30 sierpnia, 2021

Trytowa latarka Betalight

Firma Speclight zajmuje się dystrybucją i sprzedażą specjalistycznych źródeł światła, stosowanych  m.in. w medycynie, ratownictwie, kryminalistyce, wojsku, turystyce, survivalu, motoryzacji itp. Są to zarówno źródła światła widzialnego, jak i ultrafioletu we wszystkich zakresach (lampy diagnostyczne, bakteriobójcze, antydepresyjne). 

W ofercie firmy jest również szeroki wachlarz akcesoriów wykorzystujących trytowe źródła światła typu GTLS (gaseous tritium light source):

  • breloczki w 3 rozmiarach
  • zawieszki w 2 typach
  • czytniki map
  • kompasy
  • znaczniki kierunku
  • kołki demarkacyjne
  • markery osobiste
  • celowniki
  • podświetlane klamki do drzwi 
  • znaki ewakuacyjne
  • latarki "Betalight"

Z pełną ofertą wymienionych wyżej oświetlaczy trytowych możemy zapoznać się TUTAJ.

***

Dzięki uprzejmości firmy mogę zaprezentować trytową latarkę „Betalight”, stosowaną m.in. przez armię brytyjską (kod NATO 6260-99-965-3582).


Na początek trochę historii.

Trytowe źródła światła zostały opracowane w latach 60. XX w. jako zamiennik dla radowych farb świecących, stosowanych głównie w lotnictwie, gdzie wymagane jest niezależne od zasilania podświetlenie przyrządów pokładowych. Rad jest wysoce radiotoksyczny i grozi skażeniem w razie uszkodzenia przyrządu oraz przy jego serwisowaniu, w dodatku emituje radioaktywny gaz (radon), a jego produkty rozpadu generują silne promieniowanie gamma. Tych wad nie ma tryt: emituje jedynie bardzo słabe promieniowanie beta, najsłabsze ze wszystkich istniejących radioizotopów, zatem niezdolne do przedostania się przez szklaną obudowę źródła. W dodatku jest gazem i to wyjątkowo lekkim, który szybko się rozprasza i rozcieńcza w powietrzu w razie uszkodzenia źródła.

Trytowe źródła światła opracowane w brytyjskiej firmie lotniczej Saunders Roe Ltd (Saro) zarejestrowano w 1966 r. pod nazwą „Betalight”. Po przejęciu Saro przez Westland Helicopters powołano firmę Saunders Roe Developments, gdzie kontynuowano produkcję tych oświetlaczy. Siedziba firmy znajduje się w Hayes w Wielkiej Brytanii, ale fabryki zlokalizowano w Pembroke w Kanadzie z uwagi bliskość wytwarzających tryt zakładów Ontario Power Generation Inc.

Latarki „Betalight” znajdują się na wyposażeniu armii brytyjskiej i innych państw NATO, a także astronautów NASA, używano ich m.in. podczas misji Apollo. 

***

Tyle tytułem wstępu, przyjrzyjmy się samej latarce. Źródłem światła jest szklany pojemnik zawierający tryt o aktywności 52,91 GBq (1,43 Ci). Umieszczony jest w poliwęglanowej osłonie, zamontowanej w zewnętrznej obudowie z solidnej gumy neoprenowej.


Obudowa ma zatyczkę, pozwalającą na „zgaszenie” latarki oraz ucho, umożliwiające jej przymocowanie do różnych obiektów.

U góry znajdują się następujące oznaczenia:
  • nazwa i lokalizacja producenta (Saunders Roe Developments Ltd. w Hayes, Middlesex),
  • numer klasyfikacji zaopatrzenia NATO, tzw. kod NSC (6260-99-965-3582, dział 6260 oznacza "sprzęt oświetleniowy, nieelektryczny").
  • symbol promieniowania ("koniczynka"
  • maksymalna aktywność izotopu w latarce (1,9 Ci = 70,3 GBq, faktycznie stosowana aktywność jest nieco niższa, 1,43 Ci = 52,91 GBq)
  • rodzaj izotopu - tryt (T)


Zasada działania jest typowa dla źródeł GTLS, czyli promieniowanie trytu powoduje świecenie luminoforu umieszczonego na wewnętrznej stronie ścianek pojemnika z tym izotopem. Barwa światła zależy od użytego luminoforu i może być praktycznie dowolna.

W latarce Betalight luminofor ma barwę zieloną, najczęściej stosowaną w tego rodzaju źródłach, gdyż zielone światło nie osłabia adaptacji wzroku do ciemności i nie męczy oczu przy długotrwałym patrzeniu. Podobne właściwości ma również światło czerwone, stosowane w wojskowych latarkach i oświetleniu awaryjnym, ale wymaga znacznie większych ilości trytu dla osiągnięcia takiej samej jasności, jak światło zielone. Zaletą zielonego światła jest też rozjaśnianie  wszystkich przedmiotów w tym kolorze (liście, trawa, umundurowanie), które z kolei w świetle czerwonym są silnie przyciemniane.

