26 kwietnia, 2019

Czarnobyl - ile kłamstwa w kłamstwie?

Od czasu napisania mojej magisterki poświęconej ukrywaniu awarii w Czarnobylu minęło już 8 lat. Skrót pracy został opublikowany w Dziejach Najnowszych rocznik XLIII -2011, 2 [LINK], zaś pełną wersję można pobrać TUTAJ. Faktografia oparta została na materiałach Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, znajdujących się w Archiwum Akt Nowych, zatem pozostawiam ją bez zmiany. Faktem jest zwłoka w poinformowaniu społeczeństwa, blokada informacyjna, fałszywie uspokajające komunikaty czy opóźnienie akcji z płynem Lugola, który oczywiście najpierw otrzymali funkcjonariusze partii, wojska i  milicji.  Natomiast formułowane przeze mnie w tej pracy oceny wymagają pewnej korekty.
Przede wszystkim, czego by władze nie powiedziały, zostałoby to odebrane jako kłamstwo. Władzom wówczas nie ufało się z zasady.  Najtrudniej prostować mity fałszywe od początku do końca, zwłaszcza, gdy prasa utraciła resztki wiarygodności, a czytelnik „wie swoje”. Poniżej cytat nieco wcześniejszy i dotyczący innej sprawy, ale bardzo aktualny w kwestii Czarnobyla:



Ujawnienie całej prawdy nie było możliwe choćby z tego powodu, że sama „góra” za dużo nie wiedziała. Jakaś awaria, sądząc po składzie skażeń, pochodząca z reaktora a nie z bomby atomowej, i tyle. Sowieci mówią, że awaria drobna, odczyty rosną, ale też dość szybko opadają, nie wiadomo, jak długo to potrwa. Co tu robić? Rozszerzyć środki ostrożności, nakazać mycie warzyw, zamykanie dzieci w domach? A jeśli wybuchnie panika? Ludzie zaczną masowo wyjeżdżać na wieś lub odwrotnie, przyjeżdżać do miast, chować w piwnicach, rzucą się na sklepy, by wykupić wszystkie paczkowane produkty? Siedzieć w domu myjąc się obsesyjnie? Żegnać z życiem i modlić w kościołach? Albo zaczną łykać jakieś podejrzane specyfiki, bo „jedna pani drugiej pani” powiedziała, że proszek z suszonej ropuchy chroni przed promieniowaniem? Że nie wspomnę o starym micie, że od promieniowania chroni… alkohol. Trudno w Polsce o lepszą zachętę do libacji, a co za tym idzie, wzrost przestępstw pod wpływem alkoholu czy w związku z jego zdobyciem. Takie obawy mogły motywować ówczesnych decydentów do blokady informacyjnej, nawet nie całkowitej, a jedynie wyrywkowej, tonującej zbyt alarmistyczne głosy. Nie były to bezpodstawne obawy, gdyż w niektórych miastach sytuacja była bliska wybuchu paniki, zdarzały się nawet przypadki, że przychodnie wręcz szturmowano, gdy zabrakło płynu Lugola. Chaos pogłębiały też „niezależne” pomiary radiometryczne, czynione przez pracowników instytucji naukowych, mających dostęp do służbowego sprzętu (prywatnych przyrządów dozymetrycznych wówczas praktycznie nie było). Takie pomiary nie były miarodajne z uwagi na wyrywkowość, błędy metodologiczne i niewłaściwą interpretację, gdyż polegały np. na pomiarze mocy dawki beta+gamma radiometrem RK-67 na krzakach przed szpitalem. Jak przełożyć taki wynik na ogólną aktywność powierzchniową emiterów promieniowania beta w całym mieście? Zatrudniony w szpitalu radiolog czy inspektor ochrony radiologicznej rzadko ma taką wiedzę i sprzęt. Z drugiej strony trudno się dziwić takim pomiarom na własną rękę, skoro nawet rzetelne dane Służby Pomiaru Skażeń Promieniotwórczych były poddawane bardzo licznym manipulacjom przez rządowy aparat propagandowy zanim zostały podane do publicznej wiadomości.  Władze były w potrzasku i skoro już na początku postanowiły kłamać, czy choćby koloryzować stan faktyczny, nie mogły potem zawrócić z tej drogi.
***
Żeby była jasność. Nie popieram blokady informacyjnej ani zbywania pytań obywateli odpowiedziami w stylu „najwyżej dzieci będą się częściej myły”, wygłoszonej przez dyrektorkę Instytutu Matki i Dziecka prof. dr hab. Krystynę Bożkową. 

Prof. Krystyna Bożkowa odbiera tytuł Warszawianki Roku 1979, fot. G. Rutowska,
zbiory NAC


Władze po prostu wzięły na przeczekanie, licząc, że sytuacja sama się unormuje – i tak się faktycznie stało. Według późniejszych danych dawka otrzymana od Czarnobyla w Polsce nie była tak duża, zaś najsilniejsze skażenia utrzymywały się przez dwa miesiące. Rozkład skażeń w Europie można prześledzić np. na tej mapie - widać skutki opadu radioaktywnego niesionego przez zmieniający się wiatr - najpierw skażenia pojawiły się w Skandynawii:

Źródło - http://czarnobyl1986.info/akcja.html


Terytorium Polski zostało bardzo nierównomiernie dotknięte opadem z Czarnobyla. Najsilniej ucierpiały województwa południowe, szczególnie rejon Opola, gdzie na skutek intensywnych opadów deszczu powstała tzw. anomalia opolska. Poniższa mapa pokazuje rozkład stężenia cezu-137, produktu rozszczepienia uranu, zmierzone w 2010 r. - więcej na ten temat w osobnej notce [LINK].



Obecne promieniowanie opadu z Czarnobyla stanowi ok. 0,2 % łącznej dawki przyjmowanej w Polsce, mniej więcej tyle samo, ile od pozostałości opadu z testów jądrowych w latach 50. i 60. [LINK]. Możliwość wykrycia tych pozostałości w glebie i wodzie wynika z dużej czułości stosowanej obecnie aparatury radiometrycznej. Aktywności te są obecnie tak niewielkie, że nie stanowią zagrożenia dla zdrowia.
***
Inną kwestią, nie ulegającą dyskusji, było wysłanie polskich kolarzy na XXXIX Wyścig Pokoju, którego prolog i pierwsze 3 etapy odbywały się w Kijowie, w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca awarii czarnobylskiej. Sportowców szantażem wręcz zmuszono do udziału w wyścigu, używając na przemian wielkich słów o "sprawie narodowej" i niskich argumentów o kosztach  wyszkolenia sportowców przez państwo. W naciskach uczestniczyli zarówno przedstawiciele organizacji sportowych, jak również władz partyjnych i rządowych. Zawodnikom klubów Legia (wojsko) i Gwardia (milicja) po prostu wydano rozkaz wyjazdu, którego niewykonanie mogłoby skończyć się w wiadomy sposób, zatem zatem zawodnicy innych klubów solidarnie wyjechali z nimi [LINK]  Państwa zachodnie w większości wycofały swoje ekipy oprócz Francji i Finlandii, a spośród krajów socjalistycznych wycofała się Rumunia.

Źródło - http://czarnobyl1986.info/akcja.html

























Poziom skażeń w Kijowie był znacznie większy niż w większości miast Polski, a pamiętajmy, że podczas wysiłku organizm wdycha znacznie większe ilości radioaktywnego pyłu. Takie postępowanie można uznać za cyniczne narażanie zdrowia ludzi w imię propagandy. Cenzura oczywiście usuwała wszystkie wzmianki dotyczące związku katastrofy ze słabym wynikiem polskich kolarzy, pozostawiając jedynie sugestie, że morale młodych sportowców ucierpiało na skutek siania paniki i niesprawdzonych pogłosek związanych z Czarnobylem (!).

Podsumowując, techniki propagandowe, opisane w mojej pracy, faktycznie były stosowane i są na to niezbite dowody w postaci archiwalnych dokumentów. Każdy może przyjść do pracowni naukowej Archiwum Akt Nowych, wypisać rewers i otrzymać te materiały do wglądu. Natomiast interpretacja tych działań, to osobna kwestia i tu miesza się kilka czynników - chęć uniknięcia paniki i jednocześnie uratowania resztek autorytetu władz, brak stuprocentowo pewnych informacji, ale też cyniczne nieliczenie się ze zdrowiem obywateli.

Podobał Ci się wpis? Chcesz widzieć więcej takich treści? Wesprzyj mnie na Patronite - https://patronite.pl/anonymousdosimetrist



18 kwietnia, 2019

Izotopy wokół nas - jod-131

Izotop ten kojarzy się głównie z chorobami tarczycy oraz awarią z Czarnobylu. Powstaje bądź jako jeden z produktów rozszczepienia uranu w awariach i wybuchach nuklearnych, oraz w wyniku naświetlania tlenku telluru-130 neutronami w reaktorze jądrowym. Pod wpływem naświetlania powstaje tellur-131, który szybko rozpada się do jodu-131. W medycynie stosowany jest zarówno do diagnostyki tarczycy, jak również do leczenia jej nadczynności. Jako element skażenia promieniotwórczego po wybuchu jądrowym jest relatywnie najmniej szkodliwy z całej "trójcy" głównych produktów rozszczepienia (pozostałe to stront-90 i cez-137). Jest jednocześnie jednym z najbardziej rozpowszechnionych produktów rozszczepienia uranu, spośród których większość ma liczby masowe w pobliżu 90 i 140. Przy rozszczepieniu jądra uranu jeden produkt ma masę 1/3, a drugi 2/3 jądra uranu, łącznie produktów może być ok. 200:


Czas półrozpadu I-131 wynosi zaledwie 8 dni, zatem po już 80 dniach izotop ulega całkowitemu rozpadowi. Dla porównania - stront-90 ma t1/2 = 28 lat, cez-137 - 30 lat, czyli dopiero po 280-300 latach te izotopy znikną z obiegu (przyjmuje się 10-krotność czasu półrozpadu jako czas całkowitego zaniku aktywności).
***
 Jod-131 emituje zarówno promieniowanie gamma o energii 365 keV (81,7%), 637 keV (7,2%) i 284 keV (6,1%), jak również beta o energii max 606 keV*. Narządem krytycznym jest tarczyca, która wykorzystuje jod do syntezy hormonów - tyroksyny i trójjodotyroniny, jednak nie odróżnia, czy przyjmuje jod nieradioaktywny (jod-127, jedyny izotop występujący w przyrodzie), czy promieniotwórczy. Dlatego też w przypadku spodziewanego narażenia na skażenie jodem-131 należy przyjąć preparat zawierający jod nieradioaktywny, aby "nasycić" nim tarczycę - wówczas przez pewien czas nie będzie przyjmować żadnego jodu, więc też i radioaktywnego. Zwykle są to specjalnie tabletki jodku potasu (KI), w sytuacjach awaryjnych można użyć płynu Lugola lub jodyny**, ale należy być z tym bardzo ostrożnym. Jod jest pierwiastkiem bardzo agresywnym i nieumiejętne jego stosowanie może łatwo prowadzić do śmiertelnego przedawkowania, szczególnie u dzieci. I przede wszystkim preparat jodowy należy brać kilka godzin PRZED narażeniem, czyli gdy usłyszymy stosowny komunikat. Gdy jesteśmy już narażeni, skuteczność znacznie spada, a po 24 godzinach branie nie ma sensu. Dlatego też, przeprowadzona po awarii w Czarnobylu spektakularna, masowa akcja podawania płynu Lugola dzieciom, młodzieży i kobietom w ciąży zupełnie nie miała sensu, gdyż dokonano jej z dwudniowym opóźnieniem od momentu nadejścia chmury radioaktywnej nad Polskę. Kto miał się nałykać I-131, ten się nałykał, choć narażenie było zdecydowanie mniejsze, niż początkowo podejrzewano.
W książce Kamila Dworaczka "W cieniu radioaktywnej chmury..." (s. 266) podano wyliczenia dr. Pawła Krajewskiego z CLOR, dotyczące skuteczności w redukowaniu przyjęcia radioaktywnego jodu w zależności od momentu podania płynu Lugola:
  • 28 kwietnia - redukcja o 80% (radioaktywna chmura pojawiła się jako pierwsza w Mikołajkach o 21)
  • 29 kwietnia - redukcja o 62 %
  • 30 kwietnia - redukcja o 35% (później oceniono na 28,5 %)
  • 1 maja - redukcja o 7 % (później oceniono na 5 %)
Po uśrednieniu zebranych danych przyjęto, że płyn Lugola zredukował absorpcję jodu-131 o ok. 40 % (później skorygowano ten wynik do 35 %).

Kolejki do wydawania płynu Lugola w przychodni, (Źródło)

Teraz tematyka narażenia na jod-131 wraca za każdym razem, jak niezwykle czuła aparatura pomiarowa  różnych służb wykryje chociaż niewielkie podwyższenie stężenia w atmosferze. Zwykle skutkuje to szturmem na apteki, wykupywaniem płynu Lugola i innymi nieodpowiedzialnymi zachowaniami, np. smarowaniem dzieci jodyną .Tymczasem, jeśli w atmosferze wykryto jedynie jod, bez innych izotopów, które są produktami rozszczepienia uranu, mamy do czynienia z nieznacznym wydobyciem się tego pierwiastka z laboratorium medycyny nuklearnej. Wydarzenia takie pojawiały się kilkukrotnie w ciągu ostatniego dziesięciolecia, więcej na ten temat można przeczytać w tym merytorycznym, wyważonym artykule - LINK. W przypadku awarii nuklearnej w reaktorze lub testu jądrowego skażenia miałyby znacznie szerszy zasięg i bardziej zróżnicowany skład. Notabene po składzie izotopowym radioaktywnych skażeń powietrza można ustalić, czy ich źródłem jest broń jądrowa, czy też reaktor. Tak było po awarii w Czarnobylu, kiedy po szybkiej analizie od razu wykluczono, że źródłem opadu radioaktywnego jest pożar reaktora, a nie wybuch jądrowy. Co więcej, na podstawie stężenia różnych izotopów można nawet ustalić stopień wypalenia paliwa w reaktorze.
Wracając jednak do jodu-131, stosowany jest on zarówno w diagnostyce tarczycy, jak również w leczeniu nadczynności tego gruczołu. Podanie preparatu z jodem-131 pozwala na zlokalizowanie miejsc "ciepłych" - które standardowo wychwytują jod, "zimnych" - które słabiej wychwytują i "gorących" - wychwytujących nadmiernie, które zwykle są zmianami chorobowymi. Następnie koncentracja jodu jest mierzona przez specjalną tzw. kamerę scyntygraficzną. Na powstałym scyntygramie widać rozmieszczenie ognisk chorobowych, które wówczas można poddać diagnostyce (np. biopsji) i leczeniu.
Źródło

Oprócz diagnostyki jod-131 może być stosowany też w leczeniu nadczynności tarczycy, jako leczenie alternatywne dla zabiegu operacyjnego. Podany w kapsułce (1-3 dawki, aktywność 5-15 mCi) jod robi to samo, co skalpel chirurga, jednak cała procedura trwa znacznie krócej, nie jest konieczna narkoza, szwy itp. Osoba leczona jodem nie stwarza zagrożenia dla otoczenia, powinna jedynie unikać bliskiego kontaktu z małymi dziećmi (spanie w jednym łóżku itp.), szczególnie przez pierwsze 5 dni, i przed zabiegiem trzeba na 100% wykluczyć ciążę za pomocą odpowiednich testów. Zalecane jest też powstrzymanie się od prokreacji przez 6 miesięcy - więcej na ten temat TUTAJ. Dodatkowe informacje w tym artykule medycznym
 - https://podyplomie.pl/publish/system/articles/pdfarticles/000/010/909/original/Strony_od_MpD_2011_07-10.pdf?1468487622

Jeżeli ktoś planuje diagnostykę lub terapię jodową w Warszawie i chciałby zmierzyć, czy promieniuje po badaniu, zapraszam do kontaktu przez formularz na blogu.
Radioizotopy stosowane w polskiej medycynie nuklearnej, w tym I-131, produkowane są przez POLATOM w reaktorze "Maria" w Świerku - więcej na ten temat
https://www.ncbj.gov.pl/aktualnosci/jod-swierka-pol-miliona-pacjentow-tygodniowo


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
* szcezgółowe dane preparatu jodowego produkcji polskiej
https://pub.rejestrymedyczne.csioz.gov.pl/Pobieranie.ashx?type=6160-c
** płyn Lugola i jodyna zawierają te same czynniki aktywne - jod i jodek potasu (odpowiednio 1 i 3 g na 100 g produktu), różnią się tylko rozpuszczalnikiem - płyn Lugola jest na wodzie, jodyna na alkoholu etylowym.

14 kwietnia, 2019

Dozymetr osobisty DMC2000XB

Kolejna recenzja autorstwa Maćka, oddaję głos Autorowi:

Jest to najbardziej zaawansowany dozymetr osobisty z serii „2000” będący w ofercie francuskiej firmy Mirion Technologies/MGP Instruments w latach 1998-2018. Przeznaczony jest dla pracowników przemysłu, energetyki i medycyny nuklearnej. Może pracować w trybie autonomicznym lub zespołowym wraz z czytnikami i oprogramowaniem umożliwiającym zaawansowaną konfigurację i zarządzanie zarejestrowanymi danymi. Jego wymiary to: 86.5x48x17mm, a waga to zaledwie 56 g. Konstrukcja jest odporna na wstrząsy i upadki. Dozymetr za pomocą diody krzemowej wykrywa promieniowanie gamma i X w zakresie 20 keV - 6 MeV oraz beta w zakresie 60 keV - 3.5 MeV. Dokonuje pomiaru równoważnika dawki pochłoniętej głębokiej w standardzie Hp(10) oraz powierzchniowej Hp(0.07) w zakresie od 1 µSv do 10 Sv oraz równoważników mocy dawek od 0.1 µSv/h do 10 Sv/h (UWAGA: wyświetlane są wartości dopiero od 0.01 mSv/h). Obsługa i konfiguracja wygląda analogicznie jak w omawianym wcześniej dozymetrze SOR/T. Największe różnice to brak aż tak wzmocnionej konstrukcji oraz dodatkowa obecność sygnalizacji optycznej i możliwość skonfigurowania aż 8 progów alarmowych.

Na górnej ściance urządzenia znajdują się:

  • wyświetlacz LCD
  • dioda sygnalizująca

Na przedniej ściance znajdują się:

  • złącze elektroniczne umożliwiające m.in. połączenie z czytnikiem, sondą zewnętrzną lub kontrolę napięcia baterii za pomocą woltomierza
  • brzęczyk alarmujący o przekroczeniu wartości progowych, sygnalizujący zwiększenie pochłoniętej dawki o ustaloną wartość lub informujący o wyczerpującej się baterii
  • okienko detektora promieniowania beta (jest delikatne więc należy obchodzić się w miarę ostrożnie)
  • wytłoczony symbol „+”nad okienkiem, wskazujący położenie detektora gamma wewnątrz obudowy

Na tylnej ściance znajdują się:

  • klips do paska
  • komora baterii guzikowej CR2450 o napięciu 3V z zakręcaną pokrywką (ciągły czas pracy to ok. 6 miesięcy, ze względów konstrukcyjnych zalecane są baterie firmy Renata lub Toshiba).




Wnętrze wersji DMC2000S wygląda tak, wersja XB niewiele się różni:

Opisywany egzemplarz pochodzi z brytyjskiego rynku wtórnego (portal aukcyjny Ebay). Model wydaje się ciekawy ze względów kolekcjonerskich/hobbystycznych głównie z uwagi na bardzo szeroki zakres energetyczny, zwłaszcza jego dolną część i rejestrację zarówno promieniowania gamma i beta, co w urządzeniach tego typu nie jest częste. Różnice we wskazaniach w stosunku do najbardziej powszechnych mierników widać od razu. Przykładowy pomiar szkła uranowego, za pomocą np. Sosny, RKS107, Gamma Scout daje 4.5-9.5 µSv/h, natomiast DMC2000XB przy bezpośrednim kontakcie z okienkiem pomiarowym daje odczyty mocy dawki Hp(0.07) na poziomie 0.01-0.02 mSv/h z czasowymi skokami nawet do 0.04 mSv/h, a wyznaczona moc dawki na podstawie dawki pochłoniętej po kilku godzinach wyniosła 0.016 mSv/h. Wyświetlanie mocy dawki dopiero od 0.01  mSv/h i kilkudziesięciosekundowy czas oczekiwania na pierwszy wynik/aktualizację (przynajmniej dla niezbyt mocnych źródeł) ogranicza jednak jego zastosowanie. Pozostałe wady i zalety są analogiczne jak w dozymetrze SOR/T.

08 kwietnia, 2019

Wytwórnie dozymetrów RKS-20.03 Pripyat'

Ten niezwykle popularny kieszonkowy radiometr wytwarzany był przez łącznie 4 wytwórnie, przy czym na rynku pojawiają się przede wszystkim egzemplarze z 3 fabryk*. Były to:
  • "Radiopribor" im. S.P. Korolewa w Kijowie (tam go opracowano)
  • "Polaron" we Lwowie (od tych zakładów otrzymał nieoficjalną nazwę)
  • "Arsenal" w Kijowie
Wyliczmy różnice pomiędzy nimi, choć w większości przypadków nie mają dużego wpływu na eksploatację przyrządu. Tym niemniej, pozwalają prześledzić rozwój ówczesnej myśli technicznej, czy raczej wzornictwa przemysłowego.
1. Zacznijmy od rzeczy najbardziej rzucającej się w oczy - koloru:
  • "Radiopribor" - głównie szare, ale były też kremowe, jaskrawych barw raczej brak, choć spotkałem egzemplarz żółto-niebieski, czyli w narodowych barwach Ukrainy**
  • "Polaron" - prawie pełna paleta barw, czyli - biały, kremowy, szary, czarny, niebieski, pomarańczowy, czerwony - brak tylko zielonego i brązowego
  • "Arsenal" - TYLKO czarne, choć widziałem jeden - dosłownie jeden egzemplarz kremowy

2. Drugim wyraźnym wyznacznikiem jest napis "Pripyat'":
  • "Radiopribor" - wyryty kursywą, pomalowany na czarno, by był widoczny na pastelowych barwach obudowy, w wersji eksportowej zamiast "Pripyat'" jest "HUPRA HJ001"
  • "Polaron" - malowany kursywą w kolorze białym, czarnym lub błękitnym w zależności od koloru obudowy, dodatkowo napis "Polaron" umieszczony w lewym dolnym rogu, pismem tzw. neonowym (połączone litery)
  • "Arsenal" - wyryty prostą czcionką i pomalowany na kremowo, by odcinał się w czarnym plastiku obudowy (w rzadkich kremowych egzemplarzach jest on czarny)

3. Skoro jesteśmy już przy wyświetlaczu, spojrzyjmy na jego szybkę i tło:
  • "Radiopribor" i "Arsenal" - szybka z grubego sztywnego tworzywa
  • "Polaron" - szybka cienka, wiotka
4. Tło wyświetlacza:
  • "Radiopribor" - faktura "groszkowa", choć widziałem też gładkie
  •  "Polaron"  - gładkie
  • "Arsenal" - faktura "groszkowa"


5. Przedni panel:
  • "Radiopribor" - matowe aluminium o fakturze "groszkowej"
  • "Polaron"   gładkie aluminium malowane na szaro lub beżowo
  • "Arsenal" - gładkie aluminium malowane na szaro z deseniem "młotkowym"


5. Zerknijmy teraz na tył. Tutaj zwraca uwagę odmienne wykonanie klapki osłaniającej tuby i jej zatrzasku.
  • "Radiopribor" - gładka lub lekko "groszkowa", znaczek "gamma" grawerowany, podkładka miedziana, zatrzask sprężynujący
  • "Polaron" - faktura groszkowa, znaczek "gamma" malowany, podkładka srebrna, zatrzask przesuwny i toporny
  • "Arsenal" - faktura "groszkowa", znaczek "gamma" grawerowany, podkładka srebrna, zatrzask przesuwny


6. Ostatnią zauważoną przeze mnie różnicą jest sposób umieszczenia numeru seryjnego i daty produkcji:
  • "Radiopribor" - końcówka roku rozpoczyna numer seryjny, wyryty
  • "Polaron" - numer nad końcówką roku i miesiącem produkcji, wyryty i pomalowany
  • "Arsenal" - końcówka roku i miesiąc na osobnym polu, poprzedza numer seryjny, wyryty


7. Zajrzyjmy jeszcze do wnętrza - układ elektroniczny jest identyczny, jednak zgodnie z opinią Michała (pozdrowienia!) dozymetry z fabryki "Radiopribor" mają ścieżki na płytce drukowanej bardzo wrażliwe na temperaturę - łatwo odklejają się nawet przy temperaturze lutownicy 260 st. C, zaś te z "Polarona" mają grube ścieżki pobielone cyną i można je lutować nawet przy 300 st. C. Poniżej egzemplarz z "Radiopribora" in flagranti:



8. Dozymetry z wymienionych wytwórni różnią się również nieco głośnością i tonem dźwięku z głośniczka, ale ponieważ różnice występują też między pojedynczymi egzemplarzami z tej samej fabryki i są dość subiektywne, to nie będziemy się tym zajmować. Dla zainteresowanych porównanie dźwięku "Radiopribora" i "Polarona":
Oraz trzech egzemplarzy "Polarona", które przez pewien czas były w moim posiadaniu


9. Na sam koniec - instrukcja obsługi, z której możemy wyczytać, jaki zakład wykonał nasz dozymetr (na końcu, gdzie kupony gwarancyjne). Dodatkowo wyróżniają się instrukcje z zakładów Arsenal - mają okładkę z błyszczącego papieru z podobizną dozymetru. Do przyrządów z dwóch pozostałych fabryk dawano instrukcje w postaci zeszytu formatu A6, zaś "Polaron" wypuszczał również niekiedy wersję kryzysową, bez okładek, w postaci wydłużonej książeczki, tak jak do Biełły.


Jeżeli chodzi o częstotliwość występowania, najczęściej spotykamy w Polsce produkty "Polarona" i "Radiopribora", nieco rzadziej pojawiają się czarne z "Arsenala". W kwestii ergonomii dozymetry nie różnią się zbytnio za wyjątkiem jednej kwestii - produkty "Radipribora", które mają zatrzask klapki na sprężynie, bywają kłopotliwe w obsłudze, gdyż palec ślizga się po powierzchni zatrzasku.
***
Jeżeli znajdziecie jeszcze jakieś różnice lub spotkaliście się z odchyłkami od przywołanego przeze mnie schematu, dajcie znać i podzielcie się zdjęciami!
---------------------------------------------------------------------------------
*A na koniec ostatnia wytwórnia, o której jeszcze nie wspomniałem - "Galicz-M". Jak do tej pory nie spotkałem się z nią w Polsce, a za wschodnią granicą raptem 1-2 egzemplarze. W fabryce tej miały być produkowane jeszcze w 1997 r. Charakteryzują się topornym wykonaniem i masywnym napisem "Pripyat" niechlujnie wyrytym w lewym górnym rogu ramki wyświetlacza, zamiast w prawym. Drugim wyróżnikiem jest klapka filtra bez symbolu "gamma". Rok produkcji i numer seryjny umieszczony tak jak w egzemplarzach produkcji "Polarona".

PS. Na tym filmiku dokładnie wyjaśniono różnice między poszczególnymi wytwórniami, jest nawet w/w egzemplarz z Galicz-M (filmik po rosyjsku):



** ten egzemplarz z zakładów "Radiopribor" wykonano w 1991 r., kiedy ZSRR rozpadał się na niezależne państwa - górna połówka z żółtego plastiku, dolna z niebieskiego, czyli dokładnie tak, jak na fladze Ukrainy:
 Ciekawy sposób manifestowania uczuć patriotycznych, bo w przypadek nie uwierzę!




02 kwietnia, 2019

Rentgenoradiometr Intensimeter IT-65


Rentgenoradiometr ten stosunkowo często pojawia się na czeskim Allegro (Aukro.cz), z pewnymi zastrzeżeniami można go nazwać tamtejszym odpowiednikiem DP-66. Wyprodukowała go firma Tesla we współpracy z Jugosławią, jugosłowiańskie wersje, oznaczone DR M3, miały nieco nowszą elektronikę:

Opis i zdjęcia DR M3 - http://www.crowave.com/blog/2019/12/31/radioloski-detektor-dr-m3/


Miernik mierzy moc dawki od tła naturalnego do 500 R/h - przy takiej mocy dawki w ciągu godziny otrzymamy dawkę śmiertelną LD50/30. Zakresy są dwa - niższy wyskalowany w milirentgenach na godzinę (dolna podziałka, czarna) wykorzystuje okienkowy licznik G-M typu Philips 18504, znany choćby z radiometru RK-10-1.



Okienko mikowe tego licznika ma gęstość powierzchniową ok. 2-3 mg/cm2, czyli przepuszcza kwanty gamma o energii powyżej 30 keV, niskoenergetyczne cząstki beta (> 150 keV) i silniejsze alfa (>5 MeV). Obrotowa przesłona pozwala na pomiar mocy dawki gamma lub pomiar łączny aktywności alfa, beta i gamma. Przy zamknięciu przesłony okienko pomiarowe jest białe:

Niestety okienko licznika jest znacznie oddalone od krawędzi sondy, zatem tylko najsilniejsze cząstki alfa będą mogły do niego dotrzeć (droga cząstek alfa w powietrzu to zaledwie kilka cm).
Miernik może też wykrywać neutrony termiczne, podejrzewam, że do stopu z którego wykonano sondę dodano kadmu, który pochłania neutrony emitując kwant gamma, możliwy do zarejestrowania przez licznik.

Drugi zakres wykorzystuje wewnętrzną komorę jonizacyjną, odczytu dokonujmy na górnej podziałce, czerwonej, wyskalowanej w R/h. Co ciekawe, resurs tej komory wynosi zaledwie 500 godzin pracy (!). Ciekawe, zwłaszcza że komory jonizacyjne są dosyć trwałymi detektorami.


Do kompletu jest tez skórzana torba-futerał z przedziałem na sondę i kieszonką na akcesoria, na torbie nabito nazwę modelu, tak samo jak w RGBT-62. W torbie przenoszone są też różne akcesoria, np. słuchawka nauszna czy "prezerwatywy" z grubej gumy do ochrony sondy przed skażeniem, znane również z RGBT-62.
   

W komplecie jest też przystawka zasilania zewnętrznego z żarówkami służącymi za dodatkowe obciążenie ograniczające natężenie prądu przy zasilaniu z akumulatora samochodowego. Wtyczka do  gniazda zapalniczki samochodowej jest starego typu (mała), zasilanie ze źródła zewnętrznego wymaga przełączenia pokrętła rodzaju pracy w pozycję AKU. 



Do radiometru załączano również źródło kontrolne Sr-90 mocowane w ściance torby, lecz w sprzedawanych egzemplarzach zostało usunięte - na zdjęciu widać otwór po nim.
Dodatkowe zdjęcia, schemat i instrukcję można znaleźć tutaj: http://danyk.cz/it65.html
Jeżeli chodzi o opinię o tym sprzęcie, to wg użytkowników wskazania są 5-10 razy (!) mniejsze niż krajowych DP-66 i DP-75, zaś dźwięk w słuchawce bardzo słaby. Może w warunkach wysokich dawek IT-65 bardziej się sprawdza, natomiast do codziennych pomiarów nie jest dobrym wyborem, szczególnie wobec kosztów sprowadzania z Czech i zalewu lepszych przyrządów w kraju.