Wreszcie obejrzeliśmy film "
Maria Skłodowska-Curie" z Karoliną Gruszką w roli głównej. Celowo nie oglądałem go samemu, aby nie być posądzonym o skrzywienie pasjonata fizyki i chemii. Ale po kolei...
Film zawiera krótki wycinek z życia Marii pomiędzy pierwszą a drugą nagrodą Nobla. Nie wiadomo za bardzo, skąd wzięła się w Paryżu ani kim w ogóle jest. Przydałoby się przywołać choćby w retrospekcji przyjazd Skłodowskiej do Francji czy parę scen z kraju pod zaborami. Warto byłoby też przedstawić działalność uczonej podczas I wojny światowej, gdy wraz z córką prześwietlała żołnierzy w polowych aparatach RTG nieraz w bezpośredniej bliskości frontu, a nawet zrobiła prawo jazdy i prowadziła ciężarówki z tymi pracowniami. Ale dobrze, skoro reżyser wybrał ten zakres, odniosę się do samej treści filmu.
1. Bardzo mało nauki. Do końca nie wiadomo, na czym polegało odkrycie Skłodowskiej. Wiadomo tylko, że jakieś promieniowanie, mogące leczyć raka, ale mogące też dostać się w niepowołane ręce, jak dynamit wynaleziony przez Alfreda Nobla.
Nie został w ogóle ukazany ogrom fizycznej pracy, która doprowadziła do odkrycia radu i polonu - przecież to było gotowanie i odparowywanie setek kilogramów blendy smolistej! A tutaj jedynie widzimy, jak małżonkowie Curie nocą spieszą do laboratorium, gdzie już stoją rzędy świecących probówek. Warto byłoby pokazać, skąd się one tam wzięły i jakim kosztem.
Nie wspomniano również... polonu, odkrytego równolegle z radem i nazwanego na cześć Polski, ojczyzny Marii, będącej wówczas pod zaborami.
Laboratorium w szopie pojawia się tylko w kilku ujęciach i nie odbywają się w nim jakieś istotne prace, nie licząc jednego pomiaru. Medyczne zastosowanie radu - jedna scena, w dodatku niezbyt czytelna. Negatywny wpływ promieniowania na zdrowie Marii i Piotra - liźnięte (ona ma zniszczone palce, on wymiotuje, możliwa anemia). Nie ukazano eksperymentów Piotra z działaniem promieniowania na sobie, choć w filmie byłoby to bardzo efektowne.
2. Nie podkreślono intelektu Marii, za wyjątkiem merytorycznej dyskusji z Albertem Einsteinem. Przez większość filmu jawi się jako osoba niesamodzielna i zagubiona ("Piotr by wiedział, co robić", "Piotr był lepszy"). Maria pozbawiona jest stanowczości, a w tamtych niełatwych dla kobiet realiach musiała być bardzo przebojowa, aby skończyć studia i wykładać na Sorbonie. Jakiś kontrast z postacią Michaliny Wisłockiej ze "Sztuki kochania"! Wiem, inna epoka, inna materia, ale Marię też można byłoby przedstawić jako "babę z jajami", nie pomijając jednocześnie chwil słabości i zwątpienia.
Z drugiej strony dobrze oddano niechętny kobietom klimat w środowisku akademickim Paryża - jak wiemy, Skłodowska, pomimo 2 nagród Nobla, nie została przyjęta w szeregi Akademii Francuskiej, gdyż wielu jej członków uważało kształcenie i naukową pracę kobiet za absurd. Stanowczość Marii jest wyraźna jedynie w scenie, w której jest nakłaniana do zrzeczenia się nagrody Nobla z uwagi na swój romans. Maria ripostuje, że gdyby wszystkich naukowców rozliczać z życia osobistego, Akademia nie miałaby komu przyznawać nagród...
3. Brak kontekstu historycznego - nie wiadomo, skąd Maria wzięła się we Francji, co ją tam przywiodło, co się wówczas działo w Polsce (oprócz 1 sceny), pobieżnie ukazany międzynarodowy odzew odkryć Noblistki.
4. Nadmiernie rozbudowany wątek romansu Skłodowskiej z Langevinem, dominujący wręcz w drugiej części filmu. Sam Langevin przedstawiony jako buc nieszanujący kompletnie swojej żony i uważający ją za po prostu głupią, choć to ona podnosi argumenty odpowiedzialności za dom, dzieci i finanse rodziny. Romans dłuży się i odciąga uwagę od naukowych dokonań Marii. Spotkałem się z opinia, że o naukowej spuściźnie Skłodowskiej można poczytać na Wikipedii, zaś film miał ukazać ją jako kobietę i człowieka. Ale czy jedno wyklucza drugie?
5. Wątek dziadka, ojca Pierre'a - nazbyt rozbudowany - widzimy jego udział w wychowywaniu dzieci, prace w ogrodzie, wreszcie chorobę i śmierć. Z kolei Siostra Marii nakreślona grubą kreską, można powiedzieć, że nie rzuca się w oczy fakt, że są siostrami, można mieć wrażenie, że to po prostu przyjaciółka.
6. Domowe kształcenie dzieci z powodu niedopuszczania dziewcząt do nauk ścisłych, uczenie przez eksperymenty i zwracanie uwagę na sprawność fizyczną dzieci - to akurat przedstawiono przekonująco, dotykając jednej z pasji Marii, jaką była reforma systemu edukacji, stawiająca na ciekawość i intuicję w miejsce nauki pamięciowej.
7. Podczas domowej lekcji grupa dzieci ogląda różnego rodzaju specyfiki, wykorzystujące substancje radioaktywne, w tym kremy i... pończochy radowe. Moim zdaniem radowe szaleństwo zaczęło się nieco później (po I wojnie), na pewno nie zaraz po odkryciu radu, gdy był to pierwiastek drogi i trudny w produkcji z powodu niskiej zawartości w rudzie uranowej.
Podsumowując, film warto zobaczyć dla ogólnego klimatu epoki i zwłaszcza francuskiego środowiska akademickiego przełomu wieków, oraz aby zobaczyć, jak nie robić filmów o wielkich postaciach. Osoba, która nie ma pojęcia o życiowym dziele Marii wyniesie przekonanie, że dokonała odkrycia potencjalnego leku na raka, ale głównie to 1) cierpiała po mężu, którego uważała za lepszego od siebie, 2) romansowała z żonatym naukowcem i poniosła tego konsekwencje, a przy okazji dostała dwie nagrody Nobla.
Teoretycznie jest to film dla osób mających dużą wiedzę na temat naukowych dokonań Marii, a chcących się dowiedzieć czegoś więcej o jej życiu osobistym, ale nawet w tej roli wypada słabo. Mieszanka epokowego, ale niewyraźnie przedstawionego odkrycia oraz romansu rodem z opery mydlanej jest po prostu zabójcza... Tym niemniej, zważywszy, że tak mało filmów o naszej Noblistce, jest to obowiązkowa pozycja dla wszystkich pasjonatów.
***
Jedna z recenzji podsumowała film "Romans z Noblem w tle", druga "Romansidło na tle świecących probówek".
Recenzja z Filmwebu, dająca 6/10 (za dużo moim zdaniem), pomimo zachwytów ostatecznie cierpko konkludowała
przesunięcie akcentów z dokonań naukowych na jej życie prywatne i emocjonalne powoduje, że w gruncie rzeczy jest to portret kobiety jakiejkolwiek, a nie biografia Marii Skłodowskiej-Curie. Noblistka jest tu sprowadzona do funkcji przynęty. A to wydaje się marnotrawieniem jej bogatego życiorysu.
Inne komentarze z serwisu, w większości negatywne:
#
Dla mnie film niestety nie na miarę geniuszu, o którym opowiada. Zieje smutkiem i nudą. Pokazuje kobietę przegraną uczuciowo, nie skupiając się zanadto nad tym co było w jej życiu wielkim celem i RADością. Dla mnie słabo.
#
Temat zmarnotrawiony! Film pomija całkowicie polskie korzenie bohaterki. Narracja rozpoczyna się w zasadzie od otrzymania pierwszej nagrody Nobla. O kształtowaniu osobowości i zdobywaniu wykształcenia w domu rodzinnym nie ma ani jednej sekundy. (...)
#
Film o jednej z najważniejszych kobiet epoki, która poświęciła życie pracy, jej dokonania są poza zasięgiem nawet dzisiejszych kobiet, wspaniała historia. Niestety, sprowadzona do nudnawej, czasami ciężkiej do zrozumienia opowiastki o jakiejś kobiecie, która kocha jakiegoś mężczyznę i tylko dzięki temu umie posługiwać się mikroskopem. Saga "Zmierzch" w świecie nauki. Z kobiecego odpowiednika Einsteina zrobiono rozchwianą emocjonalnie mizerotę, która zdobyła 2 Noble na złość. Najlepsze w filmie jest część z napisami. Dzięki niej się uśmiechnąłem. Poza tym, żenua
#
Film faktycznie rozczarowujący. Reżyserka skupiła się na emocjach, prawie bagatelizując dorobek naukowy tej jakże genialnej kobiety. Bardzo kiepsko ukazana jest walka, jaką Skłodowska musiała stoczyć z ówczesną rzeczywistością, w której liczyły się dokonania mężczyzn, a kobiety stawiano co najmniej o szczebel niżej. Smutne, że nawet dzisiaj na płeć piękną patrzy się przez pryzmat jej seksualności, dopatruje się skandalu obyczajowego, pomija to, co w moim odczuciu najistotniejsze - pracę naukową...
#
Film pod koniec się ciągnie jak włoskie spageti, unika drażliwych tematów jak choroba popromienna na którą zmarła Curie Skłodowska i jej zaprzeczanie własnej choroby. Feministyczne wątki też słabo ujęte.A w zupełności się zgodzę z faktem, iż film nie pokazuje geniuszu Curie Skłodowskiej. Nie wiadomo jak ona mogła w ogóle pracować targana cały czas taką burzą emocji.
#
Niestety miałam dokładnie takie samo wrażenie kiedy wróciłam dziś z kina. Pierwsza na świecie kobieta, która dwukrotnie otrzymała nagrodę Nobla i to jeszcze z dwóch dziedzin nauki (fizyki i chemii), a na filmie zobaczyłam kobietę która najpierw opłakuje swego męża, zaś potem gździ się z żonatym i dzieciatym facetem namawiając go do rozwodu i strzelając focha, gdy ten nie chce o tym słyszeć. Rozumiem, że nie powinno robić się produkcji, gdzie mamy do czynienia z posągową i oderwaną od rzeczywistości postacią. Maria Skłodowska była człowiekiem z krwi i kości, jak każdy z nas miała wady. Jednak grubą przesadą jest, by prezentować ją w ten sposób. Jako bardziej inspirującą postać ukazano niestety Wisłocką w "Sztuce kochania".
#
Pierwsze z czym mi się ten film skojarzył to Piękny Umysł. Tak samo genialny człowiek, akademik, z ogromnymi problemami prywatnymi i noblem. Tam jest to tak pięknie wyjaśnione, i elementy naukowe powiedzmy, i choroba, urojenia, walka z nią, problemy prywatne, rodzinne, idealnie wszystko zgrane w piękną całość. A tu film o babce, która rozbiła małżeństwo. I tyle. Jak dla mnie to wyglądało jak skrzyżowanie smoleńska z "komediami" romantycznymi epoki adamczyk+szyc+karolak, obdarte z jakichkolwiek elementów humorystycznych
#
Nie zgodzę się. Dla mnie jest trochę zagadką, dlaczego ktoś tak akurat ułożył scenariusz. ale pierwsza myśl, która mnie naszła, to ze twórcy wystraszyli się, ze jak film będzie za bardzo traktował o nauce to niejednego widza znuży. Mimo nienagannej gry aktorskiej, i dobrej realizacji tego słabego scenariusza, film jest po prostu nudny. Romans jest nudny, i strasznie dziwne jak jej ekscytacja nauka, niestrudzona praca, nagrody Nobla, masa naprawdę ciekawych rzeczy to jest nic, bo trzeba było pokazać jakiś mega- mydlany romans. A możne społeczeństwo jest nadal przekonane, ze tak należny widzieć kobiety, i należny je pokazywać jako matki, dziwki, a nie naukowców, bo jako naukowcy są mało kobiece? Naprawdę trzeba sie postarać, żeby popsuć tak ciekawy temat , bo wiem jak ekscytujące są filmy o wielkich ludziach i ich osiągnięciach.
#
Wspaniała biografia Marii Skłodowskiej-Curie to trzyodcinkowy mini-serial z 1991 toku również w koprodukcji polsko-francuskiej, z aktorką francuską w roli głównej i całą rzeszą polskich aktorów (np. Barbara Rachwalska jako matka Piotra, Andrzej Szczepkowski jako jego ojciec, Krzysztof Kolberger jako szwagier Marii, Jerzy Gudejko jako młodzieńcza miłość Marii, itd.) równie świetnych w swoich rolach, jak główna postać. Tam pokazano drogę życiową Marii od czasów szkolnych pod rosyjskim zaborem, poprzez pracę guwernantki, pierwszą miłość, początki w Paryżu, studia, znajomość z Piotrem, małżeństwo, pracę naukową w starej szopie, dylemat czy wzbogacić się na radzie czy przekazać go ludzkości, śmierć męża, rozpacz po jego śmierci, trudności z objęciem katedry na Sorbonie, działalność w czasie I wojny światowej (zorganizowanie taboru pojazdów z aparatem rentgenowskim do prześwietlania rannych), nagłośniony skandal związany z romansem, wyjazd do Sztokholmu po odbiór drugiej nagrody wbrew ,,dobrym radom", przyjaźń z amerykańską dziennikarką, która zorganizowała wyjazd do Ameryki i zbiórkę pieniędzy na zakup 1 grama radu, aby przekazać go Instytutowi Radowemu w Warszawie, wizyty w Polsce, głęboką więź z dorosłymi córkami, chorobę i śmierć. I to jest prawdziwa biografia wielkiego naukowca oraz kochającej kobiety - córki, siostry, żony, matki, synowej, przyjaciółki, kochanki. A film ,,Maria Skłodowska-Curie" to zmarnowany potencjał. Piękne zdjęcia Michała Englerta i niezła gra aktorska to za mało na dobry film biograficzny o postaci takiego formatu jak Maria Skłodowska-Curie. Ten film ma słaby scenariusz, w którym nie istnieje równowaga pomiędzy ukazaniem pracy naukowej a prezentacją życia prywatnego. O potrzebie zachowania równowagi pomiędzy tymi dwiema sferami życia noblistki autorzy scenariusza chyba nawet nie pomyśleli, wydawało im się, że nagłośnienie romansu wystarczy, żeby pokazać ,,ludzką twarz" niezwykłej kobiety-naukowca. Moim zdaniem to się nie powiodło, szkoda.
Votum separatum - komentarze entuzjastyczne:
#
Film wart obejrzenia. Szedłem na seans przewidując, że dostanę do obejrzenia średnią szkolną lekturę. Miło się rozczarowałem. Reżyserka skupiła się na warstwie emocjonalnej (miłość do męża, kolejna do kochanka). Bardzo dobrze pokazane tło epoki, konserwatyzm i poniżanie kobiet. Maria była pierwszą kobietą, która otrzymała dwa raz nagrodę Nobla, jej córka Irene była drugą kobietą, która otrzymała w/w nagrodę. Nawiązań do tego, że Maria jest Polską jest kilka. Jest kilka dialogów, gdzie z siostrą mówią tylko po polsku. Również dobrze pokazano badania, laboratorium w odremontowanej szopie, badania oraz praca na uczelni, wrzenie w środowisku akademickim (profesor Amagat zaciekły wróg kształcenia kobiet, w tej roli świetny Olbrychski). Wydaje mi się, że kilka osób, które wpisały tu komentarz zupełnie nie oglądało tego naprawdę niezłego filmu. Moja ocena 8.
#
Zgadzam się. Dla mnie film bardzo wyważony, pojawia się zarówno życie prywatne, jak i zawodowe [moim zdaniem proporcje znacznie zaburzone - ŁK]. To, że sporo emocji się pojawiło - emocje to życie. Myślę, że jeśli by ich zabrakło, to byśmy dostali taką intelektualną wydmuszkę. Świetnie uchwycono charakter skomplikowanej kobiety, jaką była Maria.
# TEN KOMENTARZ ZWRÓCIŁ MOJĄ SZCZEGÓLNĄ UWAGĘ:
Z tego co czytam prawie nikt nie zrozumiał tego filmu! Film nie jest o noblistce, naukowcu, chemiku, ale o kobiecie i jej życiu prywatnym, rodzinie,przyjaciołach i wrogach. Jej osiągnięcia naukowe są tylko tłem. Film ukazuje jej sferę prywatną a nawet bardzo prywatną. Film pełny przenośni, symbolów, powiem więcej, czułe oko widza zobaczy drobne niuanse, które pozwolą wyrobić sobie zdanie kim była tak naprawdę. Była kobietą pełną sprzeczności szukającą miłości, dbającą o rodzinę i bezgranicznie kochającą męża. Skłodowska pokazana jest jako osoba, która wyznaczyła sobie cel w postaci niesienia przyszłym pokoleniom pomocy w leczeniu raka a nie biegającą za pieniędzmi czy poklaskiem. Twarda, nieustępliwa bezkompromisowa i jednocześnie uczuciowa. Jeśli ktoś szukał w tym filmie informacji z drogi naukowej naszej noblistki to odsyłam do literatury naukowej, lub z braku czasu do Wikipedii.
Podsumowując film mało komercyjny, nie pozbawiony wad, ale naprawdę dobry oraz wart obejrzenia. Zdecydowanie lepszy od wielu w ostatnim czasie oglądanych przeze mnie filmów z gatunków "komedia romantyczna". Film skierowany do widza bardziej wymagającego. Nie polecam osobom,które szukają łatwej i lekkiej rozrywki.
(...)
Widzę, iż mój przekaz "zwykła kobieta" wprowadził Cię w błąd. Jasnym jest, że Maria Skłodowska to nie była zwykła kobieta, ale najsłynniejsza kobieta nauki nie tylko w tamtych czasach, ale również w rozumieniu dzisiejszym. Kobieta naukowiec, a jednocześnie człowiek z krwi i kości. Dodatkowym fenomenem tej postaci jest to, iż podołała wszelkim przeciwnościom tamtej epoki i jednocześnie znalazła czas, energię i siłę, aby dbać o rodzinę, kochać i tęsknić. Film pokazuje, że Skłodowska to nie był zamknięty w czterech ścianach naukowiec, wyobcowany, oderwany od rzeczywistości, ale ciepła uczuciowa kobieta.
Dorobek naukowy jest fundamentem, jasnym jest że jest on elementem nieodzownym tego filmu, ale to wszyscy wiemy. Wszyscy znamy osiągnięcia Skłodowskiej ale mało kto wie, jak wtedy żyła, jak pracowała aby osiągnąć sukces [tego też nie pokazano! - ŁK] ale też , jak kochała, tęskniła i cierpiała. Jak poradziła sobie w tamtym trudnym dla kobiet czasie. Myślę że wielu z nas dzisiaj mogłoby czerpać siłę z tej biografii. Jeszcze raz podkreślę że film potrafił pokazać nie tylko sukcesy naukowe ale całą otoczkę prywatną tej historycznej postaci. W zasadzie też spodziewałem się trochę innego filmu, ale wcale nie jestem zawiedziony, wręcz przeciwnie film pozytywnie mnie zaskoczył.
Pominąłem takie aspekty jak bardzo dobrą grę Karoliny Gruszki, czy fenomenalny sposób operowania światłem, obrazem i dźwiękiem.
Komentarz jest ciekawym zaproszeniem do merytorycznej dyskusji, z częścią tez ostrożnie bym się mógł nawet zgodzić (nie bez zastrzeżeń). Ale spotkała go też uzasadniona riposta:
#
A potem się dziwić na komentarze, "A co ona tak naprawdę zrobiła". To że była kobietą jest przecież ważniejsze niż jak to, że jest noblistka... Szkoda, innych biografii tak nie kręcą.
"Wszyscy to wiemy"... Uwierz, będą tacy, i to już niedługo, którzy nie będą wiedzieli czemu. własnie dzięki takim filmom.
I tym pesymistycznym akcentem zakończę swoją mini-recenzję....