Pomiar emisji alfa wymaga tuby
G-M z okienkiem mikowym, przepuszczającym cząstki alfa, które zatrzymać może
kartka papieru lub kilka cm powietrza. Większość kieszonkowych radiometrów na
rynku mierzy tyko emisję gamma i beta (Polaron Pripyat, ANRI Sosna), tańsze
tylko gammę (Biełła, Master-1). W przyrządach popularnych pomiar alfa pojawia
się rzadko - radziecki kieszonkowy Expert jest wyjątkiem, słyszałem też o
jakichś sondach zewnętrznych do Sosny i RKSB-104 (z tubą SBT-11 lub okrągłą SBT-13).
Trzeba zatem sięgnąć do sprzętu z wyższej póki, ale niestety krajowy rynek jest
dość ubogi. Interesujące są praktycznie dwie pozycje - w szranki stanął Gamma
Scout oraz nasze krajowe „żelazko” Polon EKO-C. Opierając się na opiniach
praktyków postaram się przybliżyć wady i zalety obu mierników. Oczywiście,
pojedynek nie będzie wyrównany, gdyż po jednej stronie stanie przyrząd dość
skomplikowany, ale nadal klasy popularnej, po drugiej - prosty, ale jednak
laboratoryjny.
Gamma Scout ma wiele różnych funkcji, jedne są przydatne,
inne tylko zaś to bajery. Występuje w kilku wersjach - Standard, Alert,
Rechargeable i Online - z zewnątrz różniących się tylko etykietą - fotografie różnych wersji. Wersja postawowa
kosztuje ok. 1400 zł, kolejne są droższe o 100-200 zł, ceny kończą się na 2000
zł. Każdy skok ceny oznacza dodatkową funkcję - pikanie i alarm w wersji Alert, ładowalne
akumulatorki w Rechargeable oraz opcję monitora promieniowania współpracującego
z komputerem (Online). Trochę jak w tanich liniach lotniczych, gdzie trzeba
płacić za każdą dodatkową pierdołę. W dodatku „zbyt częste” włączanie dźwięku (w
wersji bez akumulatorków) jest rejestrowane przez przyrząd i skutkuje odpłatną
wymianą baterii, nawet w okresie gwarancyjnym (!).
Miernik mierzy emisję alfa, beta i gamma, w tym celu posiada
przesłonę, odcinającą pozostałe rodzaje promieniowania, co jest dużym plusem.
Przy pomiarze alfa - gołe okienko sondy, przy becie - przykryte cienką folią
aluminiową, by alfę odciąć, przy gammie - grubszy metal. Patent dobry, ale
nienajlepsze ekranowanie sondy powoduje, że miernik łapie
promieniowanie „bokami”. co fałszuje pomiar, zwłaszcza w rejonach o
podwyższonym promieniowaniu. Rozrzut wyników pomiaru jest również dość spory.
Co więcej, przy wyższych dawkach miernik nagle zaczyna
zaniżać pomiar, co stwierdził jeden z Kolegów podczas wyprawy do Strefy. Dodatkowo
serwis naciągnął go na 59 euro z racji „niewykrycia uszkodzenia” i
przeprowadzenia dodatkowej kalibracji (bez jednoczesnego sprawdzenia tuby!).
Powierzchnia okienka sondy jest dość mała i z tego co wiem,
nadaje się bardziej do poszukiwania silnie aktywnych materiałów w rejonie o
podwyższonym tle (Strefa, kopalnie), natomiast w normalnych warunkach łatwo
przeoczyć „świecący” przedmiot. Trzeba przykładać miernik pod różnymi kątami, a
pomiar skażeń powierzchni może zająć lata. Okienko jest z przodu obudowy, a nie na spodzie, zatem pomiar niektórych źródeł powierzchniowych, a także poszukiwania np. na ziemi - są mocno utrudnione.
Obudowa wykonana z wściekle żółtego plastiku wygląda na dość
tandetną, trzeszczy w ręce i nie sprawia wrażenia szczelnej. To samo tyczy się klawiatury, która w dodatku nie ma blokady, chroniącej przed przypadkowym włączeniem.
Baterie są wlutowane na stałe (!) i powinny starczyć na 10
lat, ale pod warunkiem nienadużywania alarmu i głośniczka. W droższych wersjach
są to akumulatorki, które można ładować, również przez USB. Nie
lubię stałych źródeł zasilania, nie można było tego zasilać z baterii 9V,
łatwej do nabycia i wymiany? Zwłaszcza przy tak niskim poborze prądu? Producent
pisze o konieczności podtrzymania zasilania celem uniknięcia utraty danych
(miernik zapisuje pomiary), ale można było to rozwiązać tak jak baterie od
BIOS-u w komputerach.
