28 listopada, 2019

Radiometr kieszonkowy RK-62

Gdy po raz pierwszy spotkałem się z tym miernikiem na kartach katalogu "Aparatura jądrowa - informator techniczny" z 1961 r., myślałem, że w nazwie popełniono błąd, szczególnie, że publikacja była wydana dość niestarannie. Liczne literówki raziły moje edytorskie oko i pozwalały sądzić, że autorom chodziło o dobrze znany RK-63.

Jednak niedługo potem trafiłem na książkę "Ochrona przed opadem radioaktywnym w rolnictwie", gdzie również była mowa o tym radiometrze. Ani chybi, przyrząd taki musiał istnieć, nawet jeśli do tej pory nie wypłynął żaden egzemplarz. Sprzęt dozymetryczny produkowano wówczas w niewielkich seriach 50-200 egzemplarzy, a jego występowanie na rynku wtórnym zależy od bardzo wielu czynników. Wspomniany RK-63, którego wykonano 100 szt, pojawił się już 8 razy, zaś wyprodukowany w podobnej liczbie RK-60 zaledwie 3.




Tym razem jednak udało mi się kupić radiometr kieszonkowy RK-62, a właściwie to, co z niego zostało. W obudowie tkwi bowiem amperomierz i na tym lista części się kończy. Skupmy się zatem na tym, co mamy, bo i z tego można sporo wyczytać. Skala amperomierza malowana jest ręcznie, tak samo jak w RK-63, ma również te same zakresy. Zwraca uwagę brak loga Biura Urządzeń Techniki Jądrowej w dolnym prawym rogu (BUTJ w symbolu atomu), jest tam za to napis "Eltra Bydgoszcz". Kropka oznaczająca właściwe napięcie pracy przesunięta jest prawie aż na sam koniec skali. Brak oznaczenia producenta amperomierza (zwykle było to A-3,czyli Zakłady Wytwórcze Aparatury Pomiarowej ERA - inne kody TUTAJ). Nie ma też numeru seryjnego, a sam napis "radiometr RK-62" jest mocno ścieśniony i nie tak ozdobny jak w RK-63.


Ale najciekawszym jest farba radowa na wskazówce. Pokryto nią bowiem tylko ten odcinek, który przy pomiarze znajduje się pomiędzy skalami poszczególnych zakresów, nie zasłania zatem podziałki. Inna sprawa że zapomniano o pokryciu farbą również indeksów, zatem w całkowitej ciemności odczyt opierałby się na zapamiętaniu położenia poszczególnych wartości, chyba że świecenie farby byłoby naprawdę silne (według niepotwierdzonych informacji przy świetle wskazówek radzieckich zegarków można było czytać książki).

Zastosowanie farby świecącej jest o tyle problematyczne, że jej emisja (6,5 µSv/h beta+gamma) mogłaby wpływać na położoną w pobliżu tubę GM, chyba że przyjęto, że dodatkowe 0,6 mR/h nie zrobi różnicy przy i tak dużym błędzie pomiarowym tego radiometru. Poza tym był to miernik laboratoryjny, a nie wojskowy, zatem odczyt w nocy nie należał do priorytetów. Warto wspomnieć, że produkowany w tych samych latach na wypadek wojny jądrowej rentgenometr D-08 miał na indeksach i wskazówce zwykłą farbę okresowego świecenia, bez Ra-226. 


Zaglądając do wnętrza widzimy stempel z datą produkcji amperomierza - maj 1960 r. Sam amperomierz trzyma się na 2 z 4 śrub, zatem można mniemać, że przyrząd miał być kompletnie rozmontowany celem odzysku części, jednak nie zdążono wymontować tego ostatniego elementu. Poza nim nie zachował się ani głośnik, ani płytki drukowane, że o liczniku GM nie wspomnę. Obudowa jest taka sama jak w RK-63 - składa się z dwóch połówek łączonych na wcisk i dla pewności skręcanych śrubą. W tylnej ściance znajduje się otwór na wtyczkę przetwornicy PT-1, służącej do ładowania akumulatorków, jeśli akurat takie stosujemy - koszyczek na 4 baterie AA można było zastąpić pojemnikiem na 5 akumulatorków guzikowych KN-0,2, wówczas przez okienko wystawało gniazdo do ładowarki.