Świecenie latarki Betalight zaczyna być już widoczne w nieznacznym cieniu:


Jednak latarka ta służy przede wszystkim do niezawodnego i dyskretnego oświetlenia małej powierzchni, rzędu kilku centymetrów kwadratowych, w warunkach umiarkowanej i całkowitej ciemności. 



Deklarowana przez producenta luminancja wynosi 1000 µL (mikrolambertów) czyli 3,18 cd/m2 (kandeli na metr kwadratowy).



Poniżej porównanie jasności świecenia latarki Betalight, trytowego breloczka, zegarka Carnival T25 orz muszki nocnej do karabinka Beryl, sfotografowanych z tej samej odległości w praktycznie ciemnym pokoju:

Jasność światła jest wystarczająca, by z bliska odczytać tekst, zdjęcie, mapę, zegarek, kompas czy dozymetr. Oczywiście im głębsza ciemność i dłuższe przystosowanie wzroku do niej, tym lepsze efekty osiągniemy. 



Zielone światło latarki będzie miało największą skuteczność na powierzchniach odbijających barwę zieloną, czyli w kolorze białym, żółtym i zielonym, najsłabsze zaś przy kolorach pochłaniających zieleń, takich jak czerwień, pomarańcz i niebieski. Może to utrudniać odczytanie np. czarnego napisu na czerwonym tle. Uwaga ta dotyczy wszystkich źródeł światła o barwie zielonej, nie tylko trytowych, i wynika z zasady barw dopełniających. 


Przy większych dystansach jasność światła spada proporcjonalnie do kwadratu odległości, zgodnie z prawem odwrotnych kwadratów. Nadal jest wystarczająca, by z odległości 0,5 m dobrze rozpoznawać kształty, np. kota leżącego na pościeli czy kłódkę w drzwiach na ścianie. Jeśli mamy statyw, a oświetlany obiekt jest nieruchomy, możemy nawet fotografować przy świetle tej latarki, choć czas ekspozycji siłą rzeczy będzie długi. Poniższe zdjęcie wykonałem w całkowitej ciemności Nikonem D7100 z obiektywem Tamron AF 3,5-6,3 18-200 mm (30", f/8, ISO3200, +2,5 EV w Darktable Photo Editor):


Odblaski na śrubach i przetarciach krawędzi kłódki najlepiej pokazują intensywność oświetlenia, która po adaptacji wzroku do ciemności jest jeszcze wyraźniejsza, niż może to ukazać powyższa fotografia. 

Podczas testów w umiarkowanie ciemnym pokoju obserwowałem lekkie rozjaśnienie ściany jeszcze z odległości 3 m, zaś w całkowicie ciemnej piwnicy idąc wzdłuż ściany widziałem fakturę muru na 1 m przed sobą! Zatem w warunkach kompletnej ciemności możemy rozjaśnić np. namiot, jaskinię, bunkier i inne tego typu pomieszczenia, by móc się w nich orientować.

 ***

Drugim zastosowaniem latarki jest marker, wyznaczający kierunek, przeszkodę, ważny punkt terenowy itp. Firma Speclight oferuje też specjalistyczne markery w różnych postaciach (strzałki, kołki demarkacyjne,znaczniki osobiste), ale latarka Betalight także może spełniać tą rolę. Dzięki niej trafimy do obozowiska czy latryny, ominiemy przeszkodę, wrócimy do plecaka czy pojazdu, oznaczymy punkt zbiórki itp. W całkowitej ciemności światło jest widoczne z kilkudziesięciu metrów, jednocześnie nie przyciągając uwagi tak, jak białe światło typowych latarek. Próby przeprowadziłem w piwnicy, rozciągającej się pod całym moim blokiem - światło było widoczne z drugiego jej końca, odległego o 50 m!



Latarka nie ma wyłącznika, ponieważ promieniowanie trytu generuje światło cały czas, ale możemy ją „wyłączyć”, zamykając wieczko. Jest ono bardzo szczelne i zupełnie nie przepuszcza światła. Otwarcia i zamknięcia dokonamy kciukiem dowolnej ręki. Zamknięcie ułatwia duże wgłębienie pośrodku wieczka, w które wkładamy palec, mocno dociskając. Po chwili treningu zrobimy to odruchowo.

Obudowa latarki ma ucho o średnicy 2,8 cm, które pozwala zarówno na przypięcie latarki do elementów wyposażenia, jak również nasadzenie na kołek, gałąź, kij, rozwieszenie na sznurku itp., zależnie od potrzeb. W zestawie znajduje się też nylonowa linka, pozwalająca na noszenie latarki na szyi, przy pasie lub plecaku, albo przywiązanie w namiocie czy do obiektów terenowych. 

