soli uranu:

  • trafił mi się też rzadki, ciekawy, choć bezużyteczny artefakt, jakim jest odgromnik iskrowy firmy Raytheon z cezem-137 - z uwagi na niewielką ilość izotopu i upływ czasu promieniowanie nie jest mierzalne:

  • "udzieliłem wskazówek na miejscu" (niczym towarzysz Kim Ir Sen) paru zbłąkanym duszom potrzebującym szybkiej porady
  • otrzymałem kilka meldunków od Tajnych Współpracowników w sprawie artefaktów, m.in. z Muzeum Lotnictwa w Krakowie
  • oraz poprawek od PT Użytkowników, za które dziękuję!
  • w międzyczasie zajmowałem się turystyką rowerową, robiąc po Mazowszu 1000 km w 15 trasach. Plan założenia osobnego bloga rowerowego ostatecznie upadł, gdyż dodatkowy blog zbytnio by odrywał mnie od dozymetrii:

Tymczasem wszystkim życzę udanej zabawy sylwestrowej i szczęśliwego Nowego Roku! Niech artefakty wpadają Wam w ręce, pył trzyma się z dala, dozymetry wskazują zawsze dokładny wynik, a atom służy tylko celom pokojowym.


17 grudnia, 2015

Amunicja z rdzeniem uranowym

Uran naturalny składa się głównie z izotopu U-238 i zaledwie 0.72 % U-235 (pomijam śladowe ilości U-234). W reaktorach jądrowych stosuje się izotop U-235, zatem uran naturalny trzeba wzbogacić za pomocą przemysłowych metod mechanicznych i chemicznych. Po tym procesie pozostaje uran zubożony, który stosuje się m.in. w amunicji przeciwpancernej, pancerzach czołgów, jako balast równoważący w samolotach, osłony pojemników z materiałami radioaktywnymi, a także w reaktorach powielających do produkcji plutonu. Uran ma 1,7x większą gęstość niż ołów, a jednocześnie jest jednym z najtwardszych metali, stąd zastosowanie w amunicji, szczególnie przeciwpancernej. Najczęściej wykorzystuje się go w pociskach podkalibrowych, czyli mających średnicę mniejszą niż średnica lufy. Właściwe prowadzenie w przewodzie lufy zapewnia sabot z tworzywa sztucznego, odpadający po opuszczeniu przez pocisk lufy.

Moment odpadnięcia sabotu po opuszczeniu lufy przez pocisk - widoczny rdzeń uranowy (źródło)


Podczas uderzenia w cel następuje skoncentrowanie ogromnej energii na małym przekroju pocisku, co powoduje wybicie dziury w pancerzu i rażenie załogi pojazdu. Z racji zapalności uranu metalicznego, zwłaszcza w postaci rozdrobnionej i podwyższonej temperaturze, występuje dodatkowe rażenie temperaturą i skażeniem. Pocisk trafiający w dom czy bunkier powoduje skażenie całego wnętrza, trudne do wykrycia i usunięcia.
Rdzeń pocisku 30 mm wykonany z uranu (źródło: Wikipedia domena publiczna - https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/6/69/30mm_DU_slug.jpg).

 Radioaktywność uranu zubożonego jest jedynie 4x większa niż tło naturalne i jednocześnie o połowę mniejsza niż uranu naturalnego. Uran-238 jest izotopem długożyciowym - czas półrozpadu wynosi 4,468 mld  lat, jeden z najdłuższych w przyrodzie. Przechodzi rozpad alfa, zatem napromieniowanie zewnętrzne nie jest groźne - cząstki alfa nie są w stanie przeniknąć naskórka czy kilku cm powietrza. Dużo poważniejszy problem powoduje skażenie i napromieniowanie wewnętrzne. Emitery alfa mają bardzo szkodliwe działanie na tkanki, gdyż przekazują im dość dużą energię, do czego dołącza się chemiczna szkodliwość samego pierwiastka (metal ciężki!). W dodatku uran jest piroforyczny i bardzo łatwo zapala się w kontakcie z powietrzem, szczególnie w podwyższonej temperaturze, emitując opary tlenku uranu. Pociski uranowe po trafieniu w cel pękają na wiele drobnych odłamków, rozlatujących się w promieniu wielu metrów od miejsca uderzenia. Żołnierze walczący w Zatoce Perskiej (I wojna) co chwili obecnej cierpią na choroby wywołane skażeniem przez uran. Jednocześnie czynniki wojskowe zaprzeczają tym doniesieniom, podobnie jak w przypadku wcześniejszego stosowania Agent Orange w Wietnamie. 
Dodatkowe źródła:

http://wolnemedia.net/zdrowie/zmora-zubozonego-uranu/  (mało składny artykuł z licznymi redundancjami)
Trochę obcojęzycznych artykułów:

21 listopada, 2015

Wojskowy dozymetr radiofotoluminescencyjny

Jakiś czas temu kupiłem w demobilu taki oto miernik. Nie posiada on żadnych sygnatur oprócz numeru seryjnego. Obudowa wykonana jest z twardego plastiku, zakorkowana z obu stron zatyczkami. Po zdjęciu jednej z nich ukazuje się gniazdo do klucza o przekroju trójkątnym. Wykręcenie śruby umożliwia rozkręcenie dozymetru i jego odczyt w specjalnym pulpicie. Zasada działania jest taka sama jak w radiofotoluminescencyjnych dozymetrach ID-11 oraz DI-77. Kawałek specjalnego szkła zyskuje pod wpływem promieniowania zdolność do luminescencji w świetle ultrafioletu, a jej intensywność jest proporcjonalna do otrzymanej dawki. Całość jest szczelnym plastikowym pudełeczkiem z gumowymi uszczelkami. Dozymetr wiesza się na szyi na łańcuszku takim jak od "nieśmiertelników".  Dokładniejszych danych brak, zatem zamieszczam tylko zdjęcia:




Dozymetry te były przez pewien czas dostępne w demobilu w dość przystępnej cenie, jednakże później nigdy się z nimi nie spotkałem. Wykonanie zdradza dość współczesną produkcję.
Jeżeli ktoś miałby jakiekolwiek dane dotyczące tego dozymetru, proszę o informację przez formularz zgłoszeniowy.

12 listopada, 2015

Trynityt


Trynityt jest sztucznym minerałem, powstałym z piasku stopionego podczas wybuchu jądrowego. Nazwa pochodzi od "Trinity", kodu pierwszej w historii eksplozji jądrowej, która  miała miejsce 16 lipca 1945 r. w Alamogordo w stanie Nowy Meksyk. Odpalono wówczas bombę plutonową o kryptonimie "Gadżet", działającą na zasadzie implozyjnej. Siła eksplozji wyniosła ok. 20 kiloton TNT. Przedtem, dla kalibracji aparatury pomiarowej, dokonano wybuchu 100 ton trotylu - oba kratery widzimy na poniższym zdjęciu lotniczym:


Jak wiadomo, wybuch jądrowy wytwarza temperaturę rzędu milionów stopni Celsjusza, zatem wszystko w jego bezpośrednim otoczeniu odparowuje, a w dalszej odległości ulega stopieniu. Temperatura potrzebna do zeszklenia piasku to "zaledwie" 1470 st. C, zatem nawet w pewnym oddaleniu od punktu zerowego ziemia pokryje się szklistą skorupą. 
Część trynitytu powstaje bezpośrednio na ziemi, a reszta pochodzi z piasku, który został zassany do wnętrza kuli ognistej i tam uległ odparowaniu, a następnie, po kondensacji, w postaci kropel opadł na ziemię i zakrzepł. 

Trynityt był powszechnie zbierany w pobliżu Ground Zero przez kilka lat po zakończeniu II wojny światowej. Trafiał do obiegu kolekcjonerskiego oraz  jubilerskiego. Wytwarzano z niego biżuterię, choć z uwagi na kruchość i trudność obróbki były to zwykle proste wisiorki i kolczyki. 


