21 września, 2020

Książka "Maria Skłodowska-Curie. Zakochana w nauce"

 "Zakochana w nauce" Tomasza Pospiesznego jest drugim wydaniem pozycji "Nieskalana sławą. Życie i dzieło Marii Skłodowskiej-Curie" z 2015 r., ale tak rozbudowanym, że można mówić o niezależnym dziele. Książka powstała przy współpracy "Piękniejszej strony nauki", projektu przywracającego pamięć o wkładzie kobiet w rozwój nauki.  Inna publikacja Autora traktuje o Lise Meitner, wybitnej naukowczyni, która nie miała tyle szczęścia co Maria i została pokonana przez seksistowskie uprzedzenia ("Zapomniany geniusz. Lise Meitner - pierwsza dama fizyki jądrowej", wyd. 2016). Osobne dzieło poświęcił też córce Marii, Irenie Joliot-Curie ("Radowa księżniczka. Historia Ireny Joliot-Curie", wyd. 2017).

 

Podejmując się recenzji tej pozycji pragnę zaznaczyć, że nie czytałem wcześniej żadnej osobnej biografii Marii (!), nie licząc artykułów w różnego rodzaju pracach zbiorowych. Dlaczego? Ponieważ  w życiorysie Uczonej najbardziej interesowały mnie zagadnienia odkrycia radu i polonu oraz pracy w polowej służbie rentgenologicznej na froncie I wojny światowej. Zgłębianie ich celem opisania na blogu zawsze odsuwało na dalszy plan pełny życiorys Marii, który i tak znałem, zsyntetyzowany z notek biograficznych. Ma to jednak o tyle zaletę, że pozwala ocenić publikację świeżym okiem, bez ciągłego porównywania z dziesiątkami tomów poświęconych Skłodowskiej. Można starać się zbudować Jej wizerunek na podstawie dzieła Tomasza Pośpiesznego. Zanim jednak przejdziemy do portretu Marii, zerknijmy na samo dzieło.  

 

Autor prowadzi nas przez życie Marii, zaczynając od wywodu jej najbliższych przodków, a kończąc aż na skrótowo ujętych losach jej potomków oraz przyjaciół i rywali. Szczególnie cenne jest przybliżenie postaci Piotra Curie, który choć był wybitnym i niezależnym naukowcem ze znacznym dorobkiem (prawo Curie, piezoelektryczność), to w Polsce funkcjonuje głównie jako mąż Marii. Swoisty chichot historii, skoro Marię szowinistyczne środowisko naukowe we Francji usiłowało uczynić jedynie "asystentką Piotra". W książce wyróżniają się też nieznane dotąd szczegóły nominacji do Nagrody Nobla i jej przyznania.

 Publikacja jest napisana przystępnie, bez przeładowania technicznymi szczegółami, a kwestie naukowe wyjaśniono zrozumiale i ściśle. Szczegółowe dopowiedzenia Czytelnik znajdzie w przypisach, choć bez rozszerzających lektur się nie obędzie. Laicy będą musieli przypomnieć sobie podstawy fizyki na poziomie szkoły średniej, pasjonaci zaś i tak sięgną do oryginalnych prac Uczonej.

Tekst zbudowany jest zgodnie z wymogami naukowymi  - do każdej informacji znajduje się stosowny przypis źródłowy, w którym oprócz samego źródła często możemy poznać dzieje danego dokumentu, jak np. Dziennika żałobnego Marii. Obecne w tekście liczne cytaty ze wspomnień Skłodowskiej, jej listów czy publikacji skracają dystans między Noblistką a czytelnikiem. Przytoczone zaś opinie rodziny i naukowców pozwalają spojrzeć na nią oczami współczesnych. Nie zawsze są to przychylne oceny, niektórzy uczeni szczerze jej nie lubili i poddawali niewybrednej krytyce. Jak na dłoni widać los pioniera, wyprzedającego epokę i ponoszącego za to wysoką cenę. Autor też konfrontuje Uczoną z nurtem feminizmu, którego ikoną mimowolnie została.

Postać Marii została przedstawiona w całej złożoności licznych ludzkich aspektów. Nie ma tu pomnikowości i brązownictwa. Noblistka ukazana jest jako człowiek z krwi i kości, który miewa chwile zwątpienia, bywa zagubiona, targają nią wątpliwości. Wcale jej to nie umniejsza, a wręcz przeciwnie, potęguje wielkość jej dzieła, dokonanego mimo licznych niesprzyjających okoliczności. Książka ma głębszy wymiar, nie tylko naukowy, ale i ogólnoludzki. Oprócz roli geniuszu, pasji i wytrwałości widzimy również, jak istotna jest przyjaźń i rodzina, ile może nam dać, ale też jak bardzo jest krucha. Najdobitniej widać to po załamaniach, które Maria przeżywała, tracąc kolejne bliskie osoby - rodzeństwo, rodziców, męża.... Wsparcie zaś ze strony przyjaciół i rodziny okazało się bezcenne podczas wściekłej nagonki medialnej, wywołanej romansem z Langevinem.  Szczególni zasłużyła się piątka ofiarnych ludzi: Jean i Henrietta Perrin, Emile i Marguerite Borel oraz Andre Debierne, a także jej siostra Bronisława Dłuska i wielu innych, dzięki którym Skłodowska wyszła z afery obronną ręką.