Na górnej ściance zaznaczono położenie licznika G-M wraz ze środkiem układu pomiarowego, w tym miejscu należało umieszczać źródło kontrolne, należące do wyposażenia radiometru:



Porównajmy jeszcze ogólny widok obu mierników - jak widać, obudowa jest ta sama, a różnice sprowadzają się do skali amperomierza:

Jeśli wierzyć opisowi z "Ochrony przed opadem radioaktywnym w rolnictwie", miernik nie był udany i szybko zaniechano produkcji, a jego ulepszoną wersją miał być RK-64 (choć logika podpowiadałaby RK-63, który w chwili oddania do druku książki był już wytwarzany przez 2 lata). Powyższe niejasności nadal wymagają zbadania i postaram się tym zająć w miarę możliwości, a tymczasem przygotowuję notkę o innym zapomnianym przyrządzie z BUTJ. Stay tuned!



24 listopada, 2019

Szósty rok na blogu

Kolejny rok minął. Nie ukrywam, że profil bloga się zmienia. Zaczęło się od zwalczania mitów związanych ze zjawiskiem radioaktywności, następnie przeszedłem do recenzji sprzętu dozymetrycznego i radioaktywnych przedmiotów w naszym otoczeniu, by wreszcie powrócić znowu do pracy popularyzatorskiej. Składa się na to kilka przyczyn, m.in. swoiste zepsucie krajowego rynku sprzętu dozymetrycznego. Coraz mniej radzieckich przyrządów ery poczarnobylskiej i krajowych wyrobów z ZZUJ Polon, a coraz więcej chińszczyzny z Aliexpress. Na rynek wkroczyła prężnie rosyjska firma Soeks z coraz to nowymi konstrukcjami radiometrów. Spada też popyt na niektóre modele mierników, zwłaszcza te bardziej nietypowe, które coraz trudniej sprzedać. Z drugiej strony rosną ceny, nawet za proste indykatory sprzedający liczą sobie jak za zboże, że nie wspomnę o sprawnym Polaronie, którego ceny zaczynają być absurdalne. Czasem jeszcze pojawi się zmasakrowana Sosna z rozlanym wyświetlaczem. Oczywiście ubocznym skutkiem zmian na rynku jest większe nasycenie społeczeństwa dozymetrami, co utrudnia ewentualne ukrywanie prawdy o poważnym incydencie radiacyjnym - sytuacja z czasów Czarnobyla nie mogłaby się powtórzyć. Nie wyobrażam sobie konfiskaty wszystkich dozymetrów znajdujących się w rękach  prywatnych, a wyciszanie informacji o skażeniu wymagałoby daleko posuniętej cenzury internetu. Rośnie też świadomość wartości sprzętu dozymetrycznego, co sprawia, że częściej trafia on w ręce kolekcjonerów, zamiast na śmietnik. W ten sposób otrzymałem cenny radiometr RK-60, wymagający jedynie niewielkich poprawek. Oczywiście wzrost konkurencji powoduje, że wiele przyrządów znika, zanim się pojawią, wiadomości rozchodzą się lotem błyskawicy, zwłaszcza jeśli chodzi o bardziej zaawansowane mierniki. 
Wracając do rocznego podsumowania, rok 2019 przyniósł na blogu następujące nowości:
  • okienko Google Translate, pozwalające przetłumaczyć treść bloga na dowolny język
  • stałą reklamę usług Inspektora Ochrony Radiologicznej
  • ulotki reklamujące bloga wśród osób, z którymi rozmawiam
  • profil na instagramie - https://www.instagram.com/radioaktywny1986/
  • zmianę koloru czcionki, poczynając od niniejszej notki - miałem sporo sygnałów, że zielona czcionka na czarnym tle utrudnia czytanie, przeszedłem więc na szarą. Dajcie znać, jak Wam się podoba.