Ostatecznie w 1953 r. na mocy decyzji US Atomic Energy Commision miejsce eksplozji zostało wyrównane, a cały materiał zebrano. Z części wykonano pomnik w formie obelisku. 

https://www.flickr.com/photos/tamasrepus/5078959015/


Zakazano również dalszego zbierania trynitytu, choć nie zniknął on z obrotu handlowego [LINK]. Pojedyncze próbki tego minerału są znajdowane w Alamogordo do dziś.

Małe kawałki trynitytu do tej pory można nabyć na eBay'u. Ich aktywność nie stanowi już zagrożenia dla zdrowia. Kiedyś pojawiały się przypadki oparzeń od noszonej długo biżuterii z trynitytu [LINK]. Podejrzewam, że wynikało to z dużej aktywności krótkożyciowych produktów rozpadu plutonu i nuiklidów powstałych na skutek aktywacji neutronowej pierwiastków z otoczenia. Obecnie promieniowanie trynitytu jest ledwie wykrywalne i to jedynie za pomocą bardzo czułych detektorów.


Minerał przypomina butelkowe szkło z dużą ilością pęcherzy i wtopionego piasku na wierzchu. Najczęściej ma barwę zieloną, choć występuje - znacznie rzadziej - również czarny, zabarwiony od elementów wieży, na której zdetonowano "Gadżet", oraz czerwony od miedzi z przewodów mechanizmu odpalającego. Poniżej widzimy wieżę, bombę oraz pozostałości wieży po eksplozji bomby:


Trynityt jest znany także pod innymi nazwami: atomsite, Alamogordo glass, charitończyk. Występuje we wszystkich miejscach, gdzie wybuch jądrowy miał kontakt z ziemią, czyli przy eksplozjach naziemnych, podziemnych oraz niskich wybuchach powietrznych. Skład różnił się w zależności od podłoża, na którym dokonano eksplozji - znajdowany w kazachskiej SRR "charitończyk" zawiera dużo materiału skalnego, ma czarną barwę i trochę inną fakturę:

https://carlwillis.wordpress.com/2012/08/19/gamma-analysis-of-chagan-atomsite/p1060408m_small/

W trynitycie występuje większość produktów rozpadu uranu i plutonu oraz produktów aktywacji, choć po 70 latach aktywność izotopów zdążyła się znacznie zmniejszyć (czas półrozpadu Co-60 to 5,7 roku, Cs-137 30 lat, Sr-90 28 lat). Pozostały jedynie izotopy długożyciowe, które z kolei mają mniejszą aktywność właściwą. Ciekawy artykuł o badaniu spektrometrycznym trynitytu można znaleźć tutaj (ENG).
***
Jak każdy poszukiwany minerał, trynityt był podrabiany. Starano się imitować zarówno barwę i konsystencję, jak również radioaktywność [LINK]. Do odróżnienia oryginału niezbędna jest analiza spektralna, wykrywająca produkty aktywacji neutronowej, niewystępujące w przypadku nuklidów pochodzenia naturalnego. Szczególnie charakterystyczny jest radioizotop baru-133, powstający na skutek aktywacji neutronami nieradioaktywnego baru zawartego w baratolu*, materiale wybuchowym używanym w pierwszych bombach, tak amerykańskich, jak i radzieckich. Brak tej linii oczywiście nie oznacza od razu, że trynityt jest podrabiany, po prostu bomba atomowa, która go stworzyła, nie zawierała baratolu, tylko inny materiał wybuchowy. Poniżej porównanie próbek amerykańskich z testu Trinity i radzieckich z poligonu w Semipałatyńsku - jak widać, w radzieckiej próbce brak Ba-133:
 
Źródło 

W handlu zwykle dostępne są niewielkie okruchy trynitytu, a ich koszt do niedawna wynosił kilka dolarów. Obecnie podaż spadła a ceny wzrosły. Jedna z ostatnich aukcji:

Źródło - eBay.