 ***

Całość jest wykonana bardzo solidnie. Latarka jest w 100% wodoszczelna, zarówno z zamkniętą, jak i otwartą klapką, jednak w obu przypadkach nie unosi się na powierzchni wody. Musimy więc pamiętać o smyczy lub przymocować jakiś spławik, jeśli planujemy korzystanie z niej nad wodą.

Latarka jest też odporna na niekorzystne czynniki środowiskowe, w tym temperatury od -60 do +70 st. C. Praktycznie nie ma się co w niej zepsuć. Jedyne możliwe uszkodzenie to pękniecie pojemnika z trytem, ale wymagałoby to narażenia latarki na wyjątkowo silne udary. Typowe upadki, nawet na twarde podłoże, nie robią na latarce wrażenia.

 ***

Czas pracy latarki przewidziany jest na 10 lat. Przez ten okres będzie świecić z pełną mocą, a następnie jeszcze ok. 5 lat ze zmniejszoną jasnością. Jest to świetny wynik, pozwalający mieć bezobsługowe źródło światła gotowe przez 15 lat do natychmiastowego użycia. Spadek intensywności świecenia wynika zarówno z rozpadu trytu (czas półrozpadu 12,3 roku), jak również z degradacji luminoforu, który stopniowo traci swoje właściwości. 

https://chart-studio.plotly.com/~kartikagrawal27/13.embed

Dlatego też istotne jest, aby kupować latarki bezpośrednio od dystrybutora, gdyż wówczas mamy pewność, że czas rozpadu trytu niedawno się zaczął, a nie biegnie już np. od czterech lat, jak przy niektórych używanych egzemplarzach.

***

Na koniec kwestie dozymetryczne. Tryt emituje słabe promieniowanie beta (18 keV), które nie jest w stanie pokonać kilku milimetrów powietrza, a co dopiero szklanej fiolki i otaczających ją warstw gumy. Pomiary wszystkimi dozymetrami na zewnątrz latarki, zarówno od boków, jak i od strony zamkniętej zaślepki nie wykazały najmniejszego wzrostu promieniowania ponad tło naturalne. Poniżej monitor skażeń EKO-C z typowym odczytem dla tła naturalnego:


Z kolei przy otwartej zaślepce latarki udało mi się uzyskać nieznaczny odczyt jedynie za pomocą bardzo czułych dozymetrów, wyposażonych w okienkowe liczniki G-M. Pochodził od tzw. promieniowania hamowania, będącego niskoenergetycznym promieniowaniem rentgenowskim, powstałym na skutek zderzeń elektronów z powłokami elektronowymi atomów w osłonie źródła. Pomiary prezentowały się następująco (wszystkie z otwartą osłoną detektora):

  • EKO-C - 6 cps (tło 2,5 cps)
  • Radex RD1008 - 34 rozp/min/cm2
  • MKS-01SA1M - 175 rozp/min/cm2 (tło 30 rozp/min/cm2)
  • Mazur PRM-9000 - 3,6-4,6 cps (tło 0,5 cps)

Powyższe odczyty są efektem dużej czułości stosowanej przeze mnie aparatury i nie mają żadnego wpływu na zdrowie. Przedstawiłem je wyłącznie jako dozymetryczną ciekawostkę – jest to pierwsze trytowe źródło światła, przy którym udało mi się w ogóle cokolwiek zmierzyć i to jedynie dzięki posiadaniu wysokoczułych mierników. Wynik można porównać z kawałkiem granitu, szkłem kryształowym, związkami potasu i innymi, niegroźnymi źródłami z codziennego życia.

Latarka Betalight, podobnie jak wszystkie inne trytowe źródła światła, jest całkowicie bezpieczna pod względem radiologicznym i nie emituje promieniowania mającego wpływ na roczną dawkę przyjętą przez człowieka. 

Nawet jeśli jakimś cudem doszłoby do uszkodzenia trytowego źródła wewnątrz latarki, tryt momentalnie ulotni się i rozcieńczy w powietrzu do bezpiecznych stężeń. Ale żeby je uszkodzić, należałoby chyba zrzucić na latarkę ciężki głaz albo przejechać ją czołgiem. Przy normalnym użytkowaniu jest praktycznie niezniszczalna.

***

Czas na podsumowanie. Latarka Betalight będzie świetnym wyborem wszędzie tam, gdzie potrzebujemy niezawodnego, wytrzymałego, bezobsługowego, dyskretnego i "wiecznie" działającego źródła światła. Oczywiście pamiętajmy o specyfice oświetlacza trytowego - to nie jest szperacz o mocy tysięcy lumenów, ale nie takie jest jego przeznaczenie, za to może doskonale uzupełnić klasyczną latarkę. Betalight pomoże nam znaleźć elementy ekwipunku w środku nocy czy zlokalizować chodzącego po nas kleszcza bez jednoczesnego oślepiania białym światłem i zwracania uwagi wszystkich wokół. Pozwoli też trafić kluczem do zamka, włączyć wybity bezpiecznik czy odnaleźć wyjście z ciemnego pomieszczenia, gdy zawiedzie główna latarka. Dzięki małym rozmiarom możemy zawsze mieć latarkę Betalight przy sobie, np. w zestawie EDC (everyday carry) czy w puszce survivalowej. Ponieważ nie wymaga baterii, może tam leżeć całe lata, a krytycznym momencie będzie natychmiast gotowa do użycia. Tego nam nie zapewni żadna latarka zasilana z baterii czy akumulatorków z uwagi na stopniowe samorozładowanie tych źródeł prądu. 

