24 czerwca, 2020

Dozymetr Agfa Ray-o-mat

Firma Agfa Gevaert swą historię zaczyna w 1867 r., kiedy to powstała Spółka Akcyjna Produkcji Aniliny (Aktiengesellschaft für Anilinfabrikation, w skrócie Agfa), produkująca barwniki syntetyczne. Wkrótce asortyment uległ rozszerzeniu o materiały fotograficzne, w tym drugi w kolejności komercyjny system fotografii kolorowej, zwany Agfacolor. Firma produkowała też taśmy magnetofonowe oraz materiały dla radiologii i sprzęt do diagnostyki medycznej. Nie dziwi zatem, że w asortymencie obok fotograficznych światłomierzy znalazł się ten oto kieszonkowy dozymetr, nazwany "Ray-o-mat".


Przyrząd jest jednym z tych, o których trudno znaleźć bliższe informacje, jeśli się nie posiada katalogów firmowych Agfy. Na jednym radiotechnicznym forum znalazłem krótką dyskusję z 2006 r. [LINK], o mierniku wspomina też publikacja Manifesting medicine - bodies and machines [LINK], publikując nawet zdjęcie egzemplarza z 1959 r. ze zbiorów Deutsches Museum. Poza tym - cisza.



Ray-o-mat jest prostym radiometrem służącym do orientacyjnego pomiaru mocy dawki beta+gamma w zakresie od 0,1 do 50 mR/h (1 - 500 µSv/h), podzielonym na dwa podzakresy - 0,1-5 i 1-50 mR/h. Każdy podzakres ma osobną skalę ze zgrubną podziałką i przycisk chwilowy, którym uruchamiamy pomiar. Detektorem promieniowania jest okienkowy licznik G-M nieustalonego typu.



Mierzy on łączną moc dawki promieniowania beta i gamma, jednak po obróceniu o 180 stopni blaszki osłaniającej okienko pomiarowe możemy mierzyć samą emisję gamma.


W tym celu jednak musimy otworzyć obudowę, której połówki połączone są "na wcisk". Wtedy wysuwamy blaszkę do góry i wkładamy odwrotnie, by jej pełna część zakryła okienko licznika. Dosyć kłopotliwy sposób, większość tego typu mierników miały przesłonę włączaną przyciskiem (X-50, RK-60). Blaszka pełniąca funkcję filtra promieniowania beta wykonana jest z aluminium o grubości zaledwie 0,3 mm i silniejsza emisja pokona ją bez trudu, warto zatem pogrubić filtr folią ołowianą. Porównajmy zresztą z grubością w innych miernikach, zwykle jest to 1,5 mm stali i 0,5 mm ołowiu.

Dodatkowym indykatorem promieniowania jest trioda Valvo DM160, błyskająca zielonym światłem w rytm impulsów. Działa to na takiej zasadzie, że napięcie przyłożone do siatki blokuje strumień elektronów wysyłanych przez katodę w stronę anody pokrytej luminoforem dającym światło. W dawnych radioodbiornikach ten typ lampy, różnego kształtu i wielkości, pełnił funkcję wskaźnika dostrojenia, tzw. magicznego oka. Stosowano go również w magnetofonach jako wskaźnik poziomu sygnału przy nagrywaniu.


W dozymetrze istnieje też możliwość podpięcia słuchawki do gniazda na dolnej części obudowy. Wtyk przypomina nieco krajowy od DP-66/75 i RK-67, bolce są jednak cieńsze:



Zasilanie radiometru napięciem 3,6 V, pobór prądu ok. 20 mA, czyli dość sporo. Komora baterii ma średnicę 25 mm i głębokość 23 mm, zatem najprawdopodobniej przeznaczona była dla 3 niklowo-kadmowych akumulatorków guzikowych 1,2 V.


Na dolnej ściance obudowy znajdują się styki do podpięcia ładowarki, których można używać do zasilania dozymetru z zewnętrznego źródła. Testu napięcia zasilania dokonujemy największym, szarym przyciskiem - wskazówka powinna znaleźć się na szarym odcinku górnej skali. Początek tego odcinka to ok. 3,3-3,4 V.