Podobne do trynitytu minerały powstają podczas uderzenia pioruna (tzw. fulguryt) oraz upadku meteorytów. Oprócz braku podwyższonej radioaktywności od trynitytu odróżnia je również wrzecionowaty kształt.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Fulguryt#/media/Plik:Fulgurite1.jpg

Trynityt zaś zwykle ma postać płaskiej płytki, gdyż pochodzi ze skorupy zeszklonego piasku:


Jeżeli chodzi o aktywność promieniotwórczą trynitytu, to jest ona znikoma, szczególnie tak małego kawałka, jak prezentowany na powyższych zdjęciach. Aby ją zmierzyć, potrzebujemy sprzętu dozymetrycznego o dużej czułości, najlepiej okienkowego licznika Geigera. Przykładowe wyniki pomiarów za pomocą wybranych dozymetrów - jak widać próbka wykazuje znaczne różnice w aktywności po obu stronach:
  • Radex RD1008 - 12/32 rozp/min*cm2
  • ANRI Sosna - 0,32/0,67 µSv/h (łączna emisja beta+gamma, sama gamma poniżej tła)
  • Polaron Pripyat - 0,3-0,4/0,6-0,8 µSv/h (j.w.)
  • EKO-C - 3-4/4-5 cps
  • UAGB-1 - 0,4/0,8 cps
Powyższe wyniki są porównywalne z odczytami dla granitu, szkła kryształowego i niskoaktywnego szkła uranowego, zatem trynityt nie stanowi żadnego zagrożenia radiologicznego.
Jako źródło promieniowania może być przydatny jedynie do testowania czułości dozymetrów na słabe promieniowanie. Jeśli nasz dozymetr ma licznik STS-5/SBM-20/BOI-33 lub STS-6/SBM-19/BOI-53, wykryjemy nim promieniowanie małej próbki trynitytu, choć wzrost wskazań nie będzie znaczny. Wskazania będą nieco wyższe w przypadku liczników okienkowych, szczególnie o małym okienku, pokrywającym całą powierzchnię próbki (SBT-9, SI18BGM). Większe okienko, np. licznika SBT-10 z EKO-C, da niższe wskazania, gdyż trynityt działał będzie jedynie na niewielki fragment powierzchni czynnej.
Oczywiście, jeśli mamy możliwość kupna trynitytu, warto go nabyć, chociażby ze względu na wartość historyczną takiej próbki. Pamiętajmy jednak o istnieniu podróbek i możliwych trudnościach przy sprowadzaniu z zagranicy. 

---------------------
* baratol, materiał wybuchowy będący mieszaniną trotylu i azotanu baru, używany wraz z Composition B (heksogen z trotylem) w bombach implozyjnych do wstrzelenia materiału rozszczepialnego do wnętrza bomby i osiągnięcia w ten sposób masy krytycznej - więcej w notce o bombach atomowych [LINK].

