Niniejszy tekst powinien mieć tytuł "sprawa pracownic
fabryk zegarów z tarczami malowanymi farbą radową", ale przypadek do historii przeszedł pod nazwą "Radium girls".
Produkcję zegarków z takimi tarczami rozpoczęło kilka firm w
USA - m.in. U.S. Radium Corporation (przedtem Radium Luminous Material Corp.) czy Radium Dial Company. Akurat kraj ten przystąpił do I
wojny światowej, zatem powołanych do wojska mężczyzn zastąpiły kobiety.
Praca była dobrze płatna, trzykrotnie więcej niż typowa pensja w fabryce, co
stanowiło szczególną okazję dla ubogich dziewcząt, często nastolatek. Wieści o
nowej profesji szybko roznosiły się pocztą pantoflową. Potrzebna była precyzja i zwinne palce, gdyż
pracownicom płacono od sztuki pomalowanej tarczy, zatem praca była szczególnie
popularna u nastolatek o drobnych, zręcznych dłoniach. Płacono 1.5 centa za tarczę przy dziennej normie 250-300 tarcz.
Pracownice szybko
otrzymały przydomek "Ghost girls", gdyż po zakończeniu zmiany w
fabryce ich ubrania świeciły od pyłu
farby radowej. Niektóre celowo malowały sobie nią paznokcie czy nawet zęby, by
szokować świecącym uśmiechem. Malowano też ubrania, by "rozświetlić"
prywatki. Największym zagrożeniem była jednak sama technika pracy. Tarcze
zegarków były małe, często 3.5
cm średnicy, a używane do malowania pędzelki z
wielbłądziego włosia szybko ulegały
zwichrowaniu. Przełożeni zatem polecali ślinić pędzelki językiem i ustami
nadawać im zaostrzony kształt, niezbędny do precyzyjnego malowania cyfr. Technika zwała się "lip, dip,
paint", czyli w wolnym tłumaczeniu "pośliń, zanurz (w farbie),
pomaluj".
Oczywiście kierownictwo upewniało pracownice, że farba nie jest
szkodliwa, a nawet ma lecznicze działanie, wszak radu używa się w medycynie. Było to działanie tym
bardziej perfidne, ponieważ naukowcy i zarząd fabryki mieli pełną świadomość
o szkodliwości radu, nosili maski,
ołowiane fartuchy a radu dotykali specjalnymi szczypcami, osłaniając się ekranami. Zdrowiem szeregowych
pracowników nikt się nie przejmował. Kobiety pracowały w niewentylowanych
pomieszczeniach, a robocze fartuchy prały w domu. Dawka promieniowania dochodziła do 10 µSv/h, czyli 100-krotności naturalnego promieniowania tła, ale napromieniowanie zewnętrzne nie było tak szkodliwe, jak skażenie organizmu drogą pokarmową i oddechową.
Wkrótce pracownice zaczęły chorować. Zaczynało się od zębów - jednego, potem następnych, wreszcie rozkładowi
ulegała cała szczęka czy wręcz kości twarzy. Często szczęka po prostu wypadała w kawałkach, pośród krwi i ropy. Zjawisko było podobne do
"szczęki fosforowej" (phossy jaw), występującej u pracowników fabryk
zapałek na skutek zatrucia białym fosforem. Do tego dochodziły bóle w
kończynach dolnych, uniemożliwiające poruszanie się. Pierwsza ofiara, Mollie
Maggia, zmarła na skutek wykrwawienia,
gdy rozkład tkanek twarzy przeszedł na gardło i jedną z żył szyjnych.
źródło |
Był rok
1922. Wkrótce zaczęły umierać kolejne pracownice. Firma przeprowadziła własne
"śledztwo" w związku z pogłoskami, które miały negatywny wpływ na
biznes. Oczywiście niczego nie wykazano, dopiero niezależne dochodzenie w 1924 r. potwierdziło
związek farby radowej i śmierci pracownic. Wzburzony prezes firmy powołał
kolejne własne "śledztwo", poświadczał nieprawdę przed Departamentem
Pracy i próbował zdyskredytować ofiary jako chcące wyłudzić odszkodowanie. Fałszywy lekarz Frederick Flinn, niemający ukończonych studiów medycznych, podjął się za darmo badania pracownic U.S. Radium Corp. i fałszywie twierdził, że nie mają nawet śladu zatrucia radem, choć niedługo później umierały. Katherine Moore usłyszała te zapewnienia aż 8 razy, po czym zmarła.