Oczywiście nie może się obyć bez garści statystyk:


  • liczba postów - łącznie i na rok: 424/87
  • łączna liczba komentarzy: 404
  • łączna liczba wyświetleń - 563.240
  • najbardziej popularny post - Dawka śmiertelna promieniowania (30,2 tys. wyświetleń)
  • drugi w kolejności - Promieniowanie podczas lotu samolotem (15,8 tys.)
  • trzecie miejsce - Budowle ochronne c.d. (9,2 tys.) - punktacja obejmuje też posty z ubiegłych lat, które w roku 2019 trafiły na Wykop, w tym raz z odznaką "Farciarz" za szybkie trafienie na stronę główna)
  • nowości dozymetryczne - 7 - RK-21C, DKS-04, FH-140T, Series 900 Mini Monitor, Soeks 112, Soeks 01M
  • inne dozymetry - DP-5A, Sosna, Polaron, RUST-3, RK-67, RK-60, RKP-1-2, DP-66
  • sondy pomiarowe - 2 - licznikowa SGB-2P, scyntylacyjna SSU-3
  • autoradiogramy - 3 serie (grudzień, czerwiec, listopad)
  • kontakty z byłymi pracownikami instytucji jądrowych - 2
  • rozdane ulotki bloga - 18
  • zbiory ceramiki - od cholery:



  • zbiory szkła uranowego - wuchta, do tego w nowej eleganckiej witrynce z podświetleniem taśmą UV, w której już zaczyna brakować miejsca - z 5 półek zostało tylko 2/3 najniższej.



Rozdajmy teraz nagrody w kategorii "Naj" za rok 2019.

Najdroższy dozymetr - Series 900 Mini Monitor



Najmniejszy dozymetr - Soeks 112



Najbardziej efektowny dozymetr - Soeks 01M


Najrzadszy dozymetr - RK-21C 


Najbardziej zaskakujący dozymetr - radiometr uniwersalny RUST-3 przeznaczony na rynek rosyjski, czyli z opisem "izmieritiel' skorosti scziota":


Najbardziej użyteczna sonda - scyntylacyjna uniwersalna SSU-3:




Najstarszy dozymetr - FH-40T z czasów zimnej wojny:


Najprostszy dozymetr - indykator Eltes 902:




Kuriozum roku - radiometr kieszonkowy RK-63 przerobiony na multimetr:


Zagadka roku - ANRI-01 Sosna w pudełku z ocynkowanej blachy stalowej - czy to czyjaś radosna twórczość, czy wczesne opakowanie fabryczne do Sosny? (później były tylko tekturowe pudełka).


Niespodzianka roku - RK-60 od p. Adama - czyli mamy w kraju co najmniej 3 egzemplarze:

Futerały na dozymetry - do RK-67, autorstwa Żony, o niebo wygodniejszy niż fabryczny z dermy, dodatkowo dostosowany do obsługi sondy lewą ręką:


Najgorętsza ceramika - 15 mR/h (poprzedni rekord - 12):

Najmniej aktywna ceramika - talerzyk Wallendorfer Porzellan (0,3-0,6 µSv/h)

Najbrzydsza ceramika - wazonik z wyobrażeniem dziewczyny, kościoła, kota i gęsi


Najbardziej finezyjna ceramika - figurka praczki, która równie dobrze mogłaby być Skłodowską gotującą blendę smolistą:


Zdobywczyni tytułu "Miss Uranium" - figurka Cyganki z tamburynem:


Najbardziej nowocześnie wyglądająca ceramika - świecznik w kształcie piramidy z manufaktury w Nimy (2,5 µSv/h)



Najbardziej zaskakująca ceramika - wazon z zieloną polewą z kremowymi zdobieniami (3 µSv/h), za Chiny bym go nie podejrzewał o aktywność, dodatkowo fluoryzuje w ultrafiolecie:


Największy wyrób ze szkła uranowego - 30 cm ręcznie malowany wazon, notabene to szkło chryzoprazowe, czyli mleczne o barwie zielonkawej. Wazon przesądził o tym, by na targi brać jednak Polarona, a nie Soeksa, który wolniej zlicza i ma mniejszą czułość:


Najgorętsze, a przy tym najstarsze (XIX w.) szkło uranowe - wazon z wytwórni w Marienbad (Mariańskie Łaźnie) - 10 µSv/h (te okropne koraliki to późniejszy dodatek):


Najmniejszy wyrób ze szkła uranowego - fiolka na perfumy:


Najmniej aktywne szkło uranowe - kilka egzemplarzy nieznacznie przekraczających tło, zatem wybrałem ten jako reprezentację:


Nowe barwy szkła uranowego:





Zerknijmy teraz na inne artefakty i gadżety:


Najbardziej oczekiwany artefakt - obiektyw do projektora ze szkła torowego (wreszcie!):


Uradowane zegary - 3 - wysokościomierz, wskaźnik ciśnienia tlenu, amperomierz:


Kamyczki od Alka (pozdrowienia!) - 3 sztuki, w tym jeden z ciekawą inkluzją świecącą w UV:


Świece zapłonowe z polonem-210, zdjęcie dzięki uprzejmości @radiumquetzal z Instagrama:


Ręczny radiometr z misji księżycowej "Apollo" - zdjęcie z raportu NASA:

Pojemnik ochronny dla niemowląt SON-1 - zdjęcie dzięki uprzejmości Małopolskiego Stowarzyszenia Miłośników Historii "Rawelin":

Książki:
  • Nowość 2019 - Kate Brown - Czarnobyl - instrukcje przetrwania
  • Reedycja 2019 - Igor Kostin - Czarnobyl - spowiedź reportera
  • Staroć - Jan Ziembicki - Aparaty elektromedyczne [1952] 
  • Skan - B. W. Polenow - Dozimetriczeskoje pribory dlja nasielenija [1991]




Na koniec skrótowy przegląd wydarzeń roku 2019:

  • rezygnacja z Facebooka z powodu ograniczania zasięgów stron w celu wymuszenia płatnych subskrypcji oraz wybiórczo działających algorytmów zwalczających rzekomą "mowę nienawiści",a do tego niekonsekwentnych standardów społeczności (zmasakrowane zwłoki ludzi i zwierząt nie naruszają "standardów", ale kawałek biustu już tak...). Po 10 latach przyszedł czas powiedzieć "cześć, pa". Trochę szkoda grup kolekcjonerów szkła i ceramiki, ale poza tym zauważam jedynie oszczędność czasu i nerwów.
  • podróż poślubna na Ukrainę - Strefa wokół Czarnobyla, Muzeum Strategicznych Wojsk Rakietowych w Pierwomajsku, Odessa (Katakumby!) oraz Kijów (m.in. najgłębsza stacja metra), szkoda tylko, że wśród całej wycieczki dominowały osobniki, którym tylko % w głowie, a program zwiedzania stanowił przeszkodę w melanżu. Shit happens...
  • incydent sabotażu w rentgenie kolejowym na przejściu w Terespolu 
  • katastrofa rakiety "Buriewiestnik" w Rosji
  • dziecko w skanerze do prześwietlania bagażu
  • strona "Milfsparadise" jako witryna odsyłająca - nie, nie dodam Was do polecanych :)
  • "koniczynka" narysowana z zachowaniem proporcji w tunelu przy Dworcu Zachodnim:



  • likwidacja Muzeum Obiekt Alfa [*], pomimo szeroko zakrojonej akcji zbierania podpisów, w której oczywiście jako sympatyk Muzeum wziąłem udział.  
  • w toku licznych prac zabiłem mój stary wysłużony multimetr "no name"...
  • ...oraz palnik lampy w lustrzance
  • ...przy okazji niedawno rozpocząłem naukę rosyjskiego, niedługo żadna instrukcja do dozymetru nie będzie miała tajemnic...
  • ...a także, odkąd jestem "na swoim", rozwinąłem eksperymenty z gotowaniem i przetwórstwem owocowo-warzywnym, wszak nie można się ciągle tylko "radować" - w ofercie:
  1. kompot z suszu (przepis własny)
  2. kompot z mirabelek (przepis rodzinny)
  3. dżem i sok z wiśni
  4. konfitura z truskawek
  5. konfitura i sok z malin
  6. kawa z żołędzi (przepis okupacyjny)
  7. kawa z marchwi (j.w.)
  8. herbata ze skórek jabłczanych (j.w.)
  9. wołowina "jerky" w 5 smakach (przepis własny)
  10. jajecznica po Lyońsku (przepis via Kuchenny Kredens)
  11. ciasteczka-ptysie (ditto)
  12. carbonara bez śmietany ani żadnych fixów - i długo by jeszcze wymieniać, ale tu nie książka kucharska!
Wszystko oczywiście podane w odpowiednim szkle:




Oczywiście, jak przy każdej notce rocznicowej, zostawiam otwartą książkę życzeń, skarg i wniosków. Jeżeli jest coś, o czym byście chcieli przeczytać na blogu lub też macie jakiś ciekawy dozymetr, artefakt, historię - dajcie znać przez formularz kontaktowy! Stay tuned!

21 listopada, 2019

Czy napromieniowanie powoduje radioaktywność?

Jest to jeden z bardziej powszechnych mitów związanych z promieniowaniem jonizującym. A nawet nie tyle mitów, co niedomówień. Generalnie z nauką, w przeciwieństwie do pseudonauki, jest taki problem, że rzadko daje kategoryczne, jednoznaczne odpowiedzi. Zwykle wymaga przedstawienia układu odniesienia, warunków koniecznych, przyjętych założeń itp. Przeciętnego Kowalskiego takie dywagacje nudzą, opóźniają dojście do sedna sprawy. On chce wiedzieć - coś co jest napromieniowane będzie radioaktywne czy nie?
Naukowiec powie - zależy jakim rodzajem promieniowania i jakich materiałów. Jeżeli za promieniowanie jonizujące uznamy promieniowanie gamma, mające charakter falowy, czyli najbliższe potocznemu wyobrażeniu o promieniowaniu jako energii, to napromieniowanie nim nie wywoła radioaktywności wtórej. Dzięki temu żywność napromieniowywana dawkami rzędu tysięcy grejów nie staje się radioaktywna - nie ma takiej fizycznej możliwości. To samo dotyczy promieniowania rentgenowskiego, które od gamma różni się miejscem powstawania, ale ma taką samą naturę. Oczywiście, promieniowanie, które jest przekazem energii, może zmienić strukturę materii, dlatego też np. szkło ciemnieje od bardzo dużych dawek promieniowania (tysiące rentgenów), ale to inna historia.
Wywołanie radioaktywności substancji nieradioaktywnej (aktywacja) możliwa jest za pomocą promieniowania alfa, beta lub neutronów. Jest to również promieniowanie jonizujące, ale o charakterze korpuskularnym - promieniowanie alfa to strumień jąder helu (dwa protony, dwa neutrony), beta - strumień elektronów, neutrony to cząstki elementarne pozbawione ładunku elektrycznego. Napromieniowywanie cząstkami alfa różnych substancji przyczyniło się do odkrycia radioaktywności sztucznej przez Irenę i Fryderyka Joliot-Curie. Pamiętajmy jednak o małym zasięgu cząstek alfa, który w powietrzu wynosi zaledwie kilka centymetrów, a w innych materiałach ułamki milimetra. Ogranicza to stopień aktywacji materiałów, szczególnie że cząstki muszą mieć odpowiednią energię. Większy zasięg, też zależny od energii, mają elektrony, czyli cząstki beta. Największe jednak zagrożenie, jeżeli chodzi o aktywację, powodują neutrony. Nie mając ładunku elektrycznego nie oddziałują tak silnie z materią jak cząstki alfa i beta, stąd trudno się przed nimi osłonić. W zderzeniach z jądrami ciężkimi mogą tworzyć izotopy promieniotwórcze, np. napromieniowanie neutronami naturalnego kobaltu tworzy radioaktywny kobalt-60 o czasie półrozpadu 5,7 lat. Neutrony powstają w wyniku rozszczepienia jąder pierwiastków ciężkich (uran, pluton), jak również w wyniku reakcji między cząstką alfa a jądrem pierwiastka lekkiego, np. berylu, stąd najpopularniejsze laboratoryjne źródła neutronów to polonowo-berylowe (polon jest wydajnym emiterem cząstek alfa). Wracając do aktywacji, także napromieniowanie protonami może tworzyć izotopy radioaktywne, czego najlepszym przykładem jest powstawanie węgla C-14 w górnych warstwach atmosfery pod wpływem promieniowania kosmicznego. Protony to cząstki elementarne mające ładunek dodatni - pojedynczy proton jest jądrem wodoru lekkiego (protu, H). W życiu codziennym trudno mieć z nimi do czynienia, jeśli nie pracujemy przy akceleratorze albo nie latamy samolotami na bardzo dużych wysokościach (że o statkach kosmicznych nie wspomnę).
***
Jeżeli chodzi o promieniowanie gamma, to możliwość aktywacji tym promieniowaniem wprawdzie występuje na zasadzie tzw.reakcji fotojądrowej [LINK], ale tylko przy bardzo wysokich energiach promieniowania (nie mylić z mocą dawki!), powyżej 10 MeV, niespotykanych w codziennym życiu. Absorpcja takiego wysokoenergetycznego kwantu gamma powoduje emisję protonu lub neutronu oraz powstanie radioizotopu a i tak powstają wtedy izotopy krótkożyciowe lub o małej aktywności właściwej. Wszystkie radioizotopy, zarówno naturalne, jak i sztuczne, mają energię promieniowania nieprzekraczającą 3 MeV, przy czym większość nie przekracza 1,5 MeV. Temat energii promieniowania oraz reakcji fotojądrowych rozwinę w osobnych notkach. Tutaj tylko nadmienię, że używane do radiacyjnej sterylizacji żywności izotopy mają energię znacznie poniżej progu aktywacji: cez-137 - 0,662 MeV, kobalt-60 - 1,25 MeV.
***
Pamiętajmy też, że większość promieniowania mogącego dokonać aktywacji jest łatwa do wyekranowania - alfa nawet kartką papieru, beta osłoną z lekkiego metalu. Z kolei bardzo przenikliwe promieniowanie gamma, mogące pokonać nawet beton czy ołów - nie powoduje aktywacji, jeżeli ma energię taką, jak naturalne i sztuczne izotopy. Jeżeli chodzi o neutrony, to występują jedynie w reaktorach atomowych i podczas wybuchów bomb jądrowych, w codziennym życiu bardzo trudno mieć z nimi do czynienia. Tym bardziej protony, które poza akceleratorami występują jedynie w promieniowaniu kosmicznym, przed którym chroni nas atmosfera i magnetosfera.
Wracając zatem do przedmiotowego pytania, odpowiedź brzmi - w przypadku niektórych materiałów napromieniowanych promieniami alfa, beta, neutronami, protonami lub wysokoenergetycznymi kwantami gamma. Do dziś pamiętam przerażenie koleżanki z pracy, której pokazałem kieszonkowy radiometr, będący niegdyś własnością IBJ. "Czyli on jest napromieniowany?!" - spytała, robiąc oczy jak spodki. Napromieniowany to i owszem, tak jak wszystko w naszym otoczeniu, co podlega działaniu promieniowania naturalnego, a dodatkową dawkę otrzymał mierząc moc dawki od różnych źródeł, ale na pewno nie jest aktywowany, czyli nie emituje promieniowania. Mógłby najwyżej zostać skażony - różnice między skażeniem a napromieniowaniem wyjaśniłem w osobnej notce [LINK].

Mit "napromieniowania" dotyczy także innych rodzajów promieniowania, nie tylko jonizującego. Kiedyś suszyłem grzyby używając w tym celu tylnej części monitora CRT, który grzał jak piec, i również usłyszałem, że te grzyby są szkodliwe, bo "napromieniowane".


Ostatnie porównanie dla nieprzekonanych  -  porównanie do światła widzialnego - przedmiot oświetlony nie zaczyna świecić, jeśli wyłączymy źródło światła (za wyjątkiem farb okresowego świecenia). Tak samo przedmiot ogrzany nie zaczyna sam grzać, choć przez jakiś czas może być ciepły - nie powstają jednak w nim ośrodki wytwarzające ciepło.

18 listopada, 2019

Licznik Geigera BOB-33

Licznik ten był produkowany przez Zakład Doświadczalny Przemysłowego Instytutu Elektroniki (PIE) w Warszawie od końca lat 50. do połowy lat 60. Oznaczenie BOB-33, według systemu kodów stosowanych przez PIE, oznacza:
  • B - pomiar promieniowania beta
  • O - napełnienie gazem szlachetnym z chlorowcowym czynnikiem gaszącym*
  • B - licznik szklany, cylindryczny, z katodą metalową
  • 3 - względna wielkość licznika (wartości 0-9)
  • 3 - cokół z kapturkami na obu końcach
Znając te kody, stosowane w wyrobach PIE oraz Akademii Górniczo-Hutniczej, możemy łatwo rozszyfrować przeznaczenie i konstrukcję danego licznika. Szerzej temat omówiłem w osobnej notce [LINK].


Licznik BOB-33 ma kształt cylindryczny, a korpus wykonano ze szkła o gęstości powierzchniowej 70 mg/cm2, pomalowanego czarną farbą, aby wyeliminować wpływ promieniowania ultrafioletowego. Przeznaczono go do pomiaru silniejszego promieniowania beta (>700 keV), zatem jego czułość jest mniejsza niż liczników o ściance metalowej 40-50 mg/cm2 (>500 keV), takich jak STS-5 i pochodne. BOB-33 oczywiście mierzy również promieniowanie gamma, a z racji grubszej ścianki wykazuje nieco mniejszą nierównomierność charakterystyki energetycznej niż cienkościenne liczniki metalowe. Sprawia to, że  niskoenergetyczne promieniowanie nie będzie aż tak zawyżać wyniku pomiaru. Poniżej BOB-33 w porównaniu z STS-5 (u góry) i BOI-33 (u dołu):



Licznik BOB-33 miał też odmianę oznaczoną BOB-33A, która nieznacznie różniła się parametrami pracy, jednak wobec znacznego rozrzutu specyfikacji trudno uznać to za regułę. Poniżej zestawienie kluczowych parametrów pracy kilku egzemplarzy BOB-33 oraz BOB-33A:

* źródło - Aparatura jądrowa - informator techniczny, wyd. 1961 i 1963


Jak widać, parametry pracy zbliżone są do STS-5 i podobnych, jednak napięcie progu jest niższe, co oznacza, że nie są one w pełni zamienne.
Licznik BOB-33 stosowano w pionierskich polskich konstrukcjach dozymetrów - indykatorze RIK-59, radiometrach RK-60 i RK-63 czy szkolnym radioindykatorze bez nazwy.


Montowano go również w przenośnym izotopowym mierniku poziomu PIMP-3 (i to aż 4 sztuki).


Najpóźniejszy egzemplarz BOB-33, jaki spotkałem, pochodził z 1966 r. Wprowadzony w 1968 r. radiometr RK-67 nie korzystał już z tego licznika, tylko z radzieckiego STS-5, znanego od lat 50., a późniejsze serie - z krajowego klona STS-5, czyli BOI-33. W wojskowych DP-11A, DP-66 i DP-66M stale stosowano STS-5 z racji ich wytrzymalszej, metalowej konstrukcji. BOB-33 montowano za to w cywilnych wersjach DP-11B, czyli monitorach licznikowych ML-56 i ML-57.



***

Podjąłem dwie próby zastosowania tych liczników w dużo późniejszych, radzieckich dozymetrach z początku lat 90. Polaron nie chciał współpracować - początkowo zliczał tło, następnie dźwięk cichł, a wynik spadał. 

Tak na marginesie tylko wspomnę, że zamontowanie w Polaronie duetu STS-5 + BOI-33 też nie było dobrym pomysłem z uwagi na minimalnie większą czułość polskiego licznika i zawyżenie wskazań


Sosna w ogóle nie chciała ruszyć na dwóch BOB-33, choć jej przetwornica jest bardziej "elastyczna" niż ta w Polaronie. Tak więc, pomimo bardzo podobnych parametrów pracy, BOB-33 raczej nie zastąpi SBM-20.

Z kolei bez problemu można dokonać zamiany w drugą stronę, czyli zastąpić BOB-33 licznikiem STS-5 czy SBM-2. Tak zrobił np. Adam w swoim  PIMP-3 - LINK. Miałem również egzemplarz RK-63 z STS-5 zamiast BOB-33. Zamiana udała się też w radioindykatorze RIK-59, zanim zdobyłem oryginalny licznik.
Z kolei licznika BOB-33A używałem przez pewien czas w bardzo udanym autorskim radiometrze Radiatex MDR-2, niestety uległ uszkodzeniu podczas wycieczki dozymetrycznej w poszukiwaniu "gorącej plamy" na Jelonkach. Szczątki możecie zobaczyć tutaj:




Liczniki BOB-33 jeszcze kilka lat temu były dość tanio wyprzedawane z zapasów magazynowych, jednak obecnie są bardzo trudne do nabycia. Niektóre dostępne egzemplarze z kolei są zużyte, co przekłada się na niższą wydajność, bądź też rozszczelnione, a więc zupełnie niesprawne.
Nie popieram kanibalizacji, ale jeśli koniecznie potrzebujemy akurat tego modelu licznika, to poświęćmy szkolny radioindykator, którego użyteczność jest niewielka, a cena dość niska (ok. 50 zł).


Gdzie się da, warto spróbować zastąpić BOB-33 za pomocą STS-5/SBM-20 - oprócz większej czułości na promieniowanie beta, zyskamy przede wszystkim odporność na udary mechaniczne - metalowy licznik, nawet lekko wgnieciony, będzie pracował, zamiast rozsypać się w kawałki jak szklany. Oczywiście, do pewnej granicy, mocno zgnieciony straci szczelność albo dozna zwarcia (obudowa jest katodą).

***

Podsumowując, licznik ten będzie miał dwa główne zastosowania: naprawa starych dozymetrów (RIK-59, RK-60, RK-63) lub konstrukcja własnych mierników promieniowania. W obu przypadkach musimy mieć na uwadze, że poszczególne egzemplarze wykazują pewien rozrzut zarówno napięcia progu (300-330 V), jak i pracy (360-390 V), a także spore różnice nachylenia plateau (0,053-0,125 %/V). Należy więc indywidualnie dobierać napięcie przetwornicy, gdyż zbyt wysokie skróci żywotność licznika, zaś za niskie zmniejszy wydajność pomiaru. Jeśli mamy metryczkę licznika, znajdziemy w niej niezbędne wartości napięć, upewnijmy się jednak, że pochodzi faktycznie od tego egzemplarza. Data produkcji licznika (miesiąc + rok) znajduje się poniżej oznaczenia modelu, zaś numer seryjny po przeciwnej stronie znaku "minus".
-----------------------------------------
* o różnicach między licznikami chlorowcowymi i alkoholowymi pisałem przy okazji omawiania zasady działania licznika Geigera - LINK