29 grudnia, 2024

Budzik Smiths Gay Dawn Repeater z farbą radową

Przedmiotów z farbą radową staram się raczej nie kupować z uwagi na radon oraz ryzyko skażenia drobinami farby w razie rozszczelnienia. Jednakże czasem robię wyjątek dla wyrobów, które w jakiś sposób się wyróżniają: wiekiem, aktywnością, wykonaniem itp.

Ten budzik, sygnowany brytyjską marką Smiths, został wykryty metodą "na przyrządy" - wskazówka RKP-1-2 szybko poleciała na koniec I zakresu. Początkowo nie planowałem zakupu, jednak widząc ten budzik w następnym tygodniu stwierdziłem, że warto go opisać na blogu. O zakupie przesądziła plastikowa obudowa i dość współczesny wygląd, zdradzający pochodzenie ze schyłkowego okresu stosowania farby radowej.


Stan zachowania jest średni - mechanizm nie działa i nosi ślady korozji:


Poszukiwania modelu w Internecie, nawet z użyciem obiektywu Google, nie dały rezultatu, choć firma Smiths była bardzo popularnym producentem zegarów, jak również osprzętu motoryzacyjnego i lotniczego. Zwróciłem się więc o pomoc do serwisu https://www.electric-clocks.co.uk. Szybko otrzymałem nazwę modelu - Gay Dawn Repeater, oferowany w katalogach firmy Smiths w latach 1961-1973. Tak jak podejrzewałem, jest to więc model ze schyłkowego okresu stosowania farby radowej w zegarach.

W katalogu sieci sklepów Argos z 1973 przedstawia się następująco (nr 4):

https://issuu.com/retromash/docs/argos-no01-1973-74

Sugerowana cena detaliczna 2,63 funta, cena w sieci Argos 2,25 funta. Określony jako repetier (repeater), czyli wybijający czas po naciśnięciu guzika. 

Parę słów o producencie. Firma powstała w 1851 roku, jako sklep jubilerski założony przez zegarmistrza i biznesmena Samuela Smitha. Oprócz zegarków, zajmowała się także sprzedażą diamentów. Firma słynęła z precyzyjnych czasomierzy, sprzedawanych m.in. brytyjskiej Admiralicji, a od 1904 roku produkowała również akcesoria motoryzacyjne, np. prędkościomierze. Firma, funkcjonująca pod nazwą S. Smiths & Sons, założyła w 1932 r. oddział produkujący domowe zegary i nazwany Smiths English Clocks Ltd. Podczas II wojny światowej firma produkowała również przyrządy pokładowe stosowane w lotnictwie, później do oferty weszły zegarki kwarcowe. Produkcja mechanicznych i kwarcowych zegarów do użytku domowego została zakończona w 1979 r. wobec narastającej konkurencji zegarów elektronicznych. Nie zakończyło to jednak działalności firmy, która istnieje do dziś i zajmuje się produkcją osprzętu stosowanego w lotnictwie oraz astronautyce. 

Prezentowany tutaj model Gay Dawn Repeater pochodzi zatem z przedostatniego etapu produkcji domowych zegarów w firmie Smiths.


Tyle historii, przejdźmy do pomiarów. Z uwagi na dużą powierzchnię tarczy zegara i nierówne rozłożenie aktywności (większa na wskazówkach, mniejsza na cyfrach) przyjąłem następującą metodykę:
  • dozymetry o dużej powierzchni detektora -  tylko środek lub prawa połówka tarczy zegara, aby detektor objął obie wskazówki 
  • dozymetry o małej powierzchni detektora - osobny pomiar pośrodku wskazówki minutowej i na cyfrze 9, najbardziej oddalonej od wskazówek (pomiar na wskazówce godzinowej, grubszej choć krótszej, znacząco nie odbiegał od tego na minutowej)
  • wszystkie dozymetry - pomiar przez tylną ściankę budzika 
Dozymetry z licznikiem cylindrycznym:
  • ANRI Sosna (2 liczniki blisko siebie): 
    • przód (cała powierzchnia): 1,5/16,6 µSv/h
    • tył: 0,51/0,84 µSv/h
  • Prypeć:
    • wskazówka: 2,6-2,7/23,5 µSv/h
    • cyfra: 1,4-1,5/13,5 µSv/h
    • tył: 0,8-0,9 µSv/h
  • RKP-1-2:
    • przód (cała powierzchnia): 
      • tryb pomiaru aktywności: 220 cps, 
      • tryb pomiaru mocy dawki: 10 µSv/h
    • tył: 
      • tryb pomiaru aktywności: 25-30 cps, 
      • tryb pomiaru mocy dawki: 0,9-1,1 µSv/h
Dozymetry z licznikiem okienkowym:
  • MKS-01SA1M (tryb gamma)
    • wskazówka: 2,2 µSv/h
    • cyfra: 1,42  µSv/h
    • tył: 0,67 µSv/h 
    • RadiaScan 701A 
      • tryb gamma:
        • wskazówka: 1,86 µSv/h
        • cyfra: 1,22 µSv/h
        • tył: 0,48 µSv/h
      • tryb beta:
        • wskazówka: 770 rozp/min/cm2
        • cyfra: 622 rozp/min/cm2
    • EKO-C v. 4.2 z licznikiem pancake (pomiar gamma): 
      • wskazówka: 2,2-2,5 µSv/h
      • cyfra: 1,3-1,5 µSv/h
      • tył: 0,6-0,8 µSv/h
    • EKO-C/s v.1 z licznikiem SBT-10A (pomiar gamma i gamma+beta): 
      • przód (cała powierzchnia): 1,9-2,2/14,5-15,5 µSv/h, 22-26/190 cps
      • tył: 0,5-0,6 µSv/h
    Dozymetry scyntylacyjne:
    • RadiaCode 101: 
      • wskazówka: 1,6-1,7 µSv/h
      • cyfra: 0,9-1,1 µSv/h,78 µSv/h 
      • tył: 0,35 µSv/h 
    • Radex Obsidian:
      • wskazówka: 1,9 µSv/h (1,31 µSv/h + 1230 rozp/min/cm2)
      • cyfra: 1,25 µSv/h (0,8 µSv/h + 705 rozp/min/cm2)
      • tył: 0,52 µSv/h 
    • SRP-68
      • wskazówka: 1,2 µSv/h
      • cyfra: 0,82 µSv/h
      • tył: 0,5 µSv/h
    • Fuji NHC-7:
      • wskazówka: 1,1-1,25 µSv/h
      • cyfra: 0,71-0,81 µSv/h
      • tył: 0,45-0,53 µSv/h

    Powyższe pomiary, oprócz oszacowania faktycznej mocy dawki, jaką z obu stron emituje ten budzik, pokazują również, jak geometria układu pomiarowego i zastosowany detektor wpływa na wynik pomiaru. Można też zaobserwować wyraźnie większą czułość Prypeci w stosunku do Sosny, mającej również dwa liczniki blisko siebie, jak również podobny wynik liczników okienkowych, pomimo różnic w średnicy i grubości okienka. 