I na koniec niespodzianka - jeśli chcecie kupić latarkę Betalight, to z hasłem "Promieniowanie Blog" uzyskacie 5% rabatu - link do oferty https://speclight.com.pl/produkt/samoswietlna-latarka/



Taka latarka będzie też świetnym prezentem dla każdego turysty, harcerza, żeglarza, nurka, survivalowca, preppersa czy po prostu miłośnika oryginalnych gadżetów. Może też być argumentem w dyskusjach z osobami obawiającymi się promieniowania - w latarce odbywa się prawie 53 mld rozpadów promieniotwórczych na sekundę, a jest w 100% bezpieczna, co wykazałem powyższymi pomiarami.

Jeżeli już nabyliście tą latarkę i chcecie się pochwalić jej praktycznym zastosowaniem, dajcie znać w komentarzach lub oznaczcie mnie na Instagramie - @radioaktywny1986. Jeśli zaś dopiero planujecie zakup, chętnie udzielę dodatkowych informacji.

24 sierpnia, 2021

Promieniowanie mostu im. Marii Skłodowskiej-Curie

Most im. Marii Skłodowskiej-Curie zbudowano w latach 2009-2012. Początkowo funkcjonował pod roboczą nazwą „most Północny”, gdyż jest najbardziej wysuniętym na północ mostem w Warszawie. Nazwa krótka, łatwa do zapamiętania i niebudząca kontrowersji. Niestety w naszym mieście proste nazwy bez patriotycznego zadęcia są sukcesywnie eliminowane, vide rondo Babka (ob. Zgrupowania AK „Radosław”) czy lotnisko Okęcie (ob. im. Fryderyka Chopina). Patronem mostu początkowo miał być… Jan Paweł II (sic!), ale ostatecznie, z uwagi na Rok Marii Skłodowskiej-Curie, nowa przeprawa otrzymała imię odkrywczyni radu i polonu. Nie zamierzam w niczym umniejszać naszej Noblistce, ale moim zdaniem powinna patronować obiektom czy instytucjom pokrewnym jej dziedzinie – placówkom naukowym, medycznym itp. Mosty i ulice zaś lepiej nazywać krótkimi, chwytliwymi nazwami, jak właśnie „most Północny”, która i tak funkcjonuje w potocznym języku.

 

Wspomniany most ma pewną ciekawą właściwość, którą odkryłem zupełnie przypadkiem, podczas testów dozymetru scyntylacyjnego RadiaCode 101 [LINK]. Jest to świetny miniaturowy przyrząd o wysokiej czułości na promieniowanie gamma, ma też znacznie większą wydajność pomiaru tego promieniowania niż dozymetry z licznikiem G-M. Miernik ten współpracuje z aplikacją na smartfon, logując wyniki pomiaru i nanosząc je na mapy Google. Pojechałem więc rowerem w okolice dawnego składowiska popiołów z EC „Żerań”, omawianego w 2016 r. [LINK].  Trasa wiodła ul. Marymoncką, dalej mostem Skłodowskiej-Curie, a następnie, po zjechaniu z mostu, skręciłem w ul. Świderską, przejeżdżając pod wiaduktem al. gen. Kuklińskiego. 

Odczyt na chwilę wzrósł do 0,20 µSv/h po wjechaniu do tunelu i zaraz po wyjechaniu spod niego w kierunku Żerania. Zatrzymałem się na chwilę,  co zresztą widać na poniższej mapie. 

Byłem jednak zbyt zaabsorbowany nawigacją, gdyż teren budowy MPWiK zajął drogę dojazdową do trasy rowerowej biegnącej brzegiem Wisły przy składowisku i musiałem poszukać innego dojazdu. Ograniczał mnie też czas, pozostały do zmierzchu, zatem odłożyłem badania mostu na później.


***

Szczegółowe pomiary przeprowadziłem podczas dwóch osobnych wyjazdów, których wyniki, dla przejrzystości wykładu, zaprezentuję łącznie.


Najdokładniejsze pomiary przeprowadziłem radiometrem scyntylacyjnym SRP-68. Przyrząd ten, stosowany w prospekcji geologicznej (poszukiwaniu minerałów), wykorzystuje duży kryształ NaI(Tl) i ma jeszcze większą czułość niż RadiaCode 101. Zaletą SRP-68 jest też wskaźnik wychyłowy, mający znaczną przewagę nad wyświetlaczem LCD podczas poszukiwania źródeł – jego bezwładność jest mniejsza, szybciej reaguje zarówno na wzrost, jak i na spadek wskazań. Miałem również przy sobie włączony RadiaCode 101 z logowaniem pomiaru, aby móc porównać wskazania i mieć radiomapę terenu.

