Blog o promieniowaniu jonizującym, dozymetrii i ochronie radiologicznej. Zwalcza mity związane ze zjawiskiem radioaktywności i przybliża wiedzę z zakresu fizyki jądrowej oraz źródeł promieniowania w naszym otoczeniu.
Wśród sztucznych nuklidów promieniotwórczych, będących produktami rozszczepienia uranu, a zatem występujących podczas awarii reaktorów i wybuchów bomb jądrowych, kluczową rolę odgrywa jod-131, stront-90 i cez-137. Z uwagi na krótki okres półrozpadu jodu-131 (8 dni) oraz niewielką rozpuszczalność strontu-90 przyjęto cez-137 za wyznacznik skażenia produktów żywnościowych substancjami promieniotwórczymi. Cez jest powinowaty do potasu, zatem jego związki wykazują rozpuszczalność w wodzie i łatwo rozpowszechniają się w biosferze. Szczególnie podatne na wychwyt cezu są grzyby, chętnie jedzone w Polsce, stąd prowadzone po awarii w Czarnobylu badania stężenia tego izotopu. Chciałbym przytoczyć w tym miejscu wnioski z pracy Krystyny Skibniewskiej i Stefana Smoczyńskiego pt. Wpływ obróbki kulinarnej na poziom radiocezu w grzybach (Rocznik PZH, 1999, 50, nr 2, s. 157-162). Próbki wybranych gatunków grzybów zebrano dwukrotnie, 5 i 9 lat po katastrofie, po oczyszczeniu zostały zwęglone i spopielone, a następnie dokonano sorpcji cezu, mierzonego sondą scyntylacyjną beta przez zestaw ZAPKS-1. Następnie badania powtórzono, po poddaniu grzybów normalnej obróbce kulinarnej - gotowano je, duszono, marynowano. Główne konkluzje artykułu głoszą, że:
w grzybach wielkoowocnikowych długo utrzymuje się stężenie radioaktywnego cezu,
stężenie cezu zależy od gatunku grzyba, szczególnie wychwytują cez podgrzybki, jak również lejkówki i opieńki miodowe,
niskie stężenie cezu stwierdzono w borowikach szlachetnych (prawdziwkach) i pieprznikach jadalnych (kurkach),
procesy kulinarne obniżają stężenie cezu o 50-85%, gdyż cez przechodzi łatwo do środowiska wodnego - pasteryzowany podgrzybek zajączek i marynowana gąska zielona straciły 85% cezu, wynik potwierdzili inni badacze - np. gotowany pokrojony krowiak podwinięty stracił 64% cezu (cyt. za Flakiewicz W., Bońkowski J.: Radionuklidy w grzybach, Aura, 1991,(7),
zawartość cezu w grzybach na terenie Polski wykazuje dużą zmienność, co może wynikać zarówno z metodologii badań, jak i z nierównomierności skażeń po awarii w Czarnobylu - por. mapa z Atlasu radiologicznego Polski,
badania wymagają powtórzenia na większej próbie,
co ciekawe, praca wspomina o podwyższonym skażeniu grzybów w województwie olsztyńskim, gdzie skażenie powietrza w kwietniu 1986 r. było największe, ale zupełnie pomija tzw. anomalię opolską, gdzie wraz z lokalnymi opadami deszczu spadło na ziemię dużo więcej cezu niż w innych rejonach kraju:
Zawartość Cs-137 w podgrzybkach - jak widać olsztyńskie nieco oberwało, ale nic to w porównaniu z opolskim:
W kwestii zawartości poszczególnych radionuklidów w glebie i wodzie odsyłam do zeszłorocznej notki, w której przytaczam dane z Atlasu radiologicznego Polski [LINK]. Obecnie aktywność tych nuklidów jest znacznie mniejsza niż w pierwszych latach po katastrofie i nie stanowi zagrożenia dla zdrowia. Jej wykrywanie jest możliwe tylko dzięki nowoczesnej, wysokoczułej aparaturze pomiarowej, mogącej mierzyć nawet śladowe stężenia izotopów promieniotwórczych.