15 października, 2015

Orgon, orgonit i promieniowanie

Jakiś czas temu zetknąłem się z teorią "orgonu" przy okazji tzw. dział orgonowych, mających rzekomo rozpraszać rzekome chemitrailsy. Jak dla mnie, za dużo metafizyki i pseudonaukowego bełkotu, a za mało weryfikowalnych faktów. W kwestii samej teorii odsyłam do Wiki (link), natomiast skupiłbym się na powiązaniu "orgonu" z promieniowaniem jonizującym.
Na portalach aukcyjnych można nabyć tzw. orgonit, który ma rzekomo neutralizować promieniowanie mikrofalowe... i radioaktywne też. Małe orgonity można mocować na telefonach komórkowych, większe kłaść na telewizorze, kuchence mikrofalowej itp.  Cóż, cała ta teoria sprawia wrażenie, jakby funkcjonowała w alternatywnej rzeczywistości.  O ile wiem, mikrofale można co najwyżej wyekranować, tak jak robi się to w drzwiczkach do kuchenki mikrofalowej, których druciana siatka ma oczka o rozmiarze mniejszym niż długość fali. Więcej w notce o mikrofalach.
 Natomiast jeszcze większą bzdurą jest próba "neutralizowania" promieniowania radioaktywnego.  Przede wszystkim, ma ono inną naturę niż mikrofale, leży na zupełnie innym krańcu spektrum widma elektromagnetycznego, powstaje też w wyniku innych procesów (vide link do notki wyżej). Nie ma fizycznej możliwości zneutralizowania tego typu promieniowania. Żaden magiczny kamyk lub mieszanka kamyków ze spiralą z drutu nie będzie działać jak czarna dziura wysysająca promieniowanie z otoczenia. Przed promieniowaniem jonizującym chronią jedynie osłony - grubsze w przypadku gammy, cieńsze lub bardzo cienkie w przypadku bety i alfy. 
Niestety wiele osób tak panicznie boi się wszelkiego rodzaju "promieniowania" że daje się naciągać różnego rodzaju "magikom", sprzedającym te "cuda", podobnie jak w przypadku "żył wodnych". Kiedyś może nabędę taki "orgonit" i sprawdzę jego "wpływ" na dostępne w codziennym życiu źródełka :).

12 września, 2015

Szkolny radioindykator z licznikiem Geigera "Biofiz"



Trafił mi się na Allegro szkolny radioindykator z licznikiem Geigera-Mullera, służący do prostych eksperymentów z promieniowaniem (przenikliwość, zasięg, tło naturalne itp.). Wyprodukowano go w latach 60. w Fabryce Pomocy Naukowych w Poznaniu, znanej później pod nazwą "Biofiz".



Urządzenie umieszczone jest w drewnianej obudowie z wyciętym okienkiem pomiarowym, przez które możemy zauważyć szklaną tubę Geigera typu BOB-33, wyprodukowaną przez Przemysłowy Instytut Elektroniki (PIE):

 Układ elektroniczny jest bardzo prosty - zawiera jedną lampę elektronową ECC-85 (podwójna trioda), głośniczek, neonówkę, 5 kondensatorów i 9 oporników,  tym 1 regulowany. Impulsy rejestrowane przez licznik GM są sygnalizowane za pomocą trzasków w głośniczku i błysków neonówki, tak samo jak w kieszonkowym radiondykatorze RIK-59. Całość zmontowano bez płytki drukowanej, na chassis z kawałka stalowej blachy ocynkowanej, do której dolutowano przewody idące do "masy":



Uproszczona konstrukcja powoduje konieczność stosowania zewnętrznego zasilacza, a w zasadzie dwóch podłączanych do gniazd na wtyki "bananowe" znajdujących się z tyłu przyrządu. Jeden zapewnia napięcie żarzenia dla lampy elektronowej wynoszące 6,3 V (typowe napięcie żarzenia w starych radiach z lampami o oznaczeniu zaczynającym się na E). Pobór prądu przez obwód żarzenia wynosi 0,4 A podczas pracy przyrządu i nieco więcej przez pierwsze sekundy, zanim włókno się rozgrzeje. Obwód żarzenia można zasilać zarówno prądem stałym, jak i zmiennym. Drugi zasilacz podłączamy do wtyków z oznaczeniem polaryzacji, a jego napięcie - uwaga, stałe! - powinno wynosić ok. 200-230 V. Najlepiej użyć autotransformatora z podłączonym mostkiem prostowniczym, na którego wyjściu równolegle podłączymy kondensator.