 

Pomiary rozpocząłem, idąc wzdłuż ścieżki rowerowej po południowej stronie al. gen. Marii Wittek. Tło wynosiło zaledwie 8 µR/h (~0,08 µSv/h). Z chwilą zbliżenia się do betonowego muru oporowego przed wiaduktem nad ul. Książąt Mazowieckich pomiar nieco wzrósł (0,15-0,17), ale zaraz potem opadł.


Boczna ściana wiaduktu ze schodkami prowadzącymi do przejścia awaryjnego w ekranach dźwiękochłonnych nie wykazywała podwyższonej aktywności, ale wystarczyło wejść pod wiadukt, aby uzyskane pomiary nie spadały poniżej 0,21 µSv/h. 


Najwyższe wyniki zmierzyłem w niszach podpór wiaduktu. Co ciekawe, w prawej niszy od strony zachodniej (na zdjęciu pośrodku) odczyt był wyraźnie wyższy niż w analogicznym miejscu po stronie wschodniej.


Przekroczył I zakres w SRP-68, po przełączeniu na drugi wynik ustabilizował się na 0,32 µSv/h. Po wyjściu spod wiaduktu na stronę ul. Zgrupowania AK "Kampinos" odczyty od razu spadły. 



Zacząłem więc nagrywać pomiar, idąc z powrotem w kierunku wiaduktu i dalej pod nim aż na drugą stronę. Na poniższym filmiku wyraźnie widać wzrost mocy dawki wraz ze zbliżaniem się do wiaduktu, stały pomiar powyżej 0,2 µSv/h i szybki spadek, gdy oddalam się od przeprawy po drugiej stronie (polecam włączyć napisy w filmie):


 


Szybkiego pomiaru dokonałem też przy wiadukcie na rogu ul. Pułkowej i ul. Zgrupowania AK „Kampinos”, gdzie logowania z RadiaCode 101 wskazały wzrost mocy dawki. 

Wynik "typowy"  - 0,25 µSv/h. 


Pojechałem następnie w stronę mostu, robiąc krótkie przystanki przy przejazdach pod ślimakami dojazdowymi do mostu, już bez wyciągania SRP-68. Ponieważ RadiaCode 101 reaguje z pewnym opóźnieniem, lepiej się zatrzymać na pół minuty i poobserwować wskazania, szczególnie gdy wzrost mocy dawki względem tła jest nieznaczny.

 Niebieskie punkty to moc dawki rzędu 0,15-0,16 µSv/h:


Na dłużej zatrzymałem się w tunelu, którym biegnie ul. Farysa i przejechałem nim na drugą stronę, obserwując na SRP-68 odczyty rzędu 0,20-0,23 µSv/h

 

Niestety jak zwykle w takich miejscach RadiaCode 101 czasami gubił lokalizację, stąd "odskoki" znaczników na bok od trasy:



Następnie przejechałem przez most, robiąc jeszcze krótką przerwę przy podjeździe od lewego brzegu Wisły, jednak beton nie wykazał wyraźnego wzrostu aktywności, a nawet spadek wraz ze zbliżaniem się do koryta Wisły.


Po przekroczeniu przeprawy zatrzymałem się tam, gdzie wszystko się zaczęło, czyli przy ul. Świderskiej. Pierwsze wskazania SRP-68 mogłem zaobserwować już z odległości ok. 2 m od ściany wiaduktu.



Przeszedłem następnie pod nim w obie strony, sprawdzając wszystkie nisze. Na mapie wygląda to następująco - wynik z etykietką 0,32 µSv/h "wyskoczył" z trasy na skutek chwilowej utraty łączności GPS w tunelu:


Rekordową wartość (0,4 µSv/h) zmierzyłem na schodach (pierwsze półpiętro), prowadzących do przystanku tramwajowego w al. gen. Kuklińskiego.

 


Kolejny dowód, że promieniowanie pochodzi z samego wnętrza wiaduktu i najlepiej je zmierzyć tam, gdzie warstwa betonu jest najcieńsza (nisze, klatki schodowe). 


RadiaCode 101 wykazał też podwyższony poziom tła pod wiaduktem nad ul. Myśliborską. Nie jechałem już na kolejne - nad ul. Życzliwą i przy zbiegu z ul. Modlińską.



