14 maja, 2024

Wojenne losy radu

Odkrycie radu przez Marię Skłodowską-Curie i jej męża Piotra Curie (1898) zapoczątkowało nowy okres zarówno w fizyce i chemii, jak również w medycynie. Ponieważ małżonkowie Curie nie opatentowali technologii otrzymywania radu, chcąc by odkrycie służyło całej ludzkości, wkrótce patent zastrzegły korporacje zajmujące się wydobyciem i przetwarzaniem rudy uranowej. Doszło więc do paradoksalnej sytuacji, w której Skłodowska, chcąc podarować rad dla tworzonego w Warszawie Instytutu Radowego, musiała prowadzić zbiórkę wśród Polonii amerykańskiej i organizować odczyty w USA. Ostatecznie udało się zgromadzić niezbędne fundusze, a firma Union Miniere du Haut Katanga, wydobywająca rudę uranu w Kongu (wówczas kolonia Belgii) sprzedała 833,33 mg radu, dorzucając do tego 200 mg gratis z uwagi na wieloletnią współpracę. Ten rad - łącznie 1033 mg w 166 ładunkach - oznaczono RMS ("rad Marii Skłodowskiej"). Instytut otwarto w 1932 r., jeszcze za życia Skłodowskiej, jednak pełne uruchomienie i rozwinięcie działalności zajęło kilka następnych lat. Rozwój Instytutu sprawił, że w 1938 r. dokupiono 533 mg radu, który oznaczono MSC ("Maria Skłodowska-Curie"), łącznie posiadano więc 1566 mg. 

Kaseta na 50 igieł po 6,66 mg radu w Instytucie Radowym, 1936, zbiory NAC

Pewne ilości radu miały też inne szpitale (Łódź, Wilno, Cieszyn) i niektórzy lekarze prowadzący prywatną praktykę. Warto wspomnieć, że w roku otwarcia Instytutu (1932) w różnych rękach znajdowało się w kraju aż ok. 3000 mg radu, jednak nie zawsze był on umiejętnie stosowany, a uzyskane efekty niepewne i przypadkowe. Dopiero powstanie Instytutu Radowego, łączącego działalność medyczną z badaniami naukowymi spowodowało dynamiczny rozwój radioterapii i zagadnień pokrewnych. Krajowe zasoby radu stały się wkrótce przedmiotem śmiertelnej rywalizacji, w której po jednej stronie stali polscy uczeni, po drugiej niemieckie gestapo.

W drugiej połowie 1939 r. wybuch wojny był coraz bardziej prawdopodobny, zaś latem praktycznie pewny - nie pytano już, czy, tylko kiedy. W związku z zagrożeniem wojennym 25 sierpnia 1939 r. przywieziono do Warszawy rad z Cieszyna (320 mg). Łączna ilość tego pierwiastka w Instytucie wyniosła więc 1886 mg. 

