Edycja zdjęć nie jest wynalazkiem epoki cyfrowej, co więcej, wiele technik stosowanych obecnie w programach graficznych wywodzi się bezpośrednio z fotografii srebrowej, choć oczywiście były znacznie bardziej pracochłonne niż przesuwanie suwaków w Photoshopie.
Metody te mogły być stosowane na różnych etapach procesu negatywowo-pozytywowego - począwszy od ekspozycji negatywu w aparacie, przez jego wywołanie, dodatkową obróbkę chemiczną, retusz negatywowy aż po kopiowanie, wywołanie i retusz pozytywu. Ponieważ w procesie tym kluczowe jest posiadanie negatywu o odpowiedniej jakości, przeto istniała konieczność poprawiania negatywów, które były źle naświetlone lub wywołane. Jeśli negatyw został prześwietlony, należało go osłabić, czyli zmniejszyć gęstość optyczną, używając osłabiacza. Najpopularniejszym osłabiaczem był tzw. osłabiacz Farmera. Z kolei jeśli zdjęcie było niedoświetlone, negatyw należało wzmocnić za pomocą wzmacniacza fotograficznego. Przepisów na wzmacniacze było wiele (chromowy, miedziowy), najsilniej jednak działał wzmacniacz uranowy, znany już od czasów przedwojennych. Składał się z dwóch roztworów:
- A - woda przegotowana 100 ml, azotan uranylu 1 g
- B - woda przegotowana 100 ml, żelazicyjanek potasowy czerwony 1 g
Przepis cytuję za książką Tadeusza Cypriana - Fotografia - technika i technologia (wyd. IV, Warszawa 1960). Autor przestrzega przed silnym działaniem wzmacniacza, który może wzmocnić negatyw do tego stopnia, że stanie się nieprzejrzysty i niemożliwy do kopiowania. O zagrożeniu radiacyjnym oczywiście nie wspomina, zresztą poważniejszym problemem niż radioaktywność 1 g azotanu uranylu jest jego wysoka toksyczność chemiczna. W fotografii stosowało się zresztą wówczas wiele innych silnie trujących związków, jak choćby dwuchromian potasu czy chlorek rtęci (sublimat). Z kolei Roman Niemczyński (Zasady fotografii - cz. I, wyd. I, Warszawa 1956) wspomina dodatkowo o silnym wzroście ziarna wzmacnianego negatywu, radiację i toksyczność pomijając milczeniem. Później wzmacniacz uranowy znika z literatury, mój ulubiony podręcznik - Zbigniew Pękosławski Fotografia w praktyce amatorskiej, wyd. II, Warszawa 1971 - traktuje jedynie o wzmacniaczu miedziowym, sublimatowym i chromowym.
Znacznie częściej uranowy wzmacniacz przewija się na kartach przedwojennych podręczników i czasopism. Zerknijmy do Podręcznika inżynierskiego z 1927 r.:
Z kolei na łamach Fotografa polskiego z 1932 r. H. Wojciechowski przestrzegał przed wzmacniaczem uranowym, uważając go za kapryśny i dający duże ziarno, polecał inne przepisy:
Skrajnie przeciwne zdanie można znaleźć w Wiarusie z 1937 r. (nr 45, rocznik VIII), który oprócz tematyki wojskowej zamieszczał również porady fotograficzne:
Foto-amator z 1934 r (nr 9, rocznik II) podawał dodatkowo "oczywistą oczywistość", że wzmacniacz może wydobyć tylko te szczegóły, które już są na emulsji, wzmacniając ich kontrast, a na pewno nie wydobędzie tych.... których nie ma:
Toksyczność roztworu podnosiły nieliczne przepisy, jak choćby ten w kwartalniku ilustracji amatorskiej Ero-Foto nr 4 z 1936 r.:
Związki uranu wykorzystywano również jako materiał światłoczuły w pionierskich latach fotografii, ostatecznie jednak przegrały z solami srebra. Wykorzystywano je także do tonowania zdjęć, czyli nadawania czarno-białej odbitce innego odcienia (np. sepii, zieleni, granatu, złota). Tematy te omówię jednak przy innej okazji.
Wracając do naszego wzmacniacza uranowego, to niestety brak mi dodatkowych informacji na jego temat, poza sposobem sporządzenia i skutkami działania na negatyw. Podejrzewam, że nie był konfekcjonowany fabrycznie, tylko należało go sporządzić z osobno nabytych odczynników. Praktyka ta dotyczyła zresztą wielu innych chemikaliów stosowanych w ciemni, konfekcjonowano zwykle tylko te najczęściej wykorzystywane, czyli wywoływacze, utrwalacze, a z bardziej zaawansowanych - wzmacniacz miedziowy czy osłabiacz Farmera.
Jeżeli chodzi o aktywność promieniotwórczą, to choć nie jest ona duża, jak zwykle przy uranie naturalnym, to emisja cząstek alfa wystarcza do zaświetlenia filmu o czułości 400 ASA po 5 dniach - odsyłam do tego eksperymentu [LINK]. Nie wiem, czy jest obecnie możliwe nabycie azotanu uranylu, a nawet jeśli, to zawiera jedynie uran zubożony, czyli pozbawiony uranu-235, zatem o dużo mniejszej aktywności. Tak czy inaczej, stanowczo odradzam jakiekolwiek zabawy tym związkiem!
Źródło - https://en.wikipedia.org/wiki/Uranyl_nitrate#/media/File:Uranylnitrate_crystals.jpg |
Dlaczego? Tak jak przy innych emiterach alfa, związki uranu sprawiają największe zagrożenie, gdy dostaną się do organizmu - poza nim nie są groźne, chyba że znajdują się na powierzchniach, z których mogą przenieść się do organizmów ludzi i zwierząt, bądź też ulegną spalaniu lub odparowaniu. Uran jako taki jest piroforyczny - odpowiednio rozdrobniony zapali się w kontakcie z powietrzem, a dochodzi do tego grupa azotanowa, czyniąca z azotanu uranylu utleniacz.
A na koniec dochodzi jeszcze kwestia utylizacji zużytego odczynnika - w czasach jego stosowania po prostu wylewano go do kanalizacji, skąd, przy braku oczyszczalni ścieków, trafiał do rzek. Na szczęście, wobec niezbyt powszechnego stosowania wzmacniacza uranowego, ilość uwolnionego azotanu uranylu nie była duża i szybko ulegała rozcieńczeniu w ogólnej masie ścieków spływających z miast.
Przy niedostatecznym płukaniu część azotanu uranylu mogła pozostać na negatywie, gdyż z żelatyny nie jest łatwo usunąć pozostałości odczynników - zalecane płukanie negatywu trwa pół godziny w wodzie bieżącej!
Jeżeli mieliście jakieś doświadczenia ze wzmacniaczem uranowym, dajcie znać w komentarzu.
Ogólnie azotan uranylu jest bardzo ciekawym związkiem. Głównie dlatego, że topnieje w temperaturze 60 stopni celsjusza, co oznacza, że dwa kilometry pod ziemią ten naturalny może istnieć w postaci płynnej, co umożliwiałoby jego wydobycie jak ropę naftową. Najprawdopodobniej jednak ewentualne złoża byłyby bardzo małe. Ciekawostką jest to, że jego rozpuszczalność w wodzie i temperatura topnienia w 60 stopniach umożliwia tworzenie z niego niewielkim nakładem kryształów... pomijając wszystkie przepisy BHP, zdrowego rozsądku, czy czegokolwiek związanego z mózgiem.
OdpowiedzUsuń