Postanowiłem za to sprawdzić filary mostu, koło których prowadzi trasa rowerowa nad Wisłą z Jabłonny do Warszawy




Wyniki nie odbiegały od normy, zarówno na RadiaCode 101, jak i na SRP-68:




Na tym zakończyłem pomiary, wracając mierząc jeszcze w okolicy składowiska popiołów na Żeraniu. Ciężar SRP-68 dawał się już we znaki. Miernik ten, aczkolwiek bardzo czuły i dokładny, jest skrajnie niewygodny do przenoszenia, głównie z uwagi na brak fabrycznego futerału i półmetrową sondę, wrażliwą na uderzenia. Sonda ta nie mieści się w większości typowych plecaków, ostatecznie owinąłem ją ręcznikiem i spiąłem suwaki wokół niej za pomocą karabińczyka.


Na mniejsze odległości, gdy stan drogi na to pozwalał, przewoziłem SRP-68 na pasie zawieszonym na szyi, trzymając sondę w trzech palcach prawej dłoni, dwoma pozostałymi podpierając chwyt kierownicy.  Przewożenie miernika w koszyku roweru czy sakwie nie wchodziło w grę z uwagi na wstrząsy, mogące uszkodzić szklany fotopowielacz.

Powyższe pomiary skłaniają do następujących wniosków:

  • wiadukty mostu Skłodowskiej-Curie wykazują podniesiony poziom promieniowania, choć nadal mieszczący się w granicach tła naturalnego (0,1-0,4 µSv/h)
  • wolno stojące elementy tegoż mostu (filary) nie wykazują podwyższonej radioaktywności, zatem emisja pochodzi z podsypki pod betonem, a nie z samego betonu
  • detektory scyntylacyjne mają znaczną przewagę nad licznikami G-M przy pomiarach promieniowania gamma, szczególnie pochodzącego od dużych objętości niskoaktywnych źródeł
  • choć miniaturowy dozymetr RadiaCode 101 może w większości przypadków zastąpić „czołg” SRP-68, przewyższając go nawet w niektórych aspektach (logowanie pomiaru na mapie), starsza konstrukcja ma jednak inne wybitne zalety (czułość, czas reakcji, charakterystyka kierunkowa)
  • SRP-68 wymaga opracowania specjalnego futerału, umożliwiającego bezpieczne przenoszenie na duże odległości oraz szybkie przejście z pozycji marszowej do bojowej
  • RadiaCode 101 wymaga zatrzymania się na ok. pół minuty, aby zdążył zebrać dokładniejszy odczyt tła, pomiary w marszu, a tym bardziej podczas jazdy, będą zaniżone.

 

Niedługo postaram się wykonać analogiczne pomiary przy innych warszawskich mostach, szczególnie powstałych w XXI w. (Świętokrzyski, Siekierkowski i najnowszy – Południowy, tzn. Anny Jagiellonki). Pozostałe przeprawy (Śląsko-Dąbrowski, Poniatowskiego, Gdański i średnicowy) budowano na filarach przedwojennych mostów zniszczonych podczas II wojny światowej, wykorzystując również stare wiadukty. Nie stosowano przy tym popiołów węglowych, gdyż w chwili budowy tych mostów problem odpadów paleniskowych jeszcze wtedy nie istniał.

19 sierpnia, 2021

Promieniowanie podczas lotu na małej wysokości

O promieniowaniu podczas lotu samolotem pisałem w 2018 r. [LINK]. Skupiłem się wówczas na lotach samolotami rejsowymi, kursującymi na wysokości 10 tys. m. Na takim pułapie promieniowanie kosmiczne nie jest tak silnie osłabiane przez atmosferę, jak na poziomie morza. Podczas wznoszenia samolotu dozymetr wskazuje stopniowy wzrost mocy dawki od promieniowania kosmicznego, start trwa jednak na tyle krótko, że mierniki zwykle nie rejestrują pewnego spadku poziomu promieniowania po oderwaniu się od ziemi. Zjawisko to mogłem zaobserwować podczas półgodzinnego lotu widokowego nad Warszawą na wysokości 500 m. Lecieliśmy samolotem Aero AT-3, start odbył się z lotniska Warszawa-Babice, powszechnie znanego jako Bemowo.


Trasa wiodła na wschód, w kierunku Wisły, następnie w górę jej biegu aż do Konstancina i z powrotem.




Miałem ze sobą dozymetr RadiaCode 101 współpracujący z firmową aplikacją na smartfon. Miernik rejestrował moc dawki w odstępach kilkusekundowych i nanosił ją na wykres, a także na mapę Google. Rejestrację rozpocząłem jeszcze przed wyjściem z domu. Moc dawki nieco spadła podczas jazdy samochodem, na co wpływ miało zarówno osłabianie promieniowania przez karoserię, jak i ruch pojazdu względem ziemi.  Na lotnisku tło wróciło do normy. Widoczny w siedzibie Aeroklubu zegar ACzS-1 był w nowszej wersji, bez farby radowej, zatem nie spowodował skoku wskazań. Na moment przed startem odczyt w samolocie wynosił 0,08-0,09 µSv/h, zatem osłabianie przez kokpit można praktycznie pominąć. Następie po osiągnięciu wysokości przelotowej wynik ustabilizował się na się na poziomie 0,03-0,04 µSv/h. 