Napięcie zwiększamy stopniowo pod kontrolą woltomierza. Pamiętajmy, że za kondensatorem napięcie będzie 1,41x wyższe niż na wyjściu transformatora. Uruchamiając radioindykator zauważymy, że w pewnym momencie zacznie pojawi się buczenie, a w miarę dalszego zwiększania napięcia usłyszymy pojedyncze trzaski i zobaczymy mignięcia neonówki pochodzące od tła naturalnego. Warto wtedy jeszcze trochę podnieść napięcie i już możemy używać przyrządu. Jeżeli neonówka nie świeci lub świeci ciągle, zamiast migać w takt impulsów, należy przy włączonym sprzęcie obracać potencjometrem znajdującym się na chassis. Reguluje on napięcie zapłonu neonówki, możemy nim ustawić bądź wyraźne miganie, bądź też jedynie niewielkie zmiany jasności pod wpływem impulsów, oczywiście możemy też ją włączyć na stałe lub zupełnie zgasić, zostawiając tylko dźwięk z głośniczka. Poniżej schemat ideowy oraz montażowy autorstwa Michała (pozdrowienia!), wykonany na podstawie dwóch egzemplarzy (istotne różnice występują w oporniku R9):



Oryginalnie do zasilania radioindykatora przewidziano zasilacz, nieściśle nazwany "anodowym", z dwoma wyjściami - 220 V prądu stałego i 6,3 V zmiennego:

https://allegro.pl/oferta/zasilacz-anodowy-bcm-9242143102


Szklana tuba BOB-33 polskiej produkcji wykazuje dużą czułość zarówno na naturalne tło promieniowania, jak i na słabo aktywne źródła np. szkło uranowe. Tuba umieszczona jest na zaciskach przymocowanych od wewnątrz do górnej ścianki obudowy indykatora, zaś nad nią wycięto otwór na prawie całej długości tuby, zaklejony od wewnątrz przezroczystą folią (celuloid?).  Folię umieszczono na dnie wycięcia, zatem faktyczna odległość od ścianki tuby wynosi kilka milimetrów, co ułatwia przenikanie miękkiego promieniowania. Z kolei drewniana obudowa w większości tłumi promieniowanie większości powszechnie spotykanych źródeł (zegarki, siatki żarowe, minerały), a nawet silniejszych próbek beta-aktywnych. Prowadząc doświadczenia mamy więc pewność, że promieniowanie dociera tylko przez szczelinę odsłaniającą licznik, nie ma zjawiska "puszczania" promieniowania bokami obudowy, jak w drogim, lecz niedopracowanym dozymetrze Gamma Scout.


Relatywnie duża czułość nie zmieni faktu, że jest to jedynie indykator, w dodatku dość uciążliwy w obsłudze z racji nietypowego sposobu zasilania. Z drugiej strony prostota konstrukcji ułatwia naprawy we własnym zakresie - liczba elementów, które mogą się zepsuć, jest naprawę minimalna, łatwo je sprawdzić i wymienić. Jak ktoś chce, może zbudować miniaturowy zasilacz przypięty na stałe do zacisków zasilania, co wyeliminuje zewnętrzną maszynerię niezbędną do uruchomienia sprzętu. Można też podjąć próbę podłączenia wskaźnika wychyłowego i wyskalowania przyrządu. Zaletą urządzenia jest też niska cena i relatywnie duża podaż na rynku.

***


Co ciekawe, poprzedni egzemplarz podłączyłem pod 220 V prądu ZMIENNEGO i działał, jedynie neonówką świeciła cały czas, zamiast migać w rytm impulsów. Obecny indykator nie chciał działać pod napięciem zmiennym, musiałem użyć mostka i kondensatora. Przy pracach z tego typu urządzeniami pamiętajmy o BHP - wszelkich przełączeń dokonujmy po wyłączeniu napięcia i stosujmy komponenty o właściwym napięciu pracy. Szczególnie dotyczy to kondensatorów, które lubią wybuchać z dużym hukiem i smrodem, brudząc cały pokój lepkimi kawałeczkami folii (been there, done that).