    Nie mogło oczywiście zabraknąć spektrum zebranego przez niezawodnego Raysida. Pomiaru dokonałem wkrótce po zakupie, wracając z targu. Spektrum wyraźnie wskazuje na obecność radu-226 i jego produktu rozpadu, czyli radonu-222. 


    Tak ściślej to spektrometr reaguje na krótkożyciowe produkty rozpadu radonu (głównie ołów-214 i bizmut-214), sam radon jest emiterem promieniowania alfa, niewykrywalnego przez scyntylator użyty w tym mierniku.

    http://www.if.pw.edu.pl/~pluta/pl/dyd/mtj/MTJ-W-wa/Radon-1a.pdf

    Skoro jesteśmy przy radonie. Sprawdziłem ekshalację tego gazu, gdyż budzik nie jest całkowicie szczelny - "szkiełko" z tworzywa sztucznego ma pęknięcie, a w obudowie są otwory i szczeliny, głównie na tylnej ściance, przy pokrętłach i regulatorze prędkości. Budzik zamknąłem więc w szczelnym pudełku z garścią węgla aktywnego na dnie. Po dwóch dobach zmierzyłem aktywność produktów rozpadu radonu, zaabsorbowanych na węglu. Była wyraźna, mierzalna nawet dozymetrami z licznikiem cylindrycznym (ANRI Sosna, RKP-1-2). O samej metodzie pomiaru metodą sorpcji na węglu aktywnym pisałem osobno [LINK]


    Na koniec sprawdziłem, czy farba radowa wykazuje jeszcze resztki swego samoistnego świecenia. Przypomnijmy, że w radowych farbach świecących promieniowanie radu powodowało błyski światła w siarczku cynku, który działał jak scyntylator. Błyski te były na tyle intensywne, że zlewały się w świecenie światłem ciągłym, zaś aby dostrzec pojedyncze błyski, należało użyć mikroskopu. Z biegiem czasu promieniowanie radu niszczyło strukturę krystaliczną scyntylatora, powodując stopniową utratę jego zdolności świecenia, choć sam rad nadal promieniował (czas półrozpadu 1600 lat). Taki wyeksploatowany scyntylator reagował jednak na światło widzialne i ultrafiolet. 
    W tym celu zamknąłem budzik na tydzień w światłoszczelnym pudełku, aby wygasić ewentualne wzbudzenie od światła i mieć pewność, że świecenie pochodzi wyłącznie od działania promieniowania na siarczek cynku. Następnie zrobiłem zdjęcie w zaciemnionym pokoju, przy długim czasie naświetlania. Oto efekt przy ekspozycji w ciągu 30 sekund przy ISO 6400, po maksymalnym podciągnięciu ekspozycji w programie Darktable:


    Niestety smuga światła z podwórka częściowo zepsuła efekt, ale i tak widać, że luminescencja farby pod wpływem promieniowania jest znacznie słabsza niż pod wpływem wzbudzenia światłem widzialnym. Jeszcze lepiej działa ultrafiolet - poniższe ujęcie wykonałem chwilę po oświetleniu budzika latarką UV mającą 128 diod LED: 


    Pozostaje jeszcze pytanie o bezpieczeństwo. Kwestię tę należy rozłożyć na trzy aspekty:
    1. napromieniowanie 
    2. skażenie
    3. narażenie na radon
    W pierwszej kwestii, jeśli nie nosimy tego budzika ciągle w kieszeni tarczą do ciała, to nie stwarza on żadnego zagrożenia. Jego promieniowanie od strony tarczy jest wykrywane przez RKP-1-2 z odległości 60 cm, zaś od tylnej strony z 27 cm, przy czym jako "wykrywanie" rozumiem wzrost odczytu z tła naturalnego rzędu 4 cps do 8 cps . Taki sam lub większy odczyt można uzyskać na szkle kryształowym lub granicie. Z kolei SRP-68 wykrywał ten budzik z odległości odpowiednio 35 i 26 cm, jako "wykrycie" uznałem wzrost tła z 0,15-0,17 µSv/h do 0,20-0,22 µSv/h. 


    Jeżeli chodzi o ryzyko skażenia, to budzika nie należy rozbierać, a zwłaszcza zdejmować szkiełka (tyczy się to zresztą wszystkich zegarków, zegarów i przyrządów pomiarowych z farbą radową!). Poza tym prezentowany egzemplarz, z racji dość młodego wieku, ma farbę świecącą w dobrym stanie, trzymającą się podłoża. W kwestii ekshalacji radonu - budzik powoduje wzrost koncentracji radonu w pomieszczeniu, wykrywany przez czujkę Airthings Wave, ale tylko przy całkowicie zamkniętych drzwiach i oknach. Na wykresie widać wyraźnie momenty, kiedy pokój był szczelnie zamknięty, jak również, kiedy okno było uchylone, a drzwi otwarte.



    Podsumowując, budzik Smiths Gay Dawn Repeater jest ciekawym przykładem zegara z końcowego okresu stosowania radowych farb świecących. Może służyć za źródło do testowania większości dozymetrów popularnego użytku, jak również domowych czujek radonu. Oczywiście stanowi też cenny obiekt kolekcjonerski, który przy prawidłowym obchodzeniu się jest całkowicie bezpieczny dla użytkownika. 


    ***

    Zachęcam też do wspierania bloga, zarówno pośrednio, poprzez zakup dozymetrów [LINK], jak i bezpośrednio, przez Patronite lub BuyCoffeeTo 




    24 grudnia, 2024

    Monitor skażeń radioaktywnych EKO-C v. 4.2

     Monitor skażeń radioaktywnych EKO-C należy do serii mierników oznaczonej wspólnym prefiksem „EKO”. Produkowała je firma Polon-Ekolab, która powstała w wyniku przekształcenia gdańskiego oddziału Zjednoczonych Zakładów Urządzeń Jądrowych „Polon”. Cała seria przedstawiała się następująco:

    • EKO-C - monitor skażeń radioaktywnych z licznikiem okienkowym SBT-10A lub, w nowszej wersji, typu pancake
    • EKO-C/s - j.w. z dodatkowym gniazdem sondy scyntylacyjnej SSA-1P
    • EKO-D - radiometr beta gamma z sygnalizacją progową
    • EKO-D/p - j.w. tylko bez dźwiękowej sygnalizacji impulsów i opcji zmiany jednostki pomiaru, ale za to ze zmienną stałą czasową
    • EKO-I - radiometr inspekcyjny w kształcie latarki, wykorzystujący licznik okienkowy
    • EKO-ID - dawkomierz - sygnalizator przekroczenia dawki, w rodzaju ALDO-10 (brak informacji na stronie producenta)
    • EKO-K - dozymetr komorowy promieniowania gamma, w układzie przypominającym  dawne RKL-60, RKLG-62 czy DK-3
    • EKO-OD - miniaturowy dawkomierz osobisty (z wyświetlaczem) z sygnalizacją progową
    • EKO-P - miernik mocy dawki gamma z sygnalizacją progową
    • EKO-S - miniaturowy sygnalizator progowy (bez wyświetlacza), sygnalizujący przekroczenie jednego z 3 fabrycznie ustawionych progów
    • EKO-S/k - miniaturowy sygnalizator progowy (bez wyświetlacza), sygnalizujący przekroczenie jednego, ustawionego fabrycznie progu (wyprodukowano tylko małą serię)
    • EKO-S/p - sygnalizator progowy przenośny, wyposażony tylko w sygnalizację dźwiękową
    • EKO-S/s - sygnalizator progowy stacjonarny zasilany z sieci 220 V
    • EKO-W - radiometr gamma do pracy w trudnych warunkach, wygląda na wzmocnioną wersję  radiometru EKO-D bez możliwości pomiaru promieniowania beta i z wyświetlaczem w innym miejscu