Proces przeciwko firmie był trudny, gdyż powszechnie
wierzono w dobroczynne działanie radu, a pojedyncze osoby nie miały szans w
walce z wielką firmą, dysponującą ogromnym kapitałem i sztabem prawników. Ofiary
radowej farby często były niezamożne i nie było ich stać nawet na własne
leczenie, a co dopiero na prawników. Pamiętajmy też, że racji płci miały
mniejsze szanse na wniesienie sprawy do sądu i pomyślny wyrok. Mało który
adwokat był skłonny podjęcia się tak ryzykownej sprawy. Dopiero śmierć
pierwszego mężczyzny doprowadziła do podjęcia oskarżenia (!). Dzięki opinii eksperta
dr. Harrisona Martlanda, powiązano choroby pracownic z radiacją.
Już
małżonkowie Curie widzieli zagrożenie związane z promieniowaniem działającym na ciało
od zewnątrz. Działanie przez skażenie wewnętrzne
było o wiele bardziej szkodliwe z uwagi na tzw. radiotoksyczność radu. Rad jako powinowaty do wapnia gromadził się w kościach, a emitowane cząstki alfa niszczyły tkankę kostną i szpik. Chore kobiety miały po prostu dziurawe jak sito kości
i cierpiały na spontaniczne złamania - również kręgosłupa. Tworzyły się też guzy na twarzy, kolanach czy
biodrach, często rozmiarów piłki futbolowej. Ich ciała emitowały światło w
nocy, co było jaskrawym dowodem oskarżenia.
Walka sądowa miała znaczenie priorytetowe, gdyż nadal wiele
kobiet pracowało malując zegarki farba
radową. Dla chorych kobiet nie było już ratunku, ale można było ocalić
pozostałe, które nie wchłonęły jeszcze tak dużej ilości radu. Przy malowaniu tarcz pracowało wówczas ok. 4000 kobiet. Zatrucie radem nie było wówczas chorobą zawodową, gdyż
sprawa pracownic fabryki zegarków była pierwszym przypadkiem wystąpienia tych
schorzeń. Według obowiązującego prawa roszczenia z tytułu choroby zawodowej
trzeba było wnieść w ciągu 2 lata, podczas gdy zatrucie radem
"wylęgało" się po 5 latach, po nagromadzeniu większej ilości tego
pierwiastka.
Pojawiały się też plotki o syfilisie jako przyczynie chorób
pracownic, co miało je zdyskredytować w
opinii publicznej. Prezes jednej z firmy cynicznie twierdził, że chciał pomóc
"upośledzonym" kobietom i je zatrudnić, a to był błąd, który teraz
zemścił się na nim w postaci tych oskarżeń (!). Co ciekawe, jeden z założycieli
fabryki skaził sobie palec radową farbą i powstały na nim poważne rany, nie
wywołało to jednak działań mających na celu ochronę zdrowia pracownic.
Wielki Kryzys nie ułatwiał procesu, ofiary oprócz innych
pomówień, były oskarżane o pozywanie jednego z niewielu ocalałych pracodawców.
Catherine Wolfe (primo voto Donohue) dzięki pomocy pracującego pro bono prawnika
werszcie trafiła do sądu w 1938 r. Swoje zeznania składała leżąc na łożu
śmierci. Jej zwycięstwo w 1939 r. było
zwycięstwem zza grobu - nie żyła już od roku. W chwili śmierci ważyła 60 funtów (27,2 kg ). Sprawa ta przyczyniła się do
uchwalenia nowych ustaw dotyczących bezpieczeństwa i higieny pracy oraz
przyznawania odszkodowań z tytułu chorób zawodowych. Farbę radową stosowano
jeszcze długie lata, lecz liczba wypadków i zachorowań przy pracy znacznie się
zmniejszyła.
Treść notatki jest przetłumaczonym i uzupełnionym z innych źródeł artykułem ze strony Buzzfeed - https://www.buzzfeed.com/authorkatemoore/the-light-that-does-not-lie?utm_term=.oyQlkdLbE&ref=mobile_share#.osEpKx192
Tutaj można znaleźć dokładny skład i aktywność radowej farby - https://www.orau.org/ptp/collection/radioluminescent/radioluminescentinfo.htm
Krótki opis sprawy (9 ofiar śmiertelnych, 70 poważnych zachorowań) - http://www.johnstonsarchive.net/nuclear/radevents/1920USA1.html
Artykuł na stronie Fotoblogia, z którego zaczerpnąłem dane do uzupełnienia oryginalnego tekstu - https://michalstraczek.fotoblogia.pl/7100,radium-girls
Aspekt prawny zagadnienia
- http://iancpilarczyk.com/the-radium-girls-deodands-and-the-rise-of-workers-compensation/
Rys historyczny i naukowy - https://scripophily.net/unstracofrag1.html
Historia matactw fałszywych lekarzy przy sprawie - http://www.newenglandhistoricalsociety.com/waterbury-radium-girls-secret-killer/
Na deser - sztuka "Radium Girls" wystawiana niedawno:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!
[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora - treści reklamowe i SPAM nie będą publikowane!]