Miernik może zapisywać wynik pomiaru w regulowanych
odstępach czasu, nawet i przez kilka dni, tygodni czy miesięcy. Do tego liczne
funkcje statystyczne, jak średnia czy pomiar skumulowany, przydatne przy
dłuższych wędrówkach - por. tu Sprawozdanie z pomiarów i ulepszenia miernika (ENG)
Na deser zostaje instrukcja Gamma Scouta, która w wersji
polskiej ma dość kaleczone tłumaczenie i zawiera dziwne określenia niestosowane
w polskiej dozymetrii. Licznik "okienny" to najłagodniejsze z nich...
Podsumowując, miernik jest bardzo rozbudowany, ale mocno
niedopracowany, niestarannie wykonany, a obsługa gwarancyjna pozostawia wiele
do życzenia. I to wszystko za prawie 2
tysiące... W sumie tandetne wykonanie i inne niedostatki byłbym gotów
wybaczyć, ale za... 500 zł. Sprzęt ma duży potencjał, ale wymienione braki przy
wysokiej cenie czynią zakup bardzo ryzykownym. W dodatku ewentualna odsprzedaż
używanego nie będzie łatwa, póki co nie widziałem na Allegro używanych, zaś
nowe nie schodzą „jak świeże bułeczki”. Na chwilę obecną - 3 sierpnia 2014 - na
Allegro jest 59 egzemplarzy u różnych sprzedawców, nabyty został... 1, w
najtańszej wersji. W ciągu ostatnich 3 miesięcy (później aukcje są
archiwizowano), nabyto jeszcze 2 sztuki, przy podobnej podaży na rynku.
***
Spojrzyjmy na konkurenta.
EKO-C to typowe „źelazko” służące do wykrywania skażeń
powierzchni emiterami alfa i beta oraz do poszukiwania materiałów radioaktywnych.
Generalnie urządzenie jest proste, ma raptem kilka przycisków, nie odróżnia
emisji beta od alfa jak Scout, nie ma opcji rejestrowania ani innych bardziej
zaawansowanych bajerów. Tuba jest duża, możemy więc szybko sprawdzić, czy nie
skontaminowaliśmy biurka albo poszukiwać różnych obiektów. Ochronna kratka o
oczkach 8x8 mm choć częściowo osłania mikowe okienko przed uszkodzeniami. Okienko
w Gamma Scout nie ma żadnej osłony i nawet instrukcja ostrzega przed
uszkodzeniem go np. długopisem (!).
Sprzęt bajerów za wielu nie ma oprócz precyzera
uśredniającego pomiar oraz odejmowania wartości tła od pomiaru, co jest bardzo
przydatne. Najpierw włączamy miernik w miejscu o niskim tle, uruchamiamy
odpowiednią funkcję, a następnie przyrząd sam odejmuje wartość tła od łacznej
wartości pomiaru. Precyzer zabezpiecza przed nadmiernym „skakaniem” wyniku.
Tuba ma podobne osiągi do tej z Gamma Scouta, aczkolwiek emisję beta mierzy od 100 keV zamiast 200. Większa tuba ułatwia poszukiwania świecących przedmiotów, nie trzeba jakoś szczególnie "celować" tak jak malutkim okienkiem Scouta. Oczywiście, ma to swoje wady, gdy chcemy przyłożyć miernik do jakiejś małej i trudno dostępnej powierzchni. Wizualnie EKO-C też sprawia lekko tandetne wrażenie - wściekłe kolory, gruba rączka i odklejająca się membranowa klawiatura - ale rekompensuje to własnościami użytkowymi, prostotą i dokładnością.
W przeciwieństwie do oponenta, podaż na rynku jest
niewielka, jeśli nie zerowa. Nowe kosztują 3-4 tys., używane pojawiają się od
wielkiego dzwonu, ew. trzeba „kombinować” po znajomości. Nie jest to „zabawka”,
tylko przyrząd dla fachowców, choć dobrze obeznany amator też zrobi z niego
właściwy użytek.
Podsumowując - wybrałem EKO-C, choć Scout kusił fajerwerkami, ale
laboratoryjna dokładność i niższa cena ostatecznie przeważyły.Nie sądzę też, abym w dającej się przewidzieć przyszłości połakomił się na Gamma Scouta :)
Nie mam własnych zdjęć, więc zamieszczam linki:
opis po niemiecku
zdjęcie RTG wnętrza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!
[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora - treści reklamowe i SPAM nie będą publikowane!]