Obudowa, jak wspomniałem, składa się z dwóch połówek złączonych zaczepami, niestety mój egzemplarz ma je wykruszone. Miernik jest lekki i ergonomiczny, wszystkie 3 przyciski bez problemu obsługujemy kciukiem prawej ręki. Gdy chwytamy dozymetr, kciuk od razu trafia na środkowy, nieco obniżony przycisk,  uruchamiający wyższy zakres. Zabezpiecza to przed rozpoczęciem pomiaru na niższym zakresie, co mogłoby uszkodzić miernik jeśli mierzona moc dawki znacznie przekraczałaby ten zakres.


Jeżeli chodzi o wartość użytkową, przyrząd przypomina nieco RK-60. Przede wszystkim wskazania zależą od położenia przyrządu, zatem trzeba trzymać go w pozycji idealnie horyzontalnej, a i tak nie zawsze wskazówka pokrywa się z zerem przy wyłączonym zasilaniu - zwykle wskazuje 0,5. Czas reakcji na promieniowanie jest dość szybki, a wahania wyniku niewielkie. Niestety słabsze źródła powodują jedynie oscylacje wskazówki w okolicach podziałki 0,5 µSv/h. Z kolei pomiar silniejszych jest mocno zawyżony, nawet jeśli blaszkę filtra ustawimy na pozycji "gamma". Podejrzewam, że zastosowany licznik G-M nie jest typu okienkowego, tylko ma normalną metalową ściankę, gdyż nawet ceramika uranowa, przy której Polaron mierzy 50 µSv/h łącznej emisji, tutaj wskazuje ledwie 5. Oznacza to, że licznik mierzy tylko promieniowanie gamma, nawet w pozycji "beta". Zachowanie Agfa Ray-o-mat z różnymi popularnymi źródłami można obejrzeć na filmie:


Miernik testowałem z zewnętrznym zasilaniem i podłączonym prowizorycznie piezoelektrycznym głośniczkiem, dlatego nie mogłem pokazać wahań wskazówki w zależności od położenia przyrządu. Tym niemniej, dozymetr warto trzymać jak najbardziej poziomo, by nie zawyżał wskazań.
***
Czas na podsumowanie. Dozymetr jest lekki i poręczny, lecz niestety nie zmierzy nam wszystkich źródeł. Poza jego zasięgiem będzie większość szkła i ceramiki uranowej, za to wykryje bardziej aktywne minerały i większość radowych farb świecących. np. w zegarach lotniczych. Dodatkowo jest ciekawą i rzadką konstrukcją, więc będzie ozdobą kolekcji sprzętu dozymetrycznego czy po prostu dawnej elektroniki. Jeśli jednak potrzebujemy miernika do poszukiwania szkła uranowego czy ceramiki, wybierzmy nowszą konstrukcję.

PS. Ostatnio na portalu aukcyjnym eBay znalazłem egzemplarz tego dozymetru, sygnowany jednak zupełnie inną firmą, a mianowicie H-Electronic. Jak widać, na okienku pomiarowym powinna być jeszcze dodatkowa zaślepka, przytrzymująca klapkę-filtr w otworze obudowy:

Źródło - LINK 
W komplecie jest futerał, słuchawka, a także ładowarka do akumulatorków, choć nie sądzę, by była przeznaczona konkretnie do tego dozymetru.

Źródło - LINK 

Źródło - LINK 

Źródło - LINK 

5 komentarzy:

  1. Bezwartościowy chłam - najniższy zakres od 1 mikroSv/h, czyli już w sytuacjach awaryjnych.
    Taką opinię potwierdza typ zastosowanej rurki G-M o mikroskopijnej objętosci, typowo przeznaczonej do dozymetrów "pola walki"
    proponuję umieścic na półce "Kurioza"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozpoczynanie zakresu od 0,1 mR/h czyli 1 µSv/h jest cechą wspólną większości radiometrów z tamtych lat i wynika z trudności precyzyjnej kalibracji w zakresie 0,1 - 1 µSv/h za pomocą wzorcowej komory jonizacyjnej. Tak samo zakres zaczyna się w RK-60, RK-63, RK-67, RK-21, francuskim Intertechnique DT-11 i wielu innych przyrządach.
      Co do licznika, przy mocach dawek mierzonych przez przyrząd, nie musi być ona tak duża, jak do pomiarów w okolicy tła naturalnego. Inną sprawą jest dokładność wskazań i kompensacja energetyczna tego przyrządu.