Lecieliśmy na wysokości 500 m (1700 ft) z prędkością ~120 km/h (70 kn). Wynik pomiaru dowodzi, że na tej wysokości znacznie zmalał wpływ Ziemi, natomiast nie zaczęło docierać jeszcze zwiększone promieniowanie kosmiczne. Dozymetr RadiaCode 101 wykorzystuje kryształ scyntylacyjny zamiast licznika G-M, zatem ma znacznie większą wydajność pomiaru promieniowania gamma, jak również rozdzielczość, co przekłada się na wykrywanie nawet niewielkich wahań tła naturalnego. 

Niestety w drodze powrotnej, w okolicach Cmentarza Północnego, aplikacja przestała nanosić pomiar na mapę, prawdopodobnie z powodu zakłóceń łączności GPS w telefonie. Takie zjawisko najczęściej występuje podczas przejeżdżani przez tunele lub wchodzenia do budynków - dozymetr nadal mierzy, ale nie synchronizuje wyników z pozycją ma mapie.


Na szczęście przed schodzeniem do lądowania znowu łączność zaczęła funkcjonować poprawnie i mogłem prześledzić wzrost mocy dawki w miarę zbliżania się do ziemi. 

Dozymetr RadaCode 101 pokazał tu swoje zalety, czyli dużą czułość i rozdzielczość pomiaru, bardzo małe wymiary i masę oraz możliwość rejestrowania wyniku zarówno we własnej pamięci, jak i na mapach Google. Podczas lotu byłem zajęty głównie fotografowaniem widoków oraz dopytywaniem o szczegóły techniczne maszyny, a dozymetr bezobsługowo prowadził wówczas pomiar. Użycie większych mierników, nawet rozmiarów Polarona, byłoby dość kłopotliwe w ciasnym kokpicie i niepotrzebnie zajmowałoby ręce.


RadiaCode 101 jest więc idealnym wyborem, gdy chcemy mieć dokumentację dozymetryczną z jakiegoś miejsca, a jednocześnie musimy zajmować się innymi zadaniami niż patrzenie na miernik.

***

Na koniec fotografia okolic Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej - znajdziecie CLOR?:


A także składowiska odpadów paleniskowych z EC Siekierki, omawianego kilka lat temu:


Zbliżenie na częściowo zrekultywowane tereny:


Jeżeli jesteście zainteresowani lotem widokowym, zarówno z pobudek fotograficznych, jak i dozymetrycznych, zapraszam na stronę Aeroklubu Warszawskiego [LINK].  Po wykupieniu lotu należy telefonicznie umówić termin, pamiętając o możliwości jego przesunięcia w przypadku niekorzystnej prognozy pogody. Loty odbywają się przez cały tydzień za wyjątkiem niedziel.


Jeśli już skorzystaliście z oferty Aeroklubu albo macie inne doświadczenia z pomiarami promieniowania na małych wysokościach, dajcie znać w komentarzach!

14 sierpnia, 2021

Porcelana elektrotechniczna z glazurą uranową

Glazura uranowa oprócz zastosowania dekoracyjnego miała również przeznaczenie stricte praktyczne. Używano jej do pokrywania porcelitowych izolatorów na gniazdkach, wtyczkach, oprawkach i izolatorach. Dodatek uranu obniżał temperaturę topnienia i zmniejszał napięcie powierzchniowe, zapewniał też lepsze przyleganie glazury do porcelitu.
Do tej pory omawiałem jedynie pokrętło włącznika światła [LINK] oraz kompletny włącznik [LINK], jednak pomimo usilnych poszukiwań na targu nie udawało mi się znaleźć podobnych przedmiotów.  Ostatnio jednak nastąpił swoisty wysyp i co najważniejsze, w przystępnych cenach. 

1. Wtyczka sieciowa wygrzebana z wiaderka z drobnymi detalami elektrotechnicznymi (5 zł):


  • ANRI Sosna - 17 µSv/h
  • EKO-C - 135 cps
  • Radex RD1008 - 970 rozp/min*cm2 
  • MKS-01SA1M - 4000 rozp/min*cm2


2. Gniazdko natynkowe. Obserwowałem je dłuższy czas, przy jednej próbie zakupu cena momentalnie skoczyła z 30 zł na 70 (!), gdy sprzedający zauważył, że gniazdko jest z porcelitu, a nie z tworzywa sztucznego. Po kilku miesiącach na szczęście kupiłem za 30 - jak widać, czasem warto poczekać.


W gniazdku znajdują się dwa bezpieczniki lamelkowe, z czego jeden zastąpiony grubym drutem.

Pomiary części górnej/bocznej:
  • ANRI Sosna - 20/11 µSv/h
  • EKO-C - 215/110 cps
  • Radex RD1008 - >999/740
  • MKS-01SA1M - 2500  rozp/min*cm2


3. Wisząca oprawka żarówki z wyłącznikiem obrotowym na stoisku z różnego rodzaju pamiątkami PRL-u (5 zł). Elementy wykonane z żelaza dość silnie skorodowane, mosiężne popękane, włącznik się nie obraca, ale porcelitowy izolator w dobrym stanie.

