Blog o promieniowaniu jonizującym, dozymetrii i ochronie radiologicznej. Zwalcza mity związane ze zjawiskiem radioaktywności i przybliża wiedzę z zakresu fizyki jądrowej oraz źródeł promieniowania w naszym otoczeniu.
DP-4 jest miniaturowym rentgenometrem, czyli przyrządem do pomiaru mocy dawki promieniowania gamma w rentgenach na godzinę. Urządzenia takie produkowano podczas zimnej wojny na wypadek konfliktu nuklearnego, a ich zakres zawierał się między ułamkami a setkami R/h.
Prezentowany miernik jest jednym z najrzadszych spośród całej serii oznaczonej literami DP (dozimetriczeskij pribor - przyrząd dozymetryczny) i kolejnymi numerami, którą przedstawiłem w osobnej notce [LINK]. Produkowano go tylko w 1964 r., wypuszczając zaledwie kilka egzemplarzy i nie umieszczając żadnych wzmianek w literaturze z tego okresu. Na temat przyczyn przerwania produkcji można jedynie spekulować. DP-4 stanowił rozwinięcie DP-63, produkowanego od 1960 r. i jego modyfikacji DP-63A, wypuszczanej od 1962 r. Wprowadzenie w 1965 r. serii DP-5 również nie zakończyło produkcji DP-63A, który był wytwarzany aż do połowy okresu produkcji DP-5B (cyt. za Forum RHBZ - LINK). W chwili obecnej znane jest 17 egzemplarzy DP-4, w tym jeden w Polsce, o czym za chwilę.
Zakres pomiarowy przyrządu wynosi 0,5-200 R/h (5 mSv/h - 2 Sv/h) i podzielono go na 2 podzakresy:
0,5-5 R/h (5-50 mSv/h)
5-200 R/h (5 mSv/h - 2 Sv/h)
Wynik podawany jest na mikroamperomierzu M4282/1 20 µA z osobnymi skalami logarytmicznymi dla każdego zakresu i czarnym paskiem z prawej strony do regulacji napięcia zasilania. Na początku niższego zakresu podziałki rozmieszczone są co 0,1 R/h, następnie powyżej 2 R/h co 0,5 R/h, zaś na wyższym co 5 R/h, a powyżej 50 R/h co 10 R/h. Wydawać by się mogło, że jest to niska rozdzielczość pomiaru, pamiętajmy jednak że DP-4 przeznaczony był do pracy w warunkach wojny jądrowej i miał jedynie oszacować, jak wysokie jest natężenie promieniowania na polu bitwy - czy bliżej 200 R/h (po 2 h dawka śmiertelna LD50/30) czy bliżej 10 R/h (po 10 h łagodna choroba popromienna). Stąd też błąd pomiaru wynoszący +/- 40% przy wartościach powyżej 0,5 na skali i aż +/- 65% (!) w zakresie 0-0,5 R/h.
Skala jest podświetlana za pomocą żaróweczki, zrezygnowano z pokrywania jej radową farbą świecącą znanej z wczesnych DP-63A i generującej 50 µSv/h twardego promieniowania gamma. Podświetlenie włączane jest za pomocą przycisku chwilowego na bocznym panelu.
Przyrząd przed rozpoczęciem pomiaru wymaga regulacji napięcia w sposób typowy dla mierników z tego okresu. Musimy przekręcić przełącznik zakresów w położenie "reżim", a następnie pokrętłem "reg. reżima" ustawić wskazówkę na pogrubionym łuku z prawej strony skali. Jeśli mimo maksymalnego przekręcenia pokrętła wskazówka nie dochodzi do tego łuki na skali, wówczas należy wymienić baterię na nową. Następnie możemy wybrać zakres pomiarowy - wskazówka powinna znaleźć się na podziałce zerowej z dokładnością 1,8 mm. Pomiar rozpoczynamy od zakresu 200 R/h, jeśli na nim wskazówka opada poniżej zera, wówczas przełączamy na zakres 5 R/h.
Według instrukcji czas przygotowania DP-4 do pracy wynosi 1-2 minuty, ale to chyba łącznie z włożeniem baterii.
Detektorami promieniowania są szklane liczniki G-M typu SI-24G (0,5-5 R/h) i SI-25G (5-200 R/h). Pod licznikami, podobnie jak w DP-63A, umieszczone jest beta-aktywne źródło kontrolne B-8, zawierające stront-90.
Wnętrze DP-4, widoczne liczniki G-M i kontrolka B-8. Fot. Michał (pozdrowienia!)
Ma ono na celu "popchnięcie" wskazówki miernika na położenie zerowe - bez źródła wskazówka znajdowałaby się poniżej zera. Można to uznać za "wstępny podgrzew" licznika. Tym samym oznacza to, że dozymetr zmierzy tylko to promieniowanie, które przewyższa emisję kontrolki czyli 20-25 mR/h, mierząc (nieprawidłowo - LINK) emisję beta w jednostkach mocy dawki ekspozycyjnej.
Zastosowane w DP-4 liczniki G-M mają małą czułość, gdyż muszą mierzyć bardzo wysokie poziomy promieniowania, nie zmierzymy nimi zatem emisji od "domowych" źródeł. Wyjątkiem będą te najbardziej aktywne, np. skala do DP-63A czy niektóre zegary lotnicze. Poniżej przykład pracy DP-4, niestety oba egzemplarze mają zasłonięte numery seryjne:
Położenie środka układu pomiarowego zaznaczone jest na bocznej i tylnej ściance miernika za pomocą krzyżyków - dla I zakresu (5-200 R/h) jest on wyznaczany przez znaki "+ +", zaś dla II zakresu (0,5-5 R/h) przez znaki "+ x":
Dozymetr zasilany był baterią 1KS-U-3 "Saturn" o SEM=1,6 V, odpowiadającej współczesnym ogniwom R-20 (D). Czas nieprzerwanej pracy powinien wynosić 10 godzin (pobór prądu 50 mA). Bateria była umieszczona w komorze zamykanej metalową pokrywką, do której odkręcenia przewidziano kluczyk, mocowany na pasku od futerału.
W wielu egzemplarzach pokrywka jest niestety mocno zapieczona, co wymaga różnych zabiegów, celem jej odkręcenia: nasączania naftą, podgrzewania suszarką, zaciśnięcia zakrętki w imadle czy wręcz jej nawiercenia. Odkręcając tą pokrywkę należy wystrzegać się uderzeń, aby nie uszkodzić mikroamperomierza.
Zerknijmy jeszcze do wnętrza - DP-4 demontujemy, wykręcając 4 śrubki na bocznym panelu, mieszczącym pokrętła, a następnie wysuwamy panel wraz z całym obwodem elektronicznym. Z obudową jest on połączony tylko przewodami idącymi do komory baterii:
Po drugiej liczniki G-M, stabilizator napięcia (tyratron SG-301S) i transformator od przetwornicy. Przetwornica wykorzystuje tranzystor germanowy P-16B:
DP-4 był przenoszony w futerale z dermy, przypominającym nieco futerały od składanych aparatów fotograficznych o konstrukcji mieszkowej. Futerał ten ma dwie klapki - boczną, pozwalającą na dostęp do elementów sterujących, oraz przednią, odsłaniającą skalę:
Fot. Michał
Do futerału dozymetr jest przykręcany śrubką, którą odkręcamy tym samym śrubokrętem, co zakrętkę komory baterii:
Dozymetr waży 900 g, a w futerale 1200 g. W komplecie znajduje się instrukcja, ilustrowana wklejonymi fotografiami, co potwierdza małoseryjną produkcję - wykonanie odbitki zdjęcia i jego wklejenie do każdej instrukcji jest wyjątkowo pracochłonne:
Fot. Michał
W instrukcji znajdziemy typowe dane:
ogólny opis,
dane techniczne,
zasady działania przyrządu z omówieniem schematu elektronicznego,
przygotowanie do pracy i posługiwanie się miernikiem,
obsługa techniczna
kontrola wzorcowania,
wymiana liczników G-M i źródeł zasilania
specyfikacje elementów elektronicznych (liczniki G-M, tranzystor, tyratron, transformator)
zeszyt pracy do wpisywania przeglądów, wzorcowania itp.
schemat ideowy i montażowy
Fot. Michał
Fot. Michal
Trudno oszacować wielkość produkcji DP-4. Według forum RHBZ zidentyfikowano łącznie 19 egzemplarzy ("17 bez 2741 i 4815") z których udało się ustalić numery 14 sztuk:
0460
0779
0895
2536
2685
2705 (Michała)
2741
2905
3550
4815
4941
5241 (Białoruś)
5298
5338
To i tak sporo, gdyż początkowo liczbę egzemplarzy szacowano na 4-5 sztuk. Osobiście trafiłem tylko jeden egzemplarz na eBay, jednak zrezygnowałem z zakupu z uwagi na wysoką cenę (w przeliczeniu 600 zł) i jedynie kolekcjonerską wartość takiego miernika. Zakres pomiarowy DP-4 nadaje się jedynie do najbardziej aktywnych źródeł, czyli zegarów lotniczych, nie zmierzymy nim ani tła naturalnego, ani "domowych" źródeł promieniowania. Tym niemniej uczulam na ten przyrząd z uwagi na jego bardzo rzadkie występowanie. Jeden z użytkowników forum RHBZ odnalazł egzemplarz... w kupionym przez siebie starym garażu. Zatem jakkolwiek szansa na znalezienie DP-4 w Polsce jest bardzo niska, to nie wykluczam takiej możliwości. Wszak kiedyś trafiłem na targu RK-62, krótko produkowanego poprzednik RK-63.
Na zakończenie jeszcze parę fotografii egzemplarza nr 2705, należącego do Michała - dzięki za udostępnienie zdjęć i dodatkowe informacje o tym mierniku!
Jeżeli dysponujecie DP-4 lub znacie numery innych egzemplarzy niż wymienione w niniejszej notce, dajcie znać w komentarzach!
Cześć Jako , że robiłem zawodowo w elektronice przemysłowej produkcji ZSRR . Nie mogę potwierdzić kilku stwierdzeń. Po pierwsze sprzęt elektroniczny prod. ZSRR zawsze był numerowany od 0001 , więc na pewno patrząc po numerach wyprodukowano kilka tysięcy egzemplarzy ( jedynie gdzie robiono powrót numeracji do 0001 - to produkcja sprzętu od nowego roku , no ale obok numer roku już był inny nanoszony , więc mogło tak być , że było urządzenie z numerem 0001-1980 i 0001-1981) . Po drugie odpowiedzią na to, dlaczego zostało tak mało egzemplarzy może być fakt, iż po przykładowo 15 lat użytkowania przyrząd szedł do kasacji, było to w miarę ścisły sposób kontrolowane, bo sami wysyłaliśmy z Polski do ZSRR dokumenty kasacji danych urządzeń ) . Po trzecie w sprawie instrukcji. Nie jest to prawdą, że jak zdjęcia były wywoływane i wklejane to znaczy , że produkcja była mała . Praktycznie większość instrukcji i dokumentacji elektroniki pomiarowo - przemysłowej z ZSRR miało praktycznie wklejane fotografie do instrukcji . Czemu tak robiono - nie wiem . Dochodziło do takich sytuacji, że nawet schemat układów elektronicznych był robiony na oddzielnym papierze fotograficznym . Naprawdę nie jest to nic nowego , jeśli się ma z tym styczność długi czas .
Dzięki za uściślenie, dowiedziałem się przy okazji nowych rzeczy :) Pytanie, czemu produkowany równolegle DP-63A przetrwał w wielu egzemplarzach, zaś akurat DP-4 nie?
Mogło być tak , że konstrukcja były nie udana , awaryjna , wtedy dosyć szybko kasowano sprzęt . Też miałem kiedyś jeden generator do celów przemysłowych dopiero co przyjechał ZSRR i po kilku tygodniach dostałem pismo od producenta , że muszę go odesłać znowu bo sprzęt był na tyle awaryjny , że nie nadawał się do pracy . I tyle go widziałem . Ale w jednym mogę być pewien jak sprzęt ma numer 9001 to na pewno wyprodukowano tyle egzemplarzy . Numery na pewno były ściśle katalogowane i nikomu by się nie chciało dawać losowych numerów na produkcji .
Ok, rozumiem, zobaczymy ile jeszcze egzemplarzy wycieknie na rynku wtórnym. Co do numeru, nie musiał być losowy, ale np. zaczynać się od jakiegoś fabrycznego określenia typu - nie upieram się oczywiście, jedynie spekuluję :)
Jak była jakaś większa modernizacja przyrządu to wtedy do nazwy typu dodawali literki z ich alfabetu albo literkę m . Wówczas numeracja zaczynała się od nowa , ale już z dodatkową literką .
A tutaj mogła być jakaś zmasowana akcja kasowania przyrządu , więc większość wykasowano . A to że gdzieś się zaplątały do dziś to już inna historia i pewien skutek bałaganu .
Cześć Jako , że robiłem zawodowo w elektronice przemysłowej produkcji ZSRR . Nie mogę potwierdzić kilku stwierdzeń. Po pierwsze sprzęt elektroniczny prod. ZSRR zawsze był numerowany od 0001 , więc na pewno patrząc po numerach wyprodukowano kilka tysięcy egzemplarzy ( jedynie gdzie robiono powrót numeracji do 0001 - to produkcja sprzętu od nowego roku , no ale obok numer roku już był inny nanoszony , więc mogło tak być , że było urządzenie z numerem 0001-1980 i 0001-1981) . Po drugie odpowiedzią na to, dlaczego zostało tak mało egzemplarzy może być fakt, iż po przykładowo 15 lat użytkowania przyrząd szedł do kasacji, było to w miarę ścisły sposób kontrolowane, bo sami wysyłaliśmy z Polski do ZSRR dokumenty kasacji danych urządzeń ) . Po trzecie w sprawie instrukcji. Nie jest to prawdą, że jak zdjęcia były wywoływane i wklejane to znaczy , że produkcja była mała . Praktycznie większość instrukcji i dokumentacji elektroniki pomiarowo - przemysłowej z ZSRR miało praktycznie wklejane fotografie do instrukcji . Czemu tak robiono - nie wiem . Dochodziło do takich sytuacji, że nawet schemat układów elektronicznych był robiony na oddzielnym papierze fotograficznym . Naprawdę nie jest to nic nowego , jeśli się ma z tym styczność długi czas .
OdpowiedzUsuńDzięki za uściślenie, dowiedziałem się przy okazji nowych rzeczy :) Pytanie, czemu produkowany równolegle DP-63A przetrwał w wielu egzemplarzach, zaś akurat DP-4 nie?
UsuńMogło być tak , że konstrukcja były nie udana , awaryjna , wtedy dosyć szybko kasowano sprzęt . Też miałem kiedyś jeden generator do celów przemysłowych dopiero co przyjechał ZSRR i po kilku tygodniach dostałem pismo od producenta , że muszę go odesłać znowu bo sprzęt był na tyle awaryjny , że nie nadawał się do pracy . I tyle go widziałem . Ale w jednym mogę być pewien jak sprzęt ma numer 9001 to na pewno wyprodukowano tyle egzemplarzy . Numery na pewno były ściśle katalogowane i nikomu by się nie chciało dawać losowych numerów na produkcji .
OdpowiedzUsuńOk, rozumiem, zobaczymy ile jeszcze egzemplarzy wycieknie na rynku wtórnym. Co do numeru, nie musiał być losowy, ale np. zaczynać się od jakiegoś fabrycznego określenia typu - nie upieram się oczywiście, jedynie spekuluję :)
UsuńJak była jakaś większa modernizacja przyrządu to wtedy do nazwy typu dodawali literki z ich alfabetu albo literkę m . Wówczas numeracja zaczynała się od nowa , ale już z dodatkową literką .
OdpowiedzUsuńA tutaj mogła być jakaś zmasowana akcja kasowania przyrządu , więc większość wykasowano . A to że gdzieś się zaplątały do dziś to już inna historia i pewien skutek bałaganu .
OdpowiedzUsuń