Instytut Radowy przy ul. Wawelskiej w Warszawie, 1932, zbiory NAC

Na początku wojny, 5 września,  jeszcze przed rozpoczęciem oblężenia Warszawy, dyrektor Franciszek Łukaszczyk wywiózł cały rad do Józefowa i zakopał na działce konsultanta Instytutu, otolaryngologa Dionizego Zuberiera. Po kampanii wrześniowej Łukaszczyk wrócił do Warszawy i przywiózł część radu (320 mg z Cieszyna i 400 mg MSC) z zamiarem kontynuowania radioterapii w warunkach okupacji. Oprócz wspomnianych 1886 mg radu w Instytucie znajdował się jeszcze roztwór 100 mg bromku radu, używany do pozyskiwania radonu. Zaraz po wkroczeniu Niemców kierownik Pracowni Fizycznej Cezary Pawłowski odparował ten roztwór, a osad na trzech platynowych płytkach umieszczono w zalutowanej puszce, opieczętowano i zakopano [LINK]. Radem już interesowali się Niemcy. Dokonali rewizji w Instytucie, jednak przestraszyli się ostrzeżeń o ryzyku związanym z otwarciem sejfu (trezora) mieszczącego dawki radu. Udało się uzyskać chwilową zwłokę, jednak ostatecznie Niemcy zarekwirowali całe 720 mg radu znajdującego się w Instytucie (wg innych szacunków 853 mg, czyli cały MSC liczący 533 mg, plus 320 mg z Cieszyna - LINK). Podjęto też intensywne śledztwo mające ustalić, co stało się z resztą radu (1166 mg), w tym całym radem RMS (1033 mg) i resztą (133 mg) MSC. Finalnie po czterech miesiącach udało się przekonać Niemców (za pomocą sfałszowanej dokumentacji), że rad ten został ewakuowany do Francji wraz z innym wyposażeniem przez wojsko, w związku z czym w Instytucie nie ma już zupełnie radu. Jednocześnie uzyskano zgodę na kontynuowanie działalności Instytutu, który został przemianowany na Miejski Szpital Przeciwrakowy, z użyciem radu znajdującego się w rękach prywatnych. W rzeczywistości używano w nim dwóch "porcji" radu:

  • oficjalnej, tzw. prywatny rad, pozyskany od Polskiego Komitetu do Zwalczania Raka (100 mg) i kilku lekarzy (ok. 420 mg), na co posiadano zgodę Niemców
  • nielegalnej, stanowiącej 500 mg RMS z zasobów ukrytych przez Łukaszczyka na działce, a następnie przywiezionych do Instytutu i ukrytych w przewodach wentylacyjnych łazienki

Ta podwójna działalność wymagała fałszowania dokumentacji oraz ścisłej konspiracji. Dyrektor Łukaszczyk większość działań wykonywał osobiście, aby niepotrzebnie nie wtajemniczać współpracowników, a także nie narażać ich na promieniowanie. Radu używano tylko tam, gdzie był niezastąpiony (nowotwory macicy), w innych przypadkach stosując radioterapię rentgenowską lub leczenie chirurgiczne.

Pojemnik z radem, fot. M. Bil-Bilażewski, zbiory NAC

Spodziewano się, że nawet "legalny" rad może paść łupem Niemców, szczególnie wobec spodziewanej klęski Rzeszy. Wykonano więc kopie zasobników, które w rzeczywistości zawierały ołów i były specjalnie postarzone, by łudząco przypominały oryginały. Prawdziwy rad ukrywano zarówno we wspomnianym przewodzie wentylacyjnym, jak również w gabinecie dyrektora.

Dr Franciszek Łukaszczyk, dyrektor i naczelny lekarz Instytutu Radowego, w swoim gabinecie, 1936, zbiory NAC.


Podczas powstania warszawskiego Instytut Radowy został zdewastowany i obrabowany, personel i pacjenci wypędzeni, a chorzy niemogący się poruszać wymordowani przez niemieckie jednostki kolaboracyjne z brygady RONA. Zniszczono też aparaturę do otrzymywania radonu, powodując silne skażenia. 

Franciszek Łukaszczyk, który na początku powstania ewakuował się z Warszawy do Reguł, postanowił wraz z żoną wrócić po rad ukryty w Instytucie. Przekupując Niemców 20 sierpnia pojechał transporterem opancerzonym (!) do spalonego gmachu i uratował ok. 1000 mg radu. Cytuję oryginalne wspomnienia:

„W czasie powstania opuściłem Instytut w dość dramatycznych okolicznościach: nie było wówczas żadnej możliwości zabrania radu, który był częściowo schowany, a częściowo w kasie radowej. Z częścią personelu udało mi się uwolnić z rąk niemieckich. Zatrzymałem się pod Warszawą [w Regułach, gdzie w domu przyjaciół przebywała żona wraz z synami] czekając na możliwość dostania się do Instytutu celem zabrania radu. Wkrótce, bo około 2-go sierpnia 1944 r. [być może jest omyłka w maszynopisie, dotycząca daty] udało mi się pojechać do broniącej się i płonącej wówczas Warszawy w niemieckim tanku z 4-ma żołnierzami. Wyjąłem rad ze schowka i z kasy radowej, pozostawiając w kasie – przygotowane już kilka miesięcy przed tym [w porozumieniu z AK] na wypadek ewakuacji Niemców – fałszywe duplikaty, gdyż liczyłem się, że wiadomość o leczeniu radem mogła dojść do niektórych Niemców. Rad ten udało mi się szczęśliwie wywieźć. Według wiadomości osób z pośród personelu Instytutu, które ukrywały się w tym czasie w Instytucie, na 2-gi dzień po tym zaczął się zorganizowany rabunek Instytutu, wywożenie aparatów Roentgena itp. Rozpruto też wówczas kasę radową i zabrano falsyfikaty radu” [https://intapi.sciendo.com/pdf/10.2478/v10013-007-0017-2]


Wydobył wówczas rad ukryty na działce i mając łącznie 1686 mg tego pierwiastka (w tym cały RMS), wywiózł go w plecaku (!) do Poronina. Znając aktywność właściwą radu (~1 Ci/g) można obliczyć moc dawki, na jaką narażony był Łukaszczyk podczas tej podróży - przyjmując, że 1,686 mg radu to 1,686 Ci, w zależności od odległości mamy:
  • 5 cm - 4,35 Sv/h
  • 10 cm - 1,088 Sv/h
  • 20 cm - 0,272 Sv/h
  • 30 cm - 0,120 Sv/h [KALKULATOR]

Obliczenia mają charakter przybliżony, ponieważ dotyczą pojedynczego źródła o aktywności 1,686 Ci i bez żadnej osłony, a nie tej samej aktywności rozłożonej na kilkadziesiąt źródeł w cienkich metalowych osłonach (tubki, igły). Ma to jednak niewielki wpływ na sumaryczną moc dawki, szczególnie że nie zastosowano dodatkowych osłon lub były one niewystarczające. Możemy jedynie spekulować, czy plecak Łukaszczyka był wypełniony innymi rzeczami, co mogło zwiększyć dystans od źródła i zgodnie z zasadą odwrotnych kwadratów obniżyć moc dawki. Tym niemniej, nawet jeśli przyjmiemy wypchany plecak, który odsunął źródło na 30 cm, to mamy narażenie na 120 mSv/h przez wiele godzin podróży z Warszawy do Poronina. Przyjmijmy że pokonanie ok. 400 km dzielących te miejscowości zajęło 10 godzin, Łukaszczyk otrzymał więc 1,2 Sv. Jest to dawka wystarczająca do wywołania choroby popromiennej, a nawet śmierci 10-25% napromieniowanych w ciągu miesiąca, jeśli nie udzielono pomocy medycznej [LINK]. Pamiętajmy też, że była to trzecia podróż Łukaszczyka z radem w plecaku, a skutki kolejnych napromieniowań kumulują się i mogą dawać efekty oddalone w czasie.

W Poroninie Łukaszczyk miał przy ul. Tatrzańskiej (na wysokości cmentarza) działkę z domem i szopą, w której ukrył rad. Następnie w 1945 r. przewiózł 1000 mg radu do Krakowa, gdzie był używany w szpitalu im. Narutowicza. W listopadzie 1945 r. rad ten trafił do Warszawy, gdzie zaplanowano odbudowę Instytutu. Odkopano wówczas komisyjnie depozyt Cezarego Pawłowskiego, zawierający 100 mg bromku radu odparowanego z roztworów. Nie był to koniec znalezisk: Podczas prac budowlanych na terenie Instytutu znaleziono 4 preparaty radu RMS (2 szt. po 3,33 mg i 2 szt. po 13,33 mg), które być może zostały zagubione przez  Łukaszczyka, lub przez chore [LINK]. W Poroninie nadal jednak znajdowało się 686 mg radu (133 mg MSC, 100 mg PKdZR i 420 mg prywatnego od lekarzy). Zaginiony rad z pewnością interesował władze i milicja prowadziła tam jedne poszukiwania w 1955 r., jednak bezskutecznie (albo przynajmniej nie zachowały się żadne źródła). 

Franciszek Łukaszczyk na skutek wielokrotnego napromieniowania podczas przenoszenia radu i pracy z nim zachorował na białaczkę. Choroba była zaawansowana, gdy we wrześniu 1953 r. został profesorem nadzwyczajnym. Uczony zmarł 19 maja 1956 r., pochowany został na cmentarzu parafialnym w Poroninie i wydawać by się mogło, że nikt nie odnajdzie pozostałego radu. Tutaj  pojawia się Amelia Kostkowska (ur. 1927), asystentka Łukaszczyka, która dzięki niemu zrobiła szybką karierę. Cytuję artykuł Andrzeja Fedorowicza "Co się stało z radem ofiarowanym Polsce przez Marię Skłodowską-Curie":

[Amelia Kostkowska] w 1949 r., nie mając jeszcze skończonych studiów medycznych, została asystentką dyr. Łukaszczyka. Dyplom zrobiła w 1952 r. i wtedy zaczęła się jej zawrotna kariera. 25-latka objęła stanowiska sekretarzy: Polskiego Towarzystwa Onkologicznego, posiedzeń naukowych w instytucie, wydawnictwa Nowotwory i Problemowej Rady Naukowej Ministerstwa Zdrowia ds. wczesnego rozpoznawania raka. Napisała też pod kierunkiem Franciszka Łukaszczyka sześć prac naukowych, a dwa lata po dyplomie miała już II stopień specjalizacji. Kostkowska była w instytucie prawą ręką dyrektora. Mówiono o niej szefowa i powszechnie narzekano na jej apodyktyczny charakter. Tajemnicą poliszynela było uczucie, które od początku znajomości łączyło prof. Łukaszczyka z asystentką. Dopóki kierował instytutem, jej pozycja była niezagrożona. Zmieniło się to, gdy choroba popromienna uniemożliwiła mu wykonywanie obowiązków. W lutym 1953 r. Amelia Kostkowska została przeniesiona z Warszawy do Krakowa, a pół roku później do Białegostoku. Zanim jednak wyjechała, dyrektor zdradził jej tajemnicę

Amelia wykonywała w ramach prywatnej praktyki zabiegi naświetlania radem bez wskazań medycznych lub po pobieżnych badaniach i arbitralnej diagnozie, narażając pacjentki na bezpłodność. Skargi pacjentów i ich rodzin doprowadziły do procesu przed Sądem Wojewódzkim w Białymstoku:
 
Lekarkę oskarżono, że „pracując w Poradni Onkologicznej i przeprowadzając leczenie raka skóry, żądała od swoich pacjentów honorariów”. Zeznawało 27 świadków. Jedna z kobiet opowiadała, że „za pierwszą kurację radową przeprowadzoną w Poradni Onkologicznej, zapłaciła lekarce 400 zł. Ponieważ podczas pierwszej rozmowy z Kostkowską nie miała takiej sumy, oskarżona powiedziała jej, że jak nie ma pieniędzy, to nie będzie leczenia”. Publiczność wysłuchała też wstrząsającej historii męża pacjentki, który aby sprostać wymaganiom finansowym lekarki sprzedał cały i tak niewielki dobytek, żeby ratować żonę, której stan w chwili rozpoczęcia leczenia i tak był beznadziejny [LINK


https://pbc.biaman.pl/Content/24668/PDF/1959.04.17%20nr%2091.pdf

Inne artykuły o jej procesie na łamach "Gazety Białostockiej":

Podczas procesu oskarżona wyjawiła prawdę o ukrytym radzie, być może licząc na łagodniejszy wyrok. W 1959 r. milicja odkryła w szopie Łukaszczyka łącznie 254,59 mg radu (7 osłon złotych, 34 tubki z platyny) pochodzącego z różnych źródeł:
  • 14 tubek RMS 
  • 8 tubek Polski Komitet Przeciwrakowy
  • 12 od lekarzy (Emil Meisels, Wiktor Chajes, Zbigniew Rybkowski, dr Folkszturm)
Nadal nie był to cały rad - jeśli Łukaszczyk przywiózł do Poronina 1686 mg radu, a następnie do Krakowa wywiózł ok. 1000 mg, w Poroninie zostało 686 mg, z których milicja odnalazła 254,59 mg. Co zatem stało się z pozostałymi 432 mg? Przytaczany już wcześniej artykuł wspomina o rewindykacji pewnej ilości radu po wojnie, jednak nie był to rad z warszawskiego Instytutu, ani ze szpitala w Cieszynie:

Odnaleziono i rewindykowano z Kilonii rad w ilości 323,28 mg oraz z Wiednia rad w ilości 65,00 mg. Na podstawie odtworzonej dokumentacji można przyjąć, że z Kilonii wrócił cały rad Łódzkiego Chrześcijańskiego Towarzystwa Dobroczynności, Łódzkiego Towarzystwa Zwalczania Raka oraz zaledwie 4 mg ze 145 mg radu Kliniki Chirurgicznej Uniwersytetu Poznańskiego. Rad rewindykowany z Wiednia odpowiadał ilościowo i jakościowo radowi wywiezionemu z Państwowego Szpitala Powszechnego we Lwowie. Rad złożono w Instytucie Radowym. Jednakże ten odnaleziony rad nie miał takiego znaczenia klinicznego (ze względu na rodzaj preparatów), jak zrabowany i nigdy nie odnaleziony rad Instytutu (MSC) i rad Szpitala Cieszyńskiego.

Protokół przekazania 67 preparatów zawierających łącznie 303,8 mg radu, cyt. za Barbara Gwiazdowska, Jerzy Tołwiński, Wojciech Bulski - Kamieniem węgielnym był rad, NOWOTWORY 2000/ tom 50 Zeszyt 4 / 410–416 (w tekście artykułu błędna wartość 3423,28 mg) 


W 1998 r. w Instytucie zauważono, że błony dozymetryczne przypięte do fartuchów ciemnieją po przechowywaniu w nowo utworzonej małej szatni. Odkryto wówczas pośród gruzu w przewodzie wentylacyjnym jeden zapomniany ładunek RMS (6,66 mg). 

Świadectwo odnalezionego radu RMS, cyt. za Barbara Gwiazdowska, Jerzy Tołwiński, Wojciech Bulski - Kamieniem węgielnym był rad, NOWOTWORY 2000/ tom 50 Zeszyt 4 / 410–416 


Można się więc spodziewać, że część radu nadal leży w zapomnianych skrytkach Instytutu lub innych placówek, bądź też w mieszkaniach niczego nieświadomych osób. W zbiorach NAC znajduje się fotoreportaż CAF dotyczący poszukiwań radu 31 maja 1961 r. na posesji przy ul. Ulanowskiej we Wrocławiu (sygn. 3/4/0/-/108299), niestety z uwagi na autorskie prawa majątkowe materiał nie jest udostępniany online
 - https://www.szukajwarchiwach.gov.pl/jednostka/-/jednostka/34339472

Gdyby ktoś dysponował bliższym informacjami, np. artykułem, w którym opublikowano te zdjęcia, proszę o informację przez formularz bloga. Ze swojej strony dodam, że zaginiony rad może być dosłownie wszędzie:
  • nadal na terenie dawnego Instytutu Radowego przy ul. Wawelskiej
  • w zwłokach pacjentów zamordowanych przez RONA na terenie Instytutu
  • w nieodkrytym depozycie w prywatnym domu w Polsce, Niemczech lub byłym ZSRR
  • jako niezidentyfikowany "dynks" w skrzynce z narzędziami czy szufladzie z "przydasiami"
  • w prywatnej kolekcji (rozpoznany lub nie)
Ponieważ posiadanie dozymetru nadal nie jest powszechne, taka igła radowa może pozostać niezidentyfikowana, emitując promieniowanie, a w przypadku rozszczelnienia grozić skażeniem oraz emisją radonu. Zatem warto ze sobą nosić miniaturowy dozymetr, najlepiej scyntylacyjny, zwłaszcza jak często odwiedzamy targi i giełdy staroci. Może to akurat my odnajdziemy zaginiony MSC lub rad z Cieszyna? 

Na zakończenie warto wspomnieć, że w 1947 r. Polska w ramach pomocy UNRRA otrzymała aż 15 gramów radu, przesłanych do kraju w trzech turach - najpierw 3 gramy w czerwcu, pod koniec lipca 5 gramy i pod koniec sierpnia 7 gramów: 

"Życie Warszawy" nr 164(950) z 17.06.1947 r., 
https://mbc.cyfrowemazowsze.pl/dlibra/publication/65989/edition/60900/content

Według innego źródła (B. Gwiazdowska et al, Kamieniem węgielnym był rad) Polska otrzymała łącznie 17 gramów radu, dostarczonego w trzech turach w latach 1947-1948 r. Taka ilość umożliwiła prowadzenie leczenia na masową skalę. Jest w tym pewien chichot historii, że dyrektor Łukaszczyk poświęcił zdrowie i życie, by uratować 1 gram radu, żyjąc 4 lata w śmiertelnym zagrożeniu od promieniowania i Niemców, podczas gdy wkrótce po wojnie Instytut otrzymał ogromną ilość tego pierwiastka. Jednak ofiara Łukaszczyka nie była daremna, szczególnie że nie cały rad z UNRRA nadawał się do stosowania w brachyterapii (radioterapii kontaktowej) i nadal stosowano rad Skłodowskiej. Część nieprzydatnego terapeutycznie radu z UNRRA (łącznie 3605 mg w różnych źródłach) posłużyła do budowy eksperymentalnej "bomby radowej", poprzedniczki bomby kobaltowej, stosowanej w teleterapii (naświetlaniu z zewnątrz). 


***


Opracowując powyższy tekst korzystałem z informacji zawartych w artykule Andrzeja Fedorowicza "Co się stało z radem ofiarowanym Polsce przez Marię Skłodowską-Curie" (Polityka 29.2017 (3119) z dnia 18.07.2017; Historia; s. 58 Oryginalny tytuł tekstu: "Radioaktywny skarb w góralskiej szopie") https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/1712444,1,co-sie-stalo-z-radem-ofiarowanym-polsce-przez-marie-sklodowska-curie.read

Drugim źródłem była praca zbiorowa: Barbara Gwiazdowska, Wojciech Bulski, Andrzej Pruszyński, Jerzy Tołwiński, Historia Zakładu Fizyki Instytutu Onkologii w Warszawie w okresie kierownictwa prof. Cezarego Pawłowskiego (Polish Journal of Medical Physics and Engineering 2007;13(4):183-238.) - https://intapi.sciendo.com/pdf/10.2478/v10013-007-0017-2

Trzecim praca zbiorowa: Barbara Gwiazdowska, Jerzy Tołwiński, Wojciech Bulski - Kamieniem węgielnym był rad (NOWOTWORY Journal of Oncology • 2005 • volume 55 Number 1 • 86–91) https://journals.viamedica.pl/nowotwory_journal_of_oncology/article/download/53826/40464

Jeżeli macie uwagi co do powyższego tekstu lub dysponujecie dodatkowymi źródłami, dajcie znać w komentarzach! 

***

Zachęcam też do wspierania bloga, zarówno pośrednio, poprzez zakup dozymetrów [LINK], jak i bezpośrednio, przez Patronite lub BuyCoffeeTo 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora - treści reklamowe i SPAM nie będą publikowane!]