Odkrycie radu przez Marię Skłodowską-Curie i jej męża Piotra Curie (1898) zapoczątkowało nowy okres zarówno w fizyce i chemii, jak również w medycynie. Ponieważ małżonkowie Curie nie opatentowali technologii otrzymywania radu, chcąc by odkrycie służyło całej ludzkości, wkrótce patent zastrzegły korporacje zajmujące się wydobyciem i przetwarzaniem rudy uranowej. Doszło więc do paradoksalnej sytuacji, w której Skłodowska, chcąc podarować rad dla tworzonego w Warszawie Instytutu Radowego, musiała prowadzić zbiórkę wśród Polonii amerykańskiej i organizować odczyty w USA. Ostatecznie udało się zgromadzić niezbędne fundusze, a firma Union Miniere du Haut Katanga, wydobywająca rudę uranu w Kongu (wówczas kolonia Belgii) sprzedała 833,33 mg radu, dorzucając do tego 200 mg gratis z uwagi na wieloletnią współpracę. Ten rad - łącznie 1033 mg w 166 ładunkach - oznaczono RMS ("rad Marii Skłodowskiej"). Instytut otwarto w 1932 r., jeszcze za życia Skłodowskiej, jednak pełne uruchomienie i rozwinięcie działalności zajęło kilka następnych lat. Rozwój Instytutu sprawił, że w 1938 r. dokupiono 533 mg radu, który oznaczono MSC ("Maria Skłodowska-Curie"), łącznie posiadano więc 1566 mg.
Kaseta na 50 igieł po 6,66 mg radu w Instytucie Radowym, 1936, zbiory NAC |
Pewne ilości radu miały też inne szpitale (Łódź, Wilno, Cieszyn) i niektórzy lekarze prowadzący prywatną praktykę. Warto wspomnieć, że w roku otwarcia Instytutu (1932) w różnych rękach znajdowało się w kraju aż ok. 3000 mg radu, jednak nie zawsze był on umiejętnie stosowany, a uzyskane efekty niepewne i przypadkowe. Dopiero powstanie Instytutu Radowego, łączącego działalność medyczną z badaniami naukowymi spowodowało dynamiczny rozwój radioterapii i zagadnień pokrewnych. Krajowe zasoby radu stały się wkrótce przedmiotem śmiertelnej rywalizacji, w której po jednej stronie stali polscy uczeni, po drugiej niemieckie gestapo.
W drugiej połowie 1939 r. wybuch wojny był coraz bardziej prawdopodobny, zaś latem praktycznie pewny - nie pytano już, czy, tylko kiedy. W związku z zagrożeniem wojennym 25 sierpnia 1939 r. przywieziono do Warszawy rad z Cieszyna (320 mg). Łączna ilość tego pierwiastka w Instytucie wyniosła więc 1886 mg.
Instytut Radowy przy ul. Wawelskiej w Warszawie, 1932, zbiory NAC |
Na początku wojny, 5 września, jeszcze przed rozpoczęciem oblężenia Warszawy, dyrektor Franciszek Łukaszczyk wywiózł cały rad do Józefowa i zakopał na działce konsultanta Instytutu, otolaryngologa Dionizego Zuberiera. Po kampanii wrześniowej Łukaszczyk wrócił do Warszawy i przywiózł część radu (320 mg z Cieszyna i 400 mg MSC) z zamiarem kontynuowania radioterapii w warunkach okupacji. Oprócz wspomnianych 1886 mg radu w Instytucie znajdował się jeszcze roztwór 100 mg bromku radu, używany do pozyskiwania radonu. Zaraz po wkroczeniu Niemców kierownik Pracowni Fizycznej Cezary Pawłowski odparował ten roztwór, a osad na trzech platynowych płytkach umieszczono w zalutowanej puszce, opieczętowano i zakopano [LINK]. Radem już interesowali się Niemcy. Dokonali rewizji w Instytucie, jednak przestraszyli się ostrzeżeń o ryzyku związanym z otwarciem sejfu (trezora) mieszczącego dawki radu. Udało się uzyskać chwilową zwłokę, jednak ostatecznie Niemcy zarekwirowali całe 720 mg radu znajdującego się w Instytucie (wg innych szacunków 853 mg, czyli cały MSC liczący 533 mg, plus 320 mg z Cieszyna - LINK). Podjęto też intensywne śledztwo mające ustalić, co stało się z resztą radu (1166 mg), w tym całym radem RMS (1033 mg) i resztą (133 mg) MSC. Finalnie po czterech miesiącach udało się przekonać Niemców (za pomocą sfałszowanej dokumentacji), że rad ten został ewakuowany do Francji wraz z innym wyposażeniem przez wojsko, w związku z czym w Instytucie nie ma już zupełnie radu. Jednocześnie uzyskano zgodę na kontynuowanie działalności Instytutu, który został przemianowany na Miejski Szpital Przeciwrakowy, z użyciem radu znajdującego się w rękach prywatnych. W rzeczywistości używano w nim dwóch "porcji" radu:
- oficjalnej, tzw. prywatny rad, pozyskany od Polskiego Komitetu do Zwalczania Raka (100 mg) i kilku lekarzy (ok. 420 mg), na co posiadano zgodę Niemców
- nielegalnej, stanowiącej 500 mg RMS z zasobów ukrytych przez Łukaszczyka na działce, a następnie przywiezionych do Instytutu i ukrytych w przewodach wentylacyjnych łazienki
Ta podwójna działalność wymagała fałszowania dokumentacji oraz ścisłej konspiracji. Dyrektor Łukaszczyk większość działań wykonywał osobiście, aby niepotrzebnie nie wtajemniczać współpracowników, a także nie narażać ich na promieniowanie. Radu używano tylko tam, gdzie był niezastąpiony (nowotwory macicy), w innych przypadkach stosując radioterapię rentgenowską lub leczenie chirurgiczne.
Pojemnik z radem, fot. M. Bil-Bilażewski, zbiory NAC |
Spodziewano się, że nawet "legalny" rad może paść łupem Niemców, szczególnie wobec spodziewanej klęski Rzeszy. Wykonano więc kopie zasobników, które w rzeczywistości zawierały ołów i były specjalnie postarzone, by łudząco przypominały oryginały. Prawdziwy rad ukrywano zarówno we wspomnianym przewodzie wentylacyjnym, jak również w gabinecie dyrektora.
Dr Franciszek Łukaszczyk, dyrektor i naczelny lekarz Instytutu Radowego, w swoim gabinecie, 1936, zbiory NAC. |
- 5 cm - 4,35 Sv/h
- 10 cm - 1,088 Sv/h
- 20 cm - 0,272 Sv/h
- 30 cm - 0,120 Sv/h [KALKULATOR]
Obliczenia mają charakter przybliżony, ponieważ dotyczą pojedynczego źródła o aktywności 1,686 Ci i bez żadnej osłony, a nie tej samej aktywności rozłożonej na kilkadziesiąt źródeł w cienkich metalowych osłonach (tubki, igły). Ma to jednak niewielki wpływ na sumaryczną moc dawki, szczególnie że nie zastosowano dodatkowych osłon lub były one niewystarczające. Możemy jedynie spekulować, czy plecak Łukaszczyka był wypełniony innymi rzeczami, co mogło zwiększyć dystans od źródła i zgodnie z zasadą odwrotnych kwadratów obniżyć moc dawki. Tym niemniej, nawet jeśli przyjmiemy wypchany plecak, który odsunął źródło na 30 cm, to mamy narażenie na 120 mSv/h przez wiele godzin podróży z Warszawy do Poronina. Przyjmijmy że pokonanie ok. 400 km dzielących te miejscowości zajęło 10 godzin, Łukaszczyk otrzymał więc 1,2 Sv. Jest to dawka wystarczająca do wywołania choroby popromiennej, a nawet śmierci 10-25% napromieniowanych w ciągu miesiąca, jeśli nie udzielono pomocy medycznej [LINK]. Pamiętajmy też, że była to trzecia podróż Łukaszczyka z radem w plecaku, a skutki kolejnych napromieniowań kumulują się i mogą dawać efekty oddalone w czasie.
W Poroninie Łukaszczyk miał przy ul. Tatrzańskiej (na wysokości cmentarza) działkę z domem i szopą, w której ukrył rad. Następnie w 1945 r. przewiózł 1000 mg radu do Krakowa, gdzie był używany w szpitalu im. Narutowicza. W listopadzie 1945 r. rad ten trafił do Warszawy, gdzie zaplanowano odbudowę Instytutu. Odkopano wówczas komisyjnie depozyt Cezarego Pawłowskiego, zawierający 100 mg bromku radu odparowanego z roztworów. Nie był to koniec znalezisk: Podczas prac budowlanych na terenie Instytutu znaleziono 4 preparaty radu RMS (2 szt. po 3,33 mg i 2 szt. po 13,33 mg), które być może zostały zagubione przez Łukaszczyka, lub przez chore [LINK]. W Poroninie nadal jednak znajdowało się 686 mg radu (133 mg MSC, 100 mg PKdZR i 420 mg prywatnego od lekarzy). Zaginiony rad z pewnością interesował władze i milicja prowadziła tam jedne poszukiwania w 1955 r., jednak bezskutecznie (albo przynajmniej nie zachowały się żadne źródła).