      Usuń
  2. Cyt:
    :Rozpoczynanie zakresu od 0,1 mR/h czyli 1 µSv/h jest cechą wspólną większości radiometrów z tamtych lat i wynika z trudności precyzyjnej kalibracji w zakresie 0,1 - 1 µSv/h za pomocą wzorcowej komory jonizacyjne"
    Cóż, w "tamtych latach" były to dozymetry pola walki majace wskazać oddziałowi bojowemu jako tako bezpieczne przejscie pomiedzy plamami po wybuchach taktycznej broni jadrowej(bo jak wybuchła strategiczna głowica termojadrowa, to nie było już nikogo do obsługi radiometru).
    Ja swoim własnoręcznie zbudowanym indykatorem (bo nie był kalibrowany) zaobserwowałem fiasko putinowskiego projektu Albatros - Buriewiestnik, wspomniany wyzej dozymetr uznał to za brzęknięcie muchy.
    Przy okazji, jeżeli detektor, tak jak rurka G-M, nie rozróżnia energii impulsu gamma, to skalowanie jest ważne tylko na konkretny izotop, np Co-60. Co nie wyklucza, że są indywidualne dozymetyry, o masie do 300 g, które są w stanie wyznaczyć widmo energetyczne gamma, zidentyfikować najpopularniejsze izotopy, a nawet odróżnić strumień neutronów od promieniowania gamma z błędem 10 do minus 4.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieprecyzyjnie się wyraziłem - zakres od 0,1 mR/h (1 µSv/h) przyjęto w radiometrach laboratoryjnych, jakimi były choćby przytaczane przeze mnie mierniki serii RK, z najliczniej produkowanym RK-67. Jeśli chodzi o radiometry pola walki, to były łącznie 3 grupy:
      * rentgenometry mierzące wysokie poziomy promieniowania, rzędu dziesiątek i setek rentgenów, zakres zaczynał się zwykle od 0,1 R/h (100 mR/h) - np. D-08, DP-3B, DP-63A, DP-1, DP-2
      * radiometry do pomiarów skażeń w warunkach normalnego tła promieniowania, czyli poza terenem ataku jądrowego - w Polsce to praktycznie tylko DP-11B, z radzieckich warto wymienić też DP-12
      * rentgenoradiometry łączące cechy obu w/w przyrządów - zakres zaczynał się od tła naturalnego a kończył na 200-500 R/h - seria DP-66, DP-75, radzieckie DP-5 (A,B,W,WB).

      Jak duży był wzrost i jak długo trwał? Jaki detektor zastosowano?

      Co do licznika GM, niektóre są skompensowane energetycznie, zwłaszcza chińskie szklane M4011

      Usuń
  3. Pozdrawiam
    Wzrost poziomu promieniowania gamma trwał ok. 2 dni i był symboliczny. Moje typowe odczyty to 0,080+/-0,010 mikroSv/h. Kiedy detektor wskazywał 0,110 mikroSv/h przez te parę dni, sprawdziłem jeszcze na stronie PAA. Też zaobserwowali podobny wzrost. A potem wszystko wyjaśnił komunikat agencji Taś-Taś. W końcu przy prędkości ponad 3 Mach rozsmarował się na poligonie działajacy reaktor z symbolicznymi osłonami.
    Rurki GM- 3 szt. "gołe" STS5.
    PS. Detektor "skalowałem" przez porównanie jego wskazań dla tła z komunikatami PAA. Przepraszam, jeśli to wyjaśnienie zjeży włosy każdego Dozymetrysty.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora]