22 lipca, 2020

Indykator promieniowania IRG-01A

Przyrząd ten jest jednym z wielu prostych indykatorów promieniowania gamma, produkowanych w ZSRR na potrzeby ludności po awarii w Czarnobylu. Były to przyrządy podające orientacyjny poziom promieniowania, często za pomocą trójstopniowej sygnalizacji: bezpiecznie, uwaga, zagrożenie.  Niektóre były bardziej zaawansowane, jak przedstawiony tutaj IRG-01A.

Indykator ten pozwala ustalić moc dawki promieniowania gamma na podstawie liczby sygnałów dźwiękowych i świetlnych, zliczanych w określonym czasie, jak również sygnalizować przekroczenie jednego z 3 poziomów mocy dawki (0,6 - 1,2 - 2,4 µSv/h). Tryb pracy zmieniamy pokrętłem, które jest jednocześnie włącznikiem. O bieżącym trybie pracy indykatora informuje nas wskazówka, sprzężona z pokrętłem, niestety nie jest ona zbyt dokładnie zgrana z pozycjami na skali.


Pomiaru możemy dokonywać w dwóch trybach - szybszym "poisk" (poszukiwanie) i wolniejszym "izmier" (pomiar). Liczbę impulsów zliczonych przez 40 sekund należy następnie porównać z tabelą na przednim panelu indykatora, na którym podane są wartości zarówno w mikrorentgenach na godzinę, jak i w mikrosiwertach na godzinę. Czas liczenia impulsów wynika ze specyfikacji licznika typu SBM-20, w którym liczba impulsów zliczonych przez 40 s odpowiada mocy dawki w µR/h. Przeliczenie na mikrosiwerty wymaga (w uproszczeniu) przemnożenia przez 100, a na milirentgeny - przez 1000. 

Drugim trybem pracy jest dozymetr progowy. Do wyboru mamy 3 wartości progu sygnalizacji: 0,6 - 1,2 - 2,4  µSv/h, które nastawiamy, przestawiając pokrętło na kolejne pozycje po "poisk" i "izmier". Po przekroczeniu ustawionego progu indykator zacznie wydawać długie sygnały dźwiękowe.
Najwyższy próg może wydawać się niski i łatwy do przekroczenia np. kompasem Adrianowa z farbą radową, ale pamiętajmy, że przyrząd mierzy tylko promieniowanie gamma, a przeznaczony jest do oceny narażenia całego ciała. Jeśli więc w naszym otoczeniu moc dawki gamma wynosi 2,4 µSv/h, to albo wydarzyła się poważna awaria radiacyjna, albo ktoś w pobliżu przenosi pozbawione osłony źródło izotopowe, ewentualnie trafiliśmy na "gorącą plamę" w Strefie.  Taka moc dawki jeszcze nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia - musielibyśmy przebywać w tych warunkach ponad 400 godzin aby otrzymać maksymalną dodatkową roczną dawkę dla ludności, przewidzianą polskim prawem atomowym - ale lepiej opuścić takie miejsce i zgłosić zdarzenie odpowiednim władzom.
Uwaga ta dotyczy wszystkich prostych indykatorów, których progi alarmowe są wyskalowane pod kątem promieniowania gamma padającego na całe ciało, stąd ich alarm przy trzymanych w rękach artefaktach nie będzie uzasadniony. Najniższy próg w indykatorach to zaledwie 0,6 µSv/h, czyli przyjęta maksymalna dopuszczalna moc dawki w codziennym otoczeniu człowieka. Przekroczyć go można pojedynczą siatką żarową do lampy gazowej, podobnie jak drugi próg, wynoszący 1,2 µSv/h. Trzeciego nie przekroczą już te słabsze źródła:


Drugi test, autorstwa Irydiusa:


Detektorem promieniowania jest popularny licznik G-M typu SBM-20, stosowany w większości przyrządów dozymetrycznych z tego okresu. Umieszczono go w bardzo solidnym ekranie z ołowiu, zatem mierzy tylko promieniowanie gamma, i to silniejsze. Jak do tej pory, jest to najgrubsze ekranowanie licznika G-M, z jakim się spotkałem w popularnym przyrządzie.

http://forum.rhbz.org/topic.php?forum=2&topic=59

Zwykle było to kilka warstw cienkiej ołowianej folii, a w skrajnych wypadkach nawet folia papierowa (Eltes-902). Tutaj zaś mamy pewność, że przyrząd mierzy tylko emisję gamma. Takie rozwiązanie wynika z przeznaczenia sprzętu, podobnie jak w wypadku innych indykatorów i dozymetrów gamma - te przyrządy służą do indywidualnej kontroli dozymetrycznej, a nie wyszukiwania słabo aktywnych źródeł czy skażeń.

Zasilanie odbywa się z baterii "paluszków" typu AA (rosyjskie A-316), co jest nietypowe, zwykle stosowano baterie 6F22 9V lub akumulatorki guzikowe 1,2 V. Dopuszczalne napięcie zasilania między 2,1 a 3 V, zatem nawet mocno rozładowane baterie, dające 1,05 V teoretycznie powinny jeszcze uruchomić przyrząd. Jeśli wierzyć opisowi  z opakowania, baterie powinny starczyć na 9 miesięcy, choć dotyczy to raczej czasu przechowywania, a nie pracy. Ówczesne ogniwa dość szybko traciły pojemność, a dłuższe przechowywanie rozładowanych ogniw w przyrządzie groziło wylaniem elektrolitu i zniszczeniem elektroniki.

Obudowa indykatora wykonana jest z dość mocnego plastiku, nic nie trzeszczy ani się nie ugina. Widać trochę śladów po wtryskarkach i niezbyt dokładne spasowanie połówek, gdyż jest to jednak produkcja z lat 90., a nie 80. 


Na tylnej ściance obudowy jest klips do pasa czy kieszeni. Środek detektora zaznaczono wgłębieniem na bocznej powierzchni przyrządu:


W komplecie mamy kartonowe pudełko utrzymane w czarnej, jakby żałobnej tonacji, zwykle radzieckie opakowania od dozymetrów były wielobarwne, choć przaśne. Napis na bocznej ściance prezentuje możliwości IRG-01A: "ostrzega o promieniowaniu gamma, ocenia poziom jego intensywności".


Tego typu indykatory obecnie mają bardzo małe zastosowanie. Większość współczesnych dozymetrów wyposażona jest w alarm progowy, który możemy ustawić na dowolną wartość, a oprócz tego dokładnie mierzą moc dawki i to zwykle zarówno promieniowania gamma, jak i beta. Na korzyść niektórych indykatorów może przemawiać jedynie skuteczne filtrowanie promieniowania beta, co jest przydatne, jeśli chcemy ocenić jedynie moc dawki promieniowania gamma, i to tylko tego o wyższej energii. Nowoczesne dozymetry albo takiego ekranu nie mają, albo jest on bardzo cienki i osłania detektor jedynie od przodu (Gamma Scout).
W przypadku IRG-01A wadą jest też niewielka liczba progów i niska wartość najwyższego progu. Porównajmy to z SIM-03, w którym najwyższy próg to 32 µSv/h. Zatem obecnie znaczenie tego indykatora jest głównie kolekcjonerskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!

[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora - treści reklamowe i SPAM nie będą publikowane!]