Często na blogu wspominam, że dany artefakt znalazłem,
szukając metodą „na przyrządy”. Pora więc poświęcić tej metodzie kilka słów.
Nazwę zaczerpnąłem z lotnictwa, gdzie oznacza lot w oparciu tylko o wskazania
przyrządów pokładowych (Instrument Flight Rules, IFR), bez widoczności ziemi, horyzontu itp. Przeciwieństwem jest lot VFR (Visual Flight Rules), czyli w
oparciu o zewnętrzne punkty odniesienia, będące pod kontrolą wzroku pilota.
Analogicznie, przy targowych poszukiwaniach można wypatrywać
obiektów podejrzewanych o „świecenie”, a następnie sprawdzać je dozymetrem,
bądź też „skanować” dozymetrem wszystkie wyroby i śledzić odczyt w poszukiwaniu
nagłego wzrostu.
Metodę pierwszą stosowałem od samych początków istnienia
bloga aż do 2020 r. Znalazłem dzięki niej dziesiątki ciekawych artefaktów, wolę
jednak nie myśleć, ile pominąłem. Sprawdzałem przede wszystkim wyroby:
- ceramiczne: pomarańczowe, żółte, czerwone, brązowe i zielone,
- szklane: zielone, żółte,
później miodowe oraz mleczne.
Z biegiem czasu „profilaktycznie” mierzyłem
prawie każdy wyrób, który nie był biały lub przezroczysty (a jak pokazała przyszłość, i takie powinienem sprawdzać!). Metoda miała pewne
zalety – przede wszystkim dyskretność. Przyłożenie co któregoś wyrobu na
stoisku do Polarona nie zwracało zbytnio uwagi, można to było zrobić szybko,
gdyż ten miernik momentalnie reagował na promieniowanie ,nawet od niskoaktywnych źródeł. To w sumie jedyna zaleta. Wad było więcej.
Przede wszystkim zmęczenie – każdy wyrób wyjąć (delikatnie!), przyłożyć do
miernika, odłożyć (też delikatnie!). W pewnym momencie ostrość wzroku zaczyna
spadać i łatwo o przeoczenie. Poza tym czas. Stoisk jest kilka, na każdym 80-100 kartonów - zawartość jednego dostawczaka.
Przykładowo moje targi:
- sobota (dane z 28.01.2023):
- stoisko 1 - 5 rzędów po 16 kartonów + jeden po 8 = 88 kartonów
- stoisko 2 - 7 rzędów po 12 kartonów = 84 kartony
- stoisko 3 - ok. 5 rzędów po ok. 20 kartonów (stoisko rozłożone częściowo z uwagi na deszcz, więc nie liczyłem dokładnie) = ok. 100 kartonów.
- niedziela (dane z 29.01.2023):
- stoisko 4 - 6 rzędów po 24 kartony = 124 kartony
Kartony mają standardowe wymiary, łatwo więc policzyć łączną powierzchnię do przeszukania.
I najważniejsza wada: możliwość przeoczenia wyrobów o nietypowych
barwach lub lezących pod spodem. Do takich obiektów należy:
- płaskorzeźba Matki Boskiej z przezroczystego szkła z
dodatkiem Th-232 [LINK]
- białe talerzyki Provincial Boquet
- kremowe talerze i mlecznik (oraz niekupiona waza) firmy Haldensleben
- dymne szkło uranowe, wyglądające zupełnie jak Duralex czy Arcoroc [LINK]
- oprawny w cynę talerz z kremowego szkła uranowego
- glazura uranowa na metalu - tu jeden obiekt (miedziany trójkąt) rozpoznałem wzrokowo, ale pozostałe "na przyrządy":
- rycerz [LINK]
- puzderko My Nghe Viet Nam [LINK]
- tacka Esmaltes Garcia
- okruchy autunitu w małej gablotce
- okruchy nierozpoznanych minerałów różnych rozmiarów i aktywności
- żółte minerały znajdujące się pod warstwą naczyń
- czarne kieliszki i czarka z glazurą uranową [LINK]
- kafel z motywem gwiazdki, świetny do autoradiogramów [LINK]
- holenderska ceramika Gouda, często dość niepozorna
- talerzyk z... Fabryki Fajansu w Kole
- pomalowany na złoto wazon z zielonego szkła uranowego (zob. niżej)
- dzbanek z malowanego szkła wazelinowego
- czasza od kielicha z metalowymi "złotymi" zdobieniami
- miseczka z zielonego "butelkowego" szkła
Powyższych wyrobów w 90% bym nie znalazł, szukając
tradycyjnymi metodami. Albo kolor był niepozorny, albo znajdowały się głęboko,
albo byłem już zmęczony i wzrok mi się mącił, ale jeszcze wyskok wskazówki
„żelazka” byłem w stanie zauważyć. Tu mała uwaga. Może się wydawać śmieszne,
ale po kilku godzinach z „kocim plecakiem” na grzbiecie, często w pół-zgiętej pozycji zdolność koncentracji i spostrzegawczość gwałtownie spadają. Pstrokacizna przedmiotów zaczyna zlewać się w jeden melanż, a jeśli jakiś wyrób nie ma typowo "uranowej" barwy (ostry pomarańcz), to bardzo łatwo go pominąć. Sprawę komplikują dodatkowo obiekty "fałszywie dodatnie", czyli pomarańczowy lub żółty odbiegający od typowego koloru glazury uranowej, które jednak, dla 100% pewności, lepiej sprawdzić.
Do tego dochodzi kwestia obiektów umieszczonych przy ściance kartonu albo pod warstwą innych naczyń. Kafel ozdobiony motywem gwiazdy podniósł odczyt na RKP-1-2, stojąc pionowo, "przyklejony" do ścianki kartonu. W inny sposób bym go nie zauważył. Niektóre naczynia wykopałem spod warstwy innych skorup, jeśli tylko ich aktywność była odpowiednio wysoka. Promieniowanie glazury uranowej ma dość niską energię i łatwo ulega pochłanianiu w warstwie naczyń znajdujących się powyżej, jednak naczynia nie leżą ściśle, a odstępy są na tyle duże, że wystarczą, by silna wiązka dotarła do dozymetru. W przypadku minerałów, emitujących promieniowanie o wyższej energii ("twarde") ten problem nie występuje, nawet gruba warstwa naczyń nie jest w stanie bardzo go osłabić. Po dłuższej praktyce można nawet zauważyć różnicę w szybkości ruchu wskazówki - przy minerałach skok jest gwałtowny., wskazówka od razu idzie na koniec skali I zakresu, a dźwięk impulsów zmienia się w charakterystyczny syk.
***
Metoda "na przyrządy" ma również wady. Pierwszą, dość oczywistą, jest zmęczenie. "Żelazko" trzeba zbliżyć na odległość 5-10 cm od powierzchni naczyń w kartonie. Kartony sięgają mniej więcej do kolan osoby o przeciętnym wzroście. Oznacza to, że pracujemy w póługiętej pozycji. "Żelazko" waży 1,5 kg, a obsługujemy je jedną ręką, zwykle wiodącą (u mnie lewa).
Do tego dochodzi "pułapka ośmiu cps", którą opisałem osobno [LINK], tutaj więc tylko wspomnę, że oznacza ona oscylowanie wyniku wokół dwukrotności tła naturalnego. Może być to spowodowane nagromadzeniem szkła kryształowego, zwykłej ceramiki, granitu albo pojedynczego wyrobu o średniej aktywności i w pewnym oddaleniu.
Poważniejszym jednak problemem jest zwracanie na siebie uwagi i to zarówno sprzedawcy, jak i innych kupujących. Ze sprzedającym najlepiej się zaprzyjaźnić, zwłaszcza jak jesteśmy stałym klientem. Dobra relacja opłaca się obu stronom - sprzedawca ma stałego nabywcę, a my możemy liczyć na mały rabat czy podsunięcie ciekawego obiektu (zdarzało się!). Niestety nie zawsze to działa i niektórzy podwyższają cenę, jeśli widzą, że przedmiot wyszukał dozymetrysta-amator. Pomaga wówczas chodzenie parami. Jedna osoba "skanuje" kartony, a druga "ogląda" tradycyjnie. Przedmioty "świecące" są odkładane na miejsce w umówiony sposób (np. po dwukrotnym potrząśnięciu, postukaniu palcem, obejrzeniu pod światło). Druga osoba ma na oku tak "zaznaczone" obiekty i po chwili pyta o cenę.
Inną kwestią są humory niektórych sprzedawców (w moim wypadku niezwykle rzadkie, aczkolwiek zdarzały się) - większość tylko pyta, co mierzymy, nawiązuje pogawędkę i tyle. W moim mieście na dwóch stoiskach można pogawędzić, na pozostałych jestem traktowany neutralnie, na jednym sprzedawca czasem coś podsunie, bo już mniej więcej wie, jakie wyroby "świecą". Niektórzy jednak mają dziwne pretensje - słynna sytuacja "Tu nie ma żadnego promieniowania, tu ludzie chodzą!". Nie spotkałem się jeszcze z zarzutem "niszczenia" towaru przez dotykanie miernikiem, ale wszystko przede mną.
Obawa przed nieprzychylną reakcją powstrzymała mnie od użycia "żelazka" na giełdzie Pchli Targ w Poznaniu - ograniczyłem się do poszukiwania wzrokowego i znalazłem jedynie drobnicę z niewielkimi maźnięciami glazury uranowej. Gdybym przeskanował te wszystkie kartony, być może znalazłbym coś jeszcze, wolałem jednak nie ryzykować na nie swoim terenie:
Kolejnym problemem są inni kupujący. Niektórzy zapytają się, po wyjaśnieniu (i otrzymaniu wizytówki bloga) podziękują - tacy są najlepsi. Inni zaczną wchodzić w dyskusję, co jest już mniej pożądane - wszak towar stygnie, a inni kupujący nie śpią, lubię popularyzować wiedzę, ale targ jest moim terenem polowań. Najbardziej irytujący są "śmieszni", co pytają "z Czarnobyla?" "bombę budujesz". Niektórym po prostu ewidentnie się nudzi, inni zaś patrzą się jak sroka w kość czy nawet śledzą (!), ale nie pytają.
***
Na sam koniec pozostaje kwestia sprzętu, którego używamy do poszukiwania metodą "na przyrządy". Miernik taki powinien mieć przede wszystkim:
- czuły detektor o dużej powierzchni - najlepiej zestaw 3 lub 6 liczników STS-6/SBM-19/BOI-53, ewentualnie większy licznik okienkowy, np. SBT-10A, SI8B, SI14B
- mikroamperomierz analogowy (ze wskazówką) - ma mniejszą bezwładność niż cyfrowy wyświetlacz i łatwiej zauważyć nawet drobne wahania.
Podane warunki spełnia niewiele mierników:
Spośród nich przetestowałem gruntownie RKP-1-2, który jest najbardziej użyteczny i sprawdził się podczas licznych poszukiwań. Największą zaletą jest duża powierzchnia liczników, pozwalająca na "omiecenie" całego kartonu w ciągu kilku sekund. Drugą zaletą jest duży, wyraźny mikroamperomiez, pozwalający zarejestrować nawet niewielki wzrost poziomu promieniowania. Nie bez znaczenia jest też mały pobór prądu - przy cotygodniowym chodzeniu na targi w sobotę i niedzielę jeden komplet starcza na ponad rok pracy!
Starsza wersja - RKP-1 - jest mniej wygodna, ale tylko, gdy przesiadamy się z nowszej i musimy przyzwyczaić do skali w cpm oraz mR/h zamiast cps i µGy/h. W takiej sytuacji trzeba na nowo zapamiętać wartości tła, "pułapki 8 cps" oraz odczytów dla najważniejszych typów artefaktów. Jeśli poszukiwania zaczynamy z RKP-1, będzie on równie funkcjonalny jak RKP-1-2, gdyż różnice są kosmetyczne. Dźwięk impulsów w RKP-1 jest nieco "ostrzejszy" w brzmieniu, co niekiedy może być zaletą.
Testowałem też radiometr RM5/1 firmy Nuclear Enterprises, który może współpracować ze wszystkimi sondami na napięcie 300-1400 V, zatem podłączymy do niego każdą sondę produkcji ZZUJ Polon z pojedynczym wtykiem koncentrycznym. Przyrząd jest lekki i ma wygodny uchwyt do przenoszenia, niestety krótka stała czasu powoduje w połączeniu z dość "nerwową" wskazówką mikroamperomierza bardzo duże wahania wyniku. Miernik testowałem z sondą SGB-3P i udało mi się znaleźć ten oto podgrzewacz firmy Rosenthal, choć kolor był tak charakterystyczny, że pomiar był tylko formalnością.
Próbowałem też prowadzić poszukiwania z miernikami cyfrowymi:
Wyniki jednak nie były w pełni zadowalające. Najlepiej sprawdził się UDR-2 z sondą SGB-3P. Sonda ta stanowi większą wersję SGB-1P i ma 6 liczników STS-6/SBM-19/BOI-53, dwa razy więcej niż mniejszy model. Z jednej strony przyspiesza to przeszukiwanie kartonów, z drugiej powoduje wzrost odczytu od dużej liczby zwykłych wyrobów ceramicznych, szkła kryształowego itp. Problemem jest też masa sondy (2 kg), do której dochodzi jeszcze radiometr (0,5 kg), a także mała manewrowość całego zestawu. Nie wyobrażam sobie w tej roli RUST-3, ważącego 4 kg.
EKO-C jakkolwiek ma dużą czułość, to jego wyświetlacz LED ma sporą bezwładność, a do tego nie jest dobrze widoczny w pełnym słońcu. W przypadku RK-100 z kolei problemem był wysoki bieg własny i czas reakcji, choć mała i lekka sonda ułatwiała pracę. Zaletą jest też dobre zabezpieczenie okienka pomiarowego przez mocną siatkę drucianą, choć i tak lepiej uważać - z zawartości kartonu może sterczeć drut lub szpikulec i nieszczęście gotowe.
Niedawno testowany MKS-1E ma dobrą czułość, jednak problemem jest dość małe okienko, wymagające powolnego i wielokrotnego przesuwania nad zawartością kartonu, a także szybkie zapełnianie się pamięci, jeśli ustawimy krótki czas pomiaru, niezbędny by dozymetr szybko zareagował na źródło. Do tego dochodzi nieergonomiczny wysięgnik, wymagający mocnego chwytu, gdyż pulpit pomiarowy powoduje silne skręcanie w lewo:
Jak już wspomniałem, przy licznikach okienkowych należy też bardzo uważać, by nie dotknąć okienkiem różnych obiektów o ostrych krawędziach, wystających drutów itp. Mika jest bardzo cienka i łatwo ją uszkodzić, nieodwracalnie niszcząc licznik.
Poszukiwania kieszonkowymi miernikami (AT-6130, RadiaScan 701A) prowadziłem wyjątkowo, z powodu uszkodzenia głównego dozymetru. Małe okienko pomiarowe powodowało, że trzeba było wykonać kilka "przejść" przez karton. Pracę ułatwiał tryb poszukiwania, obecny w obu miernikach. W tym trybie dozymetr bardzo szybko reaguje na odchyłki od tła naturalnego, a wynik pokazywany jest w postaci wydłużającego się paska i dodatkowej wartości cyfrowej:
Dozymetr z małym okienkiem i trybem poszukiwania przydaje się jako dodatkowy miernik, gdy "żelazko" wpadnie w "pułapkę 8 cps" albo pokazuje niejednoznaczny wynik, bo źródło jest znacznie mniejsze niż powierzchnia detektorów. W takim przypadku pomiar małym licznikiem okienkowym pozwala stwierdzić, czy aktywność obiektu wyraźnie przekracza tło. Takie problemy najczęściej sprawia niskoaktywne szkło uranowe, często w kolorze ciemnej, butelkowej zieleni.
***
Podsumowując, metoda "na przyrządy", jakkolwiek wymaga pewnej wprawy oraz dużej dozy cierpliwości, pozwala na wyszukanie obiektów, których innymi metodami byśmy nie znaleźli. Jest szczególnie przydatna w przypadku obiektów przykrytych innymi naczyniami, małych, niewyróżniających się, a zwłaszcza tych o dużej aktywności.
Szukacie metodą "na przyrządy" czy wolicie wzrokowo? Jakie najdziwniejsze sytuacje spotkały Was podczas poszukiwania artefaktów? Może wzorem konkursu "Atomowa bzdura roku" zrobimy własny pt. "Targowa bzdura roku"?