Ostatni pożar lasu w pobliżu elektrowni jądrowej w Czarnobylu obudził wszystkie czarnobylskie demony. Znowu pojawiły się teorie spiskowe o władzach ukrywających poziom promieniowania, widoczne zarówno w tekście, jak i komentarzach na tym blogu - http://www.monitor-polski.pl/pozary-wokol-czarnobyla-moga-byc-powaznym-zagrozeniem-dla-europy/
Echa Czarnobyla są wciąż żywe, społeczeństwo nie wierzy władzom, w co którymś komentarzu przewija się motyw "wtedy też mówiono, że nie ma zagrożenia". Teraz na szczęście mamy sieć radioactive@home oraz drugą uRADMonitor, a sprzęt dozymetryczny jest dużo łatwiej dostępny niż w 1986 r., co ma oczywiście wady i zalety. Licznik Geigera w rękach amatora może wykazać dosłownie wszystko. Pomijam już pogłoski o spisku Żydów, masonów i cyklistów :)
A tak ad meritum - nie pali się las w bezpośrednim sąsiedztwie elektrowni, tylko w szerszej strefie buforowej, która nie jest tak silnie skażona. Poza tym, spora część izotopów uległa już rozpadowi - całość jodu-131 (czas półrozpadu 8 dni), połowa strontu-90 i cezu-137 (t1/2 odpowiednio 28 i 30 lat). Duża część została wypłukana przez deszcze w głębsze warstwy gleby. Oczywiście, pewna ilość została wychwycona przez drzewa i rośliny, stąd podczas ich spalania uwalniana jest do atmosfery, a z wodą gaśniczą - do gruntu. Tym niemniej, kluczowe jest duże rozcieńczenie substancji aktywnych, zarówno w drewnie, jak i w dymie czy popiele. Powtórka z 1986 r. nam nie grozi, gdyż wówczas otwarty, rozpalony do białości reaktor ział strumieniem radioaktywnych pyłów na dużą wysokość, co obecnie nie ma miejsca (niższa temperatura, mniejsza zawartość izotopów itp.).