Franciszek Łukaszczyk na skutek wielokrotnego napromieniowania podczas przenoszenia radu i pracy z nim zachorował na białaczkę. Choroba była zaawansowana, gdy we wrześniu 1953 r. został profesorem nadzwyczajnym. Uczony zmarł 19 maja 1956 r., pochowany został na cmentarzu parafialnym w Poroninie i wydawać by się mogło, że nikt nie odnajdzie pozostałego radu. Tutaj pojawia się Amelia Kostkowska (ur. 1927), asystentka Łukaszczyka, która dzięki niemu zrobiła szybką karierę. Cytuję artykuł Andrzeja Fedorowicza "Co się stało z radem ofiarowanym Polsce przez Marię Skłodowską-Curie":
[Amelia Kostkowska] w 1949 r., nie mając jeszcze skończonych studiów medycznych, została asystentką dyr. Łukaszczyka. Dyplom zrobiła w 1952 r. i wtedy zaczęła się jej zawrotna kariera. 25-latka objęła stanowiska sekretarzy: Polskiego Towarzystwa Onkologicznego, posiedzeń naukowych w instytucie, wydawnictwa Nowotwory i Problemowej Rady Naukowej Ministerstwa Zdrowia ds. wczesnego rozpoznawania raka. Napisała też pod kierunkiem Franciszka Łukaszczyka sześć prac naukowych, a dwa lata po dyplomie miała już II stopień specjalizacji. Kostkowska była w instytucie prawą ręką dyrektora. Mówiono o niej szefowa i powszechnie narzekano na jej apodyktyczny charakter. Tajemnicą poliszynela było uczucie, które od początku znajomości łączyło prof. Łukaszczyka z asystentką. Dopóki kierował instytutem, jej pozycja była niezagrożona. Zmieniło się to, gdy choroba popromienna uniemożliwiła mu wykonywanie obowiązków. W lutym 1953 r. Amelia Kostkowska została przeniesiona z Warszawy do Krakowa, a pół roku później do Białegostoku. Zanim jednak wyjechała, dyrektor zdradził jej tajemnicę
https://pbc.biaman.pl/Content/24668/PDF/1959.04.17%20nr%2091.pdf |
- 14 tubek RMS
- 8 tubek Polski Komitet Przeciwrakowy
- 12 od lekarzy (Emil Meisels, Wiktor Chajes, Zbigniew Rybkowski, dr Folkszturm)
Świadectwo odnalezionego radu RMS, cyt. za Barbara Gwiazdowska, Jerzy Tołwiński, Wojciech Bulski - Kamieniem węgielnym był rad, NOWOTWORY 2000/ tom 50 Zeszyt 4 / 410–416 |
- https://www.szukajwarchiwach.gov.pl/jednostka/-/jednostka/34339472
- nadal na terenie dawnego Instytutu Radowego przy ul. Wawelskiej
- w zwłokach pacjentów zamordowanych przez RONA na terenie Instytutu
- w nieodkrytym depozycie w prywatnym domu w Polsce, Niemczech lub byłym ZSRR
- jako niezidentyfikowany "dynks" w skrzynce z narzędziami czy szufladzie z "przydasiami"
- w prywatnej kolekcji (rozpoznany lub nie)
"Życie Warszawy" nr 164(950) z 17.06.1947 r., https://mbc.cyfrowemazowsze.pl/dlibra/publication/65989/edition/60900/content |
Według innego źródła (B. Gwiazdowska et al, Kamieniem węgielnym był rad) Polska otrzymała łącznie 17 gramów radu, dostarczonego w trzech turach w latach 1947-1948 r. Taka ilość umożliwiła prowadzenie leczenia na masową skalę. Jest w tym pewien chichot historii, że dyrektor Łukaszczyk poświęcił zdrowie i życie, by uratować 1 gram radu, żyjąc 4 lata w śmiertelnym zagrożeniu od promieniowania i Niemców, podczas gdy wkrótce po wojnie Instytut otrzymał ogromną ilość tego pierwiastka. Jednak ofiara Łukaszczyka nie była daremna, szczególnie że nie cały rad z UNRRA nadawał się do stosowania w brachyterapii (radioterapii kontaktowej) i nadal stosowano rad Skłodowskiej. Część nieprzydatnego terapeutycznie radu z UNRRA (łącznie 3605 mg w różnych źródłach) posłużyła do budowy eksperymentalnej "bomby radowej", poprzedniczki bomby kobaltowej, stosowanej w teleterapii (naświetlaniu z zewnątrz).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli znajdziesz błąd lub chcesz podzielić się opinią, zapraszam!
[komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora - treści reklamowe i SPAM nie będą publikowane!]