Poniżej jeszcze dwa inne egzemplarze - z forum Elektroda [LINK]:






Oraz z zaprzyjaźnionego Blog Strefa [LINK]:




Jeżeli trafi się Wam gdzieś taki indykator, spróbujcie go reanimować, co w większości przypadków nie będzie trudne. Uszkodzeniu może ulec szklana tuba Geigera typu BOB-33 (do zastąpienia STS-5, SBM-20, BOI-33), lampa elektronowa ECC-85 (występuje w wielu starych radiach) lub kondensatory (taniocha), może też coś się odlutować od chassis. Wymiana tuby wymaga odkręcenia dwóch małych śrubek mocujących chassis do obudowy (bywają oporne), a następnie odsunięcia chassis na bok:



Mocowania tuby GM:



Jeżeli dokonaliście ciekawych przeróbek tego sprzętu albo potrzebujecie porad co do jego uruchomienia, dajcie znać!

05 września, 2015

Pierwszy rentgenoradiometr z serii DP-5 - uzupełnienie

Do niedawna byłem przekonany, że DP-5A jest pierwszym z serii radzieckich wojskowych mierników promieniowania (DP-5B, DP-5W, DP-5WB). Tymczasem przeglądając grafikę Google, trafiłem na takie oto zestawienie (źródło pod obrazkiem, niestety strona jest w "chińskich" robaczkach):



http://blog-imgs-56-origin.fc2.com/g/e/i/geigercounter001/dp5v_005.jpg

Jak można zauważyć, pierwszy DP-5 (bez żadnej dodatkowej litery), miał 3 podziałki na skali zamiast 2, i w związku z tym o jedną nastawę zakresu mniej - najmniejszy mnożnik wynosił 1 a nie 0.1. 


Podziałka 100 - 1000 (co 50) służy do pomiaru aktywności beta, dwie pozostałe (0,5-5 co 0,5 i 5-200) do pomiaru mocy dawki gamma. 


Pozostałe różnice to inny kształt szyldu pod skalą, który jest znacznie większy niż w późniejszych modelach. 

https://dzen.ru/media/grpm/a-ty-znaesh-vse-marki-radiometra-serii-dp5-5ddec8871c45154a475fce29

Sonda ma szersze i dłuższe okienko pomiarowe niż w DP-5A


Konstrukcja sondy jest jednak taka sama, z obrotową przesłoną i podstawką pozwalającą na postawienie sondy na mierzonej powierzchni:

https://dzen.ru/media/grpm/a-ty-znaesh-vse-marki-radiometra-serii-dp5-5ddec8871c45154a475fce29

W jej wnętrzu mamy typowy zestaw STS-5 + szklany licznik z serii SI, który obsługuje wyższe zakresy:

https://www.avito.ru/sankt-peterburg/kollektsionirovanie/dozimetr_dp-5_bez_bukvy_1857839428

Zasilanie odbywa się z 3 ogniw KB-1 o napięciu 1,5 V każde, umieszczonych równolegle do dłuższego boku obudowy, czyli jak w DP-5A (w późniejszych modelach będą ułożone prostopadle).

https://www.avito.ru/sankt-peterburg/kollektsionirovanie/dozimetr_dp-5_bez_bukvy_1857839428

W swojej wieloletniej praktyce nie spotkałem się jeszcze z egzemplarzem tego miernika na polskim rynku wtórnym. "Zieleniaki" trafiały się parę razy, DP-5B nieco rzadziej, wersja A dwa razy, natomiast pierwszego DP-5 jeszcze nie miałem w rękach.  Miernik jest wspominany na rosyjskim forum RHBZ jako DP-5 "biez bukwy" (bez oznaczenia literowego). Z tego też forum pochodzi zdjęcie przedstawiające WSZYSTKIE modele DP-5 - kolejno od góry:
  • DP-5 biez bukwy
  • DP-5A
  • DP-5M
  • DP-5B
  • DP-5W
  • DP-5WB


Jeżeli spotkaliście się z egzemplarzem tej najwcześniejszej wersji DP-5 lub nadal go posiadacie, dajcie znać w komentarzach!