Pomiary z obu stron izolatora wykazują niewielkie, ale uchwytne różnice:
  • ANRI Sosna - 13,3/12,8
  • EKO-C - 115/125
  • Radex RD1008 - 850/890  rozp/min*cm2
  • MKS-01SA1M - 3170  rozp/min*cm2

4. Fragment klosza z izolatorem kupiony już siłą rozpędu, gdyż stosunek ceny do aktywności nie był tak korzystny jak przy w/w wyrobach (15 zł). Pierwotna cena była zresztą wyższa (!), ale uzyskałem rabat za wykład o promieniowaniu i zastosowaniu uranowej glazury. 


  • Polaron - 15,6 µSv/h
  • ANRI Sosna - 11,6 µSv/h
  • EKO-C - 85 cps
  • Radex RD1008 - 710  rozp/min*cm2
  • MKS-01SA1M - 3180 rozp/min*cm2

5. Rok późnej trafiło mi się jeszcze jedno gniazdko natynkowe, a ściślej, sam korpus, bez wewnętrznej wkładki ze stykami (10 zł).


  • Polaron - 44 µSv/h (góra), 26 µSv/h (jeden bok), 30 µSv/h (drugi bok)
  • ANRI Sosna - 40,8 µSv/h (góra), 13,3 µSv/h (jeden bok), 17,3 µSv/h (drugi bok)
  • EKO-C - 420 cps
  • Radex RD1008 - powyżej 2000  rozp/min*cm2 (pomiar z zamkniętą przesłoną pokazał +999, a przesłona osłabia ok. dwukrotnie)

6. W tym samym roku kupiłem również kompletną wtyczkę, sygnowaną znakiem jakości VDE (Verband Deutscher Elektrotechniker - Stowarzyszenie Niemieckich Elektryków) i DRGM (Deutsches Reich Gebrauchsmuster - wzór użytkowy Rzeszy Niemieckiej, czyli producent zapłacił za wykorzystanie patentu innej firmy, wyroby wyprodukowane przez właściciela patentu sygnowano DRP - Deutsches Reich Patent).

https://www.youtube.com/watch?v=KLPNeRc5yGU

  • ANRI Sosna 14 µSv/h (bok)
  • Polaron - 23 µSv/h (bok)
  • MKS-01SA1M - 3800 rozp/min/cm2 (bok)

7. Glazura uranowa na porcelanie elektrotechnicznej była również brązowa, o czym przekonałem się, mierząc włącznik do światła ze znanej przedwojennej wytwórni "Bracia Borkowscy", sygnującej swe wyroby znakiem "Brabork":


Jest to jak dotąd jedyny taki wyrób, do tej pory w elektrotechnice spotykałem się tylko z glazurą czarną.

8. Kolejny włącznik obrotowy, wypatrzony na stoisku z różnymi akcesoriami elektrycznymi (gniazdka, oprawki) i innymi drobiazgami (kałamarze, klamki), pochodzącymi z wykopków. Wnętrze niestety skorodowane, a obudowa pęknięta i z odpryskiem glazury:


Włącznik nosi znak jakości VDE, niestety inne sygnatury są nieczytelne. Pomiary:
  • ANRI Sosna - 28-29 µSv/h
  • MKS-01SA1M - 6700-7200 rozp/min*cm2
  • EKO-C - 240-250 cps
W ultrafiolecie włącznik wygląda tak - odprysk glazury i części ceramiki pozwala zobaczyć, jak głęboko przeniknęła glazura uranowa podczas procesu szkliwienia:



***

Jak widać, udało mi się skompletować najczęściej spotykane izolatory z glazurą uranową. Do pełnego kompletu brakuje jeszcze kostek przyłączeniowych, stosowanych m.in. w transformatorach dzwonkowych. Poniżej zdjęcie udostępnione przez Adama ze strony Była sobie elektronika [LINK].



Poszukiwanie takiej ceramiki wymaga sprawdzania każdego egzemplarza dozymetrem lub przesiewowego "skanowania" kartonów za pomocą "żelazka" o dużej powierzchni detektora. Większość wyrobów pokrytych czarnym szkliwem nie wykazuje aktywności, zatem zakup "na oko" jest bardzo ryzykowny. 
Innym źródłem takich artefaktów mogą być opuszczone budynki wybudowane przed II wojną światową. Stare instalacje najczęściej zachowały się na strychach, w piwnicach i innych pomocniczych pomieszczeniach. Warto je ratować, szczególnie że budynki, w których się znajdują, zwykle w końcu są rozbierane lub ulegają licznym pożarom.

Jeżeli chcecie się pochwalić podobnymi przedmiotami, dajcie znać w komentarzach!