     Omawiany tutaj EKO-C występuje w kilku wersjach:

    • EKO-C (wersja podstawowa, licznik SBT-10A) - trzy podtypy, wprowadzane kolejno (choć zdarzały się egzemplarze "przejściowe"):
      •  v.1 - zielony wyświetlacz, na klapce filtra oznaczenie, w którą stronę ją przesuwać dla pomiaru aktywności alfa i beta, a w którą przy pomiarze mocy dawki promieniowania gamma i rentgenowskiego
      • v.2 - cieńsza czcionka na przednim panelu, nóżki na spodzie białe, futerał na rzep, możliwość pracy podczas ładowania akumulatorków, wyświetlanie zer przed wynikiem na wyświetlaczu, na klapce filtra tylko strzałki z kierunkiem przesuwania
      • v.3 - grubsza czcionka, nóżki czarne, dodatkowa izolacja wokół licznika G-M, futerał na zatrzask (mój egzemplarz też może pracować w trakcie ładowania), na wyświetlaczu pojawia się tylko wynik bez poprzedzających zer
    • EKO-C v.4 (wersja zmodernizowana, okrągły licznik okienkowy, tzw. pancake umieszczony w "dolnej" części spodu obudowy, złącze do komputera - UWAGA, niektóre v.4 miały jeszcze stary licznik SBT-10A, por. recenzja tej wersji)
    • EKO-C v.4.2 (j.w., czarna, cienka rączka transportowa)
    • EKO-C/s - modyfikacja powyższych modeli, zarówno wersji 1-3, jak i 4+, mająca gniazdo do współpracy z sondą scyntylacyjną SSA-1P 

    Dzięki uprzejmości Czytelnika mogę przedstawić ostatnią wersję tego miernika, czyli v. 4.2, która uzyskała atest w 2013 r., Wersja ta jest produkowana do chwili obecnej i stosowana zarówno w laboratoriach, jak i przez służby (policja, straż pożarna, Straż Graniczna).


    Od strony wizualnej ta wersja wyróżnia się czarną cienką rączką zamiast stosowanej od początku produkcji żółtej i grubej.


    Jest ona nieco bardziej ergonomiczna, łatwiej trzymać miernik "dwoma palcami" bez dużego wysiłku ręki.


    Zastosowano ten sam czerwony wyświetlacz LED, świecący z podobną intensywnością. 


    W nowszej wersji pokryto go inną folią, przez co jest bardziej czytelny w silnym świetle, łatwiej go też sfotografować z lampą błyskową. 


    Niestety diody sygnalizujące tryb pomiaru oraz aktywność dodatkowych funkcji osadzono głębiej i nie są tak dobrze widoczne jak w wersji 4.0.

    Od spodu pojawiła się nalepka z zakresami pomiarowymi, widać też dwie dodatkowe śrubki, które mocują pasek trzymający pakiet akumulatorków we wnętrzu miernika. 


    Śruby trzymające połówki obudowy standardowo umieszczono w nóżkach, a do ich wykręcenia potrzebny jest dość cienki śrubokręt.

    Niekiedy na spodzie umieszczano nalepkę z wersją urządzenia oraz numerem atestu - poniżej egzemplarz należący do straży pożarnej, sfotografowany podczas medialnej paniki związanej z rzekomą awarią na Ukrainie w 2014 r.:

    Fot. Katarzyna Naworska, źródło Fakt.pl


    I wreszcie najważniejsza kwestia, czyli detektor promieniowania. Obie wersje mają okienkowy licznik G-M typu pancake o takiej samej średnicy i liczbie elektrod, choć widać dużą różnicę w przejrzystości okienka mikowego.


    Aby ustalić jego model, musimy rozkręcić przyrząd. Okazuje się, że v. 4 ma licznik Beta-2, zaś v.4.2 licznik Beta-2-1


    Oba liczniki są wzajemnie wymienne, mają identyczne wymiary i grubość okienka, a także parametry elektryczne, różnią się tylko wyprowadzeniami.

    https://consensus-group.ru/radiation-counters/alpha-beta-gamma-radiation/107-beta-2#z




    Dostępne w internecie specyfikacje podają następującą czułość:
    • gamma od 50 keV
    • beta od 100 keV
    • alfa od 4 MeV
    Takie parametry bardziej pasują do starego licznika SBT-10A i moim zdaniem powinny być niższe, przynajmniej w kwestii promieniowania gamma i beta. Niestety trudno znaleźć specyfikację odnoszącą się wyłącznie do wersji 4.2. Większość danych dotyczy albo starych wersji 2 i 3, albo jest mieszanką różnych specyfikacji, np. często podawany jest atest CLOR dla pierwszych wersji (265/93), choć reszta specyfikacji odpowiada nowszym.

    Najlepiej więc zbadać czułość doświadczalnie, tak jak zrobiłem to przy porównaniu v.3 i v.4. Podczas pomiarów okazało się, że czułość v.4 i v.4.2 jest praktycznie identyczna, tak samo jak czas reakcji na wzrost i spadek wyniku oraz stabilność pomiaru. Nawet słabe promieniowanie hamowania, emitowane przez trytowe oświetlacze (brelok, latarka Betalight) daje bardzo podobny wynik. Zauważalne różnice pojawiają się dopiero przy czułości na emisję alfa.



    Podczas testów wersja v.4.2 była mniej więcej dwukrotnie mniej czuła niż v.4.0. Badałem trzy próbki Am-241, za każdym razem uzyskując podobną różnicę:
    • 516 - 870 cps
    • 133 - 253 cps
    • 96 - 192 cps
    Początkowo myślałem, że winne jest ustawienie źródła względem licznika i np. kratka ochronna odcina część cząstek, jednak przy następnych pomiarach, gdy źródło zawsze było umieszczone centralnie pośrodku oka kratki, sytuacja się powtórzyła. Różnica, choć nie tak drastyczna, występowała też przy niektórych mocniejszych źródłach. Przyczyną może być inna seria licznika G-M, w której producent zastosował nieco grubszą mikę, lub też minimalnie głębsze osadzenie licznika w korpusie przyrządu - dla cząstek alfa każdy milimetr drogi w powietrzu oznacza bardzo silne osłabianie. Temat wymaga dalszego zbadania. Podobny przypadek miałem w dwóch egzemplarzach dozymetru z licznikiem SI8B, a sprzedawca wyjaśnił, że producentowi trudno jest uzyskać powtarzalną grubość miki, stąd różnice w czułości na emisję alfa i brak tej czułości w dokumentacji.