Kruchość ludzkiego szczęścia najdobitniej uwidacznia moment, kiedy Piotr, wychodząc z domu, pyta Marię, czy przyjdzie po południu do laboratorium. Uczona, zaaferowana w tej chwili domowymi sprawami, odpowiada "nie wiem, nie zawracaj mi teraz głowy". Nie wiedziała, że tak będą brzmieć ostatnie słowa, jakie mąż od niej usłyszy. Tego dnia Piotr zginął, potrącony przez wóz konny. Nawet u tak świetnie dobranego małżeństwa dwojga wybitnych naukowców codzienność na chwilę wzięła górę i niestety była to ostatnia chwila ich wspólnego życia.

Równie wzruszający, choć w innym aspekcie, jest fragment opisujący ostatnie chwile Skłodowskiej. Patrząc na łyżeczkę, którą usiłowała zamieszać herbatę, spytała "Czy to jest z radu, czy z mezotoru?". Były to jej przedostatnie słowa, szesnaście godzin później już nie żyła. Rad - dzieło jej życia - był obecny w jej myślach aż po kres.

Te dwa momenty najbardziej zapadły mi w pamięć i skłoniły do refleksji, pośród wielu innych, równie emocjonujących, których jednak nie zdradzę, by nie psuć przyjemności z lektury. 

W książce nie dopatrzyłem się merytorycznych nieścisłości, praca obejmuje najnowsze badania źródłowe, często też polemizuje z ustaleniami wcześniejszych badaczy, niejednokrotnie opartymi na zbyt wątłych przesłankach. Jeżeli chodzi o treść, zabrakło mi tylko ciekawego epizodu - targów nad ustaleniem wielkości jednostki "curie" w 1910 r. Maria nie chciała sygnować swym nazwiskiem jednostki zbyt małej, stąd przyjęto równowartość 1 grama radu zamiast bardziej praktycznych 10 nanogramów [LINK]. Warto byłoby o tym wspomnieć, choćby w przypisie, gdyż skutki tego sporu odczuwamy do dziś, w postaci pozaukładowej "dużej" jednostki curie [LINK].

W kwestii formy zaś zwróciłem uwagę na nieobecność kolorowego zdjęcia Marii, które było wspomniane w tekście. Kolorowa fotografia była wówczas rzadkością i warto byłoby wyjaśnić, dlaczego tak cenny materiał nie został opublikowany, szczególnie że informacje dotyczące innych źródeł - ich pochodzenia czy wiarygodności - są konsekwentnie podawane w przypisach. Ale to moje historyczno-edytorskie skrzywienie zawodowe, zaś samo zdjęcie można obejrzeć w wydanej w tym roku książce Ireny Joliot-Curie "Maria Curie, moja matka". W książce znajdziemy za to wiele innych bardzo cennych fotografii Marii i jej bliskich, co z pewnością zrównoważy wspomniany brak.


Opisanie wszystkich walorów publikacji oraz moich wrażeń z lektury niestety przekroczyłoby ramy dzisiejszego wpisy i byłoby też swoistym wyręczeniem Czytelnika w lekturze. Zatem podsumowując moją mini-recenzję mogę szczerze polecić "Zakochaną w nauce" każdemu, kto chce zgłębić żywot najbardziej wpływowej kobiety XX w.. Kobiety, która potrafiła być zwyczajna w swej niezwykłości i której wybitny talent nigdy nie przesłonił cech ludzkich. 

Za udostępnienie książki do recenzji chciałbym podziękować p. Ewelinie Wajs z "Piękniejszej strony nauki". Publikację można nabyć zarówno w wersji papierowej, jak i elektronicznej. Jeżeli czytaliście już "Zakochaną w nauce", podzielcie się opinią w komentarzach!

4 komentarze:

  1. Jednostka ilości radionuklidu równa 3,7x10^(10) rozpadów/sekundę czyli Ci jest nieoceniona w podawaniu skali zdarzeń awaryjnych, katastroficznych, a takze co poważniejszych źródel zamkniętych, kiedy wartości podawane w SI-jednostkach Bq osiągają astronomiczne wartości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! Zacytuję przykład z odnośnej notki: skażenie atmosfery po podziemnym teście Baneberry (1970) - 6,7 MCi (2,3*10^5 TBq).

      Swoją drogą brakuje jakiejś wartości pośredniej, bo mamy albo 1 jeden rozpad na sekundę (Bq) albo od razu 37 mld (Ci). Próbowano z "rutherfordem" (1 MBq), ale się nie przyjął.

      Usuń
  2. "Inna publikacja Autora traktuje o Lise Meitner, wybitnej naukowczyni, która nie miała tyle szczęścia co Maria i została pokonana przez seksistowskie uprzedzenia"

    Litości !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak rozumiem Meitner, która była współodkrywczynią rozszczepienia jądra atomowego, została pominięta ze względów merytorycznych, a nie dlatego, że była kobietą? Bezskutecznie nominowano ją do nagrody Nobla 48 razy, podczas gdy naukowcy-mężczyźni ze znacznie mniejszym dorobkiem dostawali od razu.

      Usuń

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora]