Prezentowany miernik skażenia powierzchni (radiometr) jest solidnym, wodoszczelnym wojskowym miernikiem z lat 50. Masywna, metalowa obudowa, uszczelnienia na wszystkich złączach i dwa zasobniki z odwadniaczem świadczą o przystosowaniu miernika do pracy w naprawdę ekstremalnych warunkach. Do przyrządu dołączona jest brezentowa torba, wkrętak regulacyjny, sonda pomiarowa oraz przystawka zasilająca. Niestety nie mam oryginalnych baterii, podejrzewam, że była to bateria anodowa 80-120V i jakieś ogniwo żarzenia. Miernik ma zakres od 0,1 do 10 mR/h, wg instrukcji powinien wydawać pojedyncze "piknięcia" pod wpływem promieniowania tła. Niestety, lata robią swoje i poza testem baterii nie udało mi się go dalej sprawdzić. Z informacji na brytyjskich forach wnioskuję, że po tylu latach kondensatory mogą wymagać wymiany :(
Blog o promieniowaniu jonizującym, dozymetrii i ochronie radiologicznej. Zwalcza mity związane ze zjawiskiem radioaktywności i przybliża wiedzę z zakresu fizyki jądrowej oraz źródeł promieniowania w naszym otoczeniu.
Etykiety
akcesoria
(14)
artefakty
(87)
bezpieczeństwo
(63)
ceramika uranowa
(22)
dozymetry indywidualne
(23)
dozymetry kieszonkowe
(137)
dozymetry scyntylacyjne
(14)
eksperymenty
(37)
historia
(103)
humor
(8)
indykatory promieniowania
(36)
izotopy wokół nas
(11)
literatura przedmiotu
(31)
mity
(23)
popkultura
(8)
promieniowanie wokół nas
(14)
radiometry laboratoryjne
(21)
radiometry przenośne
(66)
radon
(15)
rentgenometry
(18)
rentgenoradiometry
(20)
rocznice
(11)
sondy
(18)
szkło uranowe
(17)
teoria
(71)
warsztat
(40)
25 marca, 2014
20 marca, 2014
Indykatory promieniowania - najniższa kategoria dozymetrów
W jednym z pierwszych postów podałem moją autorską systematykę sprzętu dozymetrycznego. Pierwszą "generacją" były "sygnalizatory promieniowania". Są to uproszczone liczniki Geigera z lampkami zamiast skali albo wyposażone w prosty wskaźnik wychyłowy z pozycjami "bezpiecznie", "poziom podwyższony" i "zagrożenie". Zaczęto je produkować masowo po katastrofie w Czarnobylu, równolegle z dużo bardziej zaawansowanymi konstrukcjami, jak Polaron Pripyat czy RKSB-104. Cechowała je jednak względnie niska cena, zwłaszcza w porównaniu z w/w miernikami wyposażonymi w wyświetlacz LCD :)
Nie były to nigdy moje ulubione mierniki, gdyż interesuje mnie dokładny pomiar emisji a nie jedynie sprawdzenie, czy moje ziemniaki nie "świecą". Do mych rąk trafił tylko jeden taki indykator, eksperymentalny model "Strielec-1" omawiany w sąsiednim poście. Miał on już nieco bardziej rozbudowaną skalę, z progami w mikrorentgenach.
Wiele innych miało po prostu diody LED w kolorach zielonym, żółtym i czerwonym, albo malutki wskaźnik z polami w podobnych kolorach.
Poniżej fotografie innych mierników z zaprzyjaźnionego bloga Dozymetria.wordpress.com:
Dzięki uprzejmości sprzedawcy z Allegro mogę zaprezentować również indykator SIM-03:
Niektóre są dość rzadkie, kupione od Rosjan na bazarze i przechowywane w domach "na wszelki wypadek". Jednym z ciekawszych jest DBGB-07T-1 "Ładoga" (zdjęcie dzięki uprzejmości Sprzedawcy):
Indykatorów, zwanych też sygnalizatorami, używało również wojsko, czego najbardziej znanym przykładem jest RS-70, stosowany przez Ludowe Wojsko Polskie. Występuje w wielu egzemplarzach na aukcjach internetowych, choć jego zastosowanie w domowej dozymetrii jest zerowe. To przyrząd przeznaczony na wypadek wojny jądrowej, najniższy próg to 0,5R/h - dla porównania, na szczycie reaktora w Świerku moc dawki ekspozycyjnej wynosiła 0,028R/h, czyli 17x mniej!
Co do pozostałych indykatorów - jako kolekcjonerskie gadżety lub ciekawostki techniczne są przydatne, natomiast w codziennych pomiarach mało użyteczne. Przede wszystkim zwykle nie są czułe na miękkie promieniowanie beta z racji tuby G-M schowanej w obudowie i często zaizolowanej folią aluminiową. Poza tym ich skala ma charakter wyłącznie orientacyjny. Można je co najwyżej nosić w charakterze dozymetrów progowych, które ostrzegą nas, jeśli moc dawki w jakimś miejscu przekroczy "bezpieczny" poziom. Takie urządzenie możemy trzymać włączone w kieszeni i poinformuje nas wyciem, gdy wejdziemy na "gorącą plamę" w Strefie :)
19 marca, 2014
Molotok.ru - kopalnia dozymetrów :)
Szukając sprzętu dozymetrycznego na czeskim Allegro (aukro.cz) i trafiając co rusz na RGBT-62 i inne konstrukcje naszych południowych sąsiadów, postanowiłem sprawdzić, co upoluję za wschodnią granicą. Wszedłem więc na molotok.ru i wpisałem "dozimetr" korzystając ze strony translit.ru (nie trzeba przestawiać klawiatury na cyrylicę). Wyniki były obiecujące, choć dziwne (stan na środę 19 marca 2014 r.):
- dozymetry indywidualne ID-11 i DKP-50A
- DP-24 - 600-700 rubli
- ID-1 - 1000 rb.
- DP-22W - 1000 do 2000 rb.
- DP-5A - 1000 - 2000 rb.
- DP-24 - 1000 rb.
- VA-J-18 - 1200 rb.
- DBGB-04 - 2000 rb.
- DP-3B - 2300 rb.
- DP-11B - 2500 rb.
- DP-5W - 2000 do 2300 rb.
- DP-12 - 2800 rb.
- DP-64 - 2800 rb.
- DRS-01I - 2500 rb.
- SD-1M - 2900 rb. (miernik schronowy z dzwonkiem alarmowym)
- BDRG-35P - 3000 rb.
- DRGZ-02 - 2900 rb.
- Soeks - 3000-5000 rb.
- MRM-1 - 2900 rb. (medyczny)
- FS-2011 - 3500
- ANRI Sosna w wersji niemieckiej, uwaga... 4000 rb.!
- UIM2-2 + BDMG-41-03 - 4500 rb.
- Biełła - 4500 rb. - tyle co Sosna??
- RKSB-104 - 5000-7000 rb.
- KID-2 - 5000 rb.
- DBGB-04 - 4200 rb.
- RMGZ-01 - 5500 rb.
- DRGB-01 (Eko-1) - 6000 rb.
- KDT-02M - 5900 rb. (termoluminescencyjny)
- RK-01 - 6500 rb.
- "Signal" - 7000 rb.
- CZB2-1eM - 7000 rb.
- Terra - 7500 rb.
- TISS 7900 rb.
- Razwiedczik-1 - 8500 rb. - rozbudowany DP-63A
- DRGZ-01 - 9000 rb.
- KRG-1 8800 rb.
- RUP-1 9500 rb.
- ID-02 - 13000 rb.
Zaskoczyły mnie ceny Sosny i RKSB-104 oraz mała ich ilość. Sporo przyrządów lampowych, zwłaszcza starych DP-12. Zatrzęsienie DP-5 we wszystkich wersjach, od najstarszych DP-5A, przez 5B aż do "zieleniaków" DP-5W. Częste są też przyrządy o przeznaczeniu medycznym, używane w pracowniach rentgenowskich, jak MRM-1. Wielu skrótów nie rozszyfrowałem, niektóre mogłem podać błędnie, gdyż 3 i rosyjskie "Z" są bardzo podobne. Jeżeli chodzi o wysyłkę, zwykle nie ma problemu, chyba że miernik ma źródełko kontrolne, wówczas nie ma możliwości wysyłki za granicę Federacji Rosyjskiej czy Ukrainy :(
16 marca, 2014
Niefabryczne liczniki Geigera
Od pewnego czasu można trafić na Allegro liczniki Geigera produkowane przez pasjonatów dozymetrii, z użyciem gotowych podzespołów bądź też całkowicie od podstaw. Zapytacie pewnie, czy warto, a jeśli tak, to za jaką cenę?
Wszystko zależy od jakości wykonanego miernika, gdyż mogą trafić się dopracowane konstrukcje, niewiele ustępujące fabrycznym (Radiatex MDR1), ale bywają też byle jak polutowane "gnioty" w przypadkowych obudowach. Sam radiometr nie jest skomplikowanym urządzeniem. Aby go zbudować, potrzebny jest zasilacz wysokiego napięcia (200-400V), tuba Geigera (właściwy licznik G-M) oraz układ zliczający impulsy. Najprościej dostać tubę, zasilacz jest do zrobienia (wystarczy przetwornica napięcia), najwięcej problemów sprawia układ zliczania, a ściślej, jego kalibracja. Na szczęście tuby G-M mają podaną w specyfikacji charakterystykę, czyli m.in. napięcie pracy oraz ilość impulsów przypadającą na jednostkę promieniowania. Bez tych danych nie skalibrujemy poprawnie miernika. Kalibracja dla promieniowania gamma jest względnie prosta, trzeba tylko pamiętać o wyekranowaniu promieniowania beta. Gorzej jest z emisją beta, którą mierzymy w rozpadach z cm2 na minutę. Promieniowanie to ma różne poziomy energetyczne i często współwystępuje z promieniowaniem gamma. Aby je zmierzyć, należałoby dokonać dwóch pomiarów - z sondą osłoniętą metalem i bez tej osłony, obliczyć różnicę, a następnie przeliczyć na rozpady na minutę. Tak to się odbywa w miernikach fabrycznych, stąd odchylana lub odejmowana klapka z metalu, mająca tłumić promieniowanie beta. W konstrukcjach amatorskich nie spotkałem się z takim rozwiązaniem, zwykle mierzą one całość wpadającego do tuby promieniowania, ale niestety w jednostkach mocy równoważnika dawki (mikrosiwerty) - taki pomiar nie jest więc miarodajny...
Poniżej kilka zdjęć mierników niefabrycznych - zacznę od najbardziej zaawansowanego - Radiatex MDR1 (obecnie powstała druga wersja, MDR2, z łączem USB i możliwością zapisywania pomiarów):
Dzięki uprzejmości Autora mogę umieścić fotografię innego miernika:
Tu z kolei PCD-1, mniej udany, na szczęście zawsze można sprzedać :)
Kolejny miernik, zasilany bateriami AA/R6 lub zasilaczem, który może ładować akumulatorki, jeśli takie włożymy zamiast zwykłych baterii:
Tu z kolei polski DP-2 z zaprzyjaźnionego bloga Dozymetria.wordpress.com
Następna konstrukcja (foto dzięki uprzejmości Sprzedawcy):
Tu z kolei polski DP-2 z zaprzyjaźnionego bloga Dozymetria.wordpress.com
Następna konstrukcja (foto dzięki uprzejmości Sprzedawcy):
Kolejna konstrukcja - foto dzięki Sprzedawcy z Olx.pl :) |
Miernik współpracuje z PC przez port COM ze złączem D-9. |
Podsumowując, wśród amatorskich konstrukcji znaleźć można ciekawe patenty, sam czekam z utęsknieniem na drugą wersję Radiatexa, ale jednak Polarona nic nie pobije ;) Dozymetry niefabryczne mają też jedną zasadniczą wadę - jest ich mało, produkcja opiewa zwykle na kilka sztuk, stąd gdy pojawiają się na Allegro, wokół nich rozpętują się istne bitwy...
13 marca, 2014
Reanimacja Polarona
Właśnie trafił mi się Polaron w średnim stanie. Urwana wtyczka baterii, śniedź na stykach, rozklekotana obudowa - ale "kiedyś działał". Cena okazyjna, a zasilacz, lutownicę i mierniki mam, więc zaryzykowałem.
Pierwszy problem - gdzie plus, a gdzie minus. Jedne Polarony miały kabelki w jasnych kolorach - czerwonym i niebieskim (a raczej różowym i błękitnym), inne - oba w przezroczystej izolacji. Oszczędzając historii detektywistycznych:
- czerwony do plusa, czyli jak na Zachodzie
- odwrotne podłączenie zasilania nie niszczy dozymetru
- jeśli bieguny podłączono prawidłowo, słychać pisk przetwornicy, tym wyższy, im wyższe napięcie - słychać różnicę przy przejściu z 6 na 7 V
Nie było jednak tak różowo. Pomimo zamiany biegunów miernik był martwy. Postanowiłem sprawdzić podstawowe połączenia, w tym włącznik. Poszukiwania zawiodły mnie aż do gniazda zasilacza zewnętrznego. Porównałem z drugim egzemplarzem. Tak, to musiało być to. Blaszka, która zwiera obwód przy odłączonej wtyczce (i załącza baterię) nie dotykała do bolca w gnieździe. Wetknąłem tam śrubokręt i podłączyłem zasilanie. Miernik zaskoczył, ale połowicznie, wyświetlając same zera. Dobre i to. Niestety, pomimo podsuwania kolejnych źródełek, milczał jak zaklęty. Raz łaskawie wyświetlił 0001 i 0002, ale na tym poprzestał. Złapałem miernik i sprawdziłem napięcie na tubach G-M - było OK - ale przy okazji potrąciłem dozymetr, który wreszcie zaczął "ćwierkać" i poprawnie mierzyć. Jak widać, ruskiemu sprzętowi trzeba czasem przywalić, albo po długiej bezczynności musiał się nagrzać ;) Tak, czy inaczej, miernik ruszył, pozostało mi tylko skręcić obudowę i przylutować przyłącze do baterii (krótszego kabla nie mogli dać?).
Piszę to po to, aby pokazać najczęstsze przyczyny usterek Polaronów, które często dostępne są na rynku w stanie dalekim od idealnego i wymagają drobnych poprawek. Czasem trzeba oddać sprzęt w ręce specjalisty, ale najpierw warto sprawdzić, czy wszystko kontaktuje, bo może wystarczy kawałek aluminiowej folii wepchnąć do gniazda zasilacza ;)
UWAGA - z tego co zauważyłem, blaszka powinna zwierać JEDEN bolec, w przeciwnym wypadku momentalnie rozładuje baterię nawet pomimo wyłączania miernika (jak dobrze, że mam akumulatorki...).
UWAGA - z tego co zauważyłem, blaszka powinna zwierać JEDEN bolec, w przeciwnym wypadku momentalnie rozładuje baterię nawet pomimo wyłączania miernika (jak dobrze, że mam akumulatorki...).
PS. Czy ktoś widział na oczy zasilacz do Polarona? To chyba jak z sondą do Sosny lub RKSB-104 ;)
05 marca, 2014
Słabe źródła promieniowania
W amatorskiej praktyce dozymetrycznej często mamy do czynienia z dość słabymi źródłami promieniowania. Źródła takie wykazują emisję nieznacznie przekraczającą naturalne tło promieniowania i często mamy problem z ustaleniem, czy nie jest to jedynie nagły "wyskok" tła. Jeśli jednak nasza "Sosna" czy "Polaron" ciągle pokazują 0,020mR/h, sprawa staje się jednoznaczna. Tło promieniowania gamma w Warszawie zwykle nie przekracza 0,012-0,015mR/h. Połóżmy jednak dozymetr na granitowej kostce, płytce podłogowej, cegle, glinianym garnku czy wyrobach ze szkła ołowiowego, a zwykle wskazania wzrosną i to w sposób trwały. Nie jest to może zbyt spektakularne, w naszym codziennym otoczeniu znalazłoby się wiele silniejszych źródeł, ale nawet tak słaba emisja pokazuje, że promieniotwórczość towarzyszy nam na każdym kroku i nie ma od niej ucieczki. Promieniują materiały budowlane dzięki śladowej zawartości związków uranu i toru. Podobnie szkło optyczne, do którego często dodawano związków lantanu i ceru. Niektóre obiektywy typu Tessar potrafiły przebarwić nawet zdjęcie dzięki działaniu promieniowania na materiał światłoczuły. Również związku potasu, w tym popiół, zawierają radioaktywny potas-40, aczkolwiek jego emisja jest dużo silniejsza niż materiałów budowlanych.
Słabe źródła wymagają czułych dozymetrów, najlepiej z odchylaną osłoną beta. Początkowo używałem "Sosny", lecz później przesiadłem się na RKSB-104. Miernik ten pozwala mierzyć w trybie 18 lub 180 s, a dłuższy czas pomiaru przekłada się na jego większą dokładność. Niestety, ma liczne otwory w obudowie, więc przegrywa z dobrze uszczelnioną i bardziej ergonomiczną "Sosną". Zabrudzenie czy zamoczenie wnętrza dozymetru może mieć fatalny wpływ na elektronikę. Pamiętajmy, że licznik Geigera pracuje pod napięciem 300-400 V....
Subskrybuj:
Posty (Atom)