    ***

    Zasilanie odbywa się z pakietu wbudowanych akumulatorków NiMH, które w razie potrzeby wymienimy we własnym zakresie. Pobór prądu jest na tyle mały, że przy zastosowaniu akumulatorków o nieco większej pojemności niż oryginalne, możemy praktycznie zapomnieć o ładowaniu.


    Ładowanie odbywa się przy pomocy ładowarki z cienkim wtykiem koncentrycznym, przypominającym ten ze starej Nokii. Tutaj brak różnic między v.4 i v.4.2


    Obie wersje współpracują z programem "Rejestrator" za pośrednictwem specjalnego kabla z wtykiem o czterech stykach. Pozwala on m.in. na zgrywanie wyników zapisanych w pamięci EKO-C. Niestety z uwagi na brak kabla (dostarczany za dopłatą) nie przetestowałem tej funkcji. 

    Układ elektroniczny opiera się na tej samej płytce drukowanej, w której jeszcze pozostały wycięcia na gniazdo licznika SBT-10A. Widać jednak różnice w niektórych elementach: wersja v.4 ma osobno kwarc dla procesora i nie ma pamięci, zaś v.4.2 ma już kwarc wbudowany w pamięć.


    Spotkałem się z opinią, że ostatnie wersie EKO-C (4.0 i 4.2) mają elektronikę programowo ulegającą awarii po pewnym czasie pracy. Po prostu po przepracowaniu określonej liczby godzin (albo cykli ładowania akumulatorków, ewentualnie przyjęcia określonej dawki promieniowania) dozymetr wyświetla błąd "er00", którego usunięcie jest możliwe tylko w serwisie. Problem dotyczy tylko płytek drukowanych z oznaczeniem EKO-C2, starsze płytki, oznaczone C1 są bezpieczne. Osobiście się z tym jeszcze nie spotkałem, ale gdy mój EKO-C v.4 wyświetli taki błąd, z pewnością poinformuję.

    Od strony mechanicznej warto zwrócić uwagę na inne zaciski mocujące licznik G-M, a także mocowanie pakietu akumulatorków przy pomocy paska i śrub, w wersji v.4 akumulatorki były przyklejone taśmą.


    Generalnie montaż elementów wewnątrz sprawia wrażenie dość niestarannego, takie "druciarstwo". 

    ***

    Radiometr dostarczany jest w wyściełanym gąbką sztywnym futerale, mieszczącym miernik, ładowarkę i instrukcję.


     Futerał jest zapinany na zatrzask, trochę szerszy niż ten od starszych wersji EKO-C.

    ***

    Czas na podsumowanie. EKO-C v.4.2 niewiele się różni od v.4. Najpoważniejszą różnicą jest wyraźnie mniejsza czułość na emisję alfa, jednak nie mam pewności, czy to nie kwestia testowanego egzemplarza. Od strony ergonomicznej cienka czarna rączka wydaje się być wygodniejsza, zaś wyświetlacz łatwiej fotografować. Są to jednak aspekty drugorzędne. Zarówno EKO-C v.4.2, jak i v.4, dzięki wysokoczułemu licznikowi Beta-2, ma zdecydowanie większą czułość na najsłabsze źródła niż wersje wyposażone w licznik SBT-10A. Mierniki te będą niezastąpione przy pomiarze najsłabszych źródeł, emitujących promieniowanie alfa czy niskoenergetyczne beta i gamma. Pamiętajmy oczywiście, by nie przeciążać przyrządu pomiarem silniejszych źródeł, takie "piłowanie" znacznie skraca czułość liczników G-M. Na koniec zostaje kwestia serwisowania i wspomniany wcześniej specyficzny błąd w wersjach z płytką drukowaną oznaczoną C2.

    Jeśli spotkaliście się z tą najnowszą wersją EKO-C, dysponujecie oryginalną instrukcją lub chcecie uzupełnić powyższy wpis, dajcie znać w komentarzach!

    ***

    Zachęcam też do wspierania bloga, zarówno pośrednio, poprzez zakup dozymetrów [LINK], jak i bezpośrednio, przez Patronite lub BuyCoffeeTo 




    19 grudnia, 2024

    Książka Żarnowiec - sen o polskiej elektrowni jądrowej

    Elektrownia Jądrowa "Żarnowiec", budowana w latach 80., miała zapoczątkować energetykę jądrową w Polsce. Niestety na skutek splotu wielu czynników - gospodarczych, politycznych i społecznych - zaawansowaną budowę przerwano, aparaturę sprzedano za bezcen lub zezłomowano, zaś nieukończona elektrownia straszy do dziś [LINK].

    Sprawa Żarnowca nie doczekała się bogatej literatury, dopiero w ostatnich latach opublikowano kilka ciekawych prac. Przytaczam ich rozszerzone opisy bibliograficzne wraz z odnośnikami do katalogu Biblioteki Narodowej:

    Raport w sprawie elektrowni jądrowej Żarnowiec : Warszawa, 6 czerwca 1990 roku / [raport oprac. przez zespół w składzie Stanisław Albinowski et al.] ; Zespół Prezesa Państwowej Agencji Atomistyki d/s Elektrowni Jądrowej Żarnowiec.
    Albinowski, Stanisław (1923-2005) Oprac.
    1990 | Warszawa : Editions Spotkania

    Protesty przeciwko budowie elektrowni jądrowej Żarnowiec w latach 1985-1990 / Janusz Waluszko ; Instytut Pamięci Narodowej - Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Oddział w Gdańsku.
    Waluszko, Janusz P. (1962- ) | Oddział w Gdańsku (Instytut Pamięci Narodowej) | Wałuszko, Janusz
    2013 | Gdańsk : Instytut Pamięci Narodowej - Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Oddział

    Wpływ programu jądrowego na polską gospodarkę : udział polskiego przemysłu / [autorzy: Łukasz Sawicki, Andrzej Sidło, Zbigniew Bachman, Adam Ostrowski, Zbigniew Wiegner].
    Sawicki, Łukasz (ekonomia) Autor | Sidło, Andrzej Autor | Bachman, Zbigniew Autor | Ostrowski, Adam (inżynier) Autor | Wiegner, Zbigniew Autor | Ministerstwo Energii (Polska) Wydawca
    [styczeń 2017] | Warszawa : Ministerstwo Energii

    "Bez atomu w naszym domu" : protesty antyatomowe w Polsce po 1985 roku / Tomasz Borewicz, Kacper Szulecki, Janusz Waluszko.
    Borewicz, Tomasz Piotr Autor | Szulecki, Kacper Autor | Waluszko, Janusz P. (1962- ) Autor | Europejskie Centrum Solidarności Wydawca
    2019 | Gdańsk : Europejskie Centrum Solidarności

    Odkłamać Żarnowiec / Jerzy Lipka.
    Lipka, Jerzy Autor | Warszawska Firma Wydawnicza Wydawca
    2019 | Warszawa : WFW

    Żarnowiec : sen o polskiej elektrowni jądrowej / Piotr Wróblewski.
    Wróblewski, Piotr (dziennikarz) Autor | Wydawnictwo Krytyki Politycznej Wydawca
    2023 | Warszawa : Wydawnictwo Krytyki Politycznej | Wydanie pierwsze.

    Dziś chciałbym omówić najnowszą spośród powyższych publikacji - wydaną przed rokiem książkę Piotra Wróblewskiego "Żarnowiec - sen o polskiej elektrowni jądrowej". Autor dotarł do byłych pracowników budowy elektrowni, w tym również kadry zarządzającej, rozmawiał też z aktywistami protestującymi przeciwko inwestycji oraz mieszkańcami okolicznych miejscowości. Wywiady uzupełnił aktami Służby Bezpieczeństwa z Archiwum IPN, artykułami prasowymi, archiwalnymi zdjęciami oraz fachową literaturą.


    W pracy nie znalazłem wielu pomyłek i nieścisłości. W rozdziale dotyczącym zasady działania reaktora jądrowego podano mylną informację, że moderator reguluje prędkość reakcji rozszczepienia.

    s. 32

    Otóż moderator służy do spowalniania prędkich neutronów, aby uzyskały na tyle małą energię, by rozszczepić jądra uranu-235, zamiast się tylko z nimi zderzać. Do regulacji tempa reakcji rozszczepienia służą pręty kontrolne, które pochłaniają neutrony. W niektórych rozwiązaniach moderator wodny może też pełnić funkcję regulatora np. poprzez zmianę stężenia kwasu borowego, dodawanego do wody [LINK]. Co ciekawe, w następnym zdaniu tego akapitu określono dwie funkcje moderatora - kontrolowanie i PODTRZYMANIE reakcji łańcuchowej.

    Dyskusyjny jest też przypis 62, odnoszący się do zdania "Paliwem dla elektrowni [w Żarnowcu - przyp. mój] miały być 42 tony niskoprocentowego tlenku uranu (UO2 wzbogacony rozszczepialnym izotopem 235U" (s. 108). Przypis ten twierdzi "Nie było to więc paliwo uranowo-plutonowe, które wykorzystywano na przykład w Czarnobylu" (s. 328). Otóż reaktory RBMK-1000, pracujące m.in. w Czarnobylu, korzystały z uranu naturalnego, niewzbogaconego w izotop U-235, a pluton powstawał w paliwie podczas pracy reaktora pod wpływem bombardowania neutronami. Określenie "paliwo uranowo-plutonowe" sugeruje zasilanie reaktora gotową mieszanką tych izotopów (tzw. paliwo MOX). 

    Przy opisie awarii w Czarnobylu trochę prześlizgnięto się po faktach,  drugiej strony nie jest to główny temat książki, zaś Autor podał odnośnik do O północy w Czarnobylu, pracy bardzo szczegółowej i wyczerpującej temat.

    Znalazłem też przykład nadgorliwości edytorskiej - zaznaczony przypis redakcji jest zupełnie niepotrzebny, zdanie jest pełne i logiczne "(...) operator, który ma taki staż na wielkich budowach w Polsce i za granicą, ile ten młody liczy lat życia". 

    s. 84
    Wtręt redaktora sprawia wrażenie zupełnego niezrozumienia zdania i chęci poprawienia go na siłę. Poprawione zdanie brzmi kuriozalnie - operator, który ma taki staż na wielkich budowach w Polsce i za granicą, pyta ile ten młody liczy lat życia - szczególnie że brak w tekście odpowiedzi na to pytanie.

    Nieścisłość znalazła się też w cytowanych wspomnieniach jednego z aktywistów, protestujących przeciwko budowie EJ "Żarnowiec":

    s. 218 "(...) wyjechał wraz z kolegą na Dolny Śląsk (...) Oddelegowano ich do powstającego hotelu Kamień, gdzie robotnicy budowali podziemny schron przeciwatomowy dla Edwarda Gierka (!). Były to lata strachu przed wojną nuklearną" (s. 218). Omawiane wydarzenia działy się po stanie wojennym, kiedy Gierek nie pełnił już żadnych funkcji politycznych i dopiero co został zwolniony z internowania. U steru władzy był wówczas gen. Jaruzelski ze swoją ekipą. Nie wiem, czy dla niego budowano wówczas jakiś nowy schron, w poprzednich latach wykonano ich bardzo dużo, z Atomową Kwaterą Dowodzenia w Łomiankach na czele.

    ***

    Autor dużo uwagi poświęca ekonomicznemu aspektowi inwestycji - schyłkowy PRL był skrajnie niewydolny gospodarczo, z szalejącą inflacją, strajkami w przemyśle i nadal odczuwalnymi skutkami sankcji Zachodu wprowadzonymi w odpowiedzi na stan wojenny (1981-1982). Z kolei elektrownia Żarnowiec była zaś przeinwestowana, jeśli chodzi o zaplecze - pobudowano hotele, osiedla, szatniowce, ciepłownię i oczyszczalnię ścieków, co pochłonęło znaczną część środków, które należało poświęcić na główny zakład. 

    s. 187

    Zainwestowano też w infrastrukturę w sąsiednich miejscowościach (tunel, szkoła, basen), również po to, aby zyskać przychylność mieszkańców - i często nawet ich nie ukończono. Można to nazwać budowaniem domu od komina.

    Część wydatków, a także opóźnień w pracach, wynikała z konieczności wyprodukowania materiałów i elementów o odpowiednio wyśrubowanej jakości, co dla polskiego przemysłu nie zawsze było łatwe. Przykładowo odesłano dwie transze cementu na płytę fundamentową, choć wg cementowni spełniały założone normy, jednak laboratorium elektrowni po przeprowadzeniu własnych pomiarów nie zgodziło się z tą opinią. 

    ***

    Po nakreśleniu aspektu gospodarczego Autor przechodzi do kwestii, która najbardziej kojarzy się z Żarnowcem, a mianowicie protestów społecznych. Ten aspekt jest moim zdaniem najciekawszy. Przede wszystkim znaczących protestów nie było aż do 1989 r. Nawet po katastrofie w Czarnobylu (1986) nie odnotowano większych demonstracji, nie licząc krótkich manifestacji typu sit-in, obejmujących grupę kilku osób i trwających kilkanaście minut (s. 222). Były one jeszcze łagodne, aktywiści podnosili kwestię przestarzałej radzieckiej technologii, pozostającej w tyle za Zachodem, kwestię standardów bezpieczeństwa. Była to jeszcze postawa otwarta na dialog: "Podkreślaliśmy, że nie wiemy jeszcze, czy atom jest dobry, czy nie. Może nawet w idealnej formie by się sprawdził, ale uważamy, że w Polsce się to nie uda" (s. 222). 

    Gdy jednak protesty zaczęły przybierać na sile i pojawiły się różne inne ruchy ekologiczne, zaczęło robić się niewesoło. Nasilenie demonstracji przypadło na rok 1989, kiedy toczyły się obrady Okrągłego Stołu, skutkujące upadkiem systemu komunistycznego w Polsce. Energetyka jądrowa zaczęła się wówczas kojarzyć z "minionym systemem" i radziecką dominacją w Polsce.

    Szczególnie uderzyło mnie kazanie ks. Daniela Nowaka, wygłoszone w kościele w Wejherowie 26 kwietnia 1989 r., w 3. rocznicę katastrofy w Czarnobylu:

    s. 229

    "My nie musimy znać przedmiotu. Nie musimy kończyć studiów energetycznych. Nam te szkoły są niepotrzebne" - ręce opadają do piwnicy. A może warto byłoby zgłębić temat, poczytać kilka popularnonaukowych publikacji, rozważyć zyski i straty i zamiast histerycznie atakować już zaawansowaną inwestycję, domagać się rzeczy osiągalnych, jak np. społecznej kontroli nad budową czy wprowadzenia dodatkowych zabezpieczeń. 

    Dalej robi się jeszcze ciekawiej, sytuacja przypomina dzisiejsze dyskusje z niektórymi zaślepionymi środowiskami wierzącymi w płaską Ziemię czy "zamach" smoleński:

    s. 232-233

    Chciałoby się skomentować "Żadne płacze i krzyki nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne". Z jednej strony mamy logiczne argumenty, z drugiej irracjonalny lęk podparty ogólnikowymi hasłami, powtarzanymi bezrefleksyjnie i grającymi na emocjach.

    Kolejny przykład jest już jawnym odrzuceniem propozycji dialogu, tak jakby gdzieś pod spodem był lęk, że argumenty okażą się nie do obalenia i trzeba będzie zweryfikować własne poglądy.

    s. 238-239

    Podobno tylko krowa nie zmienia zdania... Może faktycznie bali się, że ich poglądy nie mają mocnego racjonalnego poparcia i pod wpływem logicznych tłumaczeń naukowca mogą przestać być takimi zajadłymi przeciwnikami energetyki jądrowej? Wymowny jest przykład Jadwigi Gosiewskiej, która zorganizowała debatę doktora Jerzego Jaśkowskiego z inżynierem Henrykiem Torbickim i po wysłuchaniu obu stron zaczęła mieć wątpliwości, kto ma rację w tym sporze:


    Nie została ostatecznie przekonana, ale zaczęła się zastanawiać, był więc to sukces Torbickiego, choć niestety tylko taktyczny. Ale kropla drąży skałę, może po kilku dyskusjach i samodzielnych lekturach stałaby się umiarkowaną zwolenniczką energetyki jądrowej? 

    Zacytuję jeszcze ciekawą obserwację, że działacze antyatomowi (nie tylko zwalczający EJ "Żarnowiec") często... cytowali siebie nawzajem:

    s. 235-236

    Tym niemniej decyzja o zawieszeniu, a następnie przerwaniu budowy, zapadła na szczeblu politycznym, a jej motyw był głównie finansowy. W całym kraju obcinano środki na inwestycje, zaś raport belgijskiej delegacji, opiniującej możliwość zmodernizowania elektrowni, został wykorzystany jako uzasadnienie zakończenia inwestycji. Minister Tadeusz Syryjczyk, który podjął tą decyzję, pytany przez Autora po latach, nadal podtrzymuje swoją opinię. 

    ***

    Końcówka książki jest bardzo przykra w lekturze. Nóż się w kieszeni otwiera, gdy czytamy o złomowaniu znacznej części wyposażenia, której nie dało się sprzedać (za ułamek ceny) do zagranicznych elektrowni jądrowych. Za to wysiłek likwidatorów, by zabezpieczyć sprzęt i dokumentację i jak najwięcej ocalić z nieukończonego dzieła, jest godny podziwu. Jeszcze gorzej się czyta o nieudanych kolejnych próbach wykorzystania terenu po elektrowni na potrzeby przemysłu, z których część (sprawa belgijskiego browaru) wygląda na celowy sabotaż. 


    Można odnieść wrażenie, jakby świetnie przygotowany, uzbrojony teren, idealny na kilka fabryk, celowo pozostawiono odłogiem, nie wiem, z zemsty na "inwestycji komuny"? Potraktowanie tego terenu przypomina trochę los Kartaginy, zaoranej i posypanej solą...

    ***

    Podsumowując, książka jest napisana przystępnym językiem, autor dąży do obiektywizmu i słucha przedstawicieli wszystkich stron. Pewnym minusem są przypisy końcowe zamiast dolnych, szczególnie jeśli dotyczą uzupełnień i uściśleń tekstu głównego - wygodniej dla czytelnika byłoby mieć je na dole strony. 


    Całość uzupełniają fotografie, zarówno archiwalne, z okresu budowy oraz protestów, jak również współczesne, opuszczonego terenu budowy. Znaczna część jest słabej jakości - albo za wysoki kontrast gubiący szczegóły w cieniach, albo niska rozdzielczość, oba problemy moim zdaniem wynikające z wydrukowania zdjęć na tym samym matowym papierze, co tekst książki. 

    Autor zdjęć - Jan Ryszard Kurylczyk

    Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na stronę wizualną okładki - tytuł książki zlewa się z seledynowym tłem, zwłaszcza nazwisko autora i podtytuł, a także opis na tzw. czwartej stronie okładki.


    Tym niemniej, pomimo drobnych niedostatków, książka jest zdecydowanie warta lektury. Czyta się szybko i napisana jest przystępnym językiem, a do tego trzyma w napięciu - choć znamy finał sprawy, to odruchowo kibicujemy, by budowa jednak nie została wstrzymana, a jak już to się dzieje, chcemy by jak najwięcej majątku udało się uratować...


    Jeżeli czytaliście tą publikację lub macie uwagi co do powyższego tekstu albo ogólnie do sprawy "Żarnowca", dajcie znać w komentarzach!


    ***


    Zachęcam też do wspierania bloga, zarówno pośrednio, poprzez zakup dozymetrów [LINK], jak i bezpośrednio, przez Patronite lub BuyCoffeeTo 




    14 grudnia, 2024

    Radiometr scyntylacyjny Fuji NHC-7 (NHC711B2-BYY2Y-S)

    Prezentowany przyrząd jest jednym z szerokiej oferty profesjonalnych przyrządów pomiarowych japońskiej firmy Fuji Electric. 

    Miernik występuje w dwóch wersjach, różniących się zastosowanym scyntylatorem, a tym samym zakresem energii mierzonego promieniowania:

    • NHC-6, określony jako niskoenergetyczny - scyntylator 12,7 x 12,7 mm, promieniowanie rentgenowskie 8-300 keV i gamma 50 keV - 1,5 MeV, przeznaczenie do pomiaru rozproszonego promieniowania od aparatury medycznej
    • NHC-7, określony jako szerokozakresowy - scyntylator 25,4 x 25,4 mm, promieniowanie gamma 50 keV - 3 MeV, dodatkowe tryby selektywnego pomiaru promieniowania o energii kwantów I-131 i Cs-137, zastosowanie głównie w medycynie nuklearnej

    https://www.fujielectric.co.jp/products/radiation/servy/doc/servy.pdf

    Recenzowany model to NHC-7, występujący pod dodatkowym oznaczeniem NHC711B2-BYY2Y-S i wyprodukowany w 2016 r. Przyrząd rzadko pojawia się na rynku wtórnym - spotkałem tylko trzy inne egzemplarze, wykonane w 2018, 2019 i 2021 r. Obecnie pod nazwą NHC-7 występuje już nowszy miernik o podobnych parametrach, ale innym układzie obudowy:

    https://landauer.com.au/Content/Specsheets/ECNO2331_NHC7.pdf

    Tyle tytułem wstępu i systematyki, przejdźmy do omawiania naszego przyrządu. 


    ***


    NHC-7 jest przenośnym radiometrem promieniowania gamma, który mierzy moc dawki (0,001-99,99 µSv/h), częstość zliczania (100000 cps), może też zliczać impulsy w trybie przelicznika (99999 imp.). Po podłączeniu do komputera zyskujemy możliwość śledzenia zmian mocy dawki w czasie (funkcja Trend)


    Detektorem promieniowania jest kryształ scyntylacyjny NaI(Tl) o wymiarach 25,4 mm x 25,4 mm (1" x 1"), umieszczony wraz z fotopowielaczem i przedwzmacniaczem w plastikowej obudowie sondy. 


    Kryształ ma dwa razy większą średnicę niż fotopowielacz, odziedziczony po NHC-6, który miał scyntylator 12,7 mm x 12,7 mm (0,5" x 0,5"). Niestety nie zastosowano światłowodu dopasowującego scyntylator do fotopowielacza (takiego choćby jak w sondach SSA, LS i SSNT). Skutkuje to utratą części czułości, gdyż nie wszystkie błyski świetlne (scyntylacje) powstałe w scyntylatorze trafiają do objętości czynnej fotopowielacza.

    Sonda podłączona jest do pulpitu pomiarowego spiralnym przewodem. Możemy zamontować ją za pomocą zatrzasku na szczycie rączki transportowej.


    Rączkę z sondą można obrócić w prawo, by nie zasłaniała wyświetlacza, miernik robi się wtedy dosyć płaski. 

    Wynik podawany jest zarówno w postaci cyfrowej na monochromatycznym wyświetlaczu, jak i analogowej na wskazówkowym mikroamperomierzu.

    Oba te wskaźniki podają wartość z tego samego trybu, w którym akurat pracuje miernik.

    Skala mikroamperomierza ma dwie podziałki o charakterystyce liniowej: 0,1-3 co 0,1 i 1-10 co 0,5.

    Mikroamperomierz automatycznie zmienia zakres na wyższy po dojściu wskazówki do końca bieżącego zakresu. Informacja o aktualnym zakresie (0,01-0,3, 0,05-1, 0,1-3, 0,5-10, 1-30, 5-100 µSv/h) podana jest w lewym górnym rogu wyświetlacza. 

    Oprócz tego widzimy na nim bieżącą moc dawki, stałą czasu w sekundach, datę, godzinę, kontrolkę dźwięku impulsów i stan baterii. Dalsze tryby pomiarowe włączamy przyciskiem FUNC/SET, kolejno:

    • maksymalna moc dawki od ostatniego uruchomienia
    • częstość zliczania w tysiącach impulsów na sekundę (kcps)
    • SCA1 - częstość zliczania (lub liczba impulsów) od promieniowania o energii odpowiadającej I-131
    • SCA2 - j.w. od Cs-137

    W trybie SCA2 możemy wejść do ustawień, przytrzymując przycisk FUNC/SET przez 3 sekundy. Wówczas tym samym przyciskiem przewijamy następujące pozycje - kolejno:

    • Date - ustawienie daty (yyyy-mm-dd)
    • Time - ustawienie godziny (24 h, hh-mm-ss)
    • T. Const - stała czasu (1, 3, 10, 30 s, AUTO)
    • SCA1 ks^-1 - zakres energii kwantów gamma rejestrowanych w trybie SCA1 (domyślnie 328-400 keV, co obejmuje większość spektrum jodu-131, który emituje promieniowanie gamma o energii 365 keV (81,7%), 637 keV (7,2%) i 284 keV (6,1%) oraz promieniowanie beta 606 keV)
    • SCA2 ks^-2 - j.w. w trybie SCA2 (domyślnie 596-728 keV, cez 137 emituje promieniowanie gamma o energii 662 keV i beta 512 keV)
    • Trend time - czas wykresu zmian mocy dawki (funkcja działa tylko z komputerem)
    • Alarm - alarm mocy dawki
    • Count time - czas zliczania impulsów w trybie przelicznika (scaler)
    • Trend Data Clear - reset danych wykresu mocy dawki
    • adiust 137 Cs Gian - kalibracja wg energii promieniowania cezu-137
    • mode - tryb pracy: 
      • ratemeter - miernik uśredniający pomiar 
      • scaler - przelicznik, zliczający impulsy w określonym czasie, wybranym w menu Count time [więcej o obu trybach - LINK]

    Jeśli chcemy zmodyfikować któreś z ustawień, wciskamy raz przycisk ">", wówczas wartość ustawienia zacznie migać. Zmiany wartości dokonujemy przyciskiem "V" (przewijać możemy tylko w jedną stronę), zaś zatwierdzamy, przytrzymując FUNC/SET przez 3 sekundy. W ustawieniach nie mamy ograniczenia czasowego na dokonanie modyfikacji, dozymetr sam z siebie nie powróci do głównego trybu pomiarowego. Przyznam, że początkowo zmiana ustawień może wydawać się skomplikowana i przez pomyłkę łatwo wyjść nie zapisując modyfikacji.

    Czas na testy. Radiometr uruchamiamy, przytrzymując przycisk PWR przez 5 sekund, jeśli przytrzymamy za krótko, na ekranie pokaże się kreska, wskazówka drgnie, ale miernik nie włączy się. Po uruchomieniu przyrząd wyświetla numer wersji (w tym przypadku v.1.11) i rozpoczyna procedurę kontrolną, wyświetlając wszystkie znaki na wyświetlaczu:


    Następnie przez 10 sekund widzimy komunikat Stand By, Please Wait, po czym miernik zaczyna pomiar. Cała procedura trwa łącznie 15 sekund. Wyłączenie trwa znacznie krócej, ok .1 s.


    Radiometr obsługujemy przyciskami, z których niektóre już omówiłem przy okazji trybów pomiarowych i ustawień. Warto jeszcze wspomnieć o podświetleniu ekranu, które włączamy, przyciskając włącznik na ok. 1 sekundę, nieco dłużej niż typowe pojedyncze wciśnięcie. Podświetlenie będzie działać przez 1 minutę, ekran jest wtedy bardzo czytelny, niestety wzrasta zużycie baterii. 


    Z kolei dźwięk impulsów włączamy przyciskiem >, nad którym jest symbol głośniczka. Radiometr sygnalizuje co któryś impuls, zatem przy tle naturalnym sygnały będą bardzo rzadkie, a nawet przy mocniejszych źródłach nie spodziewajmy się typowego "terkotu". 

    Jak przedstawia się czułość NHC-7?  Otóż jest to miernik skompensowany energetycznie, zatem może wydać się mało czuły na początku zakresu, zwłaszcza osobom przyzwyczajonym do takich przyrządów jak SRP-68 czy RadiaCode 101. Dlaczego tak się dzieje? Wynik nie jest zawyżony przez niskoenergetyczną emisję, co oznacza, że słabe źródła, w których większość promieniowania to miękka gamma oraz beta, będą tylko nieznacznie przekraczać tło. Takim przykładem może być np. wysokoaktywne szkło uranowe, które nawet przy korzystnej geometrii układu pomiarowego, jak ten bardzo aktywny kielich z Marienbad, daje odczyt ledwie dwukrotnie większy niż tło.

    Tło naturalne w moim mieszkaniu mierzone tym przyrządem wynosi 0,05- 0,08 µSv/h, co przekłada się na częstość zliczania 0.0032-0.0036 kcps (32-36 cps). Dla porównania SRP-68 osiągał w mieszkaniu 0,15 µSv/h przy częstości zliczania 60 cps, reagował też wyraźnie na wiele wyrobów ze szkła uranowego czy ceramiki. 

    Porównanie czułości obu tych przyrządów wskazuje przewagę SRP-68 jeżeli chodzi o ogólną czułość, przydatną przy wykrywaniu źródeł promieniowania, zaś NHC-7 góruje pod względem wiarygodności pomiaru samej emisji gamma:

    Wykrywanie źródeł z odległości przez oba przyrządy przedstawia się następująco:

    • paczka 20 siateczek żarowych "Luxor" - 100 cm
    • soczewka ze szkła torowego (2 µSv/h) - 48 cm
    • minerał (4 µSv/h) - 55 cm
    • medalion Quantum Pendant (0,8 µSv/h) - 35 cm

    • skala od DP-63A (50 µSv/h) - 100 cm (230 cm)
    • minerał (60 µSv/h) - 350 cm (220 cm)

    Sonda radiometru ma ledwo zauważalną charakterystykę kierunkową, czułość po bokach jest minimalnie mniejsza niż od frontu. W osłonie sondy nie ma dodatkowych ekranów, ale plastik na bocznej krawędzi jest nieco grubszy niż na czole korpusu sondy.

    Przyjrzyjmy się testom obejmującym większość "domowych" źródeł, w tym produkty rozpadu radonu ze słoika ze skalą DP-63A:


    Podczas pomiaru niektórych źródeł przełączałem przyrząd w tryby SCA1 i SCA2, by sprawdzić, jaka częstość zliczania odpowiada energiom z zakresu. Gdybym zwęził te okienka, NHC-7 stałby się prymitywnym spektrometrem o dwóch kanałach. Oczywiście uzyskiwanie spektrogramu tą drogą wymagałoby pracochłonnego zmieniania kanałów i ręcznego tworzenia spektrogramu, zostawmy to więc dedykowanym przyrządom. 

    ***

    Zasilanie odbywa się z 6 baterii AA umieszczonych w zasobniku pod przesuwną klapką na przednim panelu. Baterie powinny starczyć na 30 godzin pracy. 

    W razie zastosowania akumulatorków istnieje możliwość ich ładowania w radiometrze, za pomocą zasilacza podłączonego przez wtyk koncentryczny, ukryty pod gumową zaślepką po prawej stronie korpusu. Obok niego miernik ma port mini-USB do współpracy z komputerem, niestety nie mogłem przetestować tej funkcji z uwagi na brak oprogramowania. 

    Po lewej stronie znajduje się drugi zestaw złączy, również zabezpieczony gumową zaślepką. Jeden to gniazdo jack 3,5, pozwalające na słuchanie dźwięku impulsów przez słuchawki lub wyprowadzenie go na komputer.

    Obok jest płaskie gniazdo, którego przeznaczenia jeszcze nie ustaliłem. Niestety nie mam dokumentacji do tego przyrządu i odnoszę wrażenie, że miernik był produkowany tylko na rynek japoński. Jedyne, co udało mi się znaleźć, to cytowany na początku wpisu folder reklamowy z opisami NHC-6 i 7, a także  PDF z opisami obsługi kilku japońskich dozymetrów, w tym niniejszego radiometru [LINK].


    ***


    Przyrząd jest lekki (1,5 kg z bateriami) i wygodny w obsłudze, a jakość wykonania bardzo wysoka. Są niestety pewne drobne mankamenty:

    • kabel łączący sondę z korpusem jest dość krótki (50 cm z możliwością rozciągnięcia do 65 cm)
    • zatrzask mocujący sondę na rączce transportowej nie jest wygodny, zwłaszcza gdy szybko musimy zamocować w nim sondę
    • wyświetlacz jest mało czytelny przy wyłączonym podświetleniu
    • przyciski pracują ze sporym oporem, czasem trzeba naciskać dwa razy

    Te niedogodności nie mają jednak dużego wpływu na ostateczną ocenę miernika. Podczas obsługi pamiętajmy, by chronić miernik od udarów mechanicznych, które mogą uszkodzić scyntylator albo fotopowielacz. Unikajmy też gwałtownych zmian temperatury, miernik co prawda ma układ kompensujący temperaturę detektora, ale zalecany zakres temperatur zawiera się między 0 a 40 st. C.


    ***


    W komplecie jest walizka z aluminium, zamykana na zatrzaski z możliwością ich zablokowania kluczykiem.

    Walizka jest wyściełana grubą wkładką z gąbki, która skutecznie zabezpiecza przyrząd na czas transportu. 


    Miernik wkładamy do walizki z rączką ustawioną pionowo i sondą umieszczoną na niej. Zastanawiam się, czy przechowywanie przyrządu z rączką złożoną na bok nie byłoby korzystniejsze - walizka byłaby bardzo płaska, ale za to szersza.

    ***

    Czas na podsumowanie. NHC-7 to miernik o specyficznym przeznaczeniu, głównie do pracy w medycynie nuklearnej i nauce. W warunkach amatorskich posłuży do precyzyjnego ustalenia dawki promieniowania gamma, bez uwzględniania niskoenergetycznej emisji, która bardzo często znacznie zawyża pomiar dokonywany nieosłoniętym licznikiem G-M albo nieskompensowanym detektorem scyntylacyjnym. Ma to swoje wady i zalety - jeśli chcemy uchwycić subtelne zmiany tła naturalnego albo poszukiwać źródeł o mieszanej emisji, odczujemy brak czułości - SRP-68 będzie miał tu wyraźną przewagę. Trudno więc tutaj o typowe zestawienie wad i zalet, wymienię więc plusy i minusy pod kątem widzenia amatora:

    Plusy
    • dokładny wynik obejmujący samo promieniowanie gamma
    • podwójny wskaźnik (wyświetlacz + mikroamperomierz)
    • tryb przelicznika
    • programowalne kanały spektrometru

    Minusy
    • mała czułość na źródła o "miękkiej" emisji
    • wyświetlacz niezbyt czytelny przy wyłączonym podświetleniu
    • opornie pracujące przyciski
    • krótki kabel sondy
    • wysoka cena
    Jeżeli spotkaliście się z tym przyrządem w swojej praktyce, chcecie uzupełnić powyższy wpis lub dysponujecie dokumentacją, dajcie znać w komentarzach!

    ***

    Zachęcam też do wspierania bloga, zarówno pośrednio, poprzez zakup dozymetrów [LINK], jak i bezpośrednio, przez Patronite lub BuyCoffeeTo