Gdy badamy historię polskiego sprzętu dozymetrycznego, borykamy się z brakiem źródeł, szczególnie ogólnodostępnych publikacji książkowych. Wiele przyrządów produkowano w małych seriach w gospodarstwach pomocniczych przy instytutach badawczych i uczelniach wyższych, stąd ich specyfikacja wymaga kwerend archiwalnych w aktach tych instytucji. Na szczęście Biuro Urządzeń Techniki Jądrowej publikowało katalogi aparatury jądrowej i dozymetrycznej, niestety wydawane w małych nakładach i bez roku wydania. Póki co natrafiłem na dwa wydania z początku lat 60. Ponieważ wydane zostały "bez roku wydania", trzeba datować na podstawie zawartości. Szczególnie przydatny jest rozdział "Nowe opracowania", gdzie prezentowane są wyroby dopiero mające się ukazać na rynku. W ten sposób dokonałem datowania obu katalogów, jedno na 1961, drugie na 1963 r. Pomocna była też dedykacja w jednym z nich.
W katalogach Biblioteki Narodowej nie znalazłem innych pozycji z tej serii, za to potwierdziły się moje ustalenia co do daty:
Obie publikacje prezentują sprzęt dozymetryczny (radiometry i detektory promieniowania), izotopowe przyrządy pomiarowo-kontrolne (wskaźniki poziomu, defektoskopy), sprzęt radiologiczny (kasety na klisze), wyposażenie laboratoriów (stoły, pojemniki, komory rękawicowe), a nawet... palnik plazmowy do cięcia metali. Oczywiście opisy mają charakter reklam, a żeby poznać faktyczną użyteczność, trzeba sięgnąć do innych publikacji. I tak w książce Ochrona przed opadem radioaktywnym w rolnictwie bardzo krytycznie oceniono kieszonkowy radiometr RK-60, a niewiele lepszą notę uzyskał monitor licznikowy ML-57. Tym niemniej, jako źródło specyfikacji dozymetrów, publikacja jest niezwykle cenna. Kuleje za to strona edytorska, książkę wydano bardzo niechlujnie, liczne są literówki i niekonsekwentne stosowanie wielkich liter w nazewnictwie (radiometr RUS zapisano Rus, w nazwach izotopów też błędy, np. tal zamiast Tl oznaczono TL). Mam też informator z 1969 r., niewymieniony nawet w katalogach Biblioteki Narodowej, ale wydany został przez inną instytucję i omówię go osobno. Postaram się gromadzić, digitalizować i udostępniać te publikacje. Niestety nie mam odpowiednio dużego skanera, aby to szybko przeprowadzić. Póki co zamieszczam zdjęcia spisów treści, pokrywają się w dużej mierze, ale nie w 100%:
Indykator promieniowania RIK-59 jest opisany w obu, ale już radiometr RK-60 i RK-62 tylko w katalogu z 1961 r.
*
A na deser - skąpa stopka redakcyjna (kolofon) z informacją o drukarni (oczywiście Dom Słowa Polskiego), numerze zamówienia, nakładzie oraz... znakiem cenzora:
Urządzenie to znajdowało się na wyposażeniu Armii Czerwonej oraz Ludowego Wojska Polskiego od lat 50. do 60. Umożliwiało ładowanie dozymetrów optycznych DKP-50 i DS-50, a także odczyt dozymetrów DS-50. Dozymetry te działały na zasadzie kondensatora, stopniowo rozładowywanego pod wpływem promieniowania. Wspomniane dwa modele różniły się sposobem odczytu. DKP-50 odczytywało się, patrząc przez dozymetr na źródło światła - soczewka powiększała obraz wskazówki i skali o zakresie od 2 do 50 R z podziałką co 2 R. Z kolei dozymetry DS-50 odczytywało się w urządzeniu DP-23p, odczyt bezpośredni nie był możliwy.
Dozymetr indywidualny DS-50.
Dozymetry DS-50 miały mniejsze samorozładowanie - w ciągu 24 godzin wynosiło ono 3 %, zaś dla dozymetrów DKP-50 - 8 %, różnica jest więc znaczna. W komplecie urządzenia DP-23p znajdowało się 150 dozymetrów DS-50, pakowanych w skrzynkach po 50 i numerowanych kolejno z numeracją ciągłą przez wszystkie skrzynki, oraz 50 dozymetrów DKP-50 w osobnej skrzynce. Całość, wraz z urządzeniem, ważyła 22 kg i transportowana była w specjalnej skrzyni:
U góry bakelitowa skrzynka z dozymetrami DKP-50, u dołu 3 skrzynki z DS-50.
Według niepotwierdzonych informacji dozymetry bez odczytu bezpośredniego (DS-50) wydawano szeregowym, natomiast z odczytem bezpośrednim - oficerom. Jeżeli ktoś mógłby zweryfikować tą informację, proszę o kontakt.
Samo urządzenie zasilane jest z jednego ogniwa S-2 1.5 V, które w radiometrach DP-11 B pełni funkcję ogniwa żarzenia, a także stosowane jest w telefonach polowych i innych sprzętach z tamtych lat. Przy uruchamianiu nie radzę stosować zasilaczy sieciowych na napięcie 1.5 V, gdyż zwykle dają napięcie nieco wyższe, co utrudnia regulację miernika, a nawet może go uszkodzić. Lepiej podpiąć pojedynczą baterię R-20 (D) w odpowiednim koszyku lub użyć zasilacza laboratoryjnego z dokładną regulacją.
Miernik wykonano w standardzie bryzgoszczelnym, wszystkie połączenia mają gumowe uszczelki, a otwory osłaniane są przez nakrętki.
Aby uruchomić przyrząd, należy po podłączeniu baterii przekręcić pokrętło na pozycję "zasil.", a następnie wyregulować napięcie zasilania, obracając śrubokrętem wkręt, ukryty pod nakrętką z napisem "reg. zasil". Wskazówka powinna znaleźć się na pierwszej podziałce z prawej na skali miernika.
Aby załadować dozymetr DS-50, należy przestawić pokrętło na pozycję "ładowanie" i pokrętłem "regulacja ładowania" umieścić wskazówkę na pierwszej podziałce z prawej strony skali. Wówczas możemy włożyć dozymetr do gniazda i lekko docisnąć, a zostanie naładowany napięciem 95 V względem obudowy. Jakby ktoś chciał poczytać oryginalną rosyjską instrukcję - jest na forum RHBZ, niestety by zobaczyć niektóre pliki, trzeba się zarejestrować [LINK]
Odczyt przeprowadzamy w pozycji "pomiar", po włożeniu dozymetru do gniazda "pomiar". Przy dozymetrach DKP-50 należy przestawić pokrętło na pozycję DKP-50 i zaświecić latarką w okienko z przodu skrzynki miernika, a następnie pokrętłem "nastawianie skali" ustawić nić kwarcową dozymetru na pozycję "0". Latarka znajdowała się w zestawie miernika, oczywiście w słoneczny dzień wystarczyło skierować miernik ku światłu:
Nie jest zbyt wygodne trzymanie latarki przy korpusie miernika i jednoczesne zerowanie dozymetru. Producent mógł umieścić w przyrządzie żaróweczkę podświetlającą gniazdo ładowania, jak później zrobiono to w nowszych pulpitach załadowczych i rentgenoradiometrach z funkcją ładowania dozymetrów optycznych:
Urządzenie to bardzo rzadko pojawia się na rynku wtórnym, przynajmniej w Polsce. Czasami można kupić zestawy dozymetrów indywidualnych, choć częściej DKP-50 w różnych wersjach niż DS-50. O mierniku tym wspominają podręczniki przysposobienia obronnego oraz instrukcje wojskowe. Ostatecznie stracił zastosowane wraz z wycofaniem dozymetrów DS-50 i zastąpieniem ich przez dozymetry o odczycie bezpośrednim DKP-50, które nie wymagały odczytu w pulpicie. Do ich ładowania wystarczały małe lekkie pulpity załadowcze, takie jak PZ-65, a także uniwersalne mierniki DP-66, DP-66 M oraz DP-75, które łączyły w sobie funkcję miernika mocy dawki oraz ładowarki dozymetrów optycznych.
W ZSRR zaczęto stosować komplety dozymetrów DP-22, zawierające 50 dozymetrów DKP-50 i pulpit załadowczy ZD-5 oraz DP-24, z 5 dozymetrami DKP-50 i tym samym pulpitem.
Komplet dozymetrów DP-22
Komplet dozymetrów DP-24 (DP-22W).
Dziś urządzenie DP-23p stanowi jedynie kolekcjonerski eksponat, dokumentujący rozwój wojskowej dozymetrii indywidualnej z lat zimnej wojny. Poniżej zdjęcia innych egzemplarzy z forum RHBZ:
Zestaw sygnowany ID-2, ale pulpit ten sam, tylko w skrzynce 3 komplety po 50 dozymetrów DS-50 bez miejsca na skrzynkę z DKP-50:
I na koniec opis zestawu z Katalogu podstawowego sprzętu obrony cywilnej:
Dzięki uprzejmości Zuzanny (pozdrowienia!) mam możliwość przetestowania domowego czujnika radonu Airthings Wave. Urządzenie kształtem przypomina typową czujkę dymu i można zamontować je na ścianie za pomocą magnetycznego uchwytu.
Czujka mierzy stężenie radonu w powietrzu w Bq/m3, jak również temperaturę i wilgotność. Wynik przesyłany jest przez sieć Bluetooth na nasz telefon i odczytywany w bezpłatnej aplikacji. Ilekroć telefon znajdzie się w zasięgu czujki, automatycznie jest aktualizowany wynik pomiaru w aplikacji. Dodatkowo czujka posiada podświetlenie informujące nas o trybie pracy (synchronizacja, gotowość) oraz zakresie stężenia radonu w powietrzu (zielony - bezpieczny, żółty - podwyższony, czerwony - zagrożenie). Podświetlenie włącza się, gdy zbliżymy dłoń do małych dziurek na obrzeżu jej korpusu (tzw. wave detector, "wykrywacz machania"). Jeżeli światło nam przeszkadza, albo jest włączane ciągle przez kota, możemy je wyłączyć z poziomu aplikacji.
Wyniki są gromadzone przez aplikację i przedstawiane w postaci wykresu. Można w ten sposób obserwować dzienne, tygodniowe i miesięczne wahania stężenia radonu, jak również temperatury i wilgotności. Jest to bardzo istotne, gdyż stężenie radonu w budynkach zależy zarówno od pory roku, jak też od warunków pogodowych. Jeżeli chodzi o wilgotność, należy unikać nadmiernie wilgotnego otoczenia, gdyż może to zaburzyć pomiar a nawet uszkodzić czujnik.
Aplikacja wymaga założenia konta, co jest pewnym minusem - nie każdy chce się rejestrować, nie wiadomo też, gdzie potem te dane będą krążyć, zwłaszcza że trzeba podać na mapie swoją lokalizację. Obsługa aplikacji nie jest zbyt intuicyjna, ale po paru próbach szybko nauczymy się resetować wynik pomiaru czy zmieniać pomieszczenia, dla których przeprowadzany jest pomiar (do wyboru - living room, bedroom, kitchen, basement, office i "custom" do własnoręcznego zaprogramowania). Pierwszy pomiar trwa godzinę, licznik pokazuje nam, ile jeszcze czasu zostało do ukończenia wstępnego pomiaru.
Następnie czujka jest gotowa do pracy i reaguje na zmiany stężenia radonu w powietrzu. W przypadku niewielkich stężeń reakcja nie jest natychmiastowa. Przeprowadziłem następujący eksperyment - zamknąłem czujkę w pokoju 2x3x2,4 m, kładąc obok kompas Adrianowa w woreczku strunowym z węglem aktywnym. Po 48 godzinach czujka wskazała 28 Bq/m3 (normalnie <10, poniżej zakresu pomiarowego). Zabrałem kompas do innego pomieszczenia, a pokój starannie przewietrzyłem. Jeszcze o 6 rano czujka wskazywała 18 Bq/m3, zaś o 10 jeszcze 15. Po południu poziom spadł do poprzedniej wartości ("<10").
Następny test przeprowadziłem za pomocą... szpitalnego basenu z emaliowanej blachy (nieużywanego). Kompas włożyłem bez woreczka, a czujkę w odległości kilku cm - i całość przykryłem przykrywką. Po godzinie aplikacja pokazała 209 Bq/m3 i poinformowała, że jakość powietrza jest "poor".
Po dalszych 40 minutach wynik wzrósł do 1471! Po kolejnej godzinie - do 2538, a następnie 3665. Ostatecznie wynik osiągnął 8925, niestety potem czujka straciła synchronizację - aplikacji przy "odświeżeniu" pojawił się komunikat "last synced 5 h ago" zamiast "synced". Potrzebny był reset telefonu (nie pomógł) oraz reset Bluetooth (zadziałał). Wracając do kwestii pomiaru, oczywiście bierzemy poprawkę na to, że radon gromadzi się w zamkniętej, niewielkiej objętości basenu (2,5 l) i trzeba dokonać stosownych przeliczeń. Tym niemniej widać, ile radonu wydziela się z jednego kompasu w dość krótkim czasie. A pamiętajmy, że farbą świecącą w kompasie pokryte są tylko indeksy kierunków i grot igły - zaś w zegarach lotniczych obficie malowano zarówno cyfry, jak i całą grubą wskazówkę!
Takie stężenie może już sprowadzać zagrożenie dla zdrowia. Dlatego też czujka radonu jest niezbędnym elementem wyposażenia dla osób, które posiadają jakiekolwiek przedmioty ze starymi farbami świecącymi, szczególnie zegary lotnicze i przyrządy pomiarowe. Jeżeli chodzi o zegarki na rękę, są one dość szczelne, a ilość farby niewielka. To samo dotyczy szkła i ceramiki uranowej, których aktywność jest dość niska a materiał aktywny związany w szkliwie czy masie szklanej. Poniżej badanie ekshalacji radonu z popielnicy z polewą uranową, której aktywność jest dość znaczna, jak na ceramikę - jako pojemnik plastikowa apteczka z pokrywką, wynik 28 Bq/m3 po 32 godzinach, czyli w normie:
Zasilanie czujki odbywa się z 2 paluszków AA starczających na 1.5 roku, całość sprzedawana jest w sztywnych kartonikach wraz z angielską instrukcją obsługi. Zakres pomiarowy kończy się na 50.000 Bq/m3, który w normalnych warunkach trudno jest przekroczyć (dane za instrukcją obsługi, strona producenta podaje 9999 Bq/m3 i chyba jest to bardziej prawdopodobne). Wnętrza nie rozbierałem, ale dla ciekawskich producent umieszcza schemat poglądowy:
Filmik pokazujący pracę aplikacji i wykres stężenia radonu w mojej piwnicy:
Tutaj screeny z wykresami - jak widać, temperatura i wilgotność są dość stałe (21 st. C, 43 % RH), jedynie stężenie radonu oscyluje między 45 a 112:
***
Edit 14.12.2018 r. Czujka do września pracowała w piwnicy mojego rodzinnego domu (mały boks z typowymi piwnicznymi drzwiami, dodatkowo zasłoniętymi deską, korytarz krótki na planie krzyża, brak okien). Następnie, po przeprowadzce do nowego mieszkania zabrałem ją ze sobą i umieściłem w piwnicy o podobnej kubaturze, jednak bez zasłoniętych drzwi i z korytarzem ciągnącym się przez całą długość bloku, z bocznymi odnogami zakończonymi okienkiem. Lata budowy obu gmachów są zbliżone (stary 1962, nowy 1960). Na wykresie, sczytanym z aplikacji po zakończeniu pomiarów, widać nieznaczne obniżenie, a później chwilowy skok poziomu radonu w nowym miejscu:
Skok wynika prawdopodobnie ze zmiany lokalizacji czujki w piwnicy - przez pewien czas była zasłonięta blatem przed wzrokiem ciekawskich, co utrudniało cyrkulację powietrza i prowadziło do gromadzenia się radonu w otoczeniu czujki. Ciekawą funkcją są powiadomienia w aplikacji, informujące o zbyt niskiej temperaturze w pomieszczeniu, gdzie znajduje się czujka ("brrr, so cold, turn on heating!"). Wszystkie dane w postaci różnego rodzaju wykresów i raportów można znaleźć po zalogowaniu się na stronie producenta Airthings.com.
Aplikacja obsługująca czujkę została zaktualizowana i teraz pierwszy pomiar, który kalibruje detektor, trwa aż tydzień, choć wstępne wskazania są widoczne od razu. Na ekranie aplikacji widnieje 7 poziomych pasków i komunikat "sensors calibrating, day 1 of 7". Każdy zakończony dzień kalibracji to ciemniejszy pasek, rozpoczęty następny - nieco ciemniejszy, pozostałe są jasne.
Nowsza aplikacja ma inny symbol radonu - "koniczynkę" oznaczającą radioaktywność zamiast chmury z kropek jak w starszej, zaś panel dotyczący radonu jest z lewej a nie pośrodku.
***
Czas na werdykt. Pomimo pewnych niedogodności, dotyczących głównie aplikacji, a nie czujnika, mogę polecić tą czujkę wszystkim osobom narażonym na podwyższone stężenie radonu w pomieszczeniach mieszkalnych i roboczych. Szczególnie przyda się w rejonach o zwiększonej ekshalacji radonu, np. w okolicach Kowar i innych miejscach z wysokim stężeniem związków uranu i radu w glebie. Będzie też przydatnym przyrządem dla muzealników i kolekcjonerów starych zegarków, zegarów lotniczych i przyrządów pomiarowych, zawierających stare farby świecące Do nabycia na tej stronie [LINK].
Czujka jest na polskim rynku od września 2017 i dopiero po dwóch latach na Allegro pojawiają się używane egzemplarze. Jeden zauważyłem w lombardzie w październiku 2019 r. (cena 750 zł), drugi wygrałem na licytacji w styczniu 2020. W aukcji poza mną uczestniczyły tylko... 3 osoby, a cena osiągnęła zaledwie 103 zł. Pokazuje to, jak mało powszechna jest wiedza o zagrożeniu radonowym i jak niewiele ludzie są gotowi płacić za czujki radonu. Kupiona przeze mnie czujka Wave pracuje obecnie w "radonowym kąciku" mojego pokoju wraz z innym detektorem tej firmy - Correntium Home, opisanym TUTAJ.
Planuję dalsze testy, m.in. umieszczenie jej w witrynce ze szkłem uranowym, a także wypożyczanie znajomym celem zbadania poziomu radonu w różnych budynkach Warszawy.
Baza lotnicza US Marine Corps El-Toro została wybudowana w 1942 r. i służyła w latach 1943-1999. Po jej opuszczeniu powstał problem radioaktywnych pozostałości po remontowanych i hangarowanych samolotach. Były to głównie:
zegary i kompasy z farbą radową
czujniki oblodzenia i szczelności łopat śmigłowców
magnetrony i lampy elektronowe
oświetlacze do złącz tankowania w locie
1. W czasie inspekcji dowiedziano się o istnieniu "pokoju radowego" (radium room), gdzie prowadzono nieokreślone prace z farbami świecącymi. Jednakże wykryta aktywność była nieznaczna i ograniczała się do niektórych miejsc podłóg, rur ściekowych i wentylacji, co dowodziło, że jedynie odnawiano tam przyrządy z farbą radową, a na pewno nie stosowano tej farby w formie płynnej. Większość powierzchni pomieszczenia nie przekraczała naturalnego tła promieniowania, zatem skażone rury wycięto, a podłogę zdekontaminowano. Na marginesie warto wspomnieć, że już w 1950 r. dowództwo zażądało zaprzestania stosowania farby radowej, zezwalając jedynie na dalszą eksploatację już zbudowanych przyrządów. Kolejne akty normatywne zalecały zastępowanie substancji radioaktywnych mniej radioaktywnymi lub nieradioaktywnymi.
2. Wracając do samej bazy, to istniało w niej muzeum, eksponujące wszystkie modele maszyn, jakie stacjonowały w bazie oraz kilka zagranicznych, w tym MiG-15. Istniała też ekspozycja przyrządów lotniczych. W ekspozycji muzealnej zmierzono następujące moce dawek:
60 µR/h (0,6 µSv/h) na powierzchni gabloty z artefaktami lotniczymi
powyżej 50 µR/h (0,5 µSv/h) na zewnątrz kokpitu samolotu z II wojny
500 µR/h (5 µSv/h) na zewnątrz kokpitu samolotu MiG-15
Eksponaty te przekazano do muzeum MCAS Miramar.
3. Z wywiadów z pracownikami dowiedziano się, że magnetrony były "utylizowane" przez miażdżenie (crush) i składowanie z innymi odpadami, miała to być normalna metoda w latach 60. Pozostałości wydobyto i zutylizowano. W lampach znajdowały się różne pierwiastki promieniotwórcze, głównie tor-232, ale też krypton-87, cez-137 czy nawet rad-226 i kobalt-60 - więcej info o różnego rodzaju lampach TUTAJ
4. Farby radowej używano też w obiekcie, gdzie badano nocne widzenie żołnierzy. Do testów wykorzystywano 8-calowy dysk pokryty farbą radową, choć nie ustalono bezspornie, czy nie była to inna farba świecąca (np. fosforowa farba okresowego świecenia).
5. W śmigłowcach CH-53 stosowano system IBIS (In Flight Blade Inspection System), który wykrywa rozszczelnienie łopat śmigłowca. Łopaty wypełnione są gazem pod ciśnieniem, utrata ciśnienia powoduje odsłonięcie źródła promieniowania beta, które jest wykrywane przez czujnik i wszczyna alarm. W każdej łopacie śmigła znajdowało się jedno źródło zawierające 500 µCi Sr-90. W bazie oprócz systemów zainstalowanych na śmigłowcach przechowywano także zapasowe. Moc dawki na zewnątrz systemu 4000 µR/h (40 µSv/h)
W tych śmigłowcach używano także izotopowych czujników oblodzenia, zawierających 50 µCi Sr-90.
6. Do złącza tankowania w locie używanych w samolotach KC-130 (system z przewodem elastycznym, ang. probe and drogue) używano kryptonu-85 lub trytu - 6 szt. po 25 mCi Kr-85 lub 500 mCi H-3 - w ampułkach pełniących funkcję oświetlaczy. Moc dawki w kontakcie z ampułką 1500 µR/h (15 µSv/h). Oprócz 14 kompletnych złączy (paradrogue) przechowywano również 13 zapasowych ampułek. Zapasy zostały zabrane przez wojsko podczas ewakuacji bazy.
Jeżeli chodzi o pozostałe izotopy, to zubożony uran był używany jako balast i przeciwwaga w samolotach A-4 i F-4. Raport wspomina też o cezie-137 w instalacji zapłonowej silników samolotów F-4. Stop torowo-magnezowy był używany w elementach silników oraz dyszach systemu usuwania deszczu z szyby